Miuosh w Maluchu: Nie ma co tracić sił na hejterów

Gościem najnowszego odcinka programu "Duży w Maluchu" był Miłosz Paweł Borycki znany bardziej jako Miuosh. Na szczerą rozmowę o polskim hip-hopie zapraszamy w imieniu Filipa Nowobilskiego.

Filip Nowobilski: Jesteś "wielkim panem z Katowic", który wbrew trendom nie przeniósł się do Warszawy. Jak próbowałbyś zachęcić ludzi, aby nie przeprowadzali się z twojego miasta, ale w nim zostali?

Miuosh: - Jeśli ktoś chce je opuścić, to nie ma go co specjalnie reklamować. Katowice świetnie reklamują się same. W tym mieście robi się inne rzeczy niż w Warszawie, Wrocławiu czy Krakowie. Można się tu spełnić.

Dlaczego raperzy nie przepadają za telewizjami śniadaniowymi?

- To jest przypadłość tej muzyki i jednocześnie jej największa dwulicowość. Ludzie uwielbiają komentować takie występy.

Reklama

- Udziału w tych programach nie uważam za coś złego, ale nijak nie przekłada się to na muzykę. Raperzy próbują dotrzeć do nowej publiczności, chcą, aby zrobiło się o nich głośno. Dla mnie nieważne jest, gdzie ktoś się wypowiada, ale to, w jakiej sprawie i co sam o tym myśli.

- To nie są najlepsze lata dla polskiego hip-hopu. Tęsknię za starymi czasami. Chodzi mi o jego stan świadomości.

- Dobre lata skutkują natłokiem. W tym momencie ukazuje się sporo dobrych płyt, ale pojawiło się bardzo dużo osób, które słuchają rapu, chociaż 90 procent z nich nie można nazwać ich słuchaczami muzyki. Obrzydza mnie to, że to społeczność internetowa zgromadzona na forach i mówiąca sieciowym językiem.

- Pelson powiedział mi kiedyś o hejterach, że nie można oddawać im swojej energii. Nie rozumiem jak niektórzy próbują pisać teksty specjalnie pod to, aby zgromadzić ruch w internecie, aby więcej się o nich pisało. Po co to komu?

A słyszałeś o tym, aby pisał ktoś wersy pod dany produkt?

- Pewnie, że tak. Ale w Polsce nikt się do tego nie przyzna.

A czy tobie się zdarzyło?

-Nie, broń Boże! Chyba nie... (śmiech)

- Bywałem na różnych forach. Heavy metalowych, rockowych - nigdzie nie wyzywa się artystów ani innych użytkowników od "gimbograjków" i ludzi, którzy robią muzykę dla p********* nastolatków. Ja jestem wyzywany przez wszystkich. Wilku mi kiedyś powiedział, że wszyscy robimy rap dla tych samych dzieciaków. To prawda. Tę muzykę najlepiej absorbuje się mając 15-20 lat.

Raperzy często zadają w tekstach pytania egzystencjonalne. Czy to was w jakiś sposób nie zbliża do poezji śpiewanej?

- Pewnie. Zbliża też martyrologia widoczna u niektórych.

Czy tacy artyści jak Popek Monster nie psują wam reputacji?

- To, co on robi jest jego sprawą, nawet jeśli są one obleśne. Natomiast jego ostatnie dzieła pod względem produkcyjnym są jak najbardziej okay. Jest on przykładem na to, że można się odciąć od oczekiwań, którym trzeba sprostać. Można mieć - brzydko mówiąc - w******* i zrobić coś po swojemu

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy