Tata był złodziejem, teraz jest smerfem

"Mikołaj w wiosce smerfów" / fot. Probacja /materiały prasowe
Reklama

Żeby wiarygodnie wypaść w tej roli muszą pozbyć się maski twardych i bezwzględnych facetów. Muszą pozwolić sobie na śmiech i śmieszność. Stawka jest tego warta.

Winy rodziców (nie) piętnują dzieci

Sprawa jest taka, że musimy mówić szyfrem. Albo szeptem. Albo przynajmniej darować sobie na tych kilka godzin słowa zakazane. Bo nie wszystkie dzieci wiedzą, gdzie jesteśmy. A to one są tutaj najważniejsze.

Wyjście z roli

Patrzę na zegarek: maluchy przyjdą za dwadzieścia minut. Na razie trwa próba generalna. Gargamel, Klakier, Papa Smerf, Mądrala, Łasuch, Laluś, Śpioch, Czyścioch, Święty Mikołaj i Zima krzątają się nerwowo po zaimprowizowanej scenie.

Reklama

Pomaga im Smerfetka, dyrygując aktorami według scenariusza. Co zrozumiałe, niemiłosiernie wymądrza się przy tym Mądrala.

Widać, że ten występ wiele dla nich znaczy. Denerwują się, emocje w nich aż kipią, ale na zewnątrz muszą pozostać twardzi i, mimo obecności Smerfetki, rubaszni. Taki lokal. Taka wyuczona życiem rola.

Jeszcze chwila na charakteryzację. Przecież same piżamopodobne kostiumy i białe luźne czapki to za mało. Smerfy muszą być niebieskie! Ktoś przynosi kolorowe kredki i pomadki do makijażu. Smerfy pokrywają się błękitem, a Klakier z Gargamelem czernieją.

Laluś przegląda się w lusterku, poprawia różową torebkę.

- Ej, muszę ją mieć? - pyta Smerfetkę, ale ta nie zamierza nawet dyskutować o niemęskim rekwizycie. Laluś odpuszcza. Rechocze na widok niebieskiej twarzy, mechanicznie rechoczą też koledzy. Ale tak naprawdę nikomu nie jest do śmiechu.

Śmiech przez łzy

Kolejny raz łypię na zegarek: pięć minut.  Na salę wchodzą dzieci z mamami. Wchodzą sprawnie, zbiorczo, grupka za grupką. Co bardziej śmiałe gnają do pierwszego rzędu, inne wolą dalej, bo tak bezpieczniej i żaden aktor nie wciągnie ich na scenę. Też się tego zawsze bałem.

Patrzę na dzieciaki. Najstarsze są nastolatki. Nieco speszone tym, że przyszły na spektakl dla maluchów. Tych drugich jest znacznie więcej. Sporo przedszkolaków. Najmłodsze mają nie więcej niż rok - gramolą się na kolana mam. Pewnie nic nie zapamiętają z przedstawienia. Nie szkodzi. Grunt, że są.

Zaczyna się! Na scenie pojawiają się smerfy. Maszerują wokoło i śpiewają piosenkę:

"Hej dzieci jeśli chcecie zobaczyć smerfów las,
Na występ zapraszamy was!
Więc teraz cicho bądźcie i wygodnie się rozsiądźcie,
Zaczynamy dla was teatr nasz!"

- To mój tata! To mój tata! - pokazuje palcem pełna entuzjazmu dziewczynka. W ślad za nią inne dzieci rozpoznają swoich ojców, a ich mamy - mężów i partnerów. Śmiechu jest sporo. A im widz starszy, tym bardziej śmieje się przez łzy.

***

Dwadzieścia minut później aktorzy dostają gromkie brawa. Spisali się. Spisały się też smerfy. Nie dość, że sprowadziły do swojej wioski Zimę i Świętego Mikołaja, to jeszcze, za sprawą magii świąt i scenariusza, zaprzyjaźniły się z Gargamelem i Klakierem.

Dzieciaki ledwo skończyły klaskać, na scenę wszedł kolejny Mikołaj - tym razem ksiądz, nie jeden z aktorów - z anielicami. Każdy dostał prezent, nawet nastolatki, które - wbrew obawom - dobrze bawiły się na występie. Rozchmurzył się też najstarszy, rosły już chłopak, kiedy zamiast pytania czy był grzeczny, usłyszał czy mu się pomocnice świętego podobają.

Smerfetka wyjątkiem

Czterdzieści minut wcześniej. Przysiadam się do pierwszego z ucharakteryzowanych smerfów. Chwilę rozmawiamy.

Syn Lalusia ma dwa lata, córka rok. On w najlepszym wypadku wróci do nich za trzy, w najgorszym za pięć. Przyjmując czarny scenariusz córka, chociaż dziś uczy się chodzić, będzie wtedy w zerówce, syn w pierwszej klasie.

Do tego czasu Laluś będzie obecny w ich życiu wyłącznie okazjonalnie. Dlatego stara się, żeby przynajmniej miały z nim dobre i zabawne wspomnienia. W teatrzyku występuje po raz drugi. Wcześniej był osłem w bajce o Shreku.

Papa Smerf miał wtedy łatwiej niż dziś. Epizodyczna rola krasnala przy szefie wszystkich szefów w wiosce smerfów to drobnostka, dużo mniej nauki i nie ten poziom odpowiedzialności za powodzenie teatrzyku. Ale tym razem roli statysty sobie nie wyobrażał.

- Synek bardzo lubi smerfy, a Papa to jego ulubiony bohater. Od razu zaklepałem rolę! - podkreśla stanowczo.

Syn ma 4,5 roku. Od siedmiu miesięcy tatę widuje sporadycznie. Jeśli scenariusz będzie dla niego równie pomyślny, co w przedstawieniu, Papa Smerf wróci do domu w lipcu 2018. Najpóźniej - w listopadzie kolejnego roku.

- Tata, lubię jak jesteś krasnalem - powiedział mu syn po pierwszym teatrzyku. I tyle mu na razie musi wystarczyć.

Z obecnych na scenie Gargamela, Klakiera, Papy Smerfa, Mądrali, Łasucha, Lalusia, Śpiocha, Czyściocha, Mikołaja, Zimy i Smerfetki wyroku nie odsiaduje tylko ta ostatnia.

Godzinę po spektaklu

Rodziny siedzą w większej salce. Są przekąski, ciasta, napoje. Dla nas, postronnych obserwatorów, to co najwyżej namiastka świąt, dla nich być może najcenniejsze i najbardziej emocjonalne spotkanie tej zimy.

Pewnie, że będą jeszcze telefony i widzenia przed wigilią i Nowym Rokiem, ale już nie z dziećmi, partnerkami i kumplami spod celi, którzy - bez wyjątku - musieli wyjść tego dnia z roli więźnia i przynajmniej na moment wcielić się w ojca, być może nieświadomie robiąc przy tym maleńki krok w stronę resocjalizacji.

Powiesz, że są tu z własnej winy. I będziesz mieć rację.

Potem spojrzysz na miny ich dzieci i zobaczysz, że niczym nie różnią się od twoich i moich, a mimo młodego wieku i zerowej kartoteki, dźwigają na swoich barkach ciężar, którego wielu dorosłych nie dałoby rady unieść. Tego dnia obciążenie czuć nieco mniej.

- Sam zobacz, co tu się dzieje. Złodzieje przychodzą, uczą się kwestii i grają, żeby prezent móc dać dziecku na święta - Laluś na moment poważnieje, uważniej dobierając słowa. Koledzy dobrze go słyszeli, ale tym razem żaden się nie śmieje.

***

Teatrzyk w areszcie śledczym przy ul. Montelupich w Krakowie zorganizowało 12 grudnia 2017 r. Małopolskie Stowarzyszenie Probacja. Prezenty świąteczne to zasługa Stowarzyszenia Piękne Anioły, a o scenariusz zadbały osadzone matki z zakładu karnego w Nowej Hucie.

Dariusz Jaroń

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy