Naucz się latać nad falami

Kitesurfing jest jednym z najszybciej rozwijających się sportów na świecie. O tym, co wyróżnia tę młodą dyscyplinę na tle innych sportów wodnych, opowiedział Tomek Janiak, utytułowany polski kitesurfer.

Jego nogi przytwierdzone są do deski specjalnymi uchwytami, do pasa ma przyczepiony trapez, rękoma trzyma drążek do sterowania latawcem. Przy mocnych podmuchach wiatru mknie po wodzie z prędkością blisko 80 km/h, co chwila unosząc się nad falami. To świat Tomka Janiaka. Ten doświadczony sportowiec w latach 2009-2011 był mistrzem Polski w Kiterace w kategorii Masters (dla zawodników powyżej 35 lat), a w latach 2007-2011, przez pięć lat z rzędu, też w kategorii Masters, zdobywał tytuł mistrza Polski freestyle.

Obecny sezon przyniósł mu dwa srebrne medale. Wywalczył je na Mistrzostwach Ameryki Północnej rozgrywanych w San Francisco oraz na Mistrzostwach Europy we włoskiej Gizzerii. Jest zawodnikiem BlueCash Team sklasyfikowanym na 4. miejscu w rankingu Pucharu Świata. Mieszka w Trójmieście, ma 40 lat.

Reklama

- Co wyjątkowego jest w kitesurfingu?

T.J.: - Można w nim odnaleźć wiele innych dyscyplin. Jest połączeniem snowboardu, paralotniarstwa i żeglarstwa. Daje dużo adrenaliny na każdym etapie. Przy pierwszym kontakcie z latawcem, kiedy czuję jego moc. Później, gdy wykonuję pierwsze ślizgi, ewolucje freestylowe. Największą radość daje mi jazda po falach oraz właśnie rywalizacja w dyscyplinie kiteracing.

Podoba mi się też to, że ze sprzętem do kitesurfingu bardzo łatwo się przemieszcza. Latawce i deskę można bezproblemowo spakować do samochodu lub nadać je do luku bagażowego w samolocie. Wcześniej uprawiałem windsurfing i pamiętam, że cała logistyka, czyli przewożenie desek, masztów było dosyć trudne i kosztowne. Największym argumentem za tym, aby spróbować swoich sił na kajcie jest relatywnie łatwa i krótka nauka. Po około ośmiu, dziesięciu godzinach średnio wysportowany człowiek, o przeciętnej koordynacji ruchowej, jest już w stanie wykonywać najprostsze manewry.

- Ile potrzeba czasu, by nauczyć się "latania" na kajcie?

T.J.: - Wszystko zależy od zdolności psychomotorycznych danej osoby, ale już po piętnastogodzinnym kursie można zacząć wykonywać pierwsze podskoki, następnie wyższe skoki, aby po następnych kilkudziesięciu godzinach spędzonych na wodzie zacząć "fruwać". Przy sprzyjających wiatrach i odpowiednim doborze sprzętu można wznieść się na wysokość nawet 15, 20 metrów i zawisnąć w powietrzu na około 10 sekund. Radość z takich skoków jest ogromna!

- Czy jest to sport bardzo kontuzyjny, niebezpieczny?

T.J.: - Jeśli przeszło się kurs w dobrej szkole i ma się trochę oleju w głowie, jest to sport bezpieczny. Oczywiście na poziomie wyczynowym, na którym się pływa z dużą prędkością i wykonuje się triki, zdarzają się kontuzje. Przede wszystkim na urazy narażone są stawy skokowe i kolanowe oraz barki. Dlatego odpowiednio wcześniej przygotowujemy nasz organizm na zajęciach ogólnorozwojowych.

- Jak dużym powodzeniem cieszy się kitesurfing w Polsce?

T.J.: - Może nie widać zbytnio tego sportu w mediach, tak chociażby jak piłki kopanej, ale gdy przyjeżdża się na Półwysep Helski, można dostrzec mnóstwo unoszących się latawców. Robi to imponujące wrażenie. Jako instruktor, co roku obserwuję zwiększającą się ilość kursantów. Ten sport rozwija się, mimo że nie otrzymujemy dofinansowania ze strony państwa. Szczególnie w kiteracingu, odmianie kajta polegającej na ściganiu się po wyznaczonej trasie, obserwujemy w ciągu ostatnich dwóch lat dynamiczny przyrost liczby zawodników startujących w zawodach. Liczymy na pomoc sponsorów. Niestety, w ubiegłym roku firmy inwestujące w sport wolały swoje akcje marketingowe nakierować przede wszystkim na mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Przez to na inne dyscypliny, jak kitesurfing, przypadło mniej środków. Jednakże m.in. dzięki firmie BLUECASH, która wsparła mnie w tym sezonie jestem w stanie brać udział w najważniejszych imprezach na świecie.

- Czy z uprawiania kitesurfingu można się utrzymać?

T.J.: - Myślę, że nie. Nawet, jeśli mamy sponsora, który dostarczy nam sprzęt. Kitesurferzy oprócz tego, że starują w zawodach, muszą wykonywać jeszcze inne zajęcia, chociażby szkolić innych zapaleńców kitesurfingu. Jeżdżenie po świecie i udział w zawodach są strasznie kosztowne. Bez pomocy sponsorów czy rodziców, w przypadku młodych sportowców, uprawianie kitesurfingu na wysokim poziomie nie jest możliwe. Aczkolwiek, ważniejsze od pieniędzy są pasja i miłość do tego sportu. Bez tego nie będzie sukcesów.

- Czy w Polsce są dobre warunki do uprawiania kitesurfingu?

T.J.: - Tak i to jedne z najlepszych na świecie. Mamy zróżnicowanie akweny. Jest możliwość pływania na zafalowanym morzu - tak jest w Sopocie, Łebie czy Juracie. Czy na płaskiej, płytkiej wodzie na Półwyspie Helskim. Ponadto, życia nie uprzykrzają nam rekiny, jeżowce, meduzy lub skały.

- A które miejsca na świecie wybierają do pływania pasjonaci kitesurfingu?

T.J.: - Jednym z najpopularniejszych miejsc jest Egipt i grecka wyspa Rodos. Na świecie bardzo dobre warunki do kitesurfingu panują też na Mauritiusie i w Brazylii. Ja poza Polską na treningach oraz startach w zawodach spędzam około dziewięć miesięcy w roku.

- Ile musiałbym wyłożyć pieniędzy, żeby kupić podstawowy sprzęt?

T.J.: - Jest sprzęt i za 1500 zł, i za 30 tys. Jeśli ktoś ma ograniczone środki, warto rozejrzeć się za używanym sprzętem. Podstawowy latawiec w rozmiarze 12 m można kupić za 1200 zł, a za 2500 zł można skompletować już zestaw do kitesurfinfgu. Dobrze jest mieć dwa latawce - jeden na słabe warunki wiatrowe, natomiast drugi na silniejsze wiatry. Takie akcesoria jak pianka, trapez (pas na brzuch), deska nie zmieniają się zasadniczo w zależności od siły wiatru przy amatorskim uprawianiu tego sportu.

- Teraz mamy w Polsce lato i panują świetne warunku do sportu, ale co zimą?

T.J.: - Możemy już teraz odkładać pieniądze, by w zimie wyjechać do Egiptu. Jeśli spadnie u nas śnieg, ciekawą rozrywką jest snowkite. Za pomocą latawca oraz nart, łyżew bądź deski snowboardowej możemy jeździć po zamarzniętych polach, jeziorach i zatokach. Do tego sportu służy ten sam latawiec i trapez, co w kitesurfingu. Trzeba się tylko cieplej ubrać, zabawa znakomita!

Zachęcam wszystkich do spróbowania swoich sił na kajcie. Życzę złapania bakcyla i mam nadzieję, do zobaczenia na wodzie lub śniegu.

Rozmawiał: Andrzej Grabarczuk

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: sport | morze | Morze Bałtyckie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy