Jadav Payeng: Cały las rękami jednego człowieka

Przez 30 lat sadził drzewa, aż w końcu powstał wielki las. Od 10 już tylko dogląda swojego dzieła /YouTube
Reklama

Nie wszyscy bohaterowie noszą peleryny. Podczas gdy w mediach roi się od wirtualnych wojowników o środowisko, jeden człowiek postanowił dosłownie wziąć sprawy w swoje ręce. Zamiast pisać żarliwe posty na Twitterze czy wygłaszać mowy na konferencjach, poświęcił swoje życie i samodzielnie posadził las, aby uratować swoją wyspę. Po 40 latach las ma już pięć i pół kilometra kwadratowego.

Ludzie od dobrych 150 lat raczej niszczą środowisko niż mu pomagają. Są jednak przykłady osób, które zaprzeczają temu trendowi. Jadav "Molai" Payeng z Jorhat w stanie Assam w Indiach znany jest jako "Człowiek Lasu". W 40 lat własnymi rękami i bez żadnej pomocy uratował ekosystem swojej wyspy Majuli sadząc tysiące drzew, które rozrosły się w ogromny las.

Jego historia zaczęła się w 1979, kiedy miał 16 lat. Wtedy wyspę Majuli nawiedziła potężna powódź, która zmyła uprawy i zniszczyła dziką przyrodę. Payenga najbardziej dotknął widok setek węży wodnych wyrzuconych na piaszczysty brzeg rzeki Brahmaputra. Pozbawione schronienia przed palącym słońcem zwierzęta powoli wysychały na śmierć. 

Zorientował się, że węże umierały, bo w okolicy nie było żadnych drzew. Lata działalności ludzkiej i karczowania okolicznych lasów ogołociły ziemię z roślinności i naraziły glebę na erozję. Początkowo szukał pomocy u lokalnych władz. Tam jednak popukano się w czoło i wytłumaczono zapalonemu młodzieńcowi, że żadne drzewa nie wyrosną w tym miejscu.

Reklama

Usłyszał, że jeśli bardzo chce, to może ewentualnie spróbować posadzić w martwej ziemi bambusy. I tak się zaczęło. Codziennie sadził jedną roślinę. Przez 30 lat.

Większość ludzi uważała pomysł posadzenia lasu przez jednego człowieka za niedorzeczny. Niemniej lokalna starszyzna wspierała go zaopatrując w nowe sadzonki. Payeng skonstruował także autorski system nawadniania - użył glinianych dzbanków z małymi otworami, które umieścił na platformach nad roślinami. Woda powoli kapała z nich przez parę dni odżywiając ziemię.

Pomimo licznych i bolesnych ugryzień sprowadził na swoją uprawę czerwone mrówki, które użyźniały glebę. Pojawiły się owady, a później małe zwierzęta. Przez długi czas ograniczał się tylko do bambusów, potem sprowadził inne drzewa, takie jak tek. To pobudziło jeszcze rozwój przyrody, w lesie pojawiły się ptaki, słonie czy tygrysy.

Oczywiście, jak to ludzie mają w zwyczaju, nie wszyscy byli zadowoleni. W 2008 roku stado słoni w poszukiwaniu jedzenia przeszło się po okolicznych polach i ukryło w jego lesie. Wściekli rolnicy żądali natychmiastowego wycięcia dżungli, aby zwierzęta poszły sobie gdzie indziej. "Molai" stanął jednak w obronie lasu i jego mieszkańców.

Od tamtego czasu współpracuje z wydziałem leśnictwa stanu Assam. Władze nazwały dżunglę "Lasem Molaia", a on sam otrzymał od prezydenta Indii nagrodę Padma Shri (jedno z najważniejszych odznaczeń w kraju). Pomimo kolejnych protestów mieszkańców, Jadav Payeng ciągle opiekuje się swoim lasem.

/rk


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama