Maciej Gąsienica-Giewont: Rzeźbiarz ma w sobie coś z kornika

Pochodzące z jego pracowni toczone w drewnie naczynia trafiają do kolekcji w Polsce i na świecie. Ich twórca, góral z Zakopanego, Maciej Gąsienica-Giewont przekonuje, że nie interesuje go masowa produkcja, a praca w drewnie to jego przeznaczenie i wielka pasja.

- Jak nazwać to, czym zajmujesz się od kilkunastu lat?

Maciej Gąsienica-Giewont: - To coś między toczeniem, a rzeźbą. To nowa dziedzina rzemiosła i sztuki zarazem. Amerykanie mówią o tym woodturning.

- Technika toczenia znana jest jednak od wieków...

- ...oczywiście, drążenie w drewnie za pomocą czegoś, co dziś nazywamy tokarką, istnieje od paru tysięcy lat, lecz do tej pory powstające w ten sposób przedmioty miały charakter wyłącznie użytkowy. Jednak Amerykanie na pocz. lat 30 XX wieku spowodowali, że toczone np. naczynia stały się przedmiotami unikatowymi, markowymi i zaczęły trafiać nie tylko do galerii ze sztuką użytkową.

Reklama

- Skąd u ciebie takie zainteresowania?

- Na Podhalu, skąd pochodzę, ludzie od wieków obrabiali własnoręcznie drewno, m.in. budowali sobie sami domy. Sam w drewnie pracuję od ponad 22 lat. Mam nawet dyplom czeladnika w zawodzie stolarz. Uczyłem się stolarki budowlanej, a u majstra czasami trafiały się ciekawe zamówienia, nawet tron dla Jana Pawła II budowaliśmy. Po nocach siedzieliśmy z majstrem i jego kolegami, żeby sprawy przypilnować. Najpierw zrobiliśmy prototyp ze świerka, a potem już, gdy architekt to zaakceptował, z dębu, a siedzisko obiliśmy białą skórką. Nasza praca spodobała się na tyle, że ten prototyp do dziś służy jakiemuś biskupowi.

- Teraz robisz zupełnie inne rzeczy, artystyczne. Opowiedz proszę trochę o technice swojej pracy?

- Z perspektywy czasu uważam, że dobrze się stało, że przeszedłem przez te wszystkie stolarskie roboty. Poznałem dzięki temu obróbkę drewna w dużej skali. Teraz jestem skupiony na kształtach. W swojej pracy wykorzystuję przede wszystkim naturalne walory drewna, które często postrzegane są raczej jako jego wady: wszelkiego rodzaju ubytki, pęknięcia, sęki oraz oryginalny układ słojów i przebarwień. W trakcie tworzenia uważnie obserwuję materiał. Wieloletni kontakt z drewnem uświadomił mi, że najpiękniejsza w tym materiale jest surowa powierzchnia - doskonale wyglądająca nie tylko na dopiero co wytoczonych naczyniach, ale także, a może nawet przede wszystkim, na pracach draśniętych zębem czasu.

- Co w twojej pracy jest najważniejsze?

- Najważniejsze jest drewno. Pracuję głównie na gatunkach liściastych, twardych (jesion, wiąz, orzech), a czasami wykorzystuję gatunki owocowe (czereśnia, śliwa). Nie rzeźbię z drewna iglastego i egotycznych niewiadomego pochodzenia, bo być może lasy Amazonii na tym cierpią. Moją filozofią jest dbanie o przyrodę. Dlatego najbardziej interesują mnie materiały z odzysku, odrzucone, nieprzydatne, trafiające na opał. Staram się znaleźć w nich coś interesującego i pokazać to innym przez nadanie drewnu nowej formy. Ważny jest układ słojów, naturalne przebarwienia. Chodzi o to, by pozwolić drewnu "wybrzmieć", wysłuchać, co ma do przekazania.

 - Wystarczy tylko drewna słuchać?

- Wsłuchuję się w to, co mi natura podpowiada, ale ostatnio przestaję jedynie ją dopuszczać do głosu. Sam zaczynam projektować, wycinam szablony. Chcę panować nad materiałem, nie idę na żywioł. Przemyślane projekty uważam za bardziej artystyczne.

- Czujesz się artystą?

- Tak, dużo bardziej niż designerem. Poza tym żadnej nogi do stołu i tralki do schodów nie zrobiłem, bo jest mi to ideowo obce. Tym się szczycę (śmiech). Nie pracuję na zlecenie. Niczego nie mogę obiecać, bo każda moja realizacja to niespodzianka i ruletka, a wynika to choćby z nieprzewidywalności używanego drewna. Pracuję z tego, co mam, a to zawsze jest niespodzianka, zawsze coś innego powstanie.

- Kim są twoi klienci?

- To ludzie wrażliwi, którzy mają potrzebę otaczać się przedmiotami niebanalnymi. Moje rzeczy często są kupowane na prezent, wiele trafia za granicę. Kiedyś myślałem, że Polak z dobrym gustem nie ma pieniędzy, a ten, co ma pieniądze - nie ma gustu. To się jednak zmienia. Wielu ludzi z Polski stać już na ładne rzeczy, ale jeszcze nie doceniają w pełni tego, co w Polsce zaczyna się produkować. USA, Niemcy, Wielka Brytania, Japonia - widziałem tam ludzi potrafiących zachwycać się tym, że ktoś zrobił jakąś rzecz własnymi rękami. To kraje, gdzie ceni się ręczną robotę i unikatowe przedmioty, nawet te stworzone przez człowieka nawet wiele lat temu. W Polsce jakoś nadal tego brakuje. My po latach komuny, gdy niczego w sklepach nie było, wciąż mamy okres fascynacji m.in. sklepem Ikea.

- Jakie cele przed tobą?

- Moje naczynia to obiekt luksusowy i dlatego musi mieć swoją cenę. Nie powinna być jednak ona oderwana od rzeczywistości i dlatego nie planuję stworzenia jakiejś snobistycznej marki z moimi wyrobami. Najważniejsze dla mnie jest to, żeby to, co robię trafiało do ludzi.

***

Maciej Gąsienica-Giewont - artysta-rzeźbiarz i projektant. Urodzony w Zakopanem, obecnie mieszka w Warszawie. Drewno to podstawowy materiał w jakim pracuje. Od połowy lat 90. jako jeden z pierwszych w Polsce wykorzystuje metodę woodturningu. Przy projektowaniu swoich prac wykorzystuje niepowtarzalny układ słojów, a formę dopasowuje odpowiednio do gatunku i kondycji drewna. W ten sposób powstają obiekty o niepowtarzalnej formie. Od 2006 r. jest zapraszany na wystawy w kraju i za granicą. W 2012 i 2013 r. jego prace były pokazywane na takich wystawach jak: "Unpolished-Young Design From Poland" w Seulu (Korea Płd.), "Design Embassies" w Design Museum Holon (Izrael) czy "Las i łąka" na Targach Designu w Kopenhadze (Dania). Jest wegetarianinem. Ma 39 lat.


Rozmawiał Tomasz Barański

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: drewno
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy