Abramsy dla Polski. Pierwsze już za rok

Amerykańskie Abramsy można już spotkać w Polsce. Są w nie wyposażone grupy brygadowe, które stacjonują na zachodzie. Niedługo Polska otrzyma swoje czołgi tego typu /US Army /domena publiczna
Reklama

Minister Mariusz Błaszczak i prezes Jarosław Kaczyński ogłosili, że Polska kupi amerykańskie czołgi Abrams w najnowszej wersji produkcyjnej. Będzie to czwarty typ czołgu używany przez Wojska Lądowe.

Mariusz Błaszczak i Jarosław Kaczyński poinformowali o zakupie 250 wozów, które zapewnią wyposażenie dla czterech batalionów. Pierwsze czołgi mają trafić do Polski już w przyszłym roku. Nowe pojazdy mają trafić do 1. Warszawskiej Brygady Pancernej i 19. Brygady Zmechanizowanej, znajdujących się w ramach 18. Dywizji Zmechanizowanej

Politycy nie poinformowali, czy w tej sytuacji czołgi typu Leopard powrócą do 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. Jeśli tak się stanie, może to oznaczać, że rozmontowana w 2017 roku najsilniejsza pancerna jednostka NATO na wschodzie, odzyska swoje wozy? Tego nie wiemy. Jednak byłoby to optymalne rozwiązanie. Wojska Lądowe posiadałyby dywizję całkowicie wyposażoną w Leopardy, co znacznie uprościłoby logistykę i proces szkolenia.

- Zakup Abramsów dla 18. Dywizji Zmechanizowanej przypuszczalnie oznacza, że Leopardy przesunięte bez żadnego przygotowania do Wesołej wrócą do Lubuskiego. Kolejna roszada czołgowa oznacza, że znowu trzeba będzie żołnierzy szkolić i certyfikować w praktyce od zera - zauważa Bartłomiej Kucharski, ekspert Zespołu Badań i Analiz Militarnych.

Zakup czołgów będzie kosztował podatnika 23,3 miliardów złotych, które zostaną wysupłane spoza budżetu MON. Cena zawiera pakiet logistyczny, szkoleniowy wraz z symulatorami oraz zakup nowej amunicji. Minister nie poinformował, czy i jaki offset obejmuje zakup.

Reklama

- Czołgi przeznaczone dla Polski będą produkowane na linii, na której przygotowywane są czołgi dla US Army. Oznacza to, że będą w takim samym standardzie, poza wkładami pancerza. Co też oznacza, że żadne podsystemy z Polski nie będą w nim montowane - mówi Jarosław Wolski, ekspert ds. wojskowości.

Nowe czołgi?

- Są to czołgi z najwyższej półki. Natomiast należy sobie zadać bardzo poważne pytanie, czy był to faktycznie najpilniejszy zakup w momencie, kiedy nie mamy praktycznie systemów walki radioelektronicznej, obrony przeciwlotniczej i, co gorsze, nie mamy systemów rozpoznawczych. Są to braki dużo poważniejsze, niż brak czołgów - dodaje Wolski.

Abramsy nie są już produkowane. Jedynie już istniejące egzemplarze przechodzą głęboką modernizację. Tak, jak to było w przypadku czołgów dla Tajwanu. Zostało kupione 108 egzemplarzy, które zostaną przebudowane ze zmagazynowanych amerykańskich wozów. Ma je przebudować spółka General Dynamics Land Systems na bazie czołgów M1A2S i M1A2K.

- W USA granica między modernizacją i produkcją jest płynna. Kadłuby i niektóre podzespoły są remontowane, ale już np. wieże są zupełnie nowe. To normalna dla USA praktyka, podobnie "modernizowano" rodzinę dział samobieżnych M109. Formalnie jednak ostatni całkowicie nowy czołg M1 wyprodukowano około 2000 roku - wyjaśnia Kucharski.

Kręta droga

O zakupie amerykańskich Abramsów w kuluarach mówiło się już od dawna. W zasadzie pierwsze takie pomysły pojawiły się za czasów Antoniego Macierewicza. Wówczas planowano zakup czołgów z rezerwy znajdującej się na pustyni.

Kolejny raz temat Abramsów wrócił po ogłoszeniu przez Korpus Piechoty Morskiej, że ten wycofuje M1A1. Wtedy zaczęto dyskutować nad możliwością zakupu wycofywanych czołgów.

Były to rozważania w ramach programu czołgu nowej generacji Wilk, realizowanego od 2017 roku. Jeszcze w marcu tego roku rzecznik prasowy Inspektoratu Uzbrojenia, mjr Krzysztof Płatek mówił, że "faza analityczno-koncepcyjna dla zadania dotyczącego pozyskania czołgów nowej generacji w ramach programu Wilk nie została zakończona. Prowadzone analizy obejmują szereg planowanych do wprowadzenia i istniejących na świecie konstrukcji".

Jak w wielu innych przypadkach i tym razem okazuje się, że rząd nie ma żadnego długofalowego planu modernizacji Sił Zbrojnych. Jeszcze niedawno Mariusz Błaszczak deklarował zainteresowanie dołączeniem do włosko-hiszpańskiego programu budowy czołgu podstawowego w ramach inicjatywy Stałej Współpracy Strukturalnej Unii Europejskiej.

Wcześniej mówiono o dołączeniu do programu francusko-niemieckiego. Jakby było mało, w maju 2019 roku Polska Grupa Zbrojeniowa poinformowała o uruchomieniu prac badawczo-rozwojowych na czołgiem nowej generacji, który byłby realizowany z partnerem zagranicznym. Skończyło się jak zwykle w ostatnich latach - zakupem z USA.

Złap je wszystkie

MON zachowuje się trochę jak trener Pokemonów, który chce złapać wszystkie typy czołgów, jakie obecnie znajdują się na świecie.

W Siłach Zbrojnych RP najwięcej jest czołgów T-72. W jednostkach liniowych Wojsk Lądowych znajduje się obecnie 257 czołgów tego typu. Zostały one wyprodukowane w Łabędach w latach 80. XX wieku na licencji.

Obecnie najnowocześniejszymi czołgami w Siłach Zbrojnych RP są czołgi Leopard 2, pozyskane z nadwyżek Bundeswehry w dwóch transzach. Pierwsza wynegocjowana przez rząd Leszka Millera w 2002 roku i druga, wynegocjowana przez rząd Donalda Tuska w 2013 roku. W tym samym roku rozpoczęto prace nad umową dotyczącą modernizacji pozyskanych czołgów, którą ostatecznie podpisała w grudniu 2015 roku ekipa Antoniego Macierewicza.

Obecnie Wojska Lądowe posiadają 142 sztuki Leopardów w wersji A4, które mają zostać zmodernizowane, i 105 w wersji A4. Park maszynowy pancerniaków uzupełnia około 200 PT-91 Twardy.

Koszmar logistyka

Teraz MON wprowadza do linii czwarty typ czołgu podstawowego. Żaden inny kraj na świecie nie posiada takiej różnorodności! Prócz tego wprowadzony zostanie czwarty typ karabinu maszynowego i trzeci typ pojazdów inżynieryjnych. W dodatku Abrams używa innej amunicji armatniej niż Leopard oraz T-72 i pochodne. Co oznacza kolejny typ amunicji, w którą trzeba będzie się zaopatrzyć. Istny koszmar logistyka.

Jakby tego było mało, należy doliczyć koszty eksploatacji. Abrams pali ogromne ilości paliwa. Podczas testów porównawczych okazało się, że amerykański czołg spala 148 litrów paliwa na 10 kilometrów jazdy. Podczas gdy Leopard na tym samym dystansie 72 litry. Już teraz wojsko narzeka na wysokie koszty utrzymania sprzętu.

Jednak chyba największy problem będzie stanowił brak zaplecza technicznego - Polska nie posiada odpowiednich środków przeprawowych, mostów o odpowiedniej nośności, a także zaplecza warsztatowego. Wszystko to będzie należało zbudować i kupić. Na razie ministerstwo na ten temat milczy.

- Zakup tych czołgów bez wątpienia bardzo wzmocni wojska pancerne i zmechanizowane, ponieważ armia otrzyma ćwierć tysiąca bardzo dobrych wozów. Zdecydowanie lepszych, niż w linii utrzymują Rosjanie. Jednak podkreślam, że z punktu widzenia całości Sił Zbrojnych brak systemów walki radioelektronicznej, obrony przeciwlotniczej i rozpoznania, jest znacznie istotniejszy niż brak nowoczesnych czołgów - dodaje Jarosław Wolski.

Rząd PiS zrobił krok w dobrym kierunku. Jedyne, co może dziwić to tryb zakupu, brak logiki w modernizacji Sił Zbrojnych. Wprowadzanie kolejnego typu uzbrojenia spowoduje chaos w szkoleniu jak i eksploatacji wozów. 

Najdziwniejszy jest jednak całkowity brak udziału polskiego przemysłu obronnego w budowie wozów. Tym bardziej, że prezydent Andrzej Duda od dawna mówił o inwestycjach w polski przemysł zbrojeniowy. Zapowiedział on udział polskiego przemysłu w budowaniu czołgów nowej generacji. Miały one powstać do 2035 roku. Prawdopodobnie ten plan jest już nieaktualny.


 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: militaria | czołg | Wojsko Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy