Paul Horner: Król fake newsów, który stoi za zwycięstwem Trumpa

Mówi się o nim, że jest jednym z twórców potężnej machiny fake newsów. Jego zmyślone historie były przekazywane przez media w całych Stanach jako prawdziwe doniesienia. Podczas wyborów prezydenckich w USA postawił sobie za cel wytknięcie wyborcom Donalda Trumpa głupoty i tego, że uwierzą w każdą bzdurę.

Okazało się, że pomógł mu zwyciężyć, bo stał się nieświadomie częścią potężnej machiny propagandowej, o której istnieniu wiedziało niewielu. Do dzisiaj niechętnie się o niej mówi.

Zmarł nagle w tamtym roku, ponoć po przedawkowaniu leku. Wielu uważało początkowo wiadomość o jego śmierci za kolejny fejk. Część do dzisiaj nie wierzy, że był to wypadek.

Oto historia Paula Hornera będąca fragmentem książki "Strefy Cyberwojny" Agaty Kaźmierskiej i Wojciecha Brzezińskiego

Reklama

Amerykanin Paul Horner na początku 2017 r. udzielił serii wywiadów, które niespodziewanie przyniosły mu sławę. Stał się takim autorytetem w swojej dziedzinie, że w marcu w charakterze eksperta zaprosił go nawet Parlament Europejski.

(...) zaraz potem wygłosił tyradę o tym, że wybrany zaledwie kilka tygodni wcześniej amerykański prezydent to idiota, a jego zwolennicy są durniami, bo od miesięcy powielali w internecie bzdury, ktore on, Paul Horner, wypisywał. A wypisał ich naprawdę dużo. Tak dużo, że w powszechnej opinii przysłużył się wygranej Donalda Trumpa.

Bzdury Horner wypisywał w internecie jednak już w czasach pierwszej kadencji Baracka Obamy. Wymyślił wtedy na przykład, że artysta znany jako Banksy został aresztowany i wreszcie wyszła na jaw jego tożsamość - naprawdę nazywa się Paul Horner.

Przeszczep głowy, więzienie za twerking

Zaraz po tym, jak Obama po raz drugi został prezydentem, Horner pisał o pierwszym udanym przeszczepie głowy u mężczyzny, który nazywa się Paul Horner. Mniej więcej w tym samym czasie zaczął też opisywać, co się dzieje w mieście DeQuincy w Luizjanie. A działy się tam rzeczy wyjątkowe, na przykład inwazja homoseksualnych zombie, legalizacja poligamii oraz penalizacja twerkingu. (...)

W miarę, jak historie opisywane przez Hornera na prowadzonych przez niego portalach okazywały się coraz bardziej poczytne, zaczęły się też pojawiać do nich sprostowania. Gęsto tłumaczyła się między innymi dziennikarka Fox News Anna Kooiman za to, że poinformowała widzów o tym, jakoby muzułmańskie muzeum, które Barack Obama osobiście sfinansował, z nakazu prezydenta miało być otwarte nawet w czasie, gdy wszystkie inne tego typu placówki w święta będą zamknięte.

Republikańska gubernator Arizony Jan Brewer musiała wyjaśniać, że nie wprowadza we wszystkich szkołach podstawowych obowiązkowych lekcji homoseksualizmu, a rząd Meksyku został zmuszony do zamieszczenia zdjęcia Joaquina "El Chapo" Guzmana za kratkami, po tym, jak internet zawojował "news" o trzeciej ucieczce z więzienia "narkotykowego króla".

To nie koniec bzdur, w które uwierzył świat

Jeszcze ciekawiej zrobiło się przed wyborami w 2016 r. Paul Horner - wkrótce po wybuchu skandalu z "Grab them by the pussy" - informował, że amerykańscy amisze w uznaniu dla kryształowej moralności Donalda Trumpa właśnie na niego zamierzają głosować w zbliżających się wyborach. 

Horner pisał też, że Michelle Obama domaga się milionów dolarów na sofę dla swojej matki, a jej mąż "podpisał rozporządzenie zakazujące wykonywania hymnu państwowego na wszelkich wydarzeniach sportowych w całym kraju". Później zmodyfikował wiadomość także o prezydencki zakaz grania hymnu w szkołach.

(...) Na "newsa" Hornera powoływał się też sam kandydat do najwyższego urzędu w państwie, opowiadając na jednym z wieców, że czytał relację mężczyzny, któremu ktoś zapłacił 3,5 tys. dol. za protestowanie przeciw niemu. Nazwiska tego mężczyzny Trump nie wymienił, ale z artykułu wynikało, że ów mężczyzna nazywa się... Paul Horner.

"Ja nie kazałem im głosować"

- To nie ja za ludzi poszedłem głosować. Nie kazałem im udostępniać moich tekstów. I co najważniejsze, pisałem je w taki sposób, że uwierzyć w to mógł tylko idiota.

Portal BuzzFeed News jakiś czas poźniej obliczył, że przez ostatnie trzy miesiące kampanii prezydenckiej w USA fake newsy z zaledwie 20 stron internetowych wygenerowały na Facebooku większy ruch w sieci niż prawdziwe informacje z 19 największych redakcji informacyjnych w Stanach Zjednoczonych.

[Horner - red.] nie był jedynym, którego Donald Trump cytował. Kandydat republikanów zapowiadał - co szeroko cytowały media na świecie - że gdy tylko wygra wybory, unieważni decyzję Baracka Obamy o osiedleniu 250 tys. syryjskich uchodźców w rezerwacie dla Indian. Autor tego "newsa", R. Hobbus J.D. z Waszyngtonu, piszący dla fake’owego portalu Real News Right Now, w wywiadzie dla całkiem prawdziwej telewizji NBC News mówił wyraźnie zszokowany, że spodziewał się po kandydacie na prezydenta USA "czegoś więcej, na przykład, że będzie sprawdzał źródła informacji".

Tajna baza propagandy w Macedonii

Przedwyborcze fake newsy powstawały nie tylko w USA. Dziennikarze BuzzFeed pojechali do Veles w Macedonii, skąd prowadzonych było co najmniej 140 stron internetowych, publikujących nieprawdziwe informacje. Wychwalały na wszelkie sposoby Trumpa i szkalowały jego rywalkę, Hillary Clinton. Dlaczego nie na odwrót? Bo kiedy ich twórcy próbowali tak robić, okazało się, że jest to mniej opłacalne.

Wyborcy Clinton okazali się bardziej odporni na fałszywki.

(...)

Inną, równie dobrą puentą roli, jaką fake newsy odegrały w amerykańskich wyborach, może być to, że zaraz po ich zakończeniu algorytm Google, jako pierwsze w wynikach wyszukiwań haseł "końcowe wyniki wyborów" i "kto wygrał głosowanie powszechne", odsyłał do... fake newsów. Na samym szczycie listy wyników znajdował się blog "70news", który podawał niezgodnie z prawdą, że Donald Trump zdobył o 700 tys. głosów więcej niż Clinton (w rzeczywistości przegrał o 798,700 głosów, ale zwycięstwo zapewniło mu Kolegium Elektorów).

Smutny koniec króla fałszu

Życie pisze jednak jeszcze bardziej zaskakujące scenariusze. 18 września 2017 r. Paul Horner zmarł. Biuro koronera w Maricopa County w Arizonie potwierdziło, że przyczyną śmierci było przedawkowanie narkotyków. Gdy pojawiła się ta informacja, początkowo uznano ją za fake newsa.

"Paul nie był rzecznikiem Trumpa, tak samo jak nie był Banksym ani maskotką chrześcijańskiej organizacji potępiającej sprośne zachowania" - mówił dziennikarzom jego przyjaciel Aaron Johnson, dodając: "W każdym jego tekście były jasne wskazówki, że to bzdura, począwszy od tego, że zamieszczał w nich zawsze swoje nazwisko. Można mieć nadzieję, że ludzie się czegoś z tego nauczą, może przynajmniej zaczną o tym poważnie rozmawiać". To właśnie zdaniem bliskich Hornera jest jego dziedzictwem. A jeśli ktoś myśli inaczej?

JJ Horner, brat Paula: "Już mnie nie rani, kiedy ludzie wypisują o nim złe rzeczy. Wiem, że nie mają pojęcia, kim był. To tylko fake newsy".

Fragmenty pochodzą z książki "Strefy Cyberwojny" autorstwa Agaty Kaźmierskiej i Wojciecha Brzezińskiego, która ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Oficyna 4eM. 


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama