W GROM-ie nie ma ducha

Polsce potrzebny jest przede wszystkim dobry system, strategie działania, która spowodowałaby, że jednostki specjalne w pełni wykorzystywałyby swoje możliwości, potencjał tkwiący w ludziach - mówi INTERIA.PL płk Roman Polko, były dowódca elitarnej jednostki specjalnej GROM.

Emilia Chmielińska, INTERIA.PL: Jak wygląda poziom wyszkolenia żołnierzy polskich jednostek specjalnych? Czy Amerykanie mogą się od nas uczyć?

Płk Roman Polko: Nasze jednostki specjalne są nieźle wyszkolone, przykładem jest chociażby GROM. Nie brakuje nam świetnych żołnierzy, ale brakuje ośrodków szkolenia i nowoczesnego sprzętu, pozwalającego uderzać z zaskoczenia z wody, powietrza i ziemi. Zbyt często improwizujemy nadrabiając braki poświęceniem i ryzykowaniem własnego życia.

Jak obecnie ocenia pan działania jednostki GROM i tego co się wokół niej dzieje?

Reklama

Nie chciałbym oceniać nowego dowódcy i jednostki. Myślę, że moje odejście, to że zostało ono zauważone - szczególnie przez media - pozwoliło zablokować te procesy, które nieuchronnie groziłyby jednostce. Te negatywne procesy, które tak naprawdę wiązałyby się z rozbiciem jednostki. To nie są jakieś moje wymysły - tego typu plany były przygotowywane, były to zapisy ustawowe.

Wystarczy sięgnąć po Plan Rozwoju Sił Zbrojnych 2003 - 2008, jak również do wcześniejszych dokumentów. Ciągle, nawet po misji irackiej GROM-u zakończonej obaleniem Husajna - czyli z wojskowego punktu widzenia sukcesem i wzrostem prestiżu Polskich Sił Zbrojnych na arenie międzynarodowej, pojawiały się pomysły na to, żeby zlikwidować jednostkę GROM. A jak wygląda sytuacja teraz? Kiedy nie zdecydowałem się firmować swoim nazwiskiem tych degresywnych koncepcji rozwoju proponowanych przez sztab generalny, miałem tylko jedną możliwość godną żołnierza - odejść ze służby wojskowej. Po tym fakcie jakby problem GROM-u, a także innych jednostek został zauważony. Sztab generalny troszeczkę "dostał po uszach" od mediów, a i minister Szmajdziński zaczął się przez pewien czas jednostką GROM interesować w obawie o swoją polityczną karierę.

Tego typu rozchwiania i restrukturyzacje, niepewność - nie tylko jeśli chodzi o jednostkę GROM, ale o całe Wojsko Polskie powoduje jednak obniżenie morale. Jednym z głównych problemów jest to, że wciąż nie ma spełnionych podstawowych warunków do rzetelnej służby. Ludzie nie mają możliwości szkolenia się i kształcenia w pełnych wymiarze - bo brakuje ośrodków szkoleniowych, obiektów, amunicji. Jeśli chodzi o siły specjalne, to w dalszym ciągu brakuje nie tylko konkretnej strategii, koncepcji tych sił, ale nawet zwykłego zrozumienia.

Generał Cieniach (I zastępca szefa sztabu generalnego) na spotkaniu Stowarzyszenia Euroatlantyckiego (6 czerwca) odnosząc się do wizji rozwoju tych sił stwierdził np., że moglibyśmy też mieć siły jądrowe, ale nie stać nas na nie i to tylko kłopot. Koszty związane z utrzymaniem niewielkiego zespołu GROM-u w Iraku w jego oczach urosły, a nawet przerosły koszty utrzymania polskiej części wielonarodowej dywizji. Nie dziwię się, że przy takim manipulowaniu informacją, żaden cywilny polityk nie zdecydował się dotychczas na przełamanie impasu związanego z rozwojem sił specjalnych w Polsce.

W GROM-ie poprzez ten brak stabilności nie ma już takiego ducha. Być może to jest pochopna ocena, ale dużo ludzi rozgląda się na boki, ponieważ nie mają pewności, czy komuś nie wpadnie znowu pomysł na restrukturyzację GROM-u polegającą na dopasowaniu tej elity do siermiężnych standardów. A tego typu pomysły pojawiają się co roku. Więc ci żołnierze siłą rzeczy zaczynają się przygotowywać do funkcjonowania na cywilnym rynku - a to nie jest dobrze.

Czy media powinny informować o działaniach jednostek specjalnych?

Tak, jak najbardziej. Brak polityki medialnej, to nie jest żadna polityka. Wszędzie na świecie media informuje się o jawnych misjach jednostek specjalnych - wykorzystuje się je do kształtowania pozytywnego wizerunku sił zbrojnych, państwa oraz do kształtowania patriotycznych postaw społeczeństwa. Ponadto przygotowuje plan informowania na wypadek wykrycia działań niejawnych. Tym bardziej powinno to mieć miejsce w Polsce, ponieważ za murem tajemnicy nie chowa się tak naprawdę tajemnicy, ale lenistwo, brud, nepotyzm i jakieś "kolesiowskie" układy. Nie ma żadnej polityki medialnej, nie ma nawet żadnych wytycznych dla ludzi, którzy wyjeżdżają na misje za granicę.

Kiedy wyjeżdżałem z moimi podwładnymi do Iraku, nie otrzymałem żadnych wytycznych w zakresie prowadzenia polityki medialnej, a takowe powinienem otrzymać. W armii amerykańskiej jest to standard. Siły specjalne są takim motorem napędowym, elitą przełamującą bariery na drodze do nowoczesności.

U nas, te elity - nawet w policji, z tego co widać - spycha się. GROM wystawał ponad poziom i z tego względu był "solą w oku" wielu panów, którzy nigdy do tego poziomu zza biurka sztabu generalnego nie dojdą. Jeżeli mamy wolne media, które mają prawo do informacji, to zamiast blokować im to prawo, lepiej rzetelnie poinformować o tym, o czym można. Podawać takie informacje, które mogą stać się jawnymi, a nie takie, których ujawnienie mogłoby narazić na utratę zdrowia bądź życia poszczególnych żołnierzy jednostek specjalnych. A takie niekontrolowane sytuacje niestety się zdarzały, kiedy były pokazywane twarze i podawane do informacji publicznej personalia żołnierzy. Ja nigdy tego nie zrobiłem. Prowadząc politykę medialną należy pamiętać co można pokazać, a czego nie. I tego pilnować.

Jeśli miałby pan możliwość powrotu do jednostek specjalnych, wróciłby pan?

Nie zaprzestałem swojego zainteresowania siłami specjalnymi. Jednak jeśli miałbym wrócić to nie, jak sugerują niektórzy, na poprzednie stanowisko. GROM ma młodych, zdolnych oficerów, którzy sprawdziliby się na stanowisku dowódcy. Ale ten dowódca potrzebuje wsparcia.

Potrzebny jest przede wszystkim dobry system, strategie działania, która spowodowałaby, że jednostki specjalne w pełni wykorzystywałyby swoje możliwości, potencjał tkwiący w ludziach. Należałoby też zbudować obiekty szkoleniowe, gdzie mogłyby się tego typu jednostki szkolić, także jednostki policyjne. Takich obiektów, szczególnie przygotowujących do strzelań sytuacyjnych, niestety u nas wciąż brakuje. Tak jak brakuje lotnictwa sił specjalnych, odpowiednich środków pływających i łączność specjalnej. Dlatego gdy przyjdzie nam realizować zadania w kolejnej misji, znów będziemy musieli patrzeć na jakiegoś "Wielkiego Brata" czy wielkiego sojusznika, bez którego nie będziemy w stanie samodzielnie realizować bardziej złożonych misji o charakterze specjalnych.

Chodzi o to, żebyśmy jako państwo dysponowali siłami specjalnymi, które większość zadań potrafią zrealizować samodzielnie, a tam, gdzie z różnych względów jest to niemożliwe - aby istniały systemowe rozwiązania pozwalające im synergicznie współdziałać z innymi instytucjami systemu bezpieczeństwa państwa i sojuszy, do których należymy.

Myśli pan o karierze politycznej?

Uważam, że kariera polityczna to nie jest najlepszy poziom kariery dla wojskowego, nawet byłego. Chciałbym robić to, na czym się znam. Wydaje mi się, że znam się na sprawach związanych z bezpieczeństwem. Jestem przekonany, że będę mógł się realizować w poczuciu spełniania pewnej misji, że to co robię jest pożyteczne i daje mi oprócz pewnych korzyści finansowych poczucie osobistej satysfakcji. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze wpływać na to, że będą zachodziły pozytywne zmiany w wojsku czy w innych, pokrewnych służbach. Jednak na razie nie widzę siebie w żadnej partii politycznej.

Obecnie jest pan doradcą prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego w kwestiach dotyczących bezpieczeństwa. Czy w Warszawie jest bezpieczniej?

Możliwości miasta są dosyć ograniczone, jeżeli chodzi o kształtowanie bezpiecznego środowiska. Tym niemniej jedną z inicjatyw dążących do poprawy bezpieczeństwa jest działanie SEKTOR w rejonie Dworca Centralnego i Śródmieścia, które w pierwszej kolejności ma spowodować, żeby ludzie w tym obszarze czuli się bezpiecznie oraz żeby było mniej takich przestępstw jak rabunki, napady, rozboje i inne patologie.

W zakresie poprawy bezpieczeństwa chcemy współpracować z różnymi służbami - policją, Urzędem Kontroli Skarbowej, Zarządem Dróg Miejskich czy Polskimi Kolejami Państwowymi. Ta współpraca już zaczyna przynosić pierwsze pozytywne efekty - zaczyna robić się bezpieczniej, spada przestępczość, dealerzy narkotyków utracili swoje przyczółki.

Jeśli chodzi o Dworzec Centralny w Warszawie, to jesteśmy na dobrej drodze, by zlikwidować tzw. mafię taksówkową. PKP jest na mocno zaawansowanym etapie przygotowania przetargu na usługi przewozowe - wybierze jedną uczciwą korporację taksówkarską, która w najbardziej konkurencyjny sposób będzie realizować swoje usługi.

Aktualnie, przy wsparciu MZK, chcemy skupić się na kieszonkowcach i bezpieczeństwie w środkach komunikacji. Poza tymi sprawami zajmuję się zagrożeniami o charakterze terrorystycznym, a konkretniej ich identyfikowaniem i uodparnianiem na potencjalnych terrorystów.

Czy w Polsce istnieje realne zagrożenie atakami terrorystycznymi?

To zagrożenie jest zagrożeniem realnym. Tutaj bardzo często używa się określenia tzw. mitu odizolowanej wyspy. My nie żyjemy na takiej wyspie i chociaż dotychczas nie byliśmy atrakcyjnym celem do uderzeń terrorystycznych, nie oznacza to, że tak będzie zawsze.

Wiadomo, że w tej chwili terroryści uderzają tam, gdzie ich racje mają szanse dotrzeć do najszerszej rzeszy odbiorców, gdzie to będzie miało najbardziej spektakularny wymiar i obraz. Stąd też ataki terrorystyczne nie dzieją się chociażby w Afryce, tylko w krajach wysokorozwiniętych. Polska należy do struktur NATO i do Unii Europejskiej. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że ewentualne uderzenia, z którymi trzeba się liczyć w Polsce, nie będą wymierzone przeciwko Polsce jako krajowi, który uczestniczy w operacji irackiej, ale raczej byłyby wymierzone przeciwko strukturom NATO czy Unii Europejskiej.

Na razie nie mieliśmy rzeczywistych przykładów ataków terrorystycznych. To zagrożenie na pewno nie będzie malało, tylko narastało. Należy się z tym liczyć chociażby z tego względu, że chociaż prawdopodobieństwo wystąpienia jest małe, to jednak skutki mogą być wręcz katastrofalne. Stąd też przynajmniej na takim średnim poziomie trzeba dostrzegać ten problem i do tego zagrożenia przygotowywać się, ale w sposób realny.

U nas wciąż brakuje spójnego i decyzyjnego systemu zarządzania kryzysowego, który w rzeczywisty sposób koordynowałby działania poszczególnych ośrodków. W tej materii jest wiele do zrobienia.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy