Zamach w Smoleńsku. Bomba na pokładzie samolotu

Focke-Wulf Fw-200 Condor, jaki został zestrzelony nad Islandią w październiku 1942 roku. Po upadku z dużej wysokości trudno było rozpoznać typ samolotu /US Army /domena publiczna
Reklama

Zamach w Smoleńsku był kolejnym, jaki przeprowadzili niemieccy przeciwnicy Hitlera. Tym razem na pokładzie samolotu umieścili bombę. Hitlerowi ponownie dopisało szczęście.

Hitler miał obsesję na punkcie bezpieczeństwa. Przez lata otaczał się jedynie zaufanymi ludźmi. Rzadko i niechętnie opuszczał swe dobrze chronione posiadłości. Uważał, że jeśli już gdzieś wyjeżdża, to powinien robić to z zaskoczenia i często zmieniać plany podróży.

W 1936 roku powiedział: "Jeśli chodzi o zamachowców, to najbezpieczniej czuję się w samochodzie. Gdy wyruszam, nawet policja nie jest informowana jaki jest cel podróży. Zamach musi być planowany z dużym wyprzedzeniem; czas przejazdu i trasa muszą być znane. To dlatego obawiam się, że pewnego dnia zostanę zabity przez snajpera dojeżdżając do hali zgromadzeń. Nie ma sposobu na ominięcie czegoś takiego. Główną ochroną pozostaje entuzjazm tłumu. Jeśli znalazłby się ktoś na tyle śmiały, aby wyciągnąć broń, zostałby natychmiast powalony i zadeptany na śmierć".

Reklama

Toteż, nawet podróżując na linię frontu, często zmieniał plany, co doprowadzało do szału oficerów frontowych. Nie tylko tych z ochrony, ale także zamachowców.

CZYTAJ PODOBNE: Katastrofa czy zamach? Jak zginął premier Polski?

Wojskowe zamachy

Przed wybuchem II wojny światowej zaplanowano i przeprowadzono kilkadziesiąt zamachów na Hitlera. Pierwszy, który został opracowany przez żołnierzy Wehrmachtu miał mieć miejsce we wrześniu 1938 roku. Niestety załamał się po podpisaniu układu monachijskiego. Ugodowy premier Wielkiej Brytanii, Chamberlain, nie tylko nie wsparł planów przewrotu, ale zakazał brytyjskiemu wywiadowi udzielania jakiegokolwiek wsparcia niemieckim konspiratorom.

W kolejnych latach zamachy planowali członkowie Schwarze Kapelle - niemieckiej organizacji antynazistowskiej, a następnie Kręgu z Krzyżowej. W obu organizacjach czynnie działali oficerowie sił zbrojnych przeciwni polityce Hitlera. Początkowo było ich niewielu. Po klęskach pod Moskwą i Stalingradem do spiskowców zaczęli dołączać kolejni oficerowie.

Pierwszy zamach, jaki zaplanowali nowi spiskowcy, miał mieć miejsce 17 lutego 1943 roku koło Połtawy. Został odwołany, kiedy Hitler... kazał zmienić miejsce narady z feldmarszałkiem Erichem von Mansteinem, dowódcą Grupy Armii "Południe". Kolejny miał już się udać.

Zamachowcy

Dość sprawna i dobrze zakonspirowana grupa działała w dowództwie Grupy Armii "Środek". Jej wiodącymi postaciami byli płk Henning von Tresckow i por. Fabian von Schlabrendorff. Obaj jeszcze przed wojną działali w opozycji. Dzięki wsparciu szefa wywiadu, adm. Wilhelma Canarisa, nawiązali współpracę z brytyjskim wywiadem, prowadząc grę przeciwko hitlerowcom.

I tym razem Canaris był inicjatorem działań przeciw fuhrerowi. Wszyscy oni byli zdeterminowani, aby pozbyć się Hitlera. Już po ataku na ZSRR Tresckow miał powiedzieć do swego przyjaciela, majora Rudolpha-Christopha von Gersdorffa: "Naród niemiecki zostanie obciążony winą, której świat nie zapomni przez setki lat. Winą obarczeni zostaną nie tylko Hitler, Himmler, Göring i ich kompani, lecz również pan i ja, moja żona i pana żona, nasze dzieci, ta kobieta, która przechodzi przez ulicę i ten chłopak, który kopie piłkę". Rozpoczęli przygotowania do zamachu.

W drugiej połowie 1942 roku zamachowcy rozpoczęli testy materiałów wybuchowych, które miały być użyte podczas ataku. "Ostatecznie zdecydowaliśmy się na brytyjski materiał wybuchowy na bazie plastiku i na brytyjskie zapalniki. Lotnictwo aliantów zrzucało nad terenami okupowanymi przez Niemcy duże ilości takich materiałów wybuchowych dla agentów przygotowujących akty sabotażu... Brytyjski materiał wybuchowy miał dwie istotne zalety. Przy niewielkiej objętości był niezwykle silny. Paczka wielkości grubej książki mogła rozerwać wszystko w dużym pomieszczeniu" - pisał po wojnie Schlabrendorff.

CZYTAJ PODOBNE: Zamach w Wilczym Szańcu

Zamach

Sztabowcy próbowali zaprosić Hitlera do Smoleńska, gdzie mieścił się sztab Grupy Armii "Środek", aby mógł zapoznać się z przygotowaniami do planowanej ofensywy na miejscu. O planach ataku został powiadomiony dowódca GA "Środek", feldmarszałek Günther von Kluge. Odmówił jednak udziału, sugerując, że prócz Hitlera zginąć powinien także Himmler. W innym przypadku SS może przejąć władzę. Zostawił jednak zamachowcom wolną rękę. Fuhrer przyleciał do Smoleńska 13 marca 1943 roku.

Początkowo planowano Hitlera zastrzelić. Dowiedziano się jednak, że nosi pod mundurem kamizelkę kuloodporną. W związku z tym zrezygnowano z udziału pojedynczego strzelca, a postanowiono, że kilku oficerów odda strzał podczas obiadu. Spiskowcy doszli do wniosku, że dzięki temu przynajmniej jedna kula ma szansę trafić.

Gdyby nie udało się zastrzelić Hitlera w kasynie oficerskim, w drodze na lotnisko miał go zatrzymać szwadron kawalerii i przekazać w ręce sądu wojennego. On miał skazać go na karę śmierci. Ostatecznie i do tego nie doszło.

Dlaczego tak się nie stało? Po pierwsze Hitler zmienił trasę przejazdu kolumny. A po drugie, zamachowcy zrezygnowali z tego pomysłu prawdopodobnie pod wpływem Canarisa. Być może to on zasugerował, że bezpieczniej będzie pozbyć się wodza w sposób mniej rzucający się w oczy i bezpieczniejszy dla samych zamachowców. Dlatego z Berlina dostarczono do Smoleńska dwie butelki pomarańczowego likieru cointreau.

Bomba w samolocie

Butelki nie były wypełnione gorzkawym płynem, a brytyjskimi materiałami wybuchowymi, podpiętymi do ołówkowego zapalnika. Podczas obiadu w kasynie Schlabrendorff poprosił podpułkownika Heinza Brandta, członka sztabu Hitlera, o drobną przysługę. Schlabrendorff wyjaśnił Brandtowi, że przegrał zakład z pułkownikiem Hellmuthem Stieffem, którego stawką były dwie butelki hiszpańskiego likieru. Pułkownik stwierdził, że uczyni to z przyjemnością. Wydawało się, że los Hitlera został przypieczętowany.

"Wiedzieliśmy, że samolot Hitlera jest wyposażony w specjalne urządzenia zaprojektowane w celu zwiększenia jego bezpieczeństwa... Kabina Hitlera została silnie opancerzona, a jego fotel wyposażono w spadochron. Mimo to Treskow i ja, dzięki naszym eksperymentom, byliśmy przekonani, że ilość materiału wybuchowego znajdująca się w bombie jest wystarczająca, aby rozerwać całą maszynę lub przynajmniej spowodować katastrofę" - wspominał Schlabrendorff.

Porucznik dostarczył zapakowane butelki tuż przed startem dyspozycyjnego Focke-Wulfa Fw-200 Condor. Nim przekazał zawiniątko Brandtowi, ustawił zapalnik na 30 minut. Bomba miała eksplodować w okolicach Mińska. Chwilę później samolot ruszył na start. Zamachowcy oczekiwali informacji o katastrofie. Telefon jednak milczał.

Niewybuch

Kiedy zadzwonił po ponad dwóch godzinach, było pewne, że zamach się nie powiódł. Samolot bezpiecznie wylądował na lotnisku koło Wilhelmsdorfu, w pobliżu Wilczego Szańca. Schlabrendorff natychmiast zatelefonował do sztabu Naczelnego Wodza, aby poinformować Brandta, by nie przekazywał butelek Stieffowi, ponieważ zaszła pomyłka, a on pojawi się wkrótce w Wilczym Szańcu i je odbierze.

Następnego dnia, kiedy siedział w pociągu do Berlina, delikatnie rozkręcił zapalnik. Iglica była wbita w spłonkę. Po bliższej inspekcji Schlabrendorff zauważył krople wody wewnątrz. Tajemnica powoli się wyjaśniała. Do zapalnika dostała się odrobina wody. W drodze powrotnej, pilot, ze względu na warunki atmosferyczne, wyprowadził Condora wyżej niż było to planowane. Butelki, przechowywane w nieogrzewanej ładowni, zamarzły. Iglica wbiła się w niewielką grudkę lodu. Hitler znów uniknął śmierci.

Do samego końca

Tresckow próbował zabić Hitlera jeszcze kilka razy. Brał także udział w zamachu w Wilczym Szańcu. Gdy dowiedział się, że Hitler ponownie przeżył, następnego dnia popełnił samobójstwo, aby uniknąć aresztowania.

Schlabrendorff również nie szczędził wysiłków by zgładzić wodza. Po zamachu z 20 lipca 1944 został aresztowany przez gestapo. Miał jednak niewiarygodne szczęście - podczas jego rozprawy przed Trybunałem Ludowym w budynek sądu uderzyły alianckie bomby, zabijając sędziego. Ostatecznie Schlabrendorff trafił do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Następnie był przewożony do innych miejsc kaźni. Ostatecznie tuż przed końcem wojny został uwolniony przez żołnierzy Wehrmachtu pod dowództwem kapitana Wicharda von Alvenslebena - kolejnego spiskowca. Po wojnie napisał kilka książek wspomnieniowych, ukazujących kulisy pracy w sztabie i prób zgładzenia Adolfa Hitlera.

Źródła:

Bogusław Wołoszański, "Tajna wojna Hitlera", Warszawa, 1997

Guido Knopp, "Zabić Hitlera", Świat Książki, 2009

Fabian von Schlabrendorff, "They Almost Killed Hitler: Based on the Personal Account of Fabian Von Schlabrendorff", The Macmillan Company, Nowy Jork, fragmenty tłumaczone za: Krzysztof Kęciek, "Wysadzić 'wodza' w powietrze. Zamach na Hitlera w Smoleńsku", www.dw.com

William Breuer, "Tajne epizody II wojny światowej", Amber, 1999

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: historia | II wojna światowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy