Zdobycie V-2. Brawurowa akcja Armii Krajowej

Zuchwała akcja Armii Krajowej umożliwiła zbadanie najnowszej bronii III Rzeszy /domena publiczna
Reklama

Potencjał rakiety Aggregat A4, czyli późniejszej  V-2 nie był Brytyjczykom znany, aż do dnia, kiedy najważniejsze elementy pocisku nie zostały przewiezione na Wyspy. Rakieta znalazła się tam dzięki zuchwałej i wręcz nieprawdopodobnej akcji żołnierzy Armii Krajowej, którzy ukradli ją Niemcom.

Pocisk skonstruowany przez późniejszego ojca amerykańskich misji Apollo, Wernera von Brauna, był świtem ery rakiet balistycznych, największym krokiem ludzkości w rozwoju narzędzi do zabijania. Kiedy naukowiec pokazał Hitlerowi kolorowy film z nagranych testów, ten z zachwytem podskoczył i zaczął wykrzykiwać: "To jest decydująca broń tej wojny! Ludzkość nie zdoła jej zatrzymać!"

Reklama

Broń odwetowa

Pierwszy start rakiety miał miejsce 13 czerwca 1942 roku, jednak rakieta eksplodowała po przeleceniu zaledwie 1300 metrów. Pierwszy całkowicie udany lot rakieta miała ponad 3 miesiące później - 3 października. Wówczas rozpoczęto przygotowania do produkcji seryjnej, którą podjęto rok później.

Proces produkcji na masową skalę został bardzo ograniczony z powodu nalotu, jaki przeprowadził RAF na ośrodek badawczy w Peenemünde w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku. Bombardowanie zniszczyło jedną z linii produkcyjnych, a także spowodowało śmierć wielu z pracowników technicznych.

Dzięki temu pierwsze pociski osiągnęły gotowość bojową dopiero w czerwcu 1944 roku. Jednak najważniejszym skutkiem tego nalotu było przeniesienie poligonu testowego z Peenemünde w rejon wsi Pustków-Blizna, a produkcji do podziemnego kompleksu o kryptonimie "Dora".  W tym celu Niemcy "zatrudnili" do pracy 60 tysięcy więźniów z obozów koncentracyjnych, z których prawie polowa zmarła z powodu ciężkich warunków pracy. Pierwszy lot testowy odbył się 5 listopada 1943 roku.

Walka wywiadu

Brytyjskiemu wywiadowi bardzo zależało na uzyskaniu jakichkolwiek informacji dotyczących badań przeprowadzanych w Peenemünde. Nalegał na to przede wszystkim Duncan Sandys, doradca naukowy premiera Winstona Churchilla, który był pewien, że Niemcy pracują nad nowym typem broni. 

Nalot z sierpnia 1943 roku nastąpił dzięki staraniom Sandysa, informacjami wywiadowczymi dostarczonymi przez Armię Krajową. Po przenosinach ośrodka badawczego wszyscy byli już pewni, że Niemcy pracują nad czymś dla nich bardzo ważnym. Wówczas Sandys zapytał, czy Polacy nie mogliby zdobyć elementów rakiety.

Żołnierze Armii Krajowej zaczęli przygotowania do operacji. Jednak bardzo szybko przekonano się, że zdobycie elementów pocisku będzie właściwie niemożliwe. Wówczas do Aliantów uśmiechnęło się szczęście.

Zuchwała akcja


20 maja 1944 roku w okolicy wsi Sarnaki, między Mężeninem a Klimczycami rozbił się pocisk V-2. Na szczęście dla Polaków, dzięki uderzeniu w błotnisty brzeg Bugu nie eksplodował, ani nawet nie odniósł poważniejszych uszkodzeń. Bardzo szybko został przechwycony przez polskie podziemie i zamaskowany trzciną. Zdesperowani Niemcy zorganizowali zakrojone na szeroką skalę poszukiwania. Jednak nie udało im się znaleźć dobrze ukrytej rakiety.

Poszukiwania trwały tydzień. Kiedy tylko się skończyły Polacy wrócili, tym razem przywożąc ze sobą czterech naukowców, którzy rozmontowali rakietę, pakując najważniejsze elementy do pustych beczek. Części następnie zostały ukryte w stodole we wsi Hołowczyce. Stamtąd znów trafiły w ręce naukowców. Tym razem w Warszawie. W badaniach pocisku udział brali m.in. prof. Janusz Groszkowski, prof. Marceli Struszyński i inż. Antoni Kocjan.

O całym zdarzeniu bardzo szybko zostali powiadomieni Brytyjczycy, którzy natychmiast rozpoczęli przygotowania do operacji przerzutu, która otrzymała kryptonim "Most III". Polscy naukowcy przygotowali pakunki z najważniejszymi elementami rakiety i próbkami paliwa, które zostały przewiezione z Warszawy na południe kraju.

Most III

Na miejsce lądowania wybrano pola pomiędzy wsiami Wał-Ruda, Zabawa i Jadowniki Mokre w pobliżu Tarnowa. Lądowisko otrzymało kryptonim "Motyl". Było ono wykorzystywane już wcześniej przez Armię Krajową w czasie operacji "Most II", która miała miejsce pod koniec maja 1944 roku. Teren wybrano z powodu łatwości nawigowania. Tuż obok płynie Wisła, a nieopodal wpada do niej Dunajec. Od zachodu rozpościera się las, a od południa widoczna jest linia kolejowa Kraków - Tarnów. Tego miejsca nie sposób było ominąć.

Do wykonania operacji zostały wyznaczone mieszane załogi z 267 Dywizjonu RAF, który był wyposażony w samoloty Douglas C-47 Dakota (Dakota Mk. III). Operacja miała zostać wykonana na początku lipca 1944 roku. Jednak żołnierze Armii Krajowej czekali na rozpoczęcie akcji całe dwa tygodnie z powodu ciągłych opadów deszczu.

25 lipca o godzinie 19:28 z lotniska Campo Casale, koło Brindisi we Włoszech wystartowała Dakota o numerze seryjnym KG-477, oznaczona czerwoną literą "V", której załogę tworzyli F/Lt* George Culliford, drugi pilot, F/O Kazimierz Szrajer z 1586 Polskiej Eskadry Specjalnego Przeznaczenia, który miał prowadzić maszynę w ostatnim etapie lotu, nawigator F/O John Williams oraz radiooperator F/Sgt J. Appelby. Podczas lotu miała być eskortowana przez Liberatora z 1586 Polskiej Eskadry Specjalnego Przeznaczenia dowodzonego przez F/O Bolesława Korpowskiego.

Motyl nielot

Dakota znalazła się nad lądowiskiem około północy. Pierwsze podejście do lądowanie było nieudane. Samolot podchodził zbyt szybko i zbyt wysoko. Za drugim razem wylądował bezproblemowo. Podkołował na koniec "pasa", ustawił się pod wiatr i silniki zostały zgaszone. Najpierw wysiedli cichociemni przerzucani do Polski, następnie zostały przekazane tajne depesze i rozkazy. Natychmiast też w drugą stronę powędrowały paczki z elementami rakiety V-2. Cała operacja trwała około 5 minut.

Wydawało się, że wszystko pójdzie jak po maśle, jednak opady deszczu nie tylko przesunęły operację w czasie, ale także poważnie uszkodziły nawierzchnię lądowiska. W czasie próby startu Dakota utknęła w błocie. Początkowo przypuszczano, że przyczyną była awaria hamulców i aby samolot mógł szybko wystartować przecięto przewody hamulcowe, jednak to nie pomogło.

F/O Szrajer i Zbigniew Baszak, ps. "Pirat", dowódca operacji ze strony AK zdecydowali się na spalenie samolotu, aby nie wpadł w ręce Niemców. Wówczas jeden z Akowców, Stanisław Wróbel zauważył, że koła samolotu są zakopane w błocie prawie po osie. Natychmiast zmieniono decyzję. Dakota została rozładowana, koła podkopane i podłożono pod nie wiązki słomy. Niestety i tym razem nie udało się ruszyć samolotu.

Zaczęto kopać ponownie. Głębiej. Podłożono pod koła naprędce znalezione deski i belki. Tym razem udało się. Znów załadowano samolot, na pokład wsiedli kurierzy rządu i maszyna bezpiecznie wystartowała. Ponieważ w czasie prób uwolnienia samolotu przecięto przewody hamulcowe i uszkodzono instalację hydrauliczną załoga nie mogła schować podwozia. Udało im się to dopiero nad Tatrami. W Campo Casale samolot wylądował o 5:43 rano.

Elementy rakiety zostały dostarczone do Londynu jeszcze w tym samym tygodniu. Dzięki tej brawurowej akcji Alianci mogli poznać tajemnice nowej broni Wehrmachtu.

Źródła:

Michał Wojewódzki, "Akcja V-1, V-2", Warszawa 1984

Martin Middlebrook, "The Peenemunde Raid: The Night of 17-18 August 1943", Nowy Jork 1982

Józef Garliński, "Hitler's Last Weapons: The Underground War against the V1 and V2", Nowy Jork 1978

Bohdan Arct, "Polacy w walce z bronią V", Warszawa 1972

Borys Czertok, "Ludzie i rakiety", Moskwa 1999


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy