"Lekarz" przekonywał pacjentki, że nie chorują na raka. Kobiety zmarły

Mężczyzna z województwa małopolskiego podawał się za specjalistę i przekonywał pacjentki, że nie chorują na raka, a ich dolegliwości wynikają z zakażenia różnymi patogenami. Kobiety poddały się "terapii" proponowanej przez rzekomego znawcę. Za swoje usługi "lekarz" zainkasował niemal 50 tysięcy złotych. Dwie pacjentki zmarły. Sprawą zajęła się prokuratura.

Mężczyzna z województwa małopolskiego podawał się za specjalistę i przekonywał pacjentki, że nie chorują na raka, a ich dolegliwości wynikają z zakażenia różnymi patogenami. Kobiety poddały się "terapii" proponowanej przez rzekomego znawcę. Za swoje usługi "lekarz" zainkasował niemal 50 tysięcy złotych. Dwie pacjentki zmarły. Sprawą zajęła się prokuratura.
Udawał lekarza, jego pacjentki zmarły. Zdj. ilustracyjne. /123RF/PICSEL

56-latek z województwa małopolskiego podawał się za lekarza i ogłaszał, że zajmuje się holistycznym podejściem do zdrowia. 

W wyniku jego działań dwie kobiety, które zmagały się ze złośliwymi nowotworami, zmarły. Mężczyzna zalecił im bowiem odejście od dotychczasowego leczenia i skorzystanie z jego innowacyjnej terapii.

Niebezpieczne diagnozy fałszywego lekarza

Mieszkaniec Małopolski reklamował swoje usługi jako specjalista o podejściu holistycznym. W różnym czasie zgłosiły się do niego m.in. dwie pacjentki dotknięte nowotworem. 56-latek wmówił obu kobietom, że nie chorują na raka, a zaraziły się różnymi patogenami i to stąd objawy. 

Reklama

Mężczyzna, który jak ustaliła prokuratura, miał wykształcenie średnie i nie posiadała prawa do przeprowadzania leczenia, namówił pacjentki, aby porzuciły dotychczasową kurację. Zamiast specjalistycznej terapii miały poddać się zabiegom wymyślonym przez "lekarza".

Mężczyzna wprowadził chore w błąd, że takie zabiegi pozwolą im na powrót do zdrowia. Za swoje usługi "lekarz" zainkasował łącznie 45,6 tys. zł. Na tę kwotę składały się opłaty za wizyty, a także koszty wynajmu sprzętu.

Badał wahadełkiem, leczył kamieniami

Jak wyjaśnia rzecznik katowickiej prokuratory Marta Zawada-Dybek, oskarżony badał kobiety m.in. za pomocą przedmiotu przypominającego wahadełko. Proponowane przez niego leczenie dotyczyło natomiast naświetlania generatorem plazmowym, naklejania plastrów oczyszczających i wykorzystywania mat grzewczych z kamieni.

- Szkody zdrowotne, związane z opóźnionym leczeniem, które z uwagi na pogarszający się stan zdrowia kobiety ostatecznie podjęły, okazały się niemożliwe do naprawienia. Obie kobiety zmarły: jedna w wieku 66 lat, a druga w wieku 35 lat - przekazała PAP prokuratura.

"Lekarz" nie przyznaje się do winy

Sprawą zajęła się katowicka prokuratura na wniosek męża jednej ze zmarłych kobiet. Opinia biegłego z zakresu medycyny wskazała jednoznacznie, że działania podejmowane przez oskarżonego były w świetle nauk medycznych niedopuszczalne oraz szkodliwe. 

Przez działalność paramedyczną mężczyzny i dawanie złudnych nadziei, pacjentki "utraciły bezpowrotnie kilka miesięcy prawidłowego leczenia, które mogło wydłużyć ich życie i zmniejszyć ich cierpienia fizyczne oraz psychiczne", przekazała prokuratura.

- 56-latek odpowie za oszustwa na szkodę dwóch kobiet, narażenie ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a także za udzielanie świadczeń zdrowotnych bez uprawnień - poinformowała PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada-Dybek.

Przesłuchany oskarżony nie przyznaje się do winy. Odmówił także składania wyjaśnień. Za zarzucane czyny mężczyźnie grozi do 8 lat więzienia.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polska | oszustwo | leczenie nowotworu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy