Ziyad Raoof: Kurdowie mogą ogłosić niepodległość

O klęsce irackiego wojska, dążeniu Kurdów do niepodległości i alianckiej pomocy z pełnomocnikiem Rządu Regionalnego Kurdystanu w Polsce Ziyadem Raoofem rozmawia Maciej Legutko.

- Najpierw pytanie fundamentalne: co pańskim zdaniem było przyczyną tego, że Irak znalazł się u progu ostatecznego rozpadu?

- Bez wątpienia jest to najtrudniejszy moment we współczesnej historii Iraku. Przyczyniły się do tego zarówno czynniki wewnętrzne, jak i zewnętrzne. Jednak pełną odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi rząd w Bagdadzie, a w szczególności premier Nuri Al-Maliki. W ostatnich latach lekceważył on zasady, na których miał się opierać odbudowywany Irak, przede wszystkim wspólne rządzenie krajem przez przedstawicieli każdego żyjącego na tej ziemi narodu i religii.

Reklama

- Obowiązkiem sprawowania rządów mieli się dzielić Arabowie, Kurdowie, szyici, sunnici, chrześcijanie, jezydzi oraz wszystkie inne mniejszości narodowe i religijne. Fundamentem odbudowywanego Iraku miała być nowa konstytucja, za którą głosowało ponad 80 procent obywateli.

- W praktyce wszystko wyglądało inaczej. W ciągu ostatnich dwóch kadencji Maliki skupił w swych rękach najważniejsze resorty siłowe, służby specjalne, podporządkował sobie ministerstwo finansów i bank centralny. Bezprawnie i bezkarnie działały paramilitarne bojówki, które eliminowały politycznych przeciwników. Jawnie lekceważono zasady konstytucji i określony w niej federalny ustrój państwa.

- W ogóle nie został wcielony w życie artykuł 140 ustawy zasadniczej, który był podstawą do rozwiązania problemu terenów kurdyjskich poza obszarem administracji Rządu Regionalnego Kurdystanu. Premier Maliki ignorował również parlament i nie był nawet skłonny stawić się przed nim.

- To wszystko i wiele innych przyczyn spowodowały ogromną przepaść między różnymi siłami politycznymi i podział społeczeństwa irackiego. Warto zauważyć, że wiele postulatów zrewoltowanych Irakijczyków jest słusznych. Terroryści umiejętnie skorzystali z sytuacji i umocnili swą pozycję. Protesty, które swego czasu wybuchły w kilku prowincjach, m.in. Anbar, miały racjonalne podstawy. Al-Kaida wmieszała się wówczas w tłum dokonując aktów terroru. Rząd w Bagdadzie nie przejmował się odróżnianiem terrorystów od słusznie demonstrujących i wciąż próbuje siłą stłumić protesty.

- Wspomniał pan również o czynnikach zewnętrznych...

- To prawda, winna obecnemu kryzysowi jest również nieustająca rywalizacja mocarstw regionalnych i ich sprzeczne interesy. Walka najważniejszych graczy regionu, której ofiarą jest również Syria, stworzyły podatny grunt do rozwoju ugrupowań terrorystycznych i przenikania niektórych organizacji na tereny Iraku.

- Dlaczego irackie wojsko, dozbrojone przez Stany Zjednoczone dziesiątkami miliardów dolarów, podniosło sromotną porażkę w walkach z ustępujących mu liczebnością terrorystami z ISIL?

- Porażka irackiego wojska jest jedynie konsekwencją klęski politycznej rządu Malikiego. Armia Iraku została zbudowana na tych samych błędach, które popełnił rząd - zamiast profesjonalizmu oraz roli czynnika jednoczącego kraj, wojsko również było upolitycznione i reprezentowało wyłącznie interesy określonych grup. Nic dziwnego, że w większości kraju nie cieszyło się ono żadnym szacunkiem, ani poparciem społecznym, a morale w nim były bardzo niskie.

- Błyskawiczne postępy ISIL są prawdziwym szokiem dla Zachodu. Czy Kurdowie też są zaskoczeni tak dramatycznym rozwojem sytuacji?

- Rząd Regionalny Kurdystanu w ogóle nie jest tą sytuacją zaskoczony. Kurdyjskie władze już pół roku temu w rozmowie telefonicznej, przy okazji wizyty Malikiego w USA, ostrzegły go o potencjalnych zagrożeniach w Mosulu. Premier arogancko odpowiedział, żebyśmy lepiej pilnowali swojego regionu, bo armia iracka jest zdolna stawić czoła każdemu zagrożeniu.

- Nie ograniczyliśmy się tylko do alarmowania władz w Bagdadzie. Prezydent Masoud Barzani rozmawiał o tym również z wiceprezydentem USA Joe Bidenem. Tuż przed upadkiem Mosulu, podczas wizyty we Francji, prezydent Barzani również wspominał o nachodzącym niebezpieczeństwie. Po wydarzeniach w tym mieście francuski minister spraw zagranicznych zadzwonił zresztą do kurdyjskich władz podkreślając, że nasze przewidywania były słuszne.

- Upadek Bagdadu jest już tylko kwestią czasu, czy też ISIL nie ma wystarczających sił do zdobycia stolicy?

- Sytuacja jest niezwykle dynamiczna i trudna do przewidzenia. Irak po ostatnich wyborach w kwietniu nie ma jeszcze nowego parlamentu, ani nowego rządu, ani prezydenta, do tego rozrywany jest antagonizmami religijnymi. Zagrożenie ze strony ISIL i innych ugrupowań terrorystycznych jest bardzo realne.

- Wszystko będzie zależało od tego, czy i jak szybko klasa polityczny zdoła się porozumieć i szanując wyniki wyborów stworzy nowy rząd. Musi on przestrzegać zasad wspólnego rządzenia krajem, wyeliminować wpływy resortów siłowych i bojówek paramilitarnych na krajowe życie polityczne oraz szanować i realizować postanowienia konstytucji, przede wszystkim zasadę państwa federalnego, wielonarodowego i wielowyznaniowego.

- Bez odrzucenia partykularyzmu religijnego i etnicznego oraz wzmocnienia prawdziwej demokracji Irak czeka rozpad. Błędy premiera Malikiego umiejętnie wykorzystują ISIL oraz pozostałości reżimu Saddama Huseina.

- Przejdźmy do kwestii kurdyjskiej. Czy dla Regionu Kurdystanu obecna sytuacja jest historyczną szansą na szczęśliwy koniec starań o niepodległość, czy jednak poważnym zagrożeniem?

- Od ponad dziesięciu lat dokładaliśmy wszelkich starań, aby zachować jedność Iraku. Choć jesteśmy przekonani, że Kurdom również należy się niepodległość, zgodnie z międzynarodowym prawem i przyjętymi konwencjami. Życie w ramach Iraku to nasz wybór. Pod warunkiem, że miało to być państwo federalne, wielonarodowe i demokratyczne, tak jak przewidywała konstytucja. Ale, jak widać, los Iraku nie zależy już tylko od nas.

- Tam, gdzie mogliśmy sami decydować o naszej sytuacji, mam na myśli Region Kurdystanu, działaliśmy najlepiej, jak potrafimy. Dlatego Kurdystan rozwija się dynamicznie. W spokoju i bezpieczeństwie żyją Kurdowie, Arabowie, Turkmeni, muzułmanie i chrześcijanie, a prawa wszystkich są szanowane. Federalizm to był nasz wybór, uwzględniający interesy nie tylko Kurdów irackich, ale i całego Iraku oraz Bliskiego Wschodu.

- Lecz jeżeli nie uda się dalej utrzymać rozrywanego konfliktami państwa, które sztucznie zostało niegdyś ustanowione decyzją mocarstw, to ogłoszenie niepodległości, w sprawie której Kurdowie wypowiadaliby się w referendum, może być konieczne. Po dziesiątkach lat dramatycznej historii udało nam się pokazać światu, że mimo różnorodności potrafimy odbudować kraj i żyć w pokoju, harmonii i przyjaźni między sobą i ze wszystkimi sąsiadami w regionie. Nawet z Turcją, z którą obecnie łączą nas bardzo dobre stosunki polityczne i gospodarcze.

- Jak Rząd Regionalny Kurdystanu ustosunkuje się do ofensywy ISIL? Skupi się na obronie istniejącej granicy, czy raczej wykorzysta próżnię administracyjną do rozszerzenia kontrolowanych przez siebie terenów?

- Na wstępnie chciałbym zaznaczyć, że niezależnie od tego, kto jest winny obecnej sytuacji, Rząd Regionalny Kurdystanu udziela pomocy humanitarnej wszystkim uchodźcom - zarówno tym z Mosulu i innych regionów Iraku, jak i tym, którzy wcześniej przybyli z Syrii, niezależnie od wyznania i narodowości. Obecnie na 5 milionów mieszkańców Regionu Kurdystanu przebywa u nas ponad milion uchodźców. Wszystkim staramy się jednak zapewnić schronienie, wyżywienie i opiekę medyczną.

- W kwestii militarnej kurdyjskie wojsko Peshmerga było zmuszone wypełnić próżnię, którą pozostawiło uciekające wojsko irackie. Staramy się zapewnić bezpieczeństwo wszystkim Kurdom i innym mniejszościom na ziemiach Kurdystanu Irackiego, także na terenach poza administracją Rządu Regionalnego Kurdystanu. Udało nam się zaprowadzić tam porządek i nie dopuścić do przeniknięcia ISIL. Natomiast premier Nechirvan Barzani zdecydowanie oświadczył, że Peshmerga nie będzie przelewać krwi za błędy Bagdadu i nie będzie uczestniczyć w odbijaniu Mosulu. W samym Regionie Kurdystanu od wybuchu rebelii nic się nie zmieniło. Nie ma aktów terroru i panuje zupełny spokój.

Rozmawiał: Maciej Legutko

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama