Jestem DDA. Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika

Większość dzieci z rodzin alkoholowych wchodzi w dorosłość z syndromem DDA /123RF/PICSEL
Reklama

Szacuje się, że w Polsce w rodzinach z problemem alkoholowym żyje ok. 4 mln osób, z czego połowa to dzieci. Większość z nich wejdzie w dorosłe życie z syndromem DDA – dorosłych dzieci alkoholików.

Kiedy i jak dowiedziałeś się, że jesteś DDA?

Szymon: - Ponad sześć lat temu. Uczęszczałem na terapię do psychologa, bo od wielu ludzi słyszałem pytanie, dlaczego jestem smutny. A ja nawet nie wiem, czy byłem smutny, bo nie czułem ani smutku, ani radości. Niczego. No może oprócz złości i strachu. Zresztą w pewnym momencie zaczęło mi być wszystko obojętne. Dosłownie wszystko - relacje ze znajomymi przestały mnie obchodzić, to jak wyglądam, jak pracuję, co robię. Po kilku sesjach psycholog zalecił mi wizytę u psychiatry, bo podejrzewał depresję. No i poszedłem. Lekarz poprosił mnie, żebym opowiedział coś o sobie, o dzieciństwie, o tym, jak funkcjonuję. Okazało się, że oprócz depresji, jestem DDA. Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika.

Reklama

Wcześniej dopuszczałeś taką myśl?

- Mój ojciec pił od zawsze, więc uważałem, że w pewnym sensie to normalne, że w domu niemalże zawsze jest alkohol. Nie miałem pojęcia, czym jest DDA i że w ogóle istnieje takie pojęcie. W momencie, kiedy psychiatra zaczął mi tłumaczyć, dlaczego uważa, że dotyczy mnie ten problem, oniemiałem.

Dlaczego?

- Bo w jednej sekundzie zdałem sobie sprawę, że definicja DDA to kalka mojego dorosłego życia, które jest następstwem wieloletniej traumy z dzieciństwa. Wróciłem do domu i zacząłem szukać w internecie informacji o DDA. Miałem wrażenie, jakby przejechał mnie walec. To dziwne uczucie, kiedy nagle dowiadujesz się o sobie czegoś, co nosiłeś w sobie przez całe życie, ale nie miałeś o tym pojęcia.

Więc kim jest DDA?

- Dorosłe Dzieci Alkoholika to osoby wychowywane w rodzinie dysfunkcyjnej, gdzie jedno lub oboje rodziców są alkoholikami.  W dużym uproszczeniu - taki rodzic rujnuje człowiekowi dzieciństwo, co przekłada się później na jego dorosłość - na jego zachowanie, brak poczucia własnej wartości, brak poczucia bezpieczeństwa i mógłbym tak wymieniać jeszcze godzinami. Jako dziecko automatycznie wchodzisz w rolę dorosłej osoby. Tyle tylko, że wówczas nie jesteś na to w ogóle gotowy, bo masz pięć, dziesięć, piętnaście lat. Natomiast najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że dzieciństwa osoby DDA nie da się nadrobić w dorosłym życiu. Jeśli jesteś DDA, to do końca życia zmagasz się ze swoim dzieciństwem, z tymi chorymi emocjami, które poprzez wychowywanie się w rodzinie dysfunkcyjnej w sobie nosisz. Możesz nad tym pracować na terapii, ale nigdy nie będzie tak, że pozszywasz wszystkie swoje rany.

W twoim przypadku...

- Ojciec. Był, jest, i pewnie będzie już do końca życia alkoholikiem. Mama nigdy nie miała problemu z alkoholem.

Ojciec od dawna pije?

- Od zawsze. Na terapii pytali nas, jakie mamy pierwsze wspomnienie z dzieciństwa - sytuację, jaką pamiętamy. Moje wspomnienie, to prowadzenie pijanego taty do domu, który nie potrafił znaleźć drogi, bo był w takim stanie. Zresztą ja też nie potrafiłem tej drogi znaleźć. Wujek nas znalazł i odprowadził. Miałem może sześć lat. Po czasie przywykasz w pewnym sensie do awantur rodziców. Działasz w pewnym schemacie. Do wieczora żyjesz, jak normalne dziecko, a kiedy ojciec wraca z pracy, to przełączasz się na inny tryb. Na tryb czuwania, bo wiesz, że spokojna noc zacznie się gdzieś o trzeciej nad ranem, kiedy zmęczony awanturą i alkoholem ojciec wreszcie zaśnie. Ale dopóki nie zaśnie, to musisz czuwać ze ściśniętym ze strachu gardłem.

Czego się wtedy bałeś?

- Ojciec kilka razy w tygodniu miewał pod wpływem alkoholu różne omamy. Standardem było mówienie, że zabije mamę, mnie, a później siebie. Chodził po mieszkaniu z dużym nożem kuchennym. Standardem było, że schodził do piwnicy i mówił, że idzie się powiesić. Dla mnie, wówczas dziesięciolatka, było to normalne, że raz w tygodniu schodzę w środku nocy do piwnicy i zapłakany błagam go: "tatusiu, proszę otwórz drzwi, nie rób sobie nic złego".

- Dziś, gdy o tym myślę, czuję ogromną wściekłość, choć nie wiem, do kogo. Właśnie m.in. takie sytuacje, w których kilkuletnie dziecko musi próbować udźwignąć ten ogromny ciężar emocjonalny, sprawiają, że jego dorosłość stanie się koszmarem. Całe dzieciństwo czułem wstyd. Przed kolegami, przed rodziną. Niby wszyscy wiedzieli, że ojciec jest alkoholikiem, a w naszym domu od lat rozgrywa się dramat, ale nikt nie miał odwagi powiedzieć o tym głośno. To standard w polskich rodzinach dysfunkcyjnych - na zewnątrz wszystko wygląda normalnie, ale już za drzwiami jest horror. Kiedy widzę na ulicy rodzica, który poniża swoje dziecko, czuję w sobie ogromną agresję do takiego człowieka.

Jak trafiłeś na terapię?

- Psychiatra mnie uświadomił, że jej potrzebuję. Zacząłem szukać, dzwonić. Niestety w większości przypadków zapisy na terapie DDA uruchamiane są zaledwie kilka razy w roku. I jest to chyba problem systemowy. Nie jest łatwo znaleźć się na terapii DDA finansowanej przez NFZ. Ja miałem to szczęście, że znalazłem na jakimś forum informację o tym, że za kilka miesięcy będzie tworzona grupowa terapia opłacana z funduszu miasta. Wysłałem e-mail i po kilku dniach otrzymałem zaproszenie na rozmowę wstępną.

Na czym ta rozmowa polegała?

- Chętnych było więcej niż przewidzianych miejsc, więc można chyba powiedzieć, że najpierw trzeba było przejść casting. Zadawali różne pytania. Między innymi, czego oczekuję po tej terapii. Nie potrafiłem odpowiedzieć, bo nie miałem żadnych oczekiwań. Psychiatra powiedział, że terapia pomoże mi zrozumieć pewne moje zachowania, sposób myślenia itp. Ale nie powiedziano mi, co dokładnie ma się zmienić.

Ostatecznie znalazłeś się na terapii.

- Po kilku tygodniach otrzymałem wiadomość, że zostałem przyjęty do grupy, która ruszała miesiąc później. Było nas dziesięcioro i dwóch terapeutów. Większość osób, to ludzie w moim wieku. Jedna osoba była po pięćdziesiątce. Terapia miała trwać aż rok, a spotkania odbywały się dwa razy w tygodniu. Byłem przekonany, że na pewno zrezygnuję wcześniej, bo o czym można gadać przez 12 miesięcy.

Pamiętasz pierwsze zajęcia?

- Każdy z nas był chyba trochę przerażony, a już na pewno zawstydzony. Żyjesz sobie, jak zwykły Kowalski, swoje demony trzymasz głęboko w sobie, aż tu nagle masz mówić obcym ludziom, o tym, czego doświadczałeś w domu rodzinnym jako dziecko, gdzie niemal każdego dnia lała się wódka. Na pierwszym spotkaniu wytłumaczono nam, dlaczego tu jesteśmy, co będziemy robić, jaki jest cel naszych spotkań. Zawarliśmy też ustny kontrakt, o zasadach, jakie będą panować podczas sesji i poza nimi. Uczestnicy grupy DDA mieli zakaz spotykania się prywatnie, dopóki nie skończy się terapia. Nie mogliśmy też z nikim rozmawiać o tym, kto jest w grupie i o czym tam rozmawiamy. Chodziło o to, żeby wzajemnie się chronić.

Długo oswajałeś się z tą sytuacją?

- Po pierwszej sesji byłem sceptycznie nastawiony, zdezorientowany. Ale po miesiącu zdałem sobie sprawę, że moja grupa DDA to dla mnie najlepsze i najbezpieczniejsze miejsce na Ziemi. Okazuje się, że ci obcy na początku ludzie rozumieją cię, jak nikt inny. Wspólnym mianownikiem jest wasze schrzanione przez rodziców dzieciństwo. Myślisz sobie - czyli to nie jest tak, że tylko ze mną było coś nie tak, że inni też czują to samo.

Ze skrajności w skrajność...

- Trochę tak. Jestem taką osobą, która nie lubi się gdzieś zrzeszać, tworzyć jakieś frakcje. Natomiast tam chyba pierwszy raz w życiu poczułem się bezpieczny i zaopiekowany. Wiem, że to może dziwnie brzmi z ust dorosłego faceta.

Możesz opowiedzieć, jak wygląda terapia DDA?

- Nie wiem, czy to, co było u nas, to standard takich terapii, bo byłem tylko na tej jednej, ale te 12 miesięcy to cały wachlarz emocji i zachowań osób w grupie - zrozumienie, współczucie, niesamowita więź, ale i na dalszym etapie kłótnie, wzajemne pretensje, złość. Na końcu zdajesz sobie sprawę, że wszystko to było po coś. Najkrócej rzecz ujmując - terapia polega na rozmowie. Każdy z nas opowiedział swoją własną historię. Terapeuci uczyli nas, żeby nie dusić w sobie emocji czy pytań, jeśli ktoś z grupy nas wkurzał lub kogoś nie rozumieliśmy.

- Pierwsze miesiące były dla mnie, i pewnie nie tylko dla mnie, bardzo trudne. Bo nagle słyszysz historie ludzi, z którymi siłą rzeczy się utożsamiasz. Współczujesz takiej osobie, ale czujesz wściekłość, że tak ten świat dorosłych dzieci alkoholików wygląda. Doświadczenia moich koleżanek i kolegów z grupy były przerażające. Niektórzy byli tak bardzo pokiereszowani w dzieciństwie, że w dorosłym życiu podejmowali próby samobójcze. Trzy osoby po kilku miesiącach zrezygnowały z zajęć. Nie poradziły sobie emocjonalnie z powrotem do wspomnień o dzieciństwie. Również wielokrotnie miałem dosyć. Wracałem po terapii do domu i czułem się, jakbym był w samym środku jakiejś żałoby.

Ktoś z twoich bliskich wiedział, że uczęszczasz na terapię?

- Tylko moja mama.

Jak zareagowała?

- Powiedziała, że jeśli ma mi to pomóc, to popiera moją decyzję. Choć czasami miałem wrażenie, że nie do końca rozumie, po co to robię. Być może było jej wstyd, że ten nasz "rodzinny sekret" o piciu ojca będzie teraz omawiany przez obce osoby. Zresztą na terapii poruszaliśmy wielokrotnie wątek drugiego rodzica, tego niepijącego. Dla mnie mama zawsze była świętością. Widziałem, jak próbowała mnie chronić całe dzieciństwo i jak bardzo przeżywała to, że ojciec pił.

- Natomiast terapia uświadamia ci, że jak bardzo byś nie kochał swojej matki, to w pewnym momencie musisz pogodzić się z faktem, że ona też jest współwinna tej sytuacji. Niepijący małżonek najczęściej jest współuzależniony od tego pijącego. I choć tak samo, jak ty, znajduje się w bezsensownej sytuacji, bo oboje mieszkacie z oprawcą, to mimo to jest twoim rodzicem i powinien zrobić wszystko, by w końcu zatrzymać tę chorą sytuację, na przykład odchodząc od męża. Terapeuci poprosili nas, żebyśmy powiedzieli na głos zdanie: "mamo, bardzo cię kocham, ale mam do ciebie żal, że nie zrobiłaś wtedy dla mnie więcej". Ja na początku nie chciałem w ogóle tego słyszeć. Buntowałem się. No bo jak to? Mam mieć żal do mojej mamy, że jej mąż jest alkoholikiem i znęca się nad nami psychicznie? Dla mnie to był jeden z najtrudniejszych momentów w terapii. I w końcu jakoś to sobie poukładałem. Tak, mogę kochać mamę i równocześnie mogę mieć do niej żal, że nie odeszła od ojca i nie zabrała mnie stamtąd.

Rozmawiałeś o tym z mamą?

- Próbowałem. Jak już sobie to poukładasz w głowie, to w pewnym sensie jesteś zły na mamę, masz potrzebę jej to powiedzieć. I ja próbowałem. Natomiast terapeuci uczulili nas na to, że rodzic tego nie zrozumie i poczuje się dotknięty. Mama odpierała moje zarzuty, mówiąc, że więcej zrobić nie mogła.

Ojciec wie, że odbyłeś terapię DDA?

- Powiedziałem mu o tym rok po zakończeniu terapii. Od lat prawie w ogóle nie rozmawiamy. Doszło do awantury i w nerwach przez telefon wyrzuciłem z siebie, że przez niego musiałem chodzić po terapiach i że przez jego uzależnienie od alkoholu nie radzę sobie w życiu. Obraził się. Od tego czasu nie zamieniliśmy ze sobą słowa.

Co ci dała terapia?

- Pomogła zrozumieć, z czego wynikały moje zachowania, skąd u mnie zerowe poczucie własnej wartości, dlaczego większość moich związków kończyło się dokładnie według tego samego scenariusza. Nauczyło, jak powinienem zaopiekować się tym małym, poranionym dzieckiem, które każdy z nas w sobie nosi. To próba ujarzmienia niepewności i lęku, jaki osoba z DDA nosi w sobie przez większość życia. Nazwanie emocji, wyrażanie ich. Rozpracowywanie destrukcyjnych schematów, których używałem większość życia.

- Jestem daleki od stwierdzenia, że terapia DDA to cudowna pastylka, po zażyciu której nagle staniesz się innym człowiekiem, wolnym od swoich demonów. To bardzo długi i ciężki proces pracy. To otwieranie setek szuflad w głowie, porządkowanie, a następnie mozolne ich zamykanie, kiedy masz pewność, że zrozumiałeś i przepracowałeś dany wątek. Bywało i tak, że po powrocie do domu z sesji czułem się jak warzywo. Wracałem do domu i miałem wrażenie, że nic się nie zgadza, że to wszystko to jeden wielki absurd. Kluczem jest czas. Trzeba podejść do tego ze spokojem, choć każdy z nas na początku chciał widzieć efekty pracy tu i teraz. Terapia DDA jest pierwszym, ale bardzo istotnym krokiem do uporania się w jakiejś mierze z dzieciństwem przy boku rodzica alkoholika.

*Imię rozmówcy zostało zmienione.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: alkohol | Uzależnienie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy