Tego jeszcze nie było: Janusz Radek w białej "popierdziawie"
Tym razem za kierownicą białego "malucha" Filipa Nowobilskiego zasiadł Janusz Radek, polski solowy wokalista. Naprawdę szczere wyznania artysty gwarantowane!
Janusz Radek: Uwielbiam jeździć, jestem fanem motoryzacji stąd ten "fun" z powodu tego, że dałeś mi się przejechać tą "popierdziawą".
Filip Nowobilski: A u Ciebie co jest pod maską? Duży silnik?
- Nie... mały, ale nowoczesny, dwuturbinowy. Kocham swój samochód. Kocham wszystkie samochody. Nie wsiadłbym jednak do samochodu, który miałby mnie w pewien sposób "pozycjonować".
Czyli auto pełni dla ciebie wyłącznie rolę użytkową?
- Użytkową, ale jeżdżenie nim powinno sprawiać radość.
Na czym zbudowane jest poczucie twojej własnej wartości?
- To nie jest tak, że jestem do końca szczęśliwym i ułożonym facetem, bo nikt taki nie jest. Mam jednak problem z tym, że... strasznie siebie kocham. Uwielbiam siebie, jestem sobą zafascynowany, a oprócz tego mam rodzinę, która ciągle powtarza mi, że przebywanie tylko ze sobą nie jest najfajniejszą rzeczą na świecie. To właśnie członkowie rodziny obdarzają mnie miłością i dzięki nim spełniam się jako facet, mąż, ojciec. To jest prawdziwa wartość.
Czy rodzina jest dla ciebie najważniejszą wartością?
- Rodzina jest dla mnie wartością, która ściąga ze mnie olbrzymi egoizm. Nie można spędzać dwóch godzinn przed lustrem na poprawianiu sobie włosów i myśleć sobie "jestem zajebisty". Ludzie, którzy nie mają rodziny mają bogate życie towarzyskie, czas na działanie w różnych sprawach i pogląd na każdy temat. W końcu dopadna ich 40-tka, 50-tka i wtedy uświadamiają sobie, że tak naprawdę nie mają nic.
Kryzys wieku średniego - czy mówi ci coś to pojęcie?
- Ja nie mam żadnych problemów natury fizjologicznej. Jestem bardziej sprawny niż wtedy, kiedy miałem 25 lat. Nie jestem też radykalny. To domena młodych walczących o swój światopogląd, o swoją muzykę. Mnie natomiast podoba się bardzo dużo rzeczy skrajnych, takich które pochodzą z różnych środowisk czy obyczajów.
Jestem katolikiem, ale nie mam problemów z tym, aby przyjaźnić się z niewierzącymi, którzy są po prostu porządnymi ludźmi. Obce są mi problemy obyczajowe typu nietolerancja dla homoseksualistów czy osób, których w ogóle te sprawy nie interesują.
Nie ufam natomiast tym, którzy seksualnością człowieka epatują. To jest tanie. Jest wiele innych sfer, które są ciekawsze niż seksualność.
A co dla ciebie jest istotniejsze?
- Bezinteresowna pomoc. Na przykład komuś, kto jest chory. Mam przyjaciółkę, która pomaga w tej sposób swojej przyjaciółce od 25-30 lat. Robi to w zasadzie lepiej niż jej rodzina. Ja mogąc w jakiś sposób uczestniczyć w tej pomocy czuję się trochę lepszy. Nie wiem jednak, czy sam byłbym w stanie być tak ofiarnym. Nie, nie byłbym zdolny...
Zauważyłem, że jest też masa ludzi, którzy zostawiają za sobą dużo zła, a potem chcą uczestniczyć w akcjach charytatywnych. Jest to trochę automatyczne, niesmaczne.
Jest taki stereotyp, że facet musi być silny, nie może chorować...
- No kiedyś tak było.
... ale nie uważasz, że tak jest w dalszym ciągu?
- Ja ostatnio przeszedłem nawet badania urologiczne i nie było to dla mnie żadną ujmą.