Łukasz Głowniak: "Rosja to taka kraina kontrastów"

"Rosja to taka kraina kontrastów. Z jednej strony ten brud i błoto wokół, a z drugiej strony masa bogactwa. Ogromne wille, otoczone 2-, 3-, albo i 4-metrowymi ceglanymi murami. W obejściu to trawka musi być przystrzyżona, a żadne śmieci się nie walają" - mówi Łukasz Głowniak.

Jak wspominasz swoje pierwsze spotkanie z Rosją?

Łukasz Głowniak: - Byłem przerażony! Pamiętam ten dzień, jakby wydarzyło się to wczoraj. A minęło już kilkanaście lat. Zanim wyruszyłem w mój pierwszy wyjazd do Rosji, to wcześniej zabrałem się z jednym kierowcą ciężarówki na Zachód, żeby zobaczyć na własne oczy, jak w ogóle ta praca wygląda, bo doświadczenia nie miałem żadnego, a od razu pakowałem się na głęboką wodę. Inni kierowcy opowiadali mi niestworzone rzeczy o Rosji - że tam są dramatyczne warunki drogowe, że milicja organizuje rajdy po łapówki, że po drogach chodzą czterogarbne wielbłądy (śmiech).

Reklama

- Na szczęście kiedyś do Rosji jeździło sporo Polaków, więc podczepiłem się pod konwój TIR-ów na naszych blachach i tak jechałem aż do Moskwy. Trasa była spokojna, aż do momentu kiedy wjechałem na KOLEC, czyli 109-kilometrową obwodnicę Moskwy. I się zaczęło. Ta droga ma po 5 pasów z każdej strony, korek na całej długości. Wszyscy się pchają, zajeżdżają drogę, krzyczą "pizdu nagaz!" Horror, mówię ci.

- Do tego tam ciężarówki mogą jeździć tylko po pierwszym i po drugim pasie. Inaczej milicja, mandat i kłopoty. Zamieszanie jest ogromne, a wyobraź sobie jeszcze to, że dobra połowa tych wszystkich ciężarówek to rozlatujące się ZIŁ-y i KAMAZ-y. One ledwo co się ruszają, śmierdzą spalinami na kilometr, a co chwila jeszcze się któryś psuje. Myślałem, że mnie szlag trafi. To było z 12 lat temu, więc jeszcze o GPS-ach w samochodzie mało kto słyszał. Mapa w rękę i jakimś cudem udało mi się dobrze zjechać z KOLCA i trafić do celu. Teraz to już przywykłem do chaosu na rosyjskich drogach, ale dalej te ich korki mnie tam dobijają.

Co najbardziej zdziwiło, czy dalej dziwi cię w Rosji?

- Najbardziej nie mogę się nadziwić temu, jak Rosjanie nie dbają o swój kraj. Naprawdę mnie to szokuje. Wszędzie pełno śmieci, brudu, wszystko się rozpada. Syf, syf i jeszcze raz syf. Myślę, że jakby Niemiec tam przyjechał, to dostałby zawału serca. W Rosji nawet woda często cuchnie, dlatego wożę ją ze sobą z Polski. Nie tak dawno rozmawiałem z kolegą po fachu, rodowitym Rosjaninem, który od już dłuższego czasu jest na emeryturze, ale wcześniej spędził wiele lat na ciężarówkach. I on mówi, że tam się nic nie zmienia, prawie niczego się nie remontuje, albo jest i gorzej jak było za "Sojuza".

- Rosja to taka kraina kontrastów. Z jednej strony ten brud i błoto wokół, a z drugiej strony masa bogactwa. Ogromne wille, otoczone 2-, 3-, albo i 4-metrowymi ceglanymi murami. Niczego nie widać, ale domyślam się, że w obejściu to trawka musi być przystrzyżona, a żadne śmieci się nie walają. Żebyś jeszcze lepiej zrozumiał, jak bardzo Rosja jest nie do ogarnięcia przez zwykłego człowieka, to podam ci taki przykład. Wyobraź sobie zabiedzoną drewnianą chateńkę, która wygląda jakby zaraz się miała zapaść, dookoła połamany płotek, a obok stoi wypasione BMW X5 (śmiech). W Rosji normalka! Jak to się dzieje?

Wokół rosyjskich policjantów, a wcześniej milicjantów, wyrosły wręcz mity. Mnie zawsze powtarzano, że warto mieć przy sobie sporo "drobnych" rubli. Jakie są twoje wrażenia?

- Takie same (śmiech)... Niestety, w Rosji korupcja jest na porządku dziennym. Najgorzej jest na trasie do Moskwy, gdzie co i rusz zostajesz zatrzymany przez patrol, który zawsze, ale to zawsze znajdzie jakąś nieprawidłowość. Normą jest, że na tej trasie policja zatrzyma cię ze cztery czy pięć razy. Polscy kierowcy są dla nich jak skarbonki. Żeby się odczepili trzeba im niestety dać po 50 czy 100 rubli. Inaczej cię nie puszczą.

- Do tego rosyjscy policjanci lubią się panoszyć. Zdarzało się na przykład, że milicjant wchodził do kabiny, rozglądał się, zobaczył zapach wiszący pod lusterkiem i zabierał do swojego samochodu. I nie jesteś w stanie niczego mu zrobić. Przypomniał mi się kawał na ten temat. Idzie on tak: Amerykanin jeździł TIR-em do Rosji. I za każdym razem łapał go ten sam milicjant. Amerykanin nie wiedział ile powinno się dawać w łapę w Rosji, więc za każdym razem wręczał mu po 100 dolarów. Takie łapówki to nie byle co, więc milicjant zrobił sobie z niego dojną krowę. No i nagle Amerykanin przestał jeździć. Mija miesiąc i wraca. Zatrzymuje go ten sam milicjant co zwykle i pyta - "Amerykaniec, gdzieżeś ty był?" On na to - "Na wczasach!", A milicjant "Oj bladź! Za moje pieniądze na wczasy pojechałeś?!" To jest właśnie ich mentalność.

A słynne mafie?

- Nie powiem ci wiele na ten temat. Na szczęście nigdy nie miałem z nimi do czynienia. Nie wtrącam się, nie zatrzymuję w dziwnych miejscach.  Mam żonę, dzieci, muszę być ostrożny. Boję się, bo swoje się niestety słyszało. Wiesz, że w Rosji nie jest trudno o to, by wpakować się w kłopoty. Na ulicach jest pełno pijanych ludzi. Wszędzie walają się butelki po wódce, puszki po piwie.

- Tam jest normalne, że w biały dzień ktoś idzie i pociąga sobie z gwinta wódkę z butelki. Pijacy zaczepiają, wyzywają, prowokują zwykłych przechodniów. Oczywiście nie twierdzę, że tak jest wszędzie, ale w tym kraju to nic niezwykłego. Są takie miejsca, że żaden kierowca TIR-a się nie zapuści. Takim miejscem jest np. dzielnica Chimki w Moskwie. To część stolicy Rosji, gdzie wjechać w dzień jest strach, a co dopiero po ciemku.

- Wyobraź sobie taką sytuację, że musisz na cito dowieźć towar do firmy. Jest noc, akurat trafiło się, że przedsiębiorstwo się mieści na Chimkach. Udaje ci się ją znaleźć, ale... obsługa cię nie wpuszcza. Jak to? Tak to, obsługa nie podnosi barierki. Chwilę później zajeżdża z piskiem opon czarne BMW i wychodzą z niego łysi panowie bez szyi. Jak mają dobry dzień, to tracisz tylko pieniądze. Jak gorszy, możesz stracić portfel, towar i zęby przy okazji. Ci łysi pewnie opłacają obsługę, by nie wpuszczali kierowców, mimo że to ich obowiązek. A może są zastraszani? Nie wiem tego, ale nie ma opcji, bym woził tam towar.

Nie mogę nie zapytać o przestrzenie. Mnie zapadła w pamięć tablica w Szlisselburgu pod Piotrogrodem, która informowała, że do Murmańska jest 1300 km. Jak daleko się zapuściłeś na Wschód lub Północ?

- Pewnie, że kojarzę tę tablicę. Tak, Murmańsk to moje marzenie, ale jeszcze nie zapuszczałem się tak daleko na Północ. Najdalej to jakieś 200 kilometrów za Petersburg. Ale już tam zdarza się coś na kształt "białych nocy". Słońce nie zachodzi, jest jasno, jak u nas przed zmrokiem.  Super widok. A jeśli chodzi o to, gdzie jeździłem, to na wschód najdalej za Niżny Nowogród. Z bardziej oddalonych miast byłem w Woroneżu, jechałem do Kurska.

- Najdalej na południe to zapuściłem się do Krasnodaru, który jest już przy Kaukazie. Byłem też w Rostowie nad Donem i to w czasie, kiedy zaledwie 20-30 kilometrów dalej toczyły się walki. Bo przecież Rostów jest o rzut beretem od Donbasu i Doniecka. Ale powiem ci, że nie było żadnych oznak wojny. Po rosyjskiej stronie wszystko wyglądało zupełnie zwyczajnie. Jedyne, co rzuciło się w oczy to konwój humanitarny, który Putin wysyłał do Donbasu. Pewnie pamiętasz, ogromny szpaler białych ciężarówek. Ale żeby jakieś czołgi, helikoptery gdzieś przelatywały? Nic z tego. Cisza i spokój.

- Przed wojną zdarzało mi się jeździć na Ukrainę. Ale zawsze robiłem to bardzo niechętnie. Tam są jeszcze gorsze drogi niż w Rosji, łapówkarstwo dramatyczne, benzyna tragicznej jakości. Wyobraź sobie, że przed Pomarańczową Rewolucją to milicja łapała ciężarówki non stop. Łapówkami dorabiali sobie do pensji. Zdarzało się, że starczała im za łapówkę nawet złotówka! Sporo pozmieniało się, jak do władzy doszedł Juszczenko. Nagle żaden milicjant nie zatrzymywał bez powodu. Ale to też minęło. Teraz to nawet nie wiem jak tam jest, nie lubię i nie chcę tam jeździć. W Rosji i na Białorusi są znacznie lepsze drogi, niektóre lepsze od naszych. To akurat tam budują.

- Z tych krajów to najlepiej jeździ mi się po Białorusi. Cicho, spokojnie i przede wszystkim czysto! Mimo że jest tam dość biednie. Na wsiach dalej przeważają drewniane chatynki o spadzistych dachach, ludzie nie zarabiają wiele, ale jakoś się to wszystko trzyma. Z Białorusią jest inne utrapienie. Ich Inspekcja Ruchu Drogowego, czyli "transportnicy". Kiedyś na Białorusi ich nie było, ale Łukaszenka dogadał się z Unią Europejską i stworzyli takie służby, szkolone zresztą przez ludzi z Francji i innych krajów, chyba też z Polski. 

- Strasznie są upierdliwi, wszystkie papiery muszą być w porządku, bo inaczej nie odpuszczą, a część obowiązujących tam zakazów jest po prostu głupia. Istnieje np. zakaz temperaturowy - nie można jeździć ciężarówką, jeśli temperatura przekracza 25 stopni. Co wtedy? Musisz znaleźć postój i czekać. Inaczej mandat. Wiosną bywa gorzej bo np. funkcjonuje tam zakaz poruszania się ciężarówek w związku z roztopami. Topi się śnieg i TIR-em nie pojedziesz. A jakbyś pojechał, to od razu dowalą ci karę. I to prawie zawsze taką samą - 3,9 mln "zajców" jak to mówimy, czyli białoruskich rubli. To jakieś w przeliczeniu 200 euro. Szkoda marnować pieniądze na mandaty, dlatego zawsze przed wjazdem tam wszystko dokładnie sprawdzam, by do niczego się nie mogli doczepić. Ale lubię ten kraj. Z Białorusi to już do domu blisko, a i widoki ładne.

Rosyjska kuchnia jest niezwykła. Właściwie nie spotkałem się w miastach z kiepskim jedzeniem. Co powiesz o przydrożnych barach?

 - Wiesz, ja jestem jak dzik, zjem wszystko (śmiech). W Rosji sporo już zwiedziłem przydrożnych barów, choć staram się jedzenie wozić z Polski. Od żony, wiadomo, że najlepsze (śmiech). Kierowcy ciężarówek śmieją się, że w Rosji po gospodach to szaszłyki są robione z psów albo z tych zwierząt, co leżą rozjechane po drogach. Ale to takie gadanie. Najbardziej smakuje mi solanka - genialna zupa. Nieważne czy rybna, czy mięsna, wszystkie są bardzo dobre. Ale też nie jadam jej często, więc może dlatego tak bardzo mi smakuje.

- W rosyjskich barach przydrożnych to gotują tak sobie. Rozgotowane kartofle to normalka, a kawa albo herbata jest zawsze posłodzona. Nawet jak mówisz im, że nie chcesz z sacharem, to oni i tak ci tego cukru dosypią. Za to cukierniczki na stołach nie uświadczysz. Może u nich ten cukier taki drogi albo kradną? Sam nie wiem. Pierożki dobre, ale to też różnie, czasem trzeba je odchorować (śmiech). Za to wędliny i szynki mają ohydne i do tego mały wybór.

- W ogóle na prowincji sklepy są zaopatrzone tylko trochę lepiej jak u nas za PRL-u. W miastach to inaczej, normalnie, ale na wsiach z tym jest słabo. A nabiał i produkty mleczne? Super! Masło, śmietana, kefiry z Rosji są rewelacyjne. Ogólnie jednak staram się nie jeść za dużo po barach i restauracjach. Żona świetnie gotuje, dlatego wolę z domu wozić ze sobą.

Jakie jest twoje ulubione miejsce w Rosji?

- Moim zajęciem jest jeżdżenie, a nie zwiedzanie Rosji, więc za wiele ci nie powiem na ten temat. Najlepiej zwiedziłem Sankt Petersburg - bardzo ładne, zadbane miasto. Piękny jest obszar między granicami Rosji, Łotwy i Estonii -  wspaniałe lasy iglaste, jeziorka, wygląda tak, jak w Skandynawii. A poza tym to w mojej pracy widzę głównie drogę, parkingi, miejsca postojowe dla ciężarówek i tyle. Bardzo chciałbym pojechać do Murmańska i mam nadzieję, że mi się to w końcu uda.

- Też mamy taką nadzieję.

-----

Łukasz to jeden z kierowców występujących w programie POLSCY TRUCKERSI. Premierowy odcinek co czwartek, od 29 października, o godz. 21.40 na Discovery Channel.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy