Szerpowie. Bezimienni bohaterowie Himalajów i Karakorum

O Szerpach robi się głośno, kiedy dokonają czegoś niespotykanego, albo gdy znajdą się na liście ofiar. W przerwach między wyczynem a dramatem najczęściej pozostają bezimienni /Getty Images
Reklama

„Za wieloma wybitnymi osiągnięciami w dziejach himalaizmu stała ciężka praca Szerpów. Niestety, wielokrotnie ich zasługi były pomijane. Często nie wymieniano nawet ich nazwisk” – o bezimiennych wysokogórskich bohaterach rozmawiamy z Peterem Zuckermanem, współautorem książki „Pochowani w niebie”.

29 maja 1953 roku Edmund Hillary jako pierwszy człowiek zdobył Mount Everest. U jego boku stał Szerpa Tenzing Norgay. 18 kwietnia 2014 roku w lawinie na najwyższej górze świata zginęło 16 Szerpów. 21 maja 2019 roku Szerpa Kami Rita ustanowił nowy rekord wejść na Mount Everest, wchodząc na wierzchołek po raz 24.

Tak to już jest, że o Szerpach robi się głośno, kiedy dokonają czegoś niespotykanego w Himalajach lub Karakorum, albo gdy znajdą się na liście ofiar, najlepiej spektakularnej tragedii. W przerwach między wyczynem a dramatem najczęściej pozostają bezimienni, oferując swoje usługi turystom i zawodowym wspinaczom z całego świata.

Reklama

O podejściu do Szerpów i potrzebie uznania ich zasług opowiada w rozmowie z Interią Peter Zuckerman. Niedawno na rynku ukazała się książka pt. "Pochowani w niebie", której jest współautorem. Wraz z Amandą Padoan przedstawia w niej historię Szerpów i największą tragedię, jaka kiedykolwiek rozegrała się na K2.

Dariusz Jaroń, Interia: Kim są Szerpowie dla himalaizmu?

Peter Zuckerman: - Za wieloma wybitnymi osiągnięciami w dziejach himalaizmu stała ciężka praca Szerpów i innych przewodników wysokogórskich. Przez lata dbali o noszenie ładunków do kolejnych obozów, poręczowanie, brali również udział w niezliczonych atakach szczytowych i akcjach ratunkowych. Część z nich to absolutna czołówka wspinaczy na świecie.

Pewnie nie wszyscy wiedzą, że - tak jak wspomniałeś - nie każdy przewodnik wysokogórski jest Szerpą. 

- W uproszczeniu, Szerpowie to grupa etniczna złożona z osób, których przodkowie zamieszkiwali okolice Everestu. Ale to tylko jedna z obowiązujących definicji. Ludzie z Zachodu jadąc w Himalaje chcą wynająć do pomocy Szerpów, ale często nie mają pojęcia, kim oni właściwie są. Jeśli wysokogórski przewodnik nazwie się Szerpą, może zarobić więcej pieniędzy, chociaż w rzeczywistości wcale nim nie jest. To oczywiście rodzi liczne nieporozumienia i kontrowersje.

Czyli mamy Szerpów i grupę przewodników podszywającą się dla zysku pod Szerpów?

- Tak, bo to dość lukratywna praca. Szerpowie silnie związani ze swoją grupą etniczną uważają za obraźliwe sprowadzanie ich jedynie do roli opłacanych przewodników. Na potrzeby książki skoncentrowaliśmy się na historii dwóch Szerpów - Chhiringa Dorje i Pasanga Lamy, uczestników katastrofy na K2 z 2008 roku. Dorastali w niewielkich wioskach, a zostali fantastycznymi wspinaczami. 

Dlaczego zdecydowaliście się oddać im głos?

- Czytając wiele górskich książek czułem się oszukiwany przez ich autorów. Czytałem mrożące krew w żyłach opowieści o walce o przetrwanie, oczekiwaniu na ratunek, linach poręczowych rozwieszanych wysoko na graniach, ale znacznie rzadziej mogłem się dowiedzieć, kto je tam właściwie umieścił? Kto ruszył na ratunek? Ludzie wykonujący najważniejszą pracę byli wycinani z historii lub mocno ograniczano ich rolę. Często nie wymieniano nawet ich nazwisk.

Czemu Szerpowie są traktowani jak wspinacze gorszego sortu?

- Jeden z powodów jest taki, że zachodni dziennikarze rzadko mają czas i środki na to, żeby  odwiedzić wioski, w których żyją Szerpowie. Rzadko też mówią w języku znanym lokalnym mieszkańcom. Co więcej, nieliczni Szerpowie mają speców od PR-u lub sponsorów zainteresowanych tym, by o ich dokonaniach wspinaczkowych było głośno. Ale sytuacja się zmienia.

Co masz na myśli?

- Szerpowie i inni przewodnicy i pracownicy wysokogórscy coraz częściej otrzymują uznanie na jakie zasługują. Niektórzy z nich mają umowy sponsorskie, występują w filmach, odgrywają kluczowe role w wyprawach. Ten trend w mojej ocenie będzie tylko rósł.

Wspomniałeś, że dziennikarze zachodni rzadko docierają do rodzinnych wiosek Szerpów. Wy, chcąc opowiedzieć nie tylko o wydarzeniach na K2, ale i o historii wspinaczy, dotarliście. Jak?

- Już samo znalezienie tych ludzi było wyzwaniem. Wielu Szerpów, zarówno kobiet jak i mężczyzn, nosi jedno z siedmiu imion. Imię to oznacza dzień tygodnia, w którym się urodzili. Każdy urodzony w piątek nazywa się Pasang, a na nazwisko ma Szerpa. Jak widzisz, książka telefoniczna ani wyszukiwarka Google’a nie pomoże ich namierzyć. Co więcej, język i dialekty miejscowych różnią się od siebie i są tak rzadkie, że czasem potrzebowaliśmy dwóch tłumaczy do przeprowadzenia jednego wywiadu.

Problemem były też zapewne odległości.

- Do niektórych wiosek docieraliśmy tygodniami. Nie było dostępu do internetu, nie działały telefony komórkowe, brakowało dróg dojazdowych. Trzeba było maszerować długimi dniami. Kiedy już dotarliśmy na miejsce, żyliśmy w tych wioskach, podróżowaliśmy razem z ludźmi, o których pisaliśmy. Taki wywiad w Stanach czy Europie zająłby kilka godzin, tam wymagał tygodnia.

Na początku waszej drogi do książki była tragedia na K2. Latem 2008 roku na drugiej najwyższej górze świata zginęło 11 osób, w tym Karim Meherban, przyjaciel Amandy. 

- Amanda również się wspina. Poznali się na Broad Peaku. Kiedy Karim zginął, Amanda chciała się dowiedzieć, jak do tego doszło. Trudno było o sprawdzone informacje. Poprosiła mnie o pomoc w precyzyjnym opisaniu przyczyn tragedii. Z czasem stało się dla nas jasne, że za dramatem tych kilkunastu ludzi stoi wielka historia, trzeba ją opowiedzieć. "Pochowani w niebie" to książka, która musiała powstać. 

Czy z tragedii sprzed 11 lat można wyciągnąć jakąś uniwersalną przestrogę dla kolejnych pokoleń wspinaczy?

- Kiedy twoje życie wisi na cienkiej linie, powinieneś wiedzieć, kto ją wiązał. Podczas wyprawy w 2008 roku popełniono wiele błędów. Części z nich można było uniknąć, gdyby nie brak zrozumienia dla różnic kulturowych. Niektórzy z zachodnich wspinaczy nie rozumieli tego, że Szerpowie i inni przewodnicy mówili różnymi dialektami lub uważali się za rywali. W rezultacie stworzono zespół, który nie był w stanie się ze sobą komunikować. To, między innymi, przyczyniło się do tragedii.

Uważasz, że K2 zimą jest do zdobycia? Pytam, bo jak zapewne wiesz, to w Polsce wciąż gorący temat. 

- Co roku wspinacze mają do dyspozycji coraz lepszy sprzęt, sami też zbierają doświadczenie, rozwijają swoje umiejętności. Ludzkie pragnienie przygody nigdy nie zostanie zaspokojone, dlatego myślę, że zdobycie szczytu zimą jest możliwe. W końcu ktoś tego dokona.

Rozmawiał Dariusz Jaroń


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Himalaje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy