Gorillaz

Projekt Gorillaz początkowo miał być jednorazowym żartem Damona Albarna (w zespole występuje jako 2D), na co dzień lidera popularnej angielskiej grupy Blur. Okazał się jednak, że debiutancki album "Gorillaz" (2001), nagrany z pomocą Boba Russella (Russell), Miho Hatori (Noodle) i całego zastępu innych artystów, wspierany pomysłową animowaną wizualizacją rysownika Jamiego Hewletta (Murdoc), osiągnął nieprawdopodobny sukces.

Również w Stanach Zjednoczonych, które do tego czasu pozostały obojętne na twórczość Albarna i jego kolegów z Blur. Dlatego tylko kwestią czasu było, kiedy do sklepów trafi kolejny album "Goryli". Płyta "Demon Days", promowana przebojowym "Feel Good Inc.", ukazała się po czteroletniej przerwie i przebiła osiągnięcia poprzednika, zarówno na brytyjskiej, jak i na amerykańskiej liście przebojów.

Z wywiadu z członkami Gorillaz dowiecie się, co 2D, Murdoc, Russell i Noodle porabiali po wydaniu debiutanckiej płyty, jak przebiegła sesja nagraniowa w Kong Studios, które kryją mroczną tajemnicę i jaką melodyjkę w telefonie komórkowym ma Murdock.

Reklama

Murdoc: Podaj mi ogień, proszę.

Ale tutaj nie można palić.

Murdoc: Ja mogę. Popatrz (zapala papierosa).

Co robiliście przez ten cały czas od wydania debiutu??

Murdoc: Cóż, po powrocie z amerykańskiego tournee w 2002 roku staraliśmy się napisać jakieś piosenki, ale za bardzo nam to nie szło. Ostatni koncert zagraliśmy w lipcu 2002 roku w Portugalii, a później skoncentrowaliśmy się na filmie o Gorillaz.

2D: W Ameryce dostaliśmy tak dużo ofert stworzenia filmu, że byłoby grzechem ich nie wykorzystać.

Murdoc: I w ten sposób wynajęliśmy wielki dom w Hollywood, wśród tych słynnych wzgórz. W środku miejsca, gdzie kręci się cały przemysł filmowy. Ale okazało się, że jest tam mnóstwo rzeczy, które nas rozpraszały, jeśli wiesz, o czym mówię...

Russell: A do tego negocjacje w sprawie filmu trwały wieki.

Murdoc:To było takie nudne.

Russell: Wpadliśmy w wir prób, spotkań, zatwierdzania scenariuszy i tego typu rzeczy.

Noodle: Scenariusz nie został skończony. Ludzie, którzy go pisali myśleli, że tworzą ironiczny film na temat współczesnej popkultury. Wyglądało to w ten sposób, że czwórka głównych bohaterów zwanych Gorillaz wikła się w serię nieprawdopodobnych zdarzeń. Ale tak naprawdę nie za bardzo im to wychodziło. To znaczy autorom scenariusza.

Murdoc: Noodle, obudź nas, kiedy skończysz mówić.

Russell: Wydaje mi się, że chcieli stworzyć nowoczesną, animowaną wersję filmu zespołu Monkees "Head".

Murdoc: Poza tym osoba, która miała zagrać mnie, był wzięta z jakiegoś oddziału geriatrii. To było naprawdę poniżające. I do tego ten osobnik śmierdział. Wydaje mi się, że to mógł być nawet Robert Downey Senior! Dobijał już do 70.

Russell: A czy zerkałeś ostatnio do lusterka?

Murdoc: Słuchaj koleś! Wiem, że już nie jestem młodzieniaszkiem, ale nie wyglądam aż tak źle! A te zmarszczki na twarzy są od śmiechu.

Russell: Mam nadzieję, że mnie w tym momencie się nie porobią od tego, co ty wygadujesz. Nieważne. Wracając do filmu, to sytuacja nie wyglądała najlepiej. Nikt właściwie nie był skoncentrowany na produkcji. 2D nie potrafił odróżnić filmu od rzeczywistości. Murdoca wywalili z posiadłości Playboy'a, bo zwinął kilka popielniczek.

Postanowiliśmy w tej sytuacji, że zrobimy sobie przerwę i odpoczniemy od całego zamieszania.

więcej >>

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy