„Wilhelm Gustloff”. Największa tragedia w historii żeglugi

"Wilhelm Gustloff" był flagowym statkiem organizacji Kraft durch Freude. Podczas wojny służył jako hulk i transportowiec wojska /East News
Reklama

30 stycznia 1945 roku radziecki okręt podwodny posłał na dno statek „Wilhelm Gustloff”. Wraz z nim zginęło około 10 tysięcy ludzi, w tym kobiety i dzieci. W historii żeglugi, żadne zatonięcie nie pociągnęło większej liczby ofiar.

Na przełomie 1944 i 1945 roku sytuacja strategiczna III Rzeszy na froncie wschodnim była tragiczna. Trzy Fronty Nadbałtyckie okrążyły w Kurlandii ponad pół miliona niemieckich i łotewskich żołnierzy. Sowieci przygotowywali się do kolejnych operacji. 12 stycznia 1945 roku Armia Czerwona rozpoczęła operację wiślańsko-odrzańską. Dzień później w jej ramach rozpoczęto operację wschodniopruską, w ramach której wojska 2 i 3 Frontu Białoruskiego miały odciąć wojska niemieckie w Prusach Wschodnich.

Niemcy już od lata 1944 roku, po sukcesie operacji "Bagration", byli świadomi, że niedługo przyjdzie im ewakuować Okręg Gdańsk-Prusy Wschodnie. Pierwszy plan został zatwierdzony już na początku września 1944 roku.

Reklama

Do propozycji ewakuacji negatywnie odniósł się Erich Koch, gaulaiter Prus Wschodnich, który stwierdził, że jest ona zbędna i sieje niepotrzebny defetyzm, a Prusy i Królewiec nigdy nie zostaną zdobyte. Jak bardzo się mylił, pokazały kolejne miesiące.

Przez zadufanie Kocha tuż po rozpoczęciu radzieckiego natarcia porty Prus i Pomorza Gdańskiego zapełniły się cywilnymi uciekinierami. Admirał Karl Dönitz rozkazał admirałowi Oskarowi Kummetzemu, dowodzącemu Flotą Bałtyku oraz kontradmirałowi Konradowi Engelhardtowi, dowódcy okręgu, zaplanowanie oraz przeprowadzenie ewakuacji cywili i wojska.

21 stycznia 1945 roku rozpoczęła się największa operacja ewakuacyjna w historii wojen. Do przerzutu ludzi wykorzystano nawet 1080 jednostek pływających. Jedną z nim był MS "Wilhelm Gustloff".

Partyjny wycieczkowiec

"Wilhelm Gustloff" został zwodowany 5 maja 1937 roku w Hamburgu. Miał być flagowym statkiem organizacji Kraft durch Freude, która zajmowała się organizowaniem imprez turystycznych i sportowych dla obywateli III Rzeszy. Na pokładzie przygotowano 221 kabin dwuosobowych i 239 czteroosobowych, w których mieściło się 1465 pasażerów. Kolejne kabiny mieściły około 500 ludzi załogi. Statek był długi na 208,5 metrów i miał pojemność brutto 25484 ton.

Od 15 marca 1938 roku do końca sierpnia 1939 roku statek odbył około 50 rejsów, głównie do norweskich fiordów. Organizowano także dłuższe rejsy, np. na Morze Śródziemne, gdzie zwiedzano włoskie miasta portowe. Po wybuchu wojny statek służył jako okręt szpitalny, a potem jako hulk dla szkolnej flotylli okrętów podwodnych. W chwilach wolnych od funkcji pływających koszar, transportował wojsko na i z frontu wschodniego.

Kiedy admirał Dönitz rozkazał rozpocząć operację "Hannibal" natychmiast przygotowano "Wilhelma Gustloffa" do udziału w akcji. Były pasażer był największą jednostką użytą na początku 1945 roku do przerzucenia ludzi ze wschodu do Niemiec i Danii.

30 stycznia 1945 roku "Wilhelm Gustloff" wyszedł z Gdyni w eskorcie torpedowca "Löwe". Na pokładzie miał oficjalnie 6050 osób, w tym 4424 cywili. Nieoficjalnie na statku znalazło się ponad 10 tysięcy osób. Przed 21 niewielki konwój znalazł się na wysokości na wschód od Łeby. Już wówczas znajdował się w okularach peryskopu radzieckiego okrętu podwodnego S-13.

***Zobacz także***

Łowca

Radziecki okręt podwodny S-13, typu Staliniec, wszedł do służby 31 lipca 1941 roku. Do 1945 roku przeprowadził dwa patrole. Podczas pierwszego we wrześniu 1942 roku, zatopił dwa fińskie i były niderlandzki frachtowiec, o łącznej wyporności 3994 ton. Jednak rejs nie zakończył się szczęśliwie - podczas ładowania baterii, okręt dał się zaskoczyć fińskim ścigaczom. W wyniku nieudanego awaryjnego zanurzenia uderzył o dno i poważnie uszkodził kadłub. Następne dwa lata spędził w stoczni.

Kiedy z niej wyszedł, dowódcą został kmdr. ppor. Aleksander Marinesko. Poprowadził okręt na drugi patrol, w którym poważnie uszkodził parowiec "Siegfried" o pojemności 536 BRT. Na kolejny patrol okręt wyszedł 11 stycznia 1945 roku.

30 stycznia Marinesko zauważył "Wilhelma Gustloffa" ok. godziny 19.30. Postanowił uderzyć na konwój od strony brzegu, tak aby zmylić eskortę, która zygzakowała od strony pełnego morza. Przed 21 znalazł się około 1000 metrów przed celem. Były to ostatnie chwile niemieckiego statku.

Uderzenie

O 21.04 odpalona została pierwsza torpeda. Na jej kadłubie widniał napis "Za Ojczyznę". Minutę później kolejna - "Za sowiecki naród". Kolejna nazywała się "Za Leningrad". Czwarta, "Za Stalina", nie odpaliła - utkwiła w wyrzutni. Trzy pierwsze jednak wystarczyły.

O 21.16 pierwsza uderzyła w część dziobową statku. Chwilę później kolejna uderzyła w śródokręcie. Trzecia rozbiła maszynownię. Los "pasażera" był już przesądzony. Druga torpeda zabiła 371 kobiet z pomocniczego korpusu Kriegsmarine. Kadłub przechylił się mocno na lewą burtę. Załoga i marynarze Kriegsmarine zaczęli przeprowadzać cywili na pokład spacerowy. Jak się okazało była to decyzja, która kosztowała życie wielu osób.

Z oszklonego pancernymi szybami pokładu nie można było się wydostać na górę. Chaos pogłębiło jeszcze zamknięcie grodzi przez kapitana mar. Harry’ego Wellera, co odcięło kolejne setki osób. W dodatku zamarzły żurawiki szalup ratunkowych - wielu z nich nie udało się spuścić na wodę. O 22.25 "Wilhelm Gustloff" zniknął pod powierzchnią wody.

Natychmiast po storpedowaniu na pomoc wezwano patrolujące w pobliżu statki i okręty. Niewiele to jednak dało. Temperatura wody była bliska 0 st. C. Rozbitkowie zamarzali w ciągu kilku minut. Okrętom udało się uratować zaledwie 1215 osób. Ostatni komunikat nadany przez kapitana statku mówił, że na pokładzie znajduje się 10 582 osób, w tym 8956 cywili. Z czego znakomitą większość stanowiły kobiety i dzieci.

W kolejnych dniach na plaże Ustki i Łeby Bałtyk wyrzucał dziesiątki i setki zamarzniętych ciał. Zatopienie "Wilhelma Gustloffa" pociągnęło za sobą największą liczbę ofiar w historii żeglugi. Przez pewien czas oskarżano Marineskę o popełnienie zbrodni. Działał on jednak zgodnie z prawem morskim, które zezwalało na atakowanie jednostek idących w konwoju.

Od 1994 roku wrak MS "Wilhelm Gustloff" uznawany jest za mogiłę wojenną, co oznacza, że zakazane jest nurkowanie na nim i w jego pobliżu. Wrak leży w odległości 19 mil morskich na północ od Łeby, na głębokości 45-47 metrów.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy