Starożytni Rzymianie pili krew gladiatorów. Po co to robili?

Walka gladiatorów na obrazie Jeana-Leona Gerome’a /domena publiczna
Reklama

Wzmianka o tym, że starożytni Rzymianie uważali picie krwi zabitego gladiatora za skuteczne lekarstwo na epilepsję pojawiła się w I wieku naszej ery, w dziele Aulusa Corneliusa Celsusa.

Rzymski uczony zapisał, że "niektórzy uwolnili się od tej choroby, pijąc gorącą krew z poderżniętego gardła gladiatora".

Nie miał przy tym wątpliwości, że jest to "nędzna pomoc" - którą jednak toleruje się ze względu na "jeszcze nędzniejszą chorobę".

Desperackie lekarstwo

Podobne opisy tej odstręczającej praktyki pojawiały się także u innych autorów starożytnych, między innymi Pliniusza Starszego i Areteusza z Kapadocji. Ten pierwszy w XXVIII księdze "Historii naturalnej" odnotował:

Reklama

"Chorujący na choroby kaduczne [tj. epilepsję - przyp. A.W.], piją krew szermierzy (zabitych) z żywych niejako pucharów, co widząc czyniące na tymże samym placu zwierzęta dzikie, grozą przejmuje.

A niestety! Owi mniemają, że jest bardzo skutecznie pić ciepłą i kurzącą się jeszcze krew, i całowaniem ran, duszę samę w siebie wciągnąć, gdy tymczasem nie godzi się przybliżać ust ludzkich nawet do ran dzikich zwierząt".

Z kolei Areteusz zapisał - i jest to, jak podkreśla profesor historii z uniwersytetu Columbia, William V. Harris, wiarygodna relacja - że widział tę "kurację" na własne oczy.

Ktoś (najprawdopodobniej właśnie epileptyk) zdołał złapać nieco krwi zabitego właśnie gladiatora do przygotowanego wcześniej kielicha i natychmiast ją wypił.

"Doskonałe rezultaty"

Harris, badający ludową medycynę wśród starożytnych, uważa opisany zwyczaj za "najbardziej makabryczne ze wszystkich przekonań rzymskich na temat lecznictwa". Nie ma jednak wątpliwości, że w imperium był on dość rozpowszechniony - wspominają o nim jeszcze autorzy z VI wieku naszej ery.

Nawet lekarze uznający zwyczaj za całkowite barbarzyństwo, nie potrafili go wyplenić. A co dopiero ci, którzy - jak bizantyński medyk z VI wieku, Aleksander z Tralles (dzisiejsze Aydin w Turcji) - podkreślali, że picie posoki gladiatorów "często przynosi doskonałe rezultaty"!

Jak to możliwe? Ferdinand Peter Moog i Axel Karenberg, którzy poświęcili makabrycznemu lekarstwu artykuł, opublikowany na łamach "Journal of the History of Neurosciences", wyjaśniają:

________________________

Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu WielkaHistoria.pl przeczytasz również na temat epidemii, o której nikt nie mówi. Na wyniszczającą chorobę cierpiało nawet 15% Polaków.

"(...) jakim cudem ta recepta przetrwała co najmniej pięć wieków starożytności? Jeśli wykluczymy możliwe przypadki ataków nieepileptycznych i ich uzdrawianie przez dramatyczne leczenie, możliwym rozwiązaniem tej trudnej kwestii może być wiara, którą nazwiemy 'Iluzją terapeutycznej skuteczności'.

Współczesne badania wykazały, że wielu pacjentów tylko raz doświadcza dużego napadu padaczki. Poza tym niektóre młodzieńcze formy choroby (...) ustępują całkowicie po okresie dojrzewania".

Nie pomagał też fakt, że nie znano żadnego innego lekarstwa na tę chorobę. Terapie zalecane przez lekarzy, w tym osławione i nadużywane  upuszczanie krwi, zwykle nie dawały żadnego efektu. Rodziny cierpiących były więc skazane na praktyki ludowe.

Etruskie zwyczaje?

Przy okazji Moog i Karenberg starali się też dociec, dlaczego właśnie krew gladiatorów była uważana za tak cenną. Ich zdaniem przesąd wywodzi się jeszcze z czasów etruskich, gdy walki niewolników czy jeńców organizowano przy okazji pogrzebu ważnego członka społeczności.

Ci wcześni "gladiatorzy" byli niemal świętą ofiarą - więc także ich krew musiała mieć niezwykłe właściwości. Teoria wyjaśnia zarazem, dlaczego niektórzy starożytni obok krwi wymieniali wątrobę. Dla Etrusków był to ważny organ, wykorzystywany między innymi do wróżenia.

Kiedy Celsus opisywał makabryczne lekarstwo, o sakralnym wymiarze dawno już zapomniano. Utrzymał się za to przesąd, iż należy sączyć posokę tych, którzy zginęli od uderzenia miecza. Dlatego gdy gladiatorów zabrakło (ich walki zostały zakazane w III wieku naszej ery), sięgano po prostu po krew "wojowników" lub skazańców, którym ścięto (mieczem) głowę.

Co ciekawe, Moog i Karenberg przywołują także fragment autobiografii Hansa Christiana Andersena, znanego autora bajek dla dzieci, który był świadkiem podobnego leczenia jeszcze w XIX wieku. Jak pisał:

"Widziałem godnego pożałowania biedaka, którego przesądni rodzice zmusili do wypicia kielicha krwi ofiary egzekucji, próbując wyleczyć go z epilepsji".

Andersem nie był odosobniony w swoim spostrzeżeniu. Na zachodzie Europy jeszcze nieco ponad stulecie temu kwitł handel krwią i częściami ciała skazańców. Po to remedium sięgały tysiące pacjentów.

Jak widać, niektóre przesądy potrafią przetrwać nawet dwa milenia. Ale trudno się dziwić, skoro także w historii "naukowej" medycyny nie brakowało bestialskich i nieskutecznych zabiegów...

________________________

Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu WielkaHistoria.pl przeczytasz również na temat epidemii, o której nikt nie mówi. Na wyniszczającą chorobę cierpiało nawet 15% Polaków.

Anna Winkler - doktor nauk społecznych, filozofka i politolożka. Zajmuje się przede wszystkim losami radykalizmu społecznego. Interesuje się historią najnowszą, historią rewolucji i historią miast, a także kobiecymi nurtami historii. Chętnie poznaje dzieje kultur pozaeuropejskich.

Wielka Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama