Dariusz Jaroń, Interia: Zacznijmy od wyjaśnienia skrótu RTF.
Mariusz "Maniek" Urbaniak: - Rescue Task Forces to medyczne zespoły szybkiego reagowania. Ratownicy medyczni i lekarze w wielu krajach przechodzą szkolenia z zakresu RTF, aby móc udzielać pomocy poszkodowanym w razie wystąpienia incydentu terrorystycznego.
Prowokacyjnie zapytam, czy na pewno potrzebujemy ich w Polsce?
- Rok temu wydawało nam się, że pandemia koronawirusa nie jest dla Polski poważnym zagrożeniem. Rzeczywistość okazała się inna. Podobnie należy traktować problem terroryzmu. Nie jesteśmy otoczeni wysokim murem, odizolowani od globalnych zagrożeń. Skoro do zamachów dochodzi w Nowym Jorku, Moskwie, Wiedniu, Biesłanie, Londynie, Paryżu, Brukseli czy Madrycie, nie możemy zakładać, że jesteśmy bezpieczni i podobny akt terroru nie zdarzy się w Polsce. Niestety, to zagrożenie jest realne i jest blisko nas. I chociaż procedury i standardy w ratownictwie, systemie ochrony zdrowia i bezpieczeństwa mamy na tak wysokim poziomie jak nigdy, brakuje przełożenia na realne działania.
Załóżmy, że sprawdza się czarny scenariusz. Jesteśmy gotowi na atak?
- Nasze siły kontrterrorystyczne są dobrze przygotowane na różne ewentualności, ale pamiętajmy, że celem zamachów terrorystycznych jest zabicie i zranienie jak największej liczby osób. Kiedy dochodzi do ataku, zadaniem służb jest wyeliminowanie zagrożenia, ale równie ważne jest uratowanie jak największego odsetka poszkodowanych.
Rozmawiamy w centrum handlowym w Krakowie. Co w przypadku ataku w tak zatłoczonym miejscu?
- Wyobraźmy sobie, że aktywny strzelec otwiera ogień, rani kilkanaście osób. Wchodzą oddziały kontrterrorystyczne i próbują wyeliminować zagrożenie, a w tym samym czasie umierają ludzie pozostawieni bez opieki. Jeśli liczba poszkodowanych będzie spora, wyniesie około stu osób, a to i tak niewielki odsetek klientów przebywających w galerii, medycy z zespołów policyjnych czy wojskowych nie będą w stanie udzielić natychmiastowej pomocy wszystkim poszkodowanym.
Wyjaśnijmy, bo to ważne. Prawnie nie ma takiej możliwości, żeby załoga karetki mogła wkroczyć do akcji, kiedy trwa próba pojmania lub zastrzelenia sprawcy?
- Procedury są następujące: najpierw teren zostaje wyizolowany, a potem aż do jego wyczyszczenia, czyli zneutralizowania zagrożenia, żadna cywilna karetka, żaden cywilny medyk nie ma prawa znaleźć się na tym obszarze.
Kto pomaga rannym?
- Jeżeli jest dwóch - trzech poszkodowanych, to siły kontrterrorystyczne mają swoich medyków, którzy udzielą im pomocy. A co w przypadku ataku takiego jak na paryski Bataclan? Rozmawiałem z człowiekiem, który brał udział w szturmie na klub. Mówimy o wielkiej skali: dziesiątki zabitych i rannych. Operatorzy wiedzieli, wchodząc do budynku, że nie pomogą wszystkim. Widziałem zdjęcia z akcji. Terroryści ustawili zakładników na scenie i strzelali do nich seriami z automatów. Wiadomo było, że rannych będzie zbyt wielu, by medycy sił specjalnych mogli udzielić im pomocy.
Jak długo może trwać szturm?
- Nie ma reguł, bo każda sytuacja jest inna. Wyeliminowanie zagrożenia zajmuje minutę, pięć, a czasem dziesięć i dłużej. Człowiek ranny, z masywnym krwotokiem, nie może tak długo czekać. Jeśli po upływie dwóch - trzech minut nikt mu nie pomoże, ratownicy nie mają kogo ratować... Rodzi się pytanie, co robić w takich przypadkach? Tym bardziej, że - jak już wspomniałem - interes zamachowców polega na tym, by atak był spektakularny, a liczby zabitych i rannych szły w dziesiątki i setki.