​Jakub Ćwiek: Pies musi znać zapach strachu

Adam Bigaj i Jakub Ćwiek - autorzy książki "Bezpański. Ballada o byłym gliniarzu", fot. Maks Pflegel /materiały prasowe
Reklama

- Ktoś kiedyś podsumował powieści Stephena Kinga takim zdaniem: "Jest dobrze, jest zwyczajnie, a potem nadciąga zło". To największy sukces Kinga, że najpierw zbuduje ci rzeczywistość, w którą totalnie wierzysz, jest totalnie twoja, totalnie zwyczajna, a potem nagle pojawia się zło. A policjanci cały czas żyją w takiej rzeczywistości - opowiada Jakub Ćwiek, który wraz z Adamem Bigajem napisał książkę "Bezpański. Ballada o byłym gliniarzu".

Agnieszka Łopatowska, Interia: Jak trafiłeś na wspomnienia Adama Bigaja?

Jakub Ćwiek: - Znamy się prywatnie, opowiadał mi je czy to przy kawie, czy przy obiedzie. U każdego doświadczonego człowieka, kiedy kończy się jakiś etap jego życia - w tym przypadku po przejściu na emeryturę, pojawia się szereg wspomnień. A że istnieje pewien mroczny romantyzm pracy policjanta, więc tych anegdot pojawiało się mnóstwo. Wyłaniał się z nich szerszy obraz człowieka, który poświęcił tej pracy całe swoje życie, więc postanowiłem połączyć je w większą historię.

Reklama

- Na początku koncepcja była taka, że weźmiemy kilka butelek wódki i będziemy rozmawiać, a ja później tę opowieść poukładam. Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy, że Adam napisze swoją książkę, a ja na jej podstawie napiszę własną. Nie poprawię jego wersji, ani jej nie zredaguję. Pozwolę sobie przez chwilę być nim.

Jeśli u Patryka Vegi pojawił się pitbull, to jaką rasą określiłbyś swojego współautora?

- To wielorasowiec - i ze względu na jego pracę na przełomie systemów, i na przełomie dekad. Najpierw było przejście milicja - policja. Następnie policja z lat 90. a obecnie to skrajnie różne formacje, mające skrajnie różne problemy. Galopujący dziki kapitalizm lat 90. dał pole do popisu grupom, które dobrodusznie nazywamy mafiami, a były zwyczajnymi bandyterkami. Radzenie sobie na ulicach z gośćmi od wymuszeń, z kolesiami z bejsbolami, to zupełnie inna rzeczywistość niż obecna, kiedy walczy się z przestępczością bardziej zorganizowaną, poukładaną i działającą w szarej strefie. To są trzy różne światy i jeden człowiek, który próbował się do każdego z nich dostosować. Powstał nam z tego taki wielorasowiec, kundel po prostu.

"Psia" nomenklatura jest charakterystyczna dla waszej książki. Policjanci faktycznie tak mówią, czy to twój literacki wkład w jej fabułę?

- Adam naprawdę mówi o sobie jak o psie. Oczywiście ja to trochę podkręciłem, wprowadziłem metaforykę, zbudowałem na tym narrację, ale te słowa są jego. Pisząc "Bezpańskiego" wzbraniałem się przed przesiąknięciem popkulturą, do której jest mi bardzo blisko. Pasikowskim na przykład.

Jak wyglądała rzeczywistość wrocławskiego milicjanta?

- Jestem dzieckiem z przełomu systemów, niewiele, ale coś tam pamiętam z lat 80. Moje wyobrażenie o tych czasach kształtowali po pierwsze starsi, po drugie Bareja i inne filmowe produkcje z tamtych czasów. Teraz trwa wielka dekomunizacja, walka z esbecją, ubecją itd. Słuchanie historii obranej z tych stereotypów, schematów i mitów było dla mnie w pewnym stopniu oczyszczające. Historie Adama nie ukazują wszystkich policjantów dobrym świetle, ale widać w nich, co było wyolbrzymieniem, co wyglądało bardziej śmiesznie niż strasznie. Rozdziały o współpracy milicji z esbecją przeciwko Kościołowi pokazują na przykład, jak tak naprawdę nikomu z nich na tych działaniach nie zależało. Nikt "na dole" nie chciał walczyć z Kościołem, bo po co? Codzienność wyglądała inaczej, kiedy nie była przedstawiona przez Pasikowskiego i Bareję.

Ale wzorem funkcjonariuszy był porucznik Borewicz.

- Borewicz był zachodni. W swoich zachowaniach, sposobie działania był mocno osadzony z zachodniej kulturze, pomimo tego, że był swojski. I oni też chcieli tacy być. Czasem z kogoś drwili, kiedy za bardzo "borewiczował", ale mam wrażenie, że w każdym z nich ten Borewicz siedział. Był amantem, jeździł na akcje, czasem latał śmigłowcem, był funkcjonariuszem, który robi coś znaczącego - w przeciwieństwie do tych, którzy muszą zamalowywać napisy na ścianach.

Albo jeździć na akcje swoim samochodem czy nawet autobusem.

- To jest groteskowe. Widzimy tę potężną siłę, jaką Jacek Dukaj przedstawiał w swoim "Wrońcu" - wyolbrzymionych potworów systemu, a z drugiej strony mamy milicjantów, którzy zatrzymanego przykuwają do poręczy w autobusie. Wszyscy wokół widzą, jakim ten system jest kolosem na glinianych nogach. W pierwszej części książki niewiele pojawiło się sytuacji, które mnie przerażały, niewiele, które mnie zaskakiwały, natomiast wiele było takich, które dzisiaj wyglądają śmiesznie. Choć pewne wtedy nikomu do śmiechu nie było.

Przyszła transformacja, wspominałeś o nastaniu dzikich lat 90. Twój bohater bardzo się denerwował na policjantów, którzy wchodzili w kontakty z przestępcami, często wręcz pracując dla nich lub na ich korzyść.

- Kiedy jako milicjanci pracowali dla bandyckiego systemu, to nadal był to system. Nadal byli po stronie Polski Ludowej. Czy to była dobra strona czy zła - to rozlicza historia. Natomiast kiedy pojawił się kapitalizm, zaczęli iść za pieniędzmi, za sławą. I ewidentnie zmieniali stronę, opowiadali się przeciwko państwu i zaczęli oszukiwać swoich.

- Kiedy pisałem tę książkę, szalenie urzekła mnie lojalność między kolegami "z firmy". Adam ma największy żal za to, że pod koniec jego działalności w policji już kompletnie tej lojalności brakowało. Że system działa tak, żeby ją wyrugować, żeby nie budować na niej relacji, bo ważniejsza jest statystka, system awansów, jakiś niedorobiony system korporacyjny. Uciekło to, co jest najważniejsze w ich pracy - fakt, że oddają się drugiemu człowiekowi, ponieważ razem idą na akcję i mogą w niej zginąć.

O tym, jak śmierdzi strach czytaj na następnej stronie >>>

Awansując na kolejne szczeble zawsze zależało mu na dobrej atmosferze w pracy - to ciekawe, że mimo wszystko nikt w nim tego stłamsił.

- Milicjanci i policjanci, zwłaszcza z wydziału kryminalnego, którzy działali zadaniowo i kiedy wychodzili na wezwanie w środku nocy, czasami wracali po czterech dniach, nie mieli sensownego życia rodzinnego. Bo ileż twoi bliscy mogą przyjąć wyjaśnień, że jest sprawa, kiedy te sprawy się nie kończą, kogoś w domu ciągle nie ma i jeszcze nie ma z tego pieniędzy? Człowiek się orientuje, że jakąś rodzinę musi mieć, a chciałby mieć taką, która go rozumie, z którą może porozmawiać, z którą może się choć trochę rozluźnić. Ludzi, którym nie trzeba tłumaczyć, bo sami mają te obrazy pod powiekami. Tego nie dało się zniszczyć. Albo masz to, albo gaśniesz gdzieś w środku. Ta integracja to była walka o samego siebie.

Decyzja o przejściu na emeryturę mocno wstrząsnęła twoim bohaterem.

- Adam mówi, że się już do tego zbierał od dłuższego czasu. Że to już nie jest jego formacja, to nie jest jego policja. Tyle, że forma, jaką narzucono tym wszystkim odprawom, najpierw na najwyższych stanowiskach, które po zmianie władzy trzeba było obsadzić swoimi, później coraz niżej, coraz niżej - była takim bezrefleksyjnym wylewaniem dziecka z kąpielą.

- Wszyscy, którzy pracowali przed ’89 rokiem musieli odejść. Jeden z kolegów Adama dostał książeczkę milicyjną, którą tydzień później wymieniał na policyjną, ale już go w policji nie chcą, bo był milicjantem. Jestem bardzo za tym, żeby pewne historyczne draństwa rozliczać, ale nie da się tego zrobić systemowo. Pracowali w takim systemie, dla takiego, a nie innego kraju. Nie da się przyjąć założenia, że cała formacja, która ma służyć obywatelom, jest z gruntu zła. Teraz jej pracowników nie bierze się pod lupę, tylko tnie się od linijki.

- Świadomość tych, którzy dzisiaj wybierają ludzi władzy, kształtowana są na podstawie mitów, które budują im bardzo jasne, wręcz westernowe poczucie rzeczywistości: tamto było czarne, teraz jest białe. Nigdy tak nie było i nie będzie. Jest to potworne uproszczenie, które szkodzi nie tylko ludziom z tamtym czasów, ale również tym młodym.

Co było dla ciebie najtrudniejsze w połączeniu obu wersji tej historii?

- Wejść w skórę bohatera, spróbować wyobrazić sobie wszystkie te emocje, które on miał. Przefiltrować je przez siebie. Kiedy na przykład z tekstu Adama wynikało, że jest zły w jakiejś sytuacji, zupełnie inaczej ją sobie wyobrażałem. Bo on jest powściągliwy. Kiedy zaczyna się denerwować wręcz staranniej dba o język, wypowiada się wolniej. Ja jestem skrajnie inny, wybuchowy. Łapałem się na tym, że pisałem całą scenę zgodnie z emocjami, ale swoimi, a potem musiałem ją łagodzić.

- Z drugiej strony muszę pamiętać, że Adam opowiada te historie przefiltrowane przez lata, w wersji czasem uładzonej, czasem wybielającej siebie. Zdecydowałem, że zrobię coś pomiędzy - będzie w tym trochę moich emocji, a trochę jego. Złość jest tam autentyczna, ale forma jej przedstawienia już niekoniecznie. Słowa, które tam padają są tymi, które on przywołuje, ale ja je rozbudowuję. Jeśli dobiera je ostrożnie, są grzeczne i miłe, nie wierzę, że obeszło się tam bez paru wulgaryzmów.

- Nieustannie też jego słowa przesiewałem przez pytanie "dlaczego?". Pytałem go dlaczego tak myśli, dlaczego w taki sposób się zachował, dlaczego coś zrobił. Do tego dobudowywałem sobie narrację. Nie zmieniałem wydarzeń, ale podejście bohatera do nich.

Chyba nie jest łatwo wejść w psychikę policjantów.

- Mam taki problem, jak pewnie większość Polaków, że mój wizerunek policjanta ukształtowany jest popkulturą. Na siłę w ich pracy szukamy sensacji, jak w serialach, w których w każdym odcinku występuje trup. Widziałem w życiu kilka ciał, w różnych sytuacjach, i mi to zupełnie wystarczy. A oni, nawet jeśli miesiącami nie mają takiego przypadku, nagle mogą trafić na poćwiartowane zwłoki.

Albo na człowieka, któremu pies odgryzł genitalia.

- Otóż to. Ty nie musisz na to patrzeć, a oni tak. Muszą patrzeć na zdjęcia, drążyć temat, od którego każdy może odwrócić wzrok. Im to osiada na psychice. Powinniśmy patrzeć na nich jak na zwykłych ludzi, a nie bohaterów filmu. A kiedy już to zrobimy, zrozumieć, że ten zwykły człowiek nie jest zwykły, bo ma tyle wjazdów na psychikę, że coś musiało się w nim przestawić. I teraz pytanie czy przestawiło się dobrze, zbudowało coś fajnego, pogłębiło wrażliwość, czy wyłącznie go utwardziło. Szukanie odpowiedzi na to pytanie było dla mnie niesamowite.

- W jednym z ostatnich rozdziałów jest opowieść o spowiedzi jednego ze sprawców, bardzo skrupulatnie oddana. Czytałem ją w tekście Adama, ale kilka miesięcy wcześniej o niej od niego słyszałem. Zaskakujące było to, że oba opisy brzmiały niemal identycznie. To, co ten chłopak powiedział, siedzi mu w głowie niemal słowo po słowie. Ta historia zaczęła się od zwykłego patrolu o 5:00 rano, podczas którego widzisz człowieka wynoszącego śmieci. Od takiej zwyczajnej scenki, po której nagle dostajesz przez łeb. Ktoś kiedyś podsumował powieści Stephena Kinga takim zdaniem: "Jest dobrze, jest zwyczajnie, a potem nadciąga zło". To największy sukces Kinga, że najpierw zbuduje ci rzeczywistość, w którą totalnie wierzysz, jest totalnie twoja, totalnie zwyczajna, a potem nagle pojawia się zło. A policjanci cały czas żyją w takiej rzeczywistości. W normalnym życiu widzą coś więcej.

Może najpierw widzą to zło, a później rzeczywistość?

- Znowu nawiążę do popkultury, ale to są ci, którzy jak w filmie Johna Carpentera "Oni żyją" u człowieka, z którym rozmawiają widzą pewne gesty, pewne znaki, które go zdradzają jako przestępcę. Ale też zyskują ten dodatkowy psi zmysł. Adam twierdzi, że strach śmierdzi w określony sposób. Poczucie winy też. To zapachy, które pies uczy się rozpoznawać.

A przestępcy jak ten zapach maskować.

- To kwestia czasu, kiedy zaczną śmierdzieć. Ale zawsze próbują. Wszyscy oglądamy te same filmy i seriale, więc mamy zakodowane, że musimy mieć jakieś alibi, mamy prawo do adwokata, nie mamy obowiązku przyznawania się do winy. Znalezienie się na tym dziwnym pograniczu filmowości z rzeczywistością, dla mnie jako człowieka zajmującego się całe życie popkulturą, było niesamowitym przeżyciem.

Jak Adam zareagował na twoją wersję jego życia?

- Bardzo dobrze. Przynajmniej tak twierdzi, a ja jeszcze żyję, więc mu wierzę.

Rozmawiała: Agnieszka Łopatowska

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy