Amerykańskie niewypały w Polsce

Na pełnym dziur i kruszejącego asfaltu placu apelowym 16. Dywizji Zmechanizowanej w Morągu stoi kilkadziesiąt amerykańskich pojazdów. Humvee w rożnych wersjach, leciwe ciężarówki M35 oraz potężne czteroosiowe ciągniki siodłowe marki Oshkosh, odgrodzono od pozostałego obszaru jednostki wysokimi na półtora metra zasiekami z drutu kolczastego. Przed ciekawskimi, od strony ulicy, pojazdy zasłania siatka maskująca. Między sprzętem wojskowym przechadzają się polscy i amerykańscy żołnierze, wesoło rozmawiając.

Amerykanie przylecieli do Morąga w minioną niedzielę, kilka dni po tym, jak na 37 platformach kolejowych przyjechał ich sprzęt. Mieszkają tuż obok podziurawionego placu, w wyodrębnionym i oddanym do ich dyspozycji budynku morąskiej jednostki. To pierwsi żołnierze US Army, który będą w Polsce stacjonować dłużej niż kilka dni, jak to bywało wcześniej przy okazji natowskich manewrów.

Reklama

Sojusznicza pomoc

Stu Amerykanów z 5. batalionu 7. Pułku Artylerii Obrony Powietrznej, wchodzącego w skład 357. Brygady Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwrakietowej Sił Lądowych USA, uczy Polaków, jak obsługiwać Patrioty.

- Bardzo cieszymy się, że możemy tu być - mówi podpułkownik Daniel Herrigstad, oficer prasowy US Army w Europie. - Jesteśmy, by pomagać naszym polskim przyjaciołom - dodaje.

Identyczną formułkę recytuje każdy zagadnięty amerykański żołnierz. Zdecydowanie chętniej wojacy z jednostki zwanej "Rough Riders" opowiadają o sprzęcie, jaki stoi na placu.

Patriot to nie tylko rakiety, ale kompletny system obrony powietrznej krótkiego i średniego zasięgu. Służy do unieszkodliwiania samolotów i rakiet, tak manewrujących, jak i balistycznych. Składa się z sześciu elementów, które można łatwo przewozić z miejsca na miejsce: radaru, stacji naprowadzania i kierowania ogniem, stacji dowodzenia, radiolinii dla komunikacji, generatora prądu oraz wyrzutni rakiet.

Jedna stacja naprowadzania może współpracować z maksymalnie ośmioma wyrzutami rakiet. Każda z nich może być załadowana czterema rakietami PAC-2 GEM o maksymalnym zasięgu ponad 100 km.

- Do wyładowania i ustawienia całego tego majdanu potrzeba 40 żołnierzy. Jednak do obsługi wystarczy tylko trzech - wyjaśnia sierżant Tom Holt.

Ćwiczenia na sucho

Do Polski przyjechała jedna z czterech baterii Patriotów, jakimi dysponują stacjonujący w niemieckim Kaiserslautern "Rough Riders". Na placu jednostki w Morągu stoi sześć wyrzutni. Tylko połowa z nich załadowana jest dwoma kontenerami pełniącymi funkcję zarówno transportową, jak i platform startowych dla rakiet. Na wszystkich kontenerach widnieje jednak napis "Empty" (pusty).

- Na razie nie ma potrzeby, by w wyrzutniach były rakiety. Polacy dopiero zaznajamiają się z systemem Patriot - wyjaśnia sierżant Holt.

Zdecydowanie bardziej dosłownie wyraża to przemawiający w Morągu ambasador USA w Polsce, Lee Feinstein: - Najpierw trzeba nauczyć się chodzić, a dopiero później biegać.

Bardziej dobitniej podkreślić, kto decyduje o losie Patriotów w Polsce, już się chyba nie dało...

Patrioty są nieuzbrojone nie tylko dlatego, że Polacy dopiero stawiają pierwsze kroki w obsłudze tego systemu.

- W Morągu nie ma gdzie przechowywać rakiet - mówi wprost podpułkownik Daniel Herrigstad.

Innego zdania jest strona polska. Minister Bogdan Klich zapewnia, że Polska wita Amerykanów tym, co ma najlepsze: gościnnością i przygotowaną infrastrukturą. Nasz kraj wydał 2 mln złotych na przygotowanie pobytu Amerykanów w Polsce.

- Jesteśmy przygotowani na dalsze wydatki - podkreśla minister Klich.

Zapewnienia ministra o doskonale przygotowanej infrastrukturze wywołują salwy śmiechu wśród żołnierzy 16. Brygady Zmechanizowanej. Z przekąsem mówią o obiecanym basenie. Gdy tłumacz przetłumaczył wypowiedź Bogdana Klicha na język angielski, żadnemu z amerykańskich żołnierzy nie drgnęła powieka.

Bateria na pokaz

Zgodnie z umową podpisaną w 2008 r., na terytorium Polski będzie okresowo, a docelowo na stałe, stacjonować bateria obrony powietrznej Patriot. Pierwotnie, najprawdopodobniej do końca 2012 r., baterie nie będą wyposażone w rakiety. Obecność Amerykanów będzie zatem misją co najwyżej szkoleniową, a nie realizacją warunków, jakie Polska stawiała w negocjacjach w sprawie udziału naszego kraju w amerykańskim programie obrony przeciwrakietowej.

Polska domagała się w nich wzmocnienia obrony powietrznej krótkiego i średniego zasięgu.

- Rozmieszczenie systemu Patriot w Polsce uważamy za ważny krok w kierunku zwiększenia naszego bezpieczeństwa narodowego i rozwijania współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Nie ze względu na sprzęt, bo ta jedna bateria nie czyni wiosny, ale ze względu na ludzi - żołnierzy amerykańskich, którzy tę baterię będą obsługiwać - mówi min. Klich.

- To ważny dzień, bo polsko-amerykańska współpraca jest obietnicą bezpieczniejszego świata - wtóruje mu amerykański ambasador.

Obecność Amerykanów oburza jednak Rosjan, którzy grzmią, że nie rozumieją polskich działań. Rosyjskie MSZ opublikowało notę, w której napisano, że rozmieszczenie Patriotów nie sprzyja umocnieniu bezpieczeństwa i rozwojowi zaufania.

Minister Klich twierdzi, że "Polska nie traktuje Rosji jako zagrożenia", natomiast same Patrioty określa jako "broń defensywną, a nie ofensywną". Stanisław Koziej, szef BBN, przyznaje natomiast, że "bateria rakiet dziś nie wpływa na bezpieczeństwo kraju", lecz - zauważa - "bezpieczeństwo jest procesem długofalowym".

Żołnierze i mieszkańców dzieli mur

Uśmiechnięci i otwarci żołnierze z "Rough Riders" niewiele przejmują się oficjalnymi przemówieniami polityków. Na pytanie, co właściwie robią w Polsce, albo recytują ustaloną przez dowództwo formułkę, albo odsyłają do przełożonych. Zdecydowanie chętniej opowiadają o polskich dziewczynach.

- O, tak! Polskie dziewczyny są piękne - sierżant Holt błyskawicznie się ożywia, gdy tylko wspominam o kobietach. Prawdą jest jednak, że Amerykanie nie mieli jeszcze zbyt wielu okazji do spotkań z dziewczynami z Morąga.

I nie będą ich mieli zbyt wiele, bo około stuosobowy oddział amerykańskich żołnierzy (z pierwszą rotacją baterii przyjechali zarówno mężczyźni, jak i kobiety), będzie obecny na terytorium Polski tylko przez 30 dni w każdym kwartale. Potem wróci do niemieckiej bazy, a w kolejnym trzymiesięcznym okresie przyjadą nowi żołnierze. Za transport i pobyt Amerykanów w Polsce płaci rząd USA.

Piętnastotysięczne miasteczko na Pojezierzu Iławskim przypadło Amerykanom do gustu.

- Mooraaaak is ok - mówi sierżant Holt.

- Eee, co oni tam widzieli, chyba tylko zza szyb samochodów, jak jechali do jednostki. Mało który wychylił nosa z jednostki - komentuje jeden z polskich żołnierzy.

Niespełnione obietnice

- Jeszcze ich nie widzieliśmy, słowa nie zamieniliśmy - mówi pani Ania, mieszkanka Morąga, która przyszła do jednostki zobaczyć Amerykanów. Ani jej, ani żadnego cywila - oprócz władz i kierownika lokalnego banku, którego obecność na placu jednostki wśród VIP-ów wywołała wybuch śmiechu żołnierzy 16. Brygady - nie wpuszczono do koszar na prezentacje Patriotów.

Morążanie nie kryją też innych pretensji... Obiecywano im, że żołnierze zostaną na stałe, co wpłynie na rozwój lokalnej przedsiębiorczości.

- Miały być złote góry, a tu Amerykanie nie dość, że siedzą w jednostce, to zaraz pojadą i tyle ich widzieliśmy - żali się jeden z mężczyzn spotkany przy płocie jednostki.

Żołnierze z jednostki w Morągu chwalą Amerykanów, jednak zaledwie po kilku dniach ich obecności w koszarach nie mogą wiele o nich powiedzieć.

- Są bardzo mili, otwarci, ale tak Polacy, jak i Amerykanie, po służbie trzymają się w swoim narodowym towarzystwie - przyznaje jeden z żołnierzy 16. Brygady Zmechanizowanej. - Nie mamy problemów z porozumiewaniem się, myślę, że musimy się do siebie przekonać - dodaje.

Przekonać muszą również politycy - Polaków. Do tego, że cała ta "patriotyczna" impreza ma jakiś sens...

Marcin Wójcik

Czy Amerykanie kolejny raz nas nabrali? Czytaj więcej w serwisie Biznes INTERIA.PL.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: politycy | rakiety | minister | USA | Patriot | Amerykanie | bateria | żołnierze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy