Prof. Michał Krzyżanowski: Są badania wskazujące na związek smogu i zwiększonej umieralności na COVID-19

Zanieczyszczenie powietrza osłabia układ oddechowy, więc związek smogu z wysoki ryzykiem ciężkiej postaci COVID-19 wydaje się oczywisty /Tadeusz Koniarz/REPORTER /East News
Reklama

- Projekt z Harvardu pokazuje, że wpływ poziomu smogu na umieralność z powodu zakażenia koronawirusem może być dość silny - mówi profesor Michał Krzyżanowski. - Wiemy tyle, że wirus SARS-nCoV-2 może wyrządzić potężne szkody w organizmie, ale w sensie klinicznym jeszcze nie możemy sobie z nim poradzić. To, co robimy teraz, to tylko zatykanie dziury w tamie. Schorzenie to atakuje szybko i gwałtowanie i może dlatego mamy taką stanowczą reakcję na epidemię koronawirusa, a od lat nie możemy się doczekać na działania w celu poprawy jakości powietrza.

Dwa tygodnie temu świat obiegły doniesienia badaczy z Harvardu, którzy twierdzą, że umieralność na COVID-19 jest większa tam, gdzie powietrze jest bardziej zanieczyszczone. Choć to wielce prawdopodobne, mamy tylko wstępne wyniki, które muszą zostać zweryfikowane. Jeśli zostaną potwierdzone, to mamy poważny problem, bo w Polsce mamy jedne z najgorszych wyników pośród krajów europejskich, jeśli chodzi o stan powietrza. Czym to może grozić i na ile należy wierzyć badaniom z Harvardu wyjaśnia prof. Michał Krzyżanowski, były kierownik Europejskiego Centrum Środowiska i Zdrowia WHO w Bonn, obecnie współpracujący z King's College w Londynie.

Reklama

Bartosz Kicior, Menway.interia.pl: Grupa naukowców z Wydziału Biostatystyki na Harvardzie opublikowała wstępne wnioski z badań na temat powiązania smogu z większą umieralnością na COVID-19. Może pan wyjaśnić czytelnikom, co to za badania i co z nich wynika?

Prof. Michał Krzyżanowski: Faktycznie, postawiono hipotezę o związku pomiędzy umieralnością na COVID-19, a jakością powietrza w wybranych jednostkach terytorialnych (hrabstwach) w Stanach. Analiza danych wskazała na silną korelację pomiędzy zwiększoną umieralnością na COVID-19, a większym stężeniem drobnych pyłów w powietrzu. Autorzy uwzględnili w analizie szereg  czynników zakłócających mogących być przyczyną zwiększonej umieralności (jak chociażby otyłość czy palenie tytoniu - przyp. red.) i okazało się, że związek ze smogiem nadal istnieje.

- To pierwsze takie "porządne" badania na ten temat. Wcześniej przeprowadzono wstępne analizy we Włoszech, które również wykazały pewien związek, ale te były zrobione raczej pobieżnie. Projekt z Harvardu daje lepszy obraz tej sytuacji i pokazuje, że wpływ poziomu smogu na umieralność z powodu zakażenia koronawirusem może być dość silny. W dużym skrócie: zanieczyszczenie powietrza niszczy układ oddechowy i pogarsza znacząco jego kondycję. A właśnie ten układ jest atakowany przez chorobę wywołaną koronawirusem. Przez to, według naukowców, w miejscach, gdzie występuje podwyższony poziom zanieczyszczeń, więcej ludzi umiera na COVID-19.

- Trzeba od razu podkreślić, że analiza została wykonana właśnie na podstawie danych z jednostek terytorialnych, a nie na konkretnych ludziach. Choć to, co zrobiono, było najlepszym rozwiązaniem w tym momencie, to niestety takie badanie nie jest tak trafne, jak byłoby w przypadku wykorzystania danych zebranych z populacji. 

- Poza tym analizę rozpoczęto we wczesnym stadium epidemii - w większych skupiskach miejskich liczba zachorowań była początkowo większa, a tam powietrze jest bardziej zanieczyszczone. To mogło mieć wpływ na wyniki albo na siłę korelacji. Póki co o badaniu można przeczytać w internecie, ale jego wyniki nie zostały zrecenzowane i opublikowane w czasopiśmie naukowym. Należy więc je traktować jako wstępne doniesienie..

Czy to nie jest przypadkiem kwestia pewnych oczywistości? Tam, gdzie mieszka więcej ludzi, tam więcej ich umiera. Zanieczyszczenie powietrza również jest większe, więc wyniki mogą dać fałszywy związek...

- W tym wypadku taki problem nie zachodzi. Zarówno liczba mieszkańców w danym hrabstwie, gęstość zaludnienia, jak i szereg innych zmiennych, które mogłyby zaburzyć wynik, zostały uwzględnione w analizie. Co prawda nie wiadomo, czy wykluczono absolutnie wszystkie czynniki, mogące zakłócić analizę, być może wspomniany przeze mnie fakt przeprowadzenia analizy na początkowym etapie epidemii, rozpoczynającej się w różnym czasie w różnych miejscach, miał wpływ na ostateczny rezultat. 

- Badacze jasno przyznają, że wzięli takie ryzyko pod uwagę i szykują już kolejne analizy, w których zostanie to uwzględnione. Chcieli być prostu na czele stawki. Trzeba jednak brać pod uwagę, że za tymi badaniami stoją bardzo doświadczeni i znani naukowcy.


Powiedział pan, że wyniki z Harvardu nie funkcjonują jeszcze na poziomie naukowym. Co to znaczy? Kiedy będzie się na nie z pełną mocą powołać?

- Można powoływać się na wstępne wyniki, czyli na to, co mamy teraz, pamiętając jednak, że nie przeszły one przez sito recenzentów. Kiedy artykuł zostaje opublikowany w literaturze naukowej, oznacza to, że przejrzało go w sposób krytyczny kilku niezależnych naukowców z danej dziedziny. Wytykają oni ewentualne niedociągnięcia czy słabości w badaniach. 

- W tym wypadku nie mamy publikacji jako takiej, wszystko jest na początku drogi i czeka na potwierdzenie jakości badań. Najlepszym potwierdzeniem będzie ich powtórzenie na innej populacji, w innym miejscu na świecie i znalezienie podobnych związków. To częsta praktyka w epidemiologii. Jeśli ta sama hipoteza potwierdzi się gdzie indziej, będziemy mogli bardziej zaufać tym wynikom.

***Zobacz także***

Załóżmy, że ten związek zostanie potwierdzony. Co można zrobić w takiej sytuacji? Jeśli ktoś mieszka w miejscu, gdzie występuje duże zanieczyszczenie powietrza, to jego układ oddechowy jest niszczony od lat. Czy wiedza o tym, że smog zwiększa ryzyko śmierci z powodu COVID-19 da nam cokolwiek?

- Z wielu badań wiemy, że zarówno długo-, jak i krótkookresowe narażenie na wdychanie zanieczyszczonego powietrza ma wpływ na zdrowie. Na przykład ryzyko wystąpienia różnych chorób układu oddechowego w postaci wymagającej hospitalizacji może nawet zależeć od jakości powietrza  w danym dniu. Podobnie jest z umieralnością na takie schorzenia. Oczywiście ten wpływ jest słabszy, niż w przypadku długotrwałego narażenia na smog. Jednak unikanie miejsc o wysokim zanieczyszczeniu czy obniżenie poziomu smogu zmniejsza ryzyko ciężkiego przebiegu różnych chorób, w tym być może COVID-19, nawet w krótkiej perspektywie.

- Z drugiej strony faktem jest, że długotrwałe wdychanie zanieczyszczonego powietrza jest o wiele bardziej szkodliwe, także w tym kontekście epidemii. Śledząc statystyki odnośnie koronawirusa, nie należy zapominać, że 40 do 50 tys. ludzi w Polsce umiera rocznie z powodu smogu. W tej chwili przez kilkaset śmiertelnych przypadków COVID-19 mamy stan epidemii i sparaliżowany kraj. Absolutnie nie chcę tutaj minimalizować zagrożenia z tym związanego, ale nadal to ułamek w porównaniu do umieralności powodowanej ciężkimi postaciami innych chorób układu krążenia i oddechowego związanych z zanieczyszczeniem powietrza.

Jakie rodzi to problemy, jeśli chodzi o prowadzenie statystyk? Wygląda na to, jeśli ktoś umiera przez schorzenie układu oddechowego, to nie wiadomo, czy przyczyną był smog, koronawirus czy jeszcze coś innego.

- Wszystkie dyskusje na temat klasyfikacji zgonów wywołanych koronawirusem wynikają z tego, że ta, tzw. wyjściowa przyczyna, jest różnie zapisywana. Z tego, co mi wiadomo, zgon osoby posiadającej jakieś schorzenia układu krążenia, która zarazi się koronawirusem i umrze, może zostać zapisany na konto tych pierwszych. 

- Powiedziałbym, że COVID-19 może być tą "siekierą" kończącą życie, ale często jest ono osłabione, między innymi przez zanieczyszczenia powietrza. Wiemy tyle, że wirus SARS-nCoV-2 może wyrządzić potężne szkody w organizmie, ale w sensie klinicznym jeszcze nie możemy sobie z nim poradzić. To, co robimy teraz, to tylko zatykanie dziury w tamie. Schorzenie to atakuje szybko i gwałtowanie i może dlatego mamy taką stanowczą reakcję na epidemię koronawirusa, a od lat nie możemy się doczekać na działania w celu poprawy jakości powietrza.

Jak mają się wyniki ze Stanów do sytuacji w Polsce? Można porównać warunki amerykańskie z, chociażby, europejskimi?

- Badania dotyczące związku pomiędzy zanieczyszczeniem powietrza, a zapadalnością i umieralnością na choroby układu oddechowego, w tym najbardziej na interesujące nas tutaj zapalenie płuc, są prowadzone od lat na całym świecie i potwierdzają ten związek. Analiza wpływu krótkotrwałego przebywania w miejscu o słabej jakości powietrza, a przebiegiem takich chorób, o której wspomniałem, była na przykład prowadzona na terenie 652 miast na całym świecie. 

- Długotrwały negatywy wpływ zanieczyszczeń został z kolei potwierdzony na wielu kontynentach. W Stanach są zarówno duże miasta, jak i tereny bardzo słabo zaludnione, tak jak w Polsce Jeśli te badania zostaną powtórzone w innym miejscu na świecie i dadzą podobny wynik, to z dużą doza prawdopodobieństwa będzie można stwierdzić, że u nas ta zależność również zachodzi.

***Zobacz także***

Czy w Polsce będziemy mieli większą umieralność w porównaniu do krajów, które nie mają aż tak dużego problemu ze smogiem?

- Na to pytanie będzie można odpowiedzieć dopiero za jakiś czas. W Polsce mamy na pewno krótszą średnią długość życia niż w krajach zachodniej Europy, jedną z najkrótszych w Unii. Dodatkowo, w ciągu ostatnich dwóch lat notujemy spadek tego wskaźnika, podczas gdy u innych rośnie. To najogólniejszy wskaźnik stanu zdrowia mieszkańców danego kraju. W Polsce występuje duży problem z chorobami płuc związanymi z zanieczyszczeniem powietrza. 

- A zdrowie płuc ma kluczowe znaczenie w przypadku zachorowania na COVID-19. Można więc przypuszczać, że śmiertelność faktycznie będzie większa. W tej chwili ta statystyka jest niezwykle czuła na poziom wykrywalności, który zależy od liczby testów. U nas ten wskaźnik może być zaniżony. Jeśli jednak będziemy nagle notować więcej zgonów niż zazwyczaj, to będzie można podejrzewać, że jest to związane wyższą umieralnością zakażonych koronawirusem spowodowaną gorszym powietrzem. Niemniej podkreślam - badania z Harvardu nie zostały jeszcze w żaden sposób potwierdzone, a zmiennych, które mogą wpływać na tę sytuację jest bardzo wiele. Musimy poczekać.

Ale to nie jedyne badanie, na którego wyniki czekamy?

- Epidemia koronawirusa generalnie uruchomiła potężną machinę, jeśli chodzi o świat nauki. Mamy ogromną mobilizację. Uczelnie oferują granty na badania związane z SARS-nCoV-2, a naukowcy udostępniają do ogólnego wglądu wyniki niemal natychmiast, tak jak w przypadku badań z Harvardu. W ten sposób każdy, kto ma dostęp do internetu może testować swoje hipotezy na danych zebranych na temat pacjentów przez kogoś innego.

- Przykładem jest badanie z Niemiec prowadzone w pierwszej gminie, w której wykryto wirusa - wybrano próbę 500 osób, które są obserwowane cały czas, a wyniki z tych obserwacji udostępniono wszystkim. Na pewno naukowcy będą mieli mnóstwo cennych danych, na których będą mogli pracować. O wiele więcej niż w przypadku pierwsze epidemii SARS w Chinach. Wtedy powstała między innymi publikacja chińskich naukowców o związku pomiędzy zanieczyszczeniem powietrza, a umieralnością na SARS w Pekinie.

Coś wynikło z tego badania?

- Potwierdzono wtedy ten związek i badanie zostało przeprowadzone bardzo dobrze, ale było ono jednorazowe, bo epidemia wygasła i nikt już go nie powtarzał w celu potwierdzenia wyników.

Jakie jest ryzyko, że zaleje nas fala badań robionych "na szybko", które okażą się po jakimś czasie zupełnie nietrafione?

- Niestety duże. To jest też kwestia tego, że do mediów trafiają wyniki przed recenzją. Sami recenzenci też są pod dużą presją, więc przyspieszają proces sprawdzania wyników zawartych w publikacjach. Fachowe czasopisma, gdy tylko zauważą coś ciekawego, mogą publikować to nie czekając na porządną weryfikację. Trzeba podchodzić krytycznie do rewelacji, szczególnie, że rewelacje są teraz wyczekiwane.

Kiedy możemy spodziewać się więc wyników tych drugich badań z Harvardu?

- Tego nie wiadomo. Uczeni dostali na pewno mocną zachętę, bo to pierwsze badanie cieszyło się dużym zainteresowaniem - zostało nagłośnione przez duże media. Można się więc spodziewać, że nastąpi to szybko. Być może pojawią się analizy z innych krajów.

- Nie ma co jednak skupiać się tylko i wyłącznie na badaniach na temat chorób wywołanych koronawirusem, bo problem zanieczyszczonego powietrza jest poważny i aktualny niezależnie od tego. Nie możemy zapominać o tym, że smog wciąż jest przyczyną wielu zgonów w Polsce, a sytuacja z epidemią, która owszem, jest wyjątkowa, nie sprawia, że kwestia zanieczyszczonego powietrza znika. Nie pozwólmy, aby wirus posłużył za temat zastępczy, przez który smog znowu zostanie zamieciony pod dywan.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy