Wojna kolumbijsko-peruwiańska. Najdziwniejsze starcie Ameryki

Tuż przed wybuchem Wielkiej Wojny różne państwa Ameryki Południowej rozpoczęły ekspansję w głąb lądu. Nic dziwnego, że w pewnym momencie wyprawy badawczo-wojskowe zaczęły wchodzić sobie w drogę. Wszystkie państwa badające dorzecze Amazonki miały swoje roszczenia do ziem leżących nad rzekami. Bardzo często były to roszczenia do tych samych ziem.

Jednym z najbardziej zapalnych rejonów był region wokół rzek Napo, Putumayo i Araporis wpadających do Amazonki. Pretensje do tego skrawka podmokłej, malarycznej dżungli zamieszkałej głównie przez dzikie zwierzęta i nieliczne, małe plemiona, rościły sobie Ekwador, Kolumbia i Peru.

Reklama

Nie były to żądania bezzasadne. Głównym dochodem państw Ameryki Południowej był kauczuk, a dokładnie ogromne połacie kauczukowych lasów. O jego znaczeniu przekonała się boleśnie Brazylia, która na przełomie wieków była potęgą gospodarczą, dzięki eksportowi gumy kauczukowej. Zalew rynku tanim kauczukiem z wysp Pacyfiku oraz innych państw Ameryki Południowej spowodował, że Brazylia znalazła się na skraju bankructwa.

Konflikty graniczne

Już w 1911 roku wojska Kolumbii i Peru zaczęły przeprowadzać rajdy po wodach Amazonki i jej dopływach. Na szczęście starcia ograniczały się jedynie do wymiany ognia i wzajemnego przerzucania się wyzwiskami. Po dziesięciu latach takich utarczek został podpisany 24 marca 1922 roku Traktat Salomón-Lozano.

W trakcie rozmów przed podpisaniem porozumienia wynikły kolejne kwestie sporne. Kolumbijczycy chcieli zająć ziemie aż do rzeki Napo, a Peruwiańczycy do rzeki Caqueta. Było to kilkaset kilometrów spornego terytorium, z którego żadna ze stron nie chciała zrezygnować.

Dopiero po kilku dniach międzynarodowych pertraktacji udało się ustalić kompromisowe rozwiązanie: oba państwa miały spotkać się w połowie drogi na rzece Putumayo, która stała się oficjalną granicą między Kolumbią a Peru. Dzięki temu bardzo ważny port na rzece Javary, Leticia, przypadł  Kolumbii.

Z takiego rozwiązania nie byli zadowoleni Peruwiańczycy, którzy założyli i rozbudowali miasto Leticia. Utrata tego portowego miasta oznaczała znaczne ograniczenie handlu, gdyż była to najdogodniejsza droga na Amazonkę i dalej do portów morskich. Przejęcie Leticii przez Kolumbijczyków wróżyło, że prędzej czy później wybuchnie kolejny konflikt.

Incydent w Leticii

1 września 1932 roku do Leticii wtargnęła grupa około 200 uzbrojonych w strzelby wieśniaków i pluton żołnierzy przebranych w cywilne ubrania. Zaskoczeni Kolumbijczycy nawet nie podjęli walki. Osiemnastu policjantów uzbrojonych w karabiny maszynowe pracujących w miejscowym garnizonie Peruwiańczycy... poprosili o opuszczenie miasta. Co ci natychmiast uczynili. Po czterech godzinach miasto znalazło się pod peruwiańską kontrolą.

Do dziś nie jest jasne, czy rząd Peru zaplanował i zlecił tę operację. Początkowo Luis Miguel Sánchez Cerro, prezydent Peru, zaprzeczał jakoby mieli coś wspólnego z tą akcją. Zarzucał żołnierzom z Iquitos samowolę i groził ich ukaraniem. Jednak zaangażowanie flotylli rzecznej w przewiezienie "oddziałów rebeliantów" może świadczyć o tym, że rząd w Limie mieszał palce w zajęciu portu i miasta Leticia.

Z drugiej strony, gdyby tak było, to rozwinięto by jednostki osłonowe i rozbudowano tyły, aby w razie kontrataku Kolumbijczyków odeprzeć ich atak. Nawet jeśli prezydent Luis Miguel Sánchez Cerro nie wiedział o tym ataku, wkrótce poszedł na wojnę bez większego wahania.

Na wojnę!

W momencie wybuchu konfliktu obie armie na lądzie miały porównywalne siły, które mogły działać na rozległych, podmokłych terenach dorzecza Amazonki. W skład obu armii wchodziło po 5 dywizji piechoty i po jednej brygadzie kawalerii wraz z organiczną artylerią.

Na wodzie i w powietrzu silniejsze było początkowo Peru, które posiadało nie tylko silną flotę morską z krążownikami, niszczycielami i okrętami podwodnymi, ale też rzeczną liczącą trzy kanonierki rzeczne i prawie 20 kutrów. W powietrzu mogli wystawić 6 obserwacyjnych Douglasów O-38P na pływakach i 3 myśliwce Curtiss Hawk II, również w wersji pływakowej.

Kolumbijczycy mogli przeciwstawić jedynie słabą i przestarzałą flotę, która liczyła zaledwie trzy pełnomorskie kanonierki i flotyllę rzeczną z trzema kanonierkami i ośmioma uzbrojonymi kurtami patrolowymi. W powietrzu Kolumbijczycy nie istnieli - wówczas nie posiadali jeszcze lotnictwa w ogóle. Jednak wkrótce miało się to zmienić.

Odruch serca

Mimo zaprzeczeń rząd w Limie już 17 września wysłał kolejne oddziały na rzekę Putumayo. Dzień później Peruwiańczycy zdobyli kolumbijskie miasto Tarapacá, położone na północ od Leticii. To wzburzyło Kolumbijczyków, którzy tłumnie wyszli na ulice protestując przeciwko terrorystycznemu atakowi Peruwiańczyków i samemu prezydentowi Luisowi Miguelowi Sánchezowi Cerro.

19 września kolumbijski dziennik "El Tempo" informował, że otrzymał ponad 10000 listów wzywających do obrony państwa. Senat przekazał natychmiast 100 mln dolarów na rozbudowę armii, a kolumbijskie miasta przysłały ponad 400 kilogramów czystego złota. Dzięki temu nagłemu odruchowi patriotyzmu udało się uzbierać na fundusz wojenny kwotę, za którą zdołano wcześniej zakończyć prace nad trzema kanonierkami rzecznymi nazwanymi "Cartagena", "Santa Marta" i  "Barranquilla". A co najważniejsze stworzyć silne siły powietrzne.

Dzięki społecznej składce i lekkiemu nadwyrężeniu budżetu centralnego kupiono najnowocześniejsze dostępne samoloty: 30 myśliwskich Curtiss’ów Hawk II, w tym co najmniej 10 na pływakach przeznaczonych dla floty i flotylli rzecznej. 22 bombowo-szturmowych Curtiss’ów Falcon, w tym część na pływakach, a także około 15 niemieckich samolotów transportowych różnych typów. Siłom zbrojnym użyczono również cywilne samoloty należące do niemiecko-kolumbijskiej spółki SCADTA. Dopiero teraz, na początku 1933 roku, Kolumbijczycy byli gotowi do wojny.

Czytaj dalej

Gonitwa po dżungli

Największym problemem dla obu walczących stron, oprócz dżungli, były ogromne odległości, jakie należało pokonać, aby dotrzeć do strefy działań wojennych. Wysłanie wojska wraz z zaopatrzeniem z Limy do Leticii zajęło Peruwiańczykom dwa tygodnie przy zaangażowaniu ogromnych sił i środków. Wykorzystano właściwie wszystkie dostępne składy kolejowe, ciężarówki, holowniki rzeczne, a w końcu i muły.

Kolumbijczycy nie mieli łatwiej. Z Bogoty należało przedzierać się ok. 1150 km przez góry i porastającą je dżunglę, aby dotrzeć do utraconego miasta. Jednak Kolumbijczycy mieli to ułatwienie, że znacznie bliżej było im do Leticii drogą morską. Kolumbijskie okręty mogły przepłynąć do Brazylii i dzięki dwustronnemu porozumieniu o swobodnym tranzycie wpłynąć na Amazonkę.

Tak też zrobiły trzy nowe kanonierki typu "Cartagena", które na pokładzie transportowały 800 żołnierzy piechoty wraz z działami artylerii górskiej. Konwój bez przeszkód przepłynął przez Amazonkę, skąd popłynął w górę rzeki Barranquilla, gdzie spotkali się z samolotami wydzielonej specjalnej eskadry rzecznej.

Tak silne ugrupowanie zaatakowało w nocy z 14 na 15 lutego miasto Tarapacá. Po zbombardowaniu portu przez niemieckie samoloty Junkers F-13 i Dornier Do-J kanonierki wysadziły desant, który wspierały ogniem artylerii. Po niecałych 30 minutach peruwiański garnizon liczący 96 żołnierzy poddał się.

Tuż po tym starciu obie strony zaczęły mobilizować swoich dyplomatów, aby uzyskać wsparcie międzynarodowe. Lepiej poszło Peruwiańczykom, którym w ramach pilnego zakupu udało się nabyć od Amerykanów 8 sztuk pływakowego Vought O2U Corsair dla marynarki wojennej i kolejnych 3 O-38P dla flotylli rzecznej.

Najkrwawsze starcie

25 marca Kolumbijczycy rozpoczęli atak na miasto Guepi, którego broniła wzmocniona kompania piechoty licząca 194 żołnierzy uzbrojonych w działa górskiej i karabiny maszynowe.

Mimo że atak na miasto był planowany dużo wcześniej, to nie doszedł do skutku, ponieważ kolumbijskie jednostki nie mogły znaleźć się w dżungli. Przez 4 dni rozproszony batalion piechoty szukał swoich własnych zagubionych oddziałów, jak i okrętów transportowych, które miały ich przerzucić na pozycje wyjściowe.

Kiedy w końcu 24 marca udało się wszystkim zebrać w jednym miejscu część z sił liczących w sumie 1100 żołnierzy podeszła pod miasto drogą lądową, a pozostała część na statkach transportowych popłynęła na pozycje wyjściowe do desantu. Jednostki rzeczne szybko zostały odkryte przez zwiad peruwiański i zbombardowane przez Corsairy w eskorcie pływakowych Hawków.

Nad ranem  kanonierki ostrzelały miasto, ruszyła ofensywa lądowa, a transportowce przygotowywały się do wysadzenia w porcie desantu. Aby jeszcze bardziej zdezorientować przeciwnika z samolotów Ju-52 wysadzono desant plutonu żołnierzy.

Peruwiańczycy po krótkiej walce, widząc miażdżącą przewagę wroga wycofali się z miasta tracąc 10 zabitych, dwóch rannych i 24 żołnierzy wziętych do niewoli. Straty Kolumbijczyków ograniczyły się do 5 zabitych i 9 rannych. Po tym zwycięstwie Peruwiańczykom na lewym brzegu rzeki Putumayo pozostał tylko jeden port w Puerto Arturo.

Wojna totalna, której nie było

Gdy w Amazonii Peruwiańczycy przegrywali starcie za starciem, prezydent Sánchez Cerro ogłosił przygotowania do wojny totalnej. Marynarka wojenna rozpoczęła blokadę kolumbijskich portów na wybrzeżu Pacyfiku.

4 maja zespół złożony z krążownika "Almirante Grau", niszczyciela "Tienente Rodriguez" i dwóch okrętów podwodnych amerykańskiego typu R, przepłynął Kanał Panamski, po czym podzielił się i okręty rozpoczęły samodzielne polowanie na kolumbijską żeglugę.

Ogłoszono powszechną mobilizację, zakupiono dwa kolejne niszczyciele i 30 samolotów. Obie strony były gotowe do poważnego starcia, do którego jednak nie doszło.

Zamach

Rankiem 30 kwietnia prezydent Luis Sánchez Cerro odbierał na hipodromie de Santa Beatriz paradę 30000 żołnierzy, którzy mieli w najbliższych dniach trafić na front w dżungli. W czasie przejazdu przez hipodrom na bagażnik jego kabrioletu wskoczył nieznany osobnik i oddał kilka strzałów w plecy prezydenta. Poważnie ranny Luis Sánchez Cerro został odwieziony do szpitala, gdzie zmarł o 13:10.

Jego morderca został dość szybko pojmany. Okazało się, że był to Abelardo Mendoza Leyva, członek opozycyjnej centro-lewicowej partii Amerykański Rewolucyjny Sojusz Ludowy (ARPA). Szefostwo partii nie przyznało się do zlecenia zamachu, jednak do dziś większość historyków i polityków uważa, że decyzja zapadła w najwyższych kręgach partyjnych. A celem zamachu było niedopuszczenie do eskalacji konfliktu.

Tak też się stało. Następca Luisa Sáncheza Cerro, generał Oscar Benavides był mniej chętny do prowadzenia wojny z Kolumbią. Po dwóch tygodniach negocjacji, 24 maja 1933 roku podpisano pokój, na mocy którego linia graniczna zachowała swój przedwojenny kształt.

W czasie wojny Peru straciło według różnych danych od 150 do 250 żołnierzy, z tego jedynie 22 w wyniku działań zbrojnych. Kolumbijczycy stracili około 200 żołnierzy w tym 17 w wyniku działań wroga. Pozostałe ofiary pochłonęła dżungla, choroby lub dzikie zwierzęta. Wojna peruwiańsko-kolumbijska była jedyną w historii wojną toczoną głównie na rzekach i przy wykorzystaniu flotylli rzecznych.

Źródła:

René De La Pedraja; "Wars of Latin America, 1899-1941"; 2006

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama