Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza: Co naprawdę stało się na Nanga Parbat?

Tomasz Mackiewicz zginął na Nanga Parbat. Jak wyglądały ostatnie godziny jego życia? /materiały prasowe
Reklama

Jako pierwszy chciał zdobyć szczyt Nanga Parbat zimą. Pod koniec stycznia 2018 roku jego wyprawą żyła cała Polska. I chociaż ekspedycja zakończyła się tragedią, to Tomasz Mackiewicz został bohaterem.

Przeczytaj fragmenty książki "Czapkins. Historia Tomka Mackiewicza" o tym jak wyglądały ostatnie godziny na Nanga Parbat:

- Élisabeth, słabo cię widzę - mówi Tomek. 

Jest 25 stycznia 2018 roku, w Pakistanie kwadrans po osiemnastej. Wysokość 8125 metrów. Robi się coraz ciemniej. Eli od kilku minut jest na szczycie Nangi, Tomek dotarł tuż za nią. - Słabo widzę światło twojej czołówki - Tomek ma głos przestraszonego dziecka. - Eli, nie widzę cię. - Nie martw się, złap się mojego barku. Schodzimy.

Élisabeth: - Myślę, że Tomek nie rozumiał, że to choroba wysokościowa, wiedział tylko, że dzieje się coś złego. Na początku po prostu tracił wzrok. 

Reklama

Pomyślałam: skoro nie widzi, to jak go sprowadzę? Wszystko dookoła stało się złowieszcze. Musiałam być bardzo skoncentrowana, uważać, gdzie ustawiam stopę, bo za nią lądowała stopa Tomka. Szliśmy jak para robotów. Skradaliśmy się jak koty, blisko skał, podpierając się czekanami. 

Tomek ani razu nie wspomina o zdobyciu szczytu. Kiedy pojawił się na wierzchołku, był zdezorientowany.

- Wszystko działo się tak szybko. Ślepota śnieżna zwykle dosięga człowieka powoli. Tomka zaatakowała prawdopodobnie na ostatnich 10 metrach przed wierzchołkiem.

- Eli, co się dzieje z moją twarzą?

Francuzka odwraca się i widzi, że Tomek ściąga chustkę, która chroniła jego twarz do linii oczu.
 
- Co ty robisz?

- Nie mogę oddychać. Jeśli nie może oddychać, prawdopodobnie chodzi o coś więcej, być może obrzęk mózgu.

 - Muszę ci podać lekarstwo. Z apteczki wyjmuje strzykawkę. Chce zrobić Tomkowi zastrzyk z deksametazonu.

To silny środek przeciwzapalny, aplikuje się go również wspinaczom, bo zmniejsza obrzęk mózgu. Przydaje się też przy zaawansowanej chorobie wysokościowej. Eli wbija igłę w kombinezon Tomka. Igła się łamie. Tomek ma pod puchem trzy warstwy goreteksu. Eli o tym nie wie. Nie mają drugiego zastrzyku, został w apteczce, którą zostawili kilkaset metrów niżej.

Wyciąga cztery tabletki deksametazonu. Efekt powinien być ten sam, ale zastrzyk zadziałałby szybciej. Po kwadransie Tomek czuje się trochę lepiej. Eli wyciąga kijek w jego stronę.

- Trzymaj. Nie martw się, jesteśmy w kuluarze. Schodź, ale uważaj, jest stromo. 

- Twój nos jest kompletnie biały. Włóż chustkę - mówi Eli. - Nie mogę przez nią złapać powietrza. Twarz Tomka zmienia się w lodową maskę. 

- Damy radę - zapewnia Eli, chociaż nie do końca wierzy w to, co mówi. Ale nie ma innego wyjścia. 

W 2015 roku, kiedy Tomek wpadł do szczeliny, był w równie złym stanie. Więc naciskała, naciskała, naciskała, żeby szedł, bo wiedziała, że jeśli się zatrzyma, umrze. 

Teraz opowiada mu, prosi, żeby słuchał: o Nandze, Ani, dzieciach, pracy w Irlandii, całym życiu. Nie wie, czy on ją słyszy. Tomek mówi tylko, że nie może oddychać, a ból zaczyna dosięgać palców. 

Schodzą nieco inną drogą, łatwiejszą, ale tracą trochę czasu, bo Eli musi ją sprawdzać, zanim pokona z Tomkiem kolejny odcinek.

 - Wezmę tabletki, inne tabletki. Te małe, które są w małej torebce - mówi Tomek. 

Eli pamięta, że Tomek na początku wyprawy powiedział jej: "Kiedy poczujesz, że umierasz, weź te pigułki. Będziesz mogła dalej iść". Eli sądzi, że to amfetamina. To ona sześćdziesiąt pięć lat wcześniej uratowała Hermanna Buhla, kiedy jako pierwszy zdobywał Nangę. Eli wyciąga tabletki i podaje Tomkowi. Dwa razy po 20 miligramów. Nie wie, że to tylko efedryna. Jest dużo mocniejsza od kawy, ale słabsza od amfetaminy.

- Eli, nie czuję dłoni. Są całkiem zamarznięte. Palce i stopy chyba też - mówi przerażonym głosem, a ona dostrzega krew na jego ustach. 

Jest godzina 23.10. Eli wysyła wiadomość: "Tomek potrzebuje szybkiej pomocy. Jest odmrożony, nic nie widzi. Proszę, spróbujcie coś zorganizować, jeśli się da, to helikopter". 

Nie wie, co może jeszcze zrobić. Są w pułapce. Żeby zejść poniżej 7000 metrów, muszą powtórzyć trawers, podejść trochę do góry, przedostać się na lodowiec.

 - Eli, nie podejdę, mogę tylko schodzić - mówi Tomek. Francuzka wyciąga z plecaka grube łapawice. Tomek na dłoniach ma tylko cienkie rękawiczki.

Wiadomość od Élisabeth trafia do trzech osób. 

Ania odbiera ją w Irlandii. Paraliżuje ją strach. Zapomina na chwilę, jak używać telefonu. W końcu zaczyna dzwonić: najpierw do Alego, agenta wyprawy, potem do Ludovica Giambiasiego i męża Élisabeth. Robert Jałocha, dziennikarz TVN, który był pod Nangą w 2016 roku, przekazuje jej numer do polskiej ambasady w Pakistanie, a poprzez wspinacza Jacka Czecha kontaktuje ją z Robertem Szymczakiem, himalaistą i lekarzem, który specjalizuje się w chorobach wysokościowych. 

To on wraz z Januszem Majerem zawiadamia polską bazę pod K2. A Ania przez całą noc pozostaje w kontakcie ze Zbigniewem Wyszomirskim, radcą przy ambasadzie Polski w Pakistanie.

 - W irlandzkim telefonie szybko skończyły się pieniądze. Tak samo w polskim. Padały baterie. Dzwoniłam więc z telefonu mojego taty - mówi Ania. - Nie pamiętam wszystkich numerów, było ich tak dużo, a ja nie zapisywałam. Potem nie wiedziałam, do kogo mam oddzwonić.

Jean-Christophe Revol też odczytuje wiadomość, ale prawie nie mówi po angielsku, więc niewiele może zrobić. Próbuje się dodzwonić do firmy ubezpieczeniowej, ale nie jest w stanie się z nikim dogadać.

Szybko kontaktuje się z Ludovikiem Giambiasim.

- Byliśmy na łączach nawet wtedy, kiedy chodziliśmy do łazienki - wspomina Ludo.

To trzeci adresat wiadomości Eli - jej przyjaciel i wspinaczkowy partner. Odczytuje esemesa, a chwilę później odbiera telefon od Ani. 

- Jako wspinacz wiedziałem więcej - mówi Ludovic. - W sercu miałem nadzieję, ale mózg mówił co innego. Po pierwszej wiadomości od Eli zrozumiałem, że to koniec. Nie tylko dla Tomka, dla niej też. Bardzo się bałem, ale nie mogłem głośno powiedzieć prawdy. Człowiek w takiej sytuacji musi spróbować wszystkiego. A z czasem zaczyna wierzyć.

Ludovic dzwoni do Daniele Nardiego, włoskiego himalaisty. On również wspinał się z Eli. Trzykrotnie zimą próbował wejść na Nangę. 

Ania rozmawia z polską ambasadą, Ludovic z francuską i ubezpieczycielem, ale jest noc - słyszy, że firma do rana "nie może rozpocząć procesu". Dzwoni jeszcze wiele razy, pisze mnóstwo maili. Ubezpieczyciel nie oddzwania ani razu. 

Przez cztery godziny Ania, Ludovic, Jean-Christophe i Daniele Nardi wykonują setki telefonów. Po tym czasie Ludo tworzy grupę na WhatsAppie. Przez kilkadziesiąt godzin kilkanaście osób będzie walczyło o życie Élisabeth i Tomka. 

Będą informować się wzajemnie o swoich działaniach i konsultować je między sobą. Ale będzie się też zdarzać, że zabraknie czasu na wspólne ustalenia, więc pomniejsze decyzje członkowie grupy będą podejmować samodzielnie.

Wiadomości zacytowane w tej książce są zredagowane tak, by łatwiej było je przeczytać i zrozumieć. Wypowiedzi niektórych osób, pisane w krótkim odstępie czasu, zostały połączone. Przez pierwszą dobę akcji ratunkowej informacje wymieniano praktycznie co minuta. Czas wysłania wiadomości został zmieniony na pakistański, żeby czytelnikowi łatwiej było śledzić losy Eli i Tomka.

Członkowie grupy "Tomek i Eli": 

Ludovic Giambiasi - Francuz, przyjaciel Élisabeth, jej partner wspinaczkowy; Anna Solska-Mackiewicz; Daniele Nardi - Włoch, himalaista, wspinał się z Élisabeth na Nanga Parbat, zna Tomka z poprzednich wypraw; Robert Szymczak - himalaista i lekarz wysokogórski, uczestnik zimowej wyprawy na Nanga Parbat 2006/2007 ścianą Rupal; zdobywca Nanga Parbat w sezonie letnim ścianą Diamir (2010); Agostino Da Polenza i Stefania Mondini - doświadczony włoski himalaista i jego partnerka. Razem założyli portal Montagna.tv.

Agostino i Stefania organizowali akcję ratunkową na Nanga Parbat dziesięć lat wcześniej, znają dobrze pakistańskie realia, prowadzą tam interesy; Ali Saltoro - Pakistańczyk, właściciel agencji organizującej wyprawę Eli i Tomka; Riaz - Pakistańczyk, współpracuje z Agostino i Stefanią; Masha Gordon - himalaistka, koleżanka Élisabeth; Maurizio Gallo - włoski himalaista, przyjaciel Agostino, organizował akcję ratunkową na Nanga Parbat w 2008 roku.

03:20 Ludovic Giambiasi: Ktoś z francuskiej ambasady spotka się jutro rano z armią [chodzi o przedstawicieli armii pakistańskiej]. Daniele, sprawdź, proszę, z Anią możliwość skontaktowania się z bazą pod K2.

03:35 Ania: Poszukam kontaktu. 

03:40 Daniele Nardi: To ważne, żeby zaalarmować Krzysztofa Wielickiego, Adama Bieleckiego i Janusza Gołąba. Jeśli wyleci helikopter, ważne, żeby na pokładzie był wspinacz, który zna Nangę.

Ania: Adam...

Nanga Parbat. Wysokość: 7522 m n.p.m. 23.10 czasu pakistańskiego. Kiedy Ania i Ludovic zawiadamiają ambasady i rozpoczynają próby zorganizowania akcji ratunkowej, Élisabeth bacznie obserwuje Tomka. Trudno jej odtworzyć, co wydarzyło się na jakiej wysokości i o której. Pamięta, że dwie tabletki efedryny Tomkowi pomogły. Był w stanie schodzić przez kolejną godzinę. 

- Tak mi się przynajmniej zdaje, bo straciłam rachubę czasu. Walczyliśmy całą noc. Zimno było przerażające, nigdy w życiu niczego podobnego nie przeżyłam. 

Nieustannie próbuje rozmawiać z Tomkiem, ale on odpowiada pojedynczymi słowami albo wcale.

- Ciałem był ze mną, ale myślami gdzieś wędrował. Może chciał się skomunikować z Feri? Nie wiem. Na pewno rozumiał, że sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna. Mijają kolejne godziny. Tomek słabnie.

- Nie dam rady - mówi. - Znajdźmy jakąś szczelinę. Muszę odpocząć. Ty też musisz. Rano pójdziemy dalej. W tym momencie dochodzą do starych lin poręczowych. Eli przypina do nich Tomka ekspresem.

- Jesteś bezpieczny - mówi. - Sprawdzę, czy da się tu gdzieś zanocować.

Poręczówki nie prowadzą ich jednak do szczeliny, w której zostawili namiot, śpiwory, karimaty, kuchenkę i gaz. W ciemności Élisabeth nie potrafi znaleźć drogi do ostatniego obozu. Schodzi więc dalej wzdłuż liny. Tomek idzie za nią, jest bardzo blisko. Nagle wyrasta przed nimi zaspa. Trzeba na nią wejść, ale Tomek nie ma siły. Eli mu pomaga. Kawałek dalej znajduje szczelinę, w której mogą się na chwilę zatrzymać i schronić przed wiatrem. 

- Siadaj, odpocznij, poszukam naszego obozu.

Pomaga Tomkowi zejść do lodowej niecki. Potem wsuwa jego nogi do plecaka.

 - Przytuliłam go. Drżał. Był totalnie wykończony i nieobecny - wspomina Élisabeth. 

Szczelina jest za mała dla dwóch osób. Eli wychodzi na zewnątrz i spędza tam kolejne dwie, może trzy godziny - nie pamięta. Wysyła wiadomości do męża, do Ludovica, do pakistańskiego policjanta, który został przydzielony do ich wyprawy.

- Nie mogłam spać. Siedziałam na plecaku i patrzyłam w gwiazdy. Zastanawiałam się, co mamy robić dalej. Co jest jeszcze możliwe.

Odbiera kolejne wiadomości. Od męża, od Ludovica, który pisze, że organizuje pomoc, od Ani. 

- Pisała: "Nie martw się, Tomek jest bardzo mocny, przetrwa, przeżyje, będzie dobrze Eli, organizujemy pomoc, będzie  dobrze...". To mi bardzo pomogło - wspomina Élisabeth.

Wysyła pozycję: udało im się zejść na wysokość 7282 m. Dochodzi szósta. Zaczyna świtać.


INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama