Przemysław Wójtowicz: Spowiedź najskuteczniejszego, polskiego snajpera

Przemysław Wójtowicz podczas misji w Afganistanie /Przemysław Wójtowicz /archiwum prywatne
Reklama

- Każdy żołnierz stworzony jest do zabijania. Taki fach. Broń służy tylko do dwóch rzeczy – do zabijania i wymuszania posłuszeństwa – mówi w rozmowie z Interią Przemysław Wójtowicz, najskuteczniejszy polski snajper w Afganistanie i współautor książki pt. „Snajper wchodzi pierwszy”.

Łukasz Piątek, Interia.pl: Wierzy pan w jakiegoś boga?

Przemysław Wójtowicz, były żołnierz i snajper: - Wierzę, ale nie potrafię powiedzieć, w jakiego. Zanim przyszedł do nas bóg z zachodu, mieliśmy tutaj swoich bogów. Pamiętam takie słowiańskie przysłowie - jesteś Słowianinem, więc wszystko, co żyje, jest ci równe.

Co pana bóg mówi na temat zabijania drugiego człowieka?

- Ludzie zabijali się od zawsze. Często pod przykrywką krzyża, półksiężyca lub gwiazdy Dawida. Zabijają się, i będą to robić. Bóg nie ma z tym nic wspólnego.

Reklama

Ilu wrogów pan zabił?

- Nie jestem w stanie tego policzyć.

Dlaczego?

- Kiedy żołnierz kieruje ogniem artylerii czy lotnictwa, to nie wraca na miejsce zdarzenia, zatem nie wie, ile jest ofiar.

Był pan snajperem. Jeśli celował pan do kogoś z karabinu, to musiał pan widzieć, czy strzał był celny...

- Jest to moją tajemnicą. Nie będę o tym mówić. Nie jest to dla mnie temat tabu, bo takie samo pytanie można zadać celowniczemu wozu bojowego w Afganistanie czy pilotowi śmigłowca. Każdy żołnierz stworzony jest do zabijania. Taki fach. Broń służy tylko do dwóch rzeczy - do zabijania i wymuszania posłuszeństwa.

Co się czuje, kiedy pierwszy raz pozbawia się kogoś życia?

- Robi się to automatycznie. Ja robiłem to zawsze w momencie zagrożenia. Nigdy nie pociągałem za język spustowy, bo tak chciałem. Ja po prostu musiałem.

Czy przed wyjazdem na misję, a może jeszcze dużo wcześniej, zastanawiał się pan, jak może wyglądać ten moment, kiedy pierwszy raz w życiu trzeba będzie kogoś zabić?

- Oczywiście, że tak. Przygotowywałem się do tego przez całą swoją służbę. Z żołnierzami, z którymi wyjeżdżałem, tworzyliśmy sekcję od sześciu lat. Byliśmy zgrani. Każdy z nas rozumiał się bez słów. Dziś szkolę przyszłych strzelców wyborowych. Każdemu z nich tłumaczę, że jeśli chcą zostać snajperami, to muszą się liczyć z tym, że prędzej czy później staną w obliczu sytuacji, gdzie będą musieli wycelować do wroga i pociągnąć za język spustowy.

Żołnierze przechodzą zajęcia psychologiczne poświęcone właśnie "temu pierwszemu razowi"?

- Nie. Przyjmijmy, że wojsko składa się z ludzi zdrowych psychicznie. Tam nie ma miejsca dla socjopatów. Natomiast jak najbardziej jest miejsce dla bohaterów. Większość żołnierzy nie jest w stanie pociągnąć za język spustowy, mając przed sobą człowieka. To jest normalne, ponieważ człowiek jest tak skonstruowany. Podejrzewam, że ponad 90. proc. społeczeństwa nie jest w stanie tego zrobić. A ten procent ludzi, którzy strzelą, dzielą się na dwie grupy - bohaterów i socjopatów.

PRZEMYSŁAW WÓJTOWICZ O FILMIE "SNAJPER" I CHRISIE KYLE'U:

Spotkał pan żołnierzy, którzy nie poradzili sobie emocjonalnie z faktem, że kogoś zabili?

- Ciągle mam do czynienia z takimi osobami ponieważ od 10 lat zajmuję się rehabilitacją rannych żołnierzy. Głównie pracuję z chorymi z zespołem stresu pourazowego, ale też z tymi, którzy zostali ranni. Trzeba pamiętać, że każdy żołnierz, który odniósł obrażenia, ma uszczerbek na zdrowiu psychicznym.

Pan również miał ten uszczerbek?

- Każdy, kto jest na wojnie i widzi, jak ta wojna wygląda, musi mieć jakiś uraz psychiczny. Nie mówię, że ten uszczerbek zaważy na jego czynach w przyszłości, bo ludzka wytrzymałość psychiczna jest różna - jak dzban - jeden jest mocniejszy, drugi słabszy. Żołnierz musi być do tego przygotowany.


Po powrocie z Afganistanu zauważył pan u siebie jakieś niepokojące objawy?

- Owszem. Natomiast to nie do końca była wina mojej psychiki, tylko opieki, którą na naszym polskim podwórku zastałem. A mówiąc wprost - tej opieki nie było wcale. Począwszy od szpitala, pomocy psychologicznej, a skończywszy na wsparciu materialnym. Nie było po prostu niczego. Kiedy 11 lat temu żołnierze wracali do Polski z Afganistanu, to proponowano im wyłącznie kubeł zimnej wody na głowę. Znam przypadki, gdzie ranni żołnierze wzywali telewizję, żeby móc się przenieść ze szpitala wojskowego do zwykłego, cywilizowanego szpitala, który zapewniłby im opiekę.

Widzę, że jest pan mocno rozgoryczony tym, jak potraktowano pana jako żołnierza...

- Już nie. Zależy mi jedynie na tym, bo takie sprawy nagłaśniać, aby nigdy później już się nie wydarzyły. Żeby moi następcy, polscy żołnierze, którzy wrócą do kraju w takim lub gorszym stanie, i znajdą się w takich opałach, ze wylądują w polskim, wojskowym szpitalu, gdzie nie zaznają żadnej pomocy, nigdy tego nie doświadczyli. Nie chciałbym tego.

Dziś ta rzeczywistość polskiego żołnierza wygląda inaczej?

- Zdecydowanie. Jednak to nie jest to, czego oczekujemy. Poza tym potrzebne są zmiany w ustawie o weteranach. Nie można dzielić rannych na gorszych i lepszych .To jest bardzo nieuczciwe.

- Do tego wojskowe instytucje na przykład Centrum Weterana powinny realizować programy dla weteranów na wzór USA. Na razie proponowana jest nam np. "Noc Muzeów" . To nie powinno być muzeum. Przynajmniej dla weteranów.


ZOBACZ DRUGĄ CZĘŚĆ WYWIADU Z PRZEMYSŁAWEM WÓJTOWICZEM, W KTÓREJ BYŁY SNAJPER OPOWIADA M.IN. - JAK DŁUGO W KOMPLETNYM BEZRUCHU MUSIAŁ WYTRZYMAĆ NA STANOWISKU SNAJPERSKIM, DLACZEGO SNAJPERZY NIE POWINNI PALIĆ PAPIEROSÓW, JAK WYGLĄDAŁA WOJNA W AFGANISTANIE, CZYM JEST GŁÓD WOJNY, JAKIE PRZYKROŚCI SPOTKAŁY GO PO POWROCIE Z MISJI:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Snajper | Wojna | Afganistan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy