Czy smog podczas epidemii znika? Tak, ale nie w Polsce...

Choć nie należy się z tego cieszyć, ograniczenia wprowadzone z powodu epidemii mają pozytywny wpływ na jakość powietrza. Prawie wszędzie. Po lewej: poranek 7 kwietnia 2020 w Krakowie /artur widak/Nuer Photo/Getty Images /Twitter
Reklama

- Pojawienie się koronawirusa nie sprawia, że inne problemy znikają - komentuje obecną sytuację Jakub Jędrak z Polskiego Alarmu Smogowego i smoglab.pl. - Co najwyżej niektóre stają się nieco mniej uciążliwe. Zanieczyszczenie powietrza wciąż jest w Polsce poważnym problemem, i to przez cały rok. Niezależnie od tego czy mamy epidemię czy nie. Smog związany z paleniem węgla i drewna wcale nie znika mimo coraz cieplejszych zim. W tym roku przez zmianę klimatu zimy nie było w ogóle, a smog owszem. Epidemia kiedyś wreszcie się skończy, a stare, dobrze znane problemy zostaną.

Na samym początku należy wyraźnie zaznaczyć: nie można lekceważyć zagrożenia, jakie niesie ze sobą pandemia koronawirusa. Stajemy obecnie w obliczu największego kryzysu od wielu lat - zarówno w kontekście zdrowotnym, jak i ekonomicznym. Jednak nowy problem nie wymazuje starych.

Wskaźniki jakości powietrza w Chinach i Europie Zachodniej wskazują na wyraźny spadek zanieczyszczenia. Wśród krajów prowadzących porządne pomiary tylko jeden nie wykazuje poprawy sytuacji. To oczywiście Polska. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedzi na to pytanie szukaliśmy w rozmowie z Jakubem Jędrakiem z Polskiego Alarmu Smogowego i smoglab.pl, który wyjaśnia, skąd bierze się u nas smog w czasie epidemii koronawirusa, co to dla nas oznacza i dlaczego mimo wszystko radość z ogólnej poprawy jakości powietrza byłaby w tym momencie "ponurym absurdem".

Reklama

Bartosz Kicior, Menway.interia.pl: Ostatnio wiele ośrodków publikuje raporty na temat jakości powietrza w Europie. W wielu krajach zanieczyszczenie wyraźnie spadło. Skąd taka zmiana?

Jakub Jędrak, Polski Alarm Smogowy, smoglab.pl: Na pewno spadły stężenia dwutlenku azotu - choćby we Włoszech i Hiszpanii. I to mocno spadły - w porównaniu do tego, co było przed epidemią co najmniej o jedną czwartą, a w niektórych miejscach nawet o połowę. Podobnie dzieje się też w Polsce, na przykład w Warszawie. Wcześniej taki efekt zaobserwowano również w Chinach. A że głównym źródłem dwutlenku azotu są silniki spalinowe, zwłaszcza silniki Diesla, to przyczyna jest jasna: bardzo wiele osób siedzi teraz w domu, pracuje zdalnie lub jest objętych kwarantanną, więc nie używa samochodu albo używa dużo rzadziej. Zresztą, to że ruch na ulicach jest teraz mniejszy widać też u nas, i to gołym okiem.

Tylko w jednym dużym europejskim kraju, prowadzącym regularne badania stan powietrza jest nadal zły: w Polsce. Dlaczego?

- A to akurat ma związek ze sposobem w jaki ogrzewanych jest wiele polskich domów. Bo kotły, kominki i piece w których spala się węgiel lub drewno emitują bardzo dużo zanieczyszczeń. I uwaga, nie chodzi tu o dwutlenek azotu, ale przede wszystkim o pył. Czyli o te znane wszystkim interesującym się tematem smogu skróty PM 2,5 i PM 10. Ludzie palą, bo jest zimno. W tym roku na początku wiosny było zimniej niż w zimie! I jak tylko przestaje wiać wiatr, to od razu stężenia pyłu rosną. Tak było w wielu miejscach w Polsce choćby z 28 na 29 marca. A że dni są już długie, i słońce dość mocno świeci, to w ciągu dnia mamy też całkiem spore stężenia ozonu, który powstaje z innych zanieczyszczeń pod wpływem promieniowania słonecznego.

Możemy z tego wyciągnąć jakiś wniosek dotyczący naszego kraju? Czy w ogóle pomiary aktualnie są wiarygodne, biorąc pod uwagę fakt, że mogą być w czasie epidemii prowadzone w ograniczonym stopniu?

- Pierwszy taki, że te kilka milionów palenisk na węgiel i drewno musimy jak najszybciej wymienić na jakieś czystsze źródła ciepła. Inaczej o nadającym się do oddychania powietrzu dalej będziemy mogli tylko marzyć. Samo ograniczenie emisji z transportu tu nie pomoże. Co nie znaczy oczywiście, że samochody nie zanieczyszczają powietrza. Albo że zanieczyszczenia, które produkują nie są groźne dla naszego zdrowia. Wręcz przeciwnie: choć rury wydechowe wszystkich aut w Polsce emitują w sumie dużo mniej pyłu niż łącznie kominy wszystkie domów, to ten pył pochodzący z silników spalinowych jest bardzo drobny, a przez to wyjątkowo niebezpieczny. Do tego dochodzi wylatujący z rur wydechowych dwutlenek azotu i inne szkodliwe substancje. No i na konto aut idzie też pył ze ścierania opon i ten podnoszony z jezdni.  

Czy pomiary są wiarygodne? Wydaje mi się że jak najbardziej. Epidemia nie wpływa na mniejszą ilość albo dokładność danych pomiarowych, nie wprowadza też chyba żadnych dużych ograniczeń na prowadzenie pomiarów, z których zresztą duża część jest automatyczna. Póki co stacje monitoringu pracują, jak pracowały, przynajmniej w Polsce można to sprawdzić online. Te dużo mniej dokładne, ale i dużo tańsze czujniki, jakie wielu z nas ma w domu, też działają. Dzięki temu możemy śledzić jakość powietrza w miejscu gdzie nie ma oficjalnych pomiarów.

***Zobacz także***

Czy przez trudne warunki i chaos związany z epidemią w Polsce ustały dotychczasowe kontrole używanego materiału opałowego?

- Nie wiem tego na pewno, ale przypuszczam że tak. To wydaje się bardzo prawdopodobne, prawda? Straż miejska i urzędnicy mają co robić, no i pewnie nie chcą narażać siebie ani mieszkańców. Od kolegi z Dolnośląskiego Alarmu Smogowego wiem że w ich województwie od czwartku straż miejska podlega policji i ma się zajmować kontrolą przestrzegania przepisów wprowadzonych w związku z epidemią koronawirusa, i niczym innym. To jest decyzja wojewody dolnośląskiego. Nie wiem jak to wygląda w innych województwach.

Żeby była jasność - nikt nie chce bagatelizować zagrożenia ani skutków epidemii, ale muszę o to zapytać: jak wygląda statystyka umieralności z powodu smogu w porównaniu do liczby ofiar koronawirusa?

- Dobre pytanie. To oczywiście zależy, o jakim kraju mówimy. W Chinach koronawirus zabił mniej niż 3,5 tys. osób - przynajmniej oficjalnie. A smog każdego roku zabija tam od około miliona do ponad półtora miliona ludzi. I skraca życie statystycznego Chińczyka średnio o 2 lata, a na bardziej zanieczyszczonej północy kraju nawet o pięć i pół roku. I podobnie jak przy epidemii COVID-19 najbardziej narażeni są ludzie starsi. Więc porównywanie smogu i koronawirusa bynajmniej nie jest bezsensowne, pewnie lepsze niż porównywanie np. liczby ofiar smogu i ofiar wypadków drogowych. Ale zostawmy Chiny. Dużo gorsza sytuacja jeśli chodzi o epidemię jest przecież choćby we Włoszech i w Hiszpanii - zwłaszcza jeśli przeliczymy liczbę zgonów na liczbę mieszkańców. W chwili gdy rozmawiamy (3 kwietnia 2020 - red.), na skutek epidemii we Włoszech umarło już prawie 14 tysięcy ludzi, a w Hiszpanii ponad 10 tysięcy. Wiemy jednak, że ofiar będzie więcej.

- A smog? W całym 2016 roku (nie ma nowszych danych) zabił we Włoszech 76 tys. osób, a w Hiszpanii 33 tysiące. Dla porównania, w Polsce ponad 45 tysięcy. Też z całą stanowczością chcę zastrzec, że nie bagatelizuję epidemii. Choćby po tym co dzieje się w Stanach, we Włoszech czy w Hiszpanii widać, jaki duży śmiercionośny potencjał ma ten wirus. Gdyby nie podjęto tak drastycznych kroków i nie wprowadzono takich ograniczeń jak w większości państw europejskich, to liczba ofiar byłaby pewnie dużo, dużo większa. No i epidemia wciąż trwa, więc z oceną jej ostatecznych skutków trzeba się na razie wstrzymać.

Z drugiej strony, epidemia takich rozmiarów jak ta obecna zdarza się rzadko, a brudne powietrze mamy co roku. I jeśli komuś te ponad 40 tysięcy zgonów z powodu smogu wydaje się tylko liczbą, teorią czy statystyką, to chciałem przypomnieć jeden smutny a chyba mało znany fakt: w styczniu 2017 umarło w całej Polsce o 11 tysięcy osób więcej  niż w styczniu 2016.

To znaczy, że w styczniu  2017 było około 44 tys. zgonów, a w styczniu 2016 około 33 tys. Powód? Najprawdopodobniej kombinacja wpływu bardzo silnego smogu oraz infekcji układu oddechowego. A zorientowaliśmy się że coś takiego miało miejsce dopiero na początku lipca 2017, kiedy GUS opublikował odpowiednie dane. Społeczeństwo zauważyło rekordowy smog ze stycznia i lutego 2017, i było o nim dobrze informowane przez media, ale nikt w porę nie zauważył tych 11 tysięcy dodatkowych zgonów...

***Zobacz także***

Pojawiła się bardzo kontrowersyjna teza, że epidemia, a konkretnie ograniczenie poruszania się i zamknięcie ludzi w domach mogą uratować wiele ludzi, właśnie przez poprawę jakości powietrza. Ile w tym prawdy?

- Tak, pojawiły się wypowiedzi w tym tonie. Sam czytałem podobny tekst z "Forbesa", ale pisany 11 marca, kiedy wirus nie zdążył jeszcze zebrać takiego żniwa ani zagrozić Stanom Zjednoczonym. No ta teza jest oczywiście związana odpowiedzią na pana poprzednie pytanie. Widać, że w Chinach smog jest wciąż nieporównywalnie większym problemem niż epidemia, z którą Chińczycy jednak koniec końców sobie dość sprawnie i szybko poradzili. Ale w przypadku Europy takie stawianie sprawy wydaje mi się bardzo wątpliwe. Już widać, że zysk na zdrowiu, zmniejszenie liczby zgonów związane z chwilową poprawą jakości powietrza w Hiszpanii czy Włoszech będzie dużo mniejsze od tragicznych skutków COVID-19. 

Więc czystsze powietrze w czasie epidemii to na pewno jakieś małe szczęście w nieszczęściu, ale cieszyć się z tego to byłby ponury absurd. Pomijając już aspekt etyczny, to chyba coś jest mocno nie tak z naszą cywilizacją, jeśli dopiero pandemia koronawirusa oczyszcza powietrze, i to dużo skuteczniej niż jakiekolwiek nasze dotychczasowe celowe działania, prawda? 

Możemy zrobić cokolwiek, żeby poprawić tę sytuację podczas stanu epidemii i wszystkich obostrzeń prawnych, jakie mu towarzyszą? Czy w ogóle powinniśmy się teraz tym przejmować?

- W Polsce ruch aut na ulicach jest teraz dużo mniejszy niż zwykle, ale i tak jeśli możemy zrezygnować z samochodu, to warto to zrobić. Z punktu widzenia ochrony siebie i innych przed wirusem samochód jest oczywiście lepszy niż autobusy i tramwaje. Może jednak czasem da się zamiast auta wybrać rower, który też jest dobrym środkiem lokomocji na czas zarazy, a nie emituje spalin.

Skoro większość zanieczyszczeń wypluwają domowe kominy, to możemy starać się palić porządnym opałem, przyzwoitej jakości węglem i sezonowanym drewnem. No i oczywiście nie palić żadnych odpadów, plastiku, płyt wiórowych, malowanego czy impregnowanego drewna. A jak się skończy kwarantanna, wymienić kocioł czy piec.

- Czy powinniśmy się przejmować? Przynajmniej nie powinniśmy zapominać. Bo jak wiemy pojawienie się koronawirusa nie sprawia, że inne problemy znikają. Co najwyżej niektóre stają się nieco mniej uciążliwe.

A zanieczyszczenie powietrza niestety wciąż jest w Polsce poważnym problemem, i to przez cały rok. W dodatku, jak widać, niezależnie od tego czy mamy epidemię czy nie. Smog związany z paleniem węgla i drewna wcale nie znika też mimo coraz cieplejszych zim. W tym roku przez zmianę klimatu zimy nie było w ogóle, a smog owszem. Epidemia kiedyś wreszcie się skończy, a stare, dobrze znane problemy zostaną.

Przy okazji naszej poprzedniej rozmowy (lipiec 2019, raport Menway "O smogu po męsku) powiedział pan, że ludzi generalnie bardziej interesują wyniki wydarzeń sportowych niż środowisko czy zanieczyszczenie powietrza. Wydarzeń sportowych na razie nie ma, a jakoś nikt nie przejął się nagle środowiskiem. Może w ogóle ten temat nie porusza większości?

- To mnie pan złapał za słowo... No tak, sport jak większość innych dziedzin życia, jest chwilowo zawieszony, ale przecież ludzie mają się czym przejmować i o czym myśleć. Jak nie samym koronawirusem, zdrowiem swoim i najbliższych, to choćby tym, że dzieci nie mogą się normalnie uczyć. Albo kryzysem ekonomicznym związanym z epidemią. Wiele osób już straciło pracę albo niedługo ją straci, trudno żeby chwilowo martwiły się tym co dzieje się z naszym środowiskiem.

Ale od problemów ze środowiskiem nie da się na długo uciec. Zostawiając nawet na boku smog, nie da się uciec choćby dlatego że w Polsce zapowiada się kolejny bardzo suchy rok. A to oznacza problemy nie tylko dla rolników, ale dla nas wszystkich - owoce i warzywa będą przez to droższe i będzie ich mniej. Obawiam się też, że częściej niż dawniej będą płonąć lasy. Kłopoty z wodą to - tak jak brak zimy - przede wszystkim konsekwencja zmiany klimatu. Fale upałów w lecie również. A upały są nie tylko nieprzyjemne i uciążliwe, ale podobnie jak koronawirus czy smog bardzo niebezpieczne dla naszego zdrowia i życia. I tu też najbardziej narażone są osoby starsze.

Niestety, o zmianie klimatu przypomnimy sobie pewnie dopiero kiedy Wisła w Warszawie będzie sięgała do kostek, albo kiedy termometry pokażą 35 stopni w cieniu. Tak jesteśmy ewolucyjnie zaprogramowani, martwimy się najbardziej tym co tu i teraz. Rzadko zastanawiamy się co będzie za rok, za dekadę czy choćby za dwa miesiące.     

***

#POMAGAMINTERIA

Alma Spei hospicjum domowe dla dzieci w Krakowie apeluje o pomoc w zgromadzeniu materiałów ochronnych dla swoich pracowników i podopiecznych oraz w pozyskiwaniu funduszy na działalność.

Sprawdź szczegóły >>

PRZEKAŻ DAROWIZNĘ

PRZEKAŻ 1% PODATKU

W ramach akcji naszego portalu #POMAGAMINTERIA będziemy łączyć tych, którzy potrzebują pomocy z tymi, którzy mogą jej udzielić. Znasz inicjatywę, która potrzebuje wsparcia? Masz możliwość pomagać, a nie wiesz komu? Wejdź na pomagam.interia.pl i wprawiaj z nami dobro w ruch!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy