Sekta Jima Jonesa. Jedna z najbardziej niebezpiecznych w dziejach

Jim Jones na fotografii z 1977 roku /Nancy Wong, lic. CC-BY-SA 4,0 /domena publiczna
Reklama

18 listopada 1978 roku w Gujanie doszło do wydarzenia bez precedensu. Jak zgodnie podkreślają historycy i dziennikarze, nigdy wcześniej tak wielu Amerykanów nie straciło życia w jednym rozmyślnym akcie, poza działaniami zbrojnymi. W kolejnych latach większą skalę śmierci przyniósł tylko atak na World Trade Center.

Jim Jones, przywódca tak zwanej Świątyni Ludu, najpierw skłonił członków swojej sekty, by przenieśli się w dzikie ostępy południowoamerykańskiej dżungli, a następnie - po trwającej całe lata psychomanipulacji - wymógł na nich popełnienie masowego samobójstwa.

Reklama

"Nie tak powinni umierać komuniści"

Na terenie osady nazywanej potocznie Jonestown zginęło 909 osób. 907 z nich zażyło cyjanek, w tym 304 dzieci. Jones - który odebrał sobie życie strzałem w głowę - powiedział przed śmiercią, że czyn jest "samobójstwem rewolucyjnym".

Do członków sekty, który pozwolili sobie na rozpacz, rzucił z kolei, na zachowanym nagraniu: "Przestańcie histeryzować. Nie tak powinni umierać socjaliści i komuniści".

"Gardził metodystami i chrześcijaństwem"

W biogramach Jima Jonesa często podkreśla się, że zaczynał on jako pastor o socjalistycznych przekonaniach, po czym stopniowo zastępował religię ideologią wyzutą z wiary. W rzeczywistości było inaczej.

Jones - urodzony w 1931 roku i wychowany w ubogiej rodzinie w stanie Indiana - już jako dwudziestolatek zaczął przejawiać marksistowskie ciągoty. Na pewno był sympatykiem Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych, być może także formalnym członkiem.

______________________

Zainteresował Cię ten artykuł? Na łamach portalu WielkaHistoria.pl przeczytasz więcej o poglądach Jonesa. Groził wojną atomową, chciał zatruwać studnie i porywać samoloty.

Ostro sprzeciwiał się nierównościom społecznym, a zwłaszcza dyskryminacji Afroamerykanów. Zarazem był człowiekiem nawet nie areligijnym, lecz wprost - antyreligijnym.

"Gardził metodystami i chrześcijaństwem w ogóle, całym tym gadaniem o raju po śmierci, podczas gdy Kościół nie kiwnie ani jednym cholernym palcem, żeby pomóc potrzebującemu" - komentuje Jeff Guinn we właśnie wydanej w Polsce książce "Co się stało w Jonestown? Sekta Jima Jonesa i największe zbiorowe samobójstwo".

Mimo to w roku 1952 Jones oświadczył swojej żonie, Marceline, że... zamierza zostać metodystycznym pastorem. Podjął tę decyzję na wieść o nowych tendencjach w protestanckim odłamie, stopniowo otwierającym się na sprawy społeczne. Wierzył, że jako pastor łatwiej będzie mógł wpływać na ludzi w celu zaprowadzenia socjalizmu.

Mesjasz Karol Marks i prorok Chruszczow

W 1956 roku Jones stworzył własną kongregację - Świątynię Ludu. Nie był traktowany jak lider sekty, ale zwyczajny, choć kontrowersyjny kaznodzieja. Wzywał do integracji rasowej, wyrażał równościowe, postępowe poglądy. Zbierał odznaczenia i był chwalony przez ikony lewicy, takie jak Harvey Milk czy Angela Davies. W jego kościele zdecydowaną większość wyznawców stanowili Afroamerykanie.

Jones sam przyznawał, że w pierwszych latach starał się kamuflować, iż jest komunistą. Już w 1957 lub 1958 roku zdarzyło mu się jednak stwierdzić w kazaniu, że komunizm ma "własną biblię, materializm dialektyczny", "własnego mesjasza Karola Marksa" oraz proroków, takich jak Chruszczow.

To nie był atak, ale litania pochwał. Kaznodzieja dodał jeszcze, że Jezus był pijakiem i obżartuchem. Z czasem coraz częściej wyśmiewał Biblię i zasady wiary chrześcijańskiej.

"Tylko otumanieni głupcy wierzą w Boga w Niebie"

Autor książki "Co się stało w Jonestown?" przytacza przypadek, gdy nawet podczas gościnnego wystąpienia w kościele baptystów Jones stwierdził, że "tylko otumanieni głupcy wierzą w Boga w Niebie" i że "wyłącznie socjalizm może cofnąć zeświecczenie i katastrofę duchową".

Wtedy wyrzucono go za drzwi kościoła. W innych miejscach znajdował jednak posłuch. Zwłaszcza, że od pierwszych lat studiował "Mein Kampf", by doskonalić własną, propagandową retorykę, wcielał się w uzdrowiciela, a gdy wydawało się to przydatne - i tak odwoływał się do Biblii.

"Grał całą gamę, od ogni piekielnych po cierpkie komentarze społeczne" - komentuje Jeff Guinn. Podczas wielogodzinnych kazań starał się zadowolić zarówno bogobojnych staruszków, którzy zgadzali się przepisywać na jego świątynię emerytury i renty, jak i "agnostyków i ateistów, których przyciągnęły socjalistyczne cele wspólnoty".

"Jeśli urodziłeś się w socjalizmie, to jesteś nieskalany"

Z upływem lat coraz mniej się hamował. Mówił, że jest nowym wcieleniem Lenina, że  "lojalni zwolennicy ściągnęli z krzyża naćpanego, żyjącego Jezusa", po czym wywieźli go do Indii, i że to on sam - Jones - jest "wyzwolicielem", podczas gdy Bóg "wyżej sra, niż dupę ma".

W ślad za Marksem powtarzał też, że religia to "opium" dla ludu. I dodawał:

"Jeśli urodziłeś się w kapitalistycznej Ameryce, w rasistowskiej Ameryce, w faszystowskiej Ameryce, to urodziłeś się w grzechu. Ale jeśli urodziłeś się w socjalizmie, to jesteś nieskalany".

"Socjalistyczne królestwo"

Jim Jones twierdził, że do jego kościoła należy 20 000 osób. W rzeczywistości mogło ich być w szczytowym momencie góra kilka tysięcy. W połowie lat 70. XX wieku przywódca sekty już otwarcie przyznawał, że jest ateistą. To wcale jednak nie zrażało jego najbardziej zagorzałych wyznawców.

Po tym, jak władze zwiększyły nacisk na radykalną i oskarżaną o coraz poważniejsze nadużycia organizację, Jones zdecydował, że przeniesie kościół do zaprzyjaźnionego, rzecz jasna socjalistycznego kraju.

Wybór padł na Gujanę. W dżungli miała powstać, jak wyjaśnia autor "Co się stało w Jonestown?", "modelowa wspólnota socjalistyczna". Więcej nawet: "socjalistyczne królestwo". Już wtedy oszalały pastor planował, że wszystkim jej mieszkańcom nakaże odebrać sobie życie. Czy też: "poświęcić się dla socjalizmu".

______________________

Zainteresował Cię ten artykuł? Na łamach portalu WielkaHistoria.pl przeczytasz więcej o poglądach Jonesa. Groził wojną atomową, chciał zatruwać studnie i porywać samoloty.

Kamil Janicki - historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Damy polskiego imperium, Pierwsze damy II Rzeczpospolitej, Epoka milczenia czy Damy złotego wieku. Jego najnowsza pozycja to Damy przeklęte. Kobiety, które pogrzebały Polskę (2019).

Wielka Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy