Kiedy znajdziemy się na takim festiwalu food trucków, czym się kierować? W końcu wybór jest ogromny.
- Ludzie to śledzą, więc wiedzą, że jest jakiś tam truck, o którym się mówi i po prostu trzeba go sprawdzić. O mnie też się mówiło, że jest taki jeden w Europie, który jeździ z podrobami. Wtedy jeszcze nie było tego typu restauracji - jedna, może czy dwie w Krakowie, która miała podroby, a na Kazimierzu w ogóle nie było żadnej. Także byłem, pierwszy, do tego jeszcze z truckiem, wiec na mój temat było głośno. I tak ludzie pocztą pantoflową przekazują sobie informacje.
Co w pana food trucku jest hitem?
- Bycze jaja, których mam już serdecznie dosyć - robić w nich to naprawdę... Chcę, żeby ta moda na nie już się skończyła (śmiech). Nie wiem, o co chodzi, że ludzie cały czas mają ochotę na te bycze jaja - zostałem nawet nazwany "królem byczych jaj".
Jakie są reakcje ludzi, kiedy po raz pierwszy zamawiają to danie?
- Niektórzy spróbują i mówią, że jest świetne. Są też tacy, którzy robią to dla "fejmu", żeby zrobić selfie, wstawić na swój profil społecznościowy i pokazać, że jedli bycze jaja.
Kobiety są do tego próbowania równie chętne?
- Tak, nawet bardzo. Zresztą kobiety zawsze były odważniejsze. Proszę popatrzeć na historię, nie wspominając już o tym, że podręczniki z psychologii rozszyfrowały facetów, a kobiet jeszcze nie (śmiech).
Z Walentym Kanią - z wykształcenia technologiem żywności i zootechnikiem, z pasji kucharzem i podróżnikiem, a także właścicielem food trucka oraz autorem książek kulinarnych "Kuchnia dla odważnych", "Podroby", "Kuchnia dla odważnych. Raki" i "Kuchnia dla odważnych. Króliki i zające" - rozmawiała Paulina Persa.