Rosenberg: Człowiek, który stworzył Hitlera

Alfred Rosenberg (z lewej) i Adolf Hitler podczas puczu monachijskiego z 1923 roku /East News
Reklama

Na pierwszy rzut oka bardziej niż filozofa i geniusza, na jakiego się kreował, przypominał... przedsiębiorcę pogrzebowego. Z ziemistą cerą, podkrążonymi oczami, gładko zaczesanymi włosami oraz zapadniętymi policzkami w najmniejszym stopniu nie wyglądał na "rasowego" Aryjczyka (podobnie zresztą jak Adolf Hitler).

Amerykański reporter Henry C. Wolfe po spotkaniu z Alfredem Rosenbergiem pisał, iż nazistowski ideolog sprawia wrażenie kogoś, kto nie znosi się uśmiechać - lub cierpi na dokuczliwą niestrawność. Z kolei Max Amann, wydawca gazety "Völkischer Beobachter" (której Rosenberg był przez 15 lat redaktorem naczelnym i gdzie publikował swoje pseudointelektualne artykuły), mówił o nim: - Ten tępy, nadęty, niedokształcony głupiec.

Reklama

Mój przyjaciel Führer

Trzeba przyznać, iż Rosenberg dziennikarzem był raczej przeciętnym. Niezgrabnie formułował zdania i często snuł mętne przemyślenia. Nawet jego guru, Hitler, uważał teksty Alfreda za przemądrzałe i niejasne. Jak wspominał: - Sam miałem trudności z ich zrozumieniem. A już z pewnością nie znałem żadnej kobiety, która mogła cokolwiek z tego pojąć!

Równie kiepsko szło Rosenbergowi zarządzanie. Osadzony w Landsbergu przyszły Führer przekazał mu w 1924 roku kierownictwo nad zdelegalizowaną po puczu monachijskim partią. Wbrew pozorom nie był to jednak awans. Pryncypał wybrał go na tymczasowego przywódcę NSDAP z uwagi na niebudzącą żadnych zastrzeżeń lojalność oraz całkowity brak ambicji. I faktycznie - jako człowiek o słabym charakterze, ślepo zapatrzony w swego idola, nie stanowił żadnej konkurencji.

Zresztą niedługo cieszył się nową pozycją. Już po roku Hitler został wypuszczony z więzienia i zajął należne sobie miejsce. Co ciekawe, na początku znajomości panowie nie zapałali do siebie miłością. Wręcz przeciwnie...

Kiedy spotkali się pod koniec 1919 roku, ich rozmowa o starożytnym Rzymie, komunizmie i niewesołej sytuacji Niemiec dla obu stron okazała się rozczarowująca. Rosenberg relacjonował później: "Skłamałbym, gdybym stwierdził, że [Hitler] wywarł na mnie wielkie wrażenie i że od razu stałem się jego zaślepionym wielbicielem".

Przeciwnie, początkowo nie miał on najlepszego mniemania na temat intelektu człowieka, który z czasem został wodzem III Rzeszy. Wszystko zmieniło się dopiero, gdy zobaczył go "w akcji" w trakcie przemówienia. "Klamka zapadła i już po tym pierwszym kwadransie stałem po stronie Adolfa Hitlera" - pisał.

Führer natomiast Rosenberga nigdy nie polubił (choć niewątpliwie go cenił). Jak zatem doszło do tego, iż mierny publicysta propagandowej gazety awansował na naczelnego ideologa narodowego socjalizmu?

Ewangelia NSDAP

Pochodzący z Estonii (wówczas pod panowaniem rosyjskim) Alfred Rosenberg już w młodości przejawiał "filozoficzne" zacięcie. A przynajmniej tak mówili o nim złośliwi. Osierocony jako dziecko, wychowywany przez ciotki chłopiec spędzał długie godziny z nosem utkwionym w germańskich sagach. Później - choć z wykształcenia był inżynierem, a na temat pracy dyplomowej wybrał projekt... krematorium - zamienił je na grube tomiszcza uczonych z XVIII i XIX stulecia, w których z zapałem godnym lepszej sprawy wynajdywał potencjalne argumenty, mające później posłużyć nazistowskim radykałom do uzasadnienia ich zbrodni.

David Kinney i Robert K. Wittman w książce Dziennik diabła piszą: "Nie był wizjonerem ani myślicielem. Czerpał to i owo z dzieł dawnych pisarzy i filozofów i przykrawałich idee do potrzeb swoich słuchaczy i czytelników".

***Zobacz także***

Podczas tych "studiów" natrafił m.in. na Zasady XIX wieku Houstona Stewarta Chamberlaina, których autor dowodził, że Żydzi to zdegenerowana, obca nacja,
a doskonalsze biologicznie ludy germańskie powinny rządzić światem. Potem w swojej gazecie Rosenberg wysławiał rasistowską publikację jako "ewangelię ruchu nazistowskiego".

Sam swoje pierwsze teksty poświęcał jednak zdecydowanie bardziej przyziemnym kwestiom. W wydanej w 1920 roku rozprawie Tropienie Żyda przez stulecia rozwodził się nad "żydowskim oszukaństwem" w handlu oraz brakiem wrodzonej moralności wśród tych "przeciwników ludzkości". Rok później w Zbrodni masonerii pisał natomiast, iż "naród żydowski został wybrany jako zaraza wszystkich innych nacji przez Szatana". Przyłożył też rękę do rozpowszechnienia fałszywych Protokołów mędrców Syjonu.

Były to rzekome zapiski z tajnej narady żydowskich przywódców chcących przejąć władzę nad światem. Choć mało oryginalne i nieco bełkotliwe, zaciekłe antysemickie polemiki Rosenberga trafiły Adolfowi do serca. Były członek NSDAP Otto Strasser, który w latach 30. opuścił partię i uciekł z Niemiec, twierdził, że już w 1923 roku Rosenberg był mózgiem Hitlera.

- To jedyny człowiek, którego zawsze pilnie słucham - miał powtarzać późniejszy wódz III Rzeszy.

Powierzył nawet swojemu "nadwornemu filozofowi" opracowanie pisemnych komentarzy z objaśnieniem oficjalnego 25-punktowego programu nazistów. Wpływ Rosenberga można było też zaobserwować w przemówieniach przyszłego kanclerza. W połowie lat 20. pojawił się w nich nowy motyw: zaczął przestrzegać Niemców przed bolszewizmem, który Żydzi podobno narzucili w Związku Sowieckim i teraz planują zaprowadzić na Zachodzie.

Tymczasem Hitler sam przyznawał, że przed spotkaniem z Rosenbergiem na temat wydarzeń na wschodzie kontynentu właściwie nic nie wiedział. Za to jego rosyjskojęzyczny poplecznik w 1917 roku był w Moskwie świadkiem komunistycznej rewolty, szybko więc pomógł mu nadrobić zaległości w tym względzie.

Arcykapłan "rasy panów"

"Filozof" wykładał też przyszłemu wodzowi III Rzeszy skomplikowaną teorię "drabiny ras", wojny krwi oraz nad i podludzi. Rasistowskie poglądy podsumował w swoim "dziele życia" - Micie XX wieku. Wydana w 1930 roku książka, która już niebawem miała stać się lekturą obowiązkową każdego pilnego nazisty, początkowo nie spotkała się ze zbyt przychylnym odbiorem. Krytykowano ją za "pseudonaukowy żargon, niesłychanie zawiły i bardzo trudno zrozumiały".

Wraz z przejęciem władzy przez Hitlera popularność Mitu zaczęła rosnąć. W 1933 roku sprzedały się 73 tysiące egzemplarzy, ale w latach 40. publikacja przekroczyła łącznie "magiczny" milion kupionych kopii. O czym dokładnie pisał Rosenberg? Jego rozprawa, stylizowana na dobrze udokumentowane studium historyczne, pełna była mętnych zdań na temat "ducha ras" oraz odwiecznej wojny między ludami aryjskimi i semickimi. Autor rozwodził się w niej nad pochodzeniem Niemców. Usiłował m.in. dowieść, iż cywilizację germańską stworzyli... blondwłosi, niebieskoocy mieszkańcy legendarnej Atlantydy, która w pradawnych czasach miała znajdować się w okolicach Arktyki (było tam wtedy rzekomo znacznie cieplej, bo biegun północny był ulokowany gdzieś indziej).

Zajadle atakował też Kościół katolicki za prowadzenie wyniszczającej walki z Niemcami oraz wspieranie ateistycznego marksizmu, a papieża i kardynałów określił "mieszanką kapłaństwa etrusko-syryjsko-północnoazjatyckiego i Żydów" (nic dziwnego, że publikacja trafiła do watykańskiego Indeksu ksiąg zakazanych). Oberwało się również luteranom, których Rosenberg nazwał "czcicielami żydostwa". Najważniejszą konkluzją było jednak to, że Niemcy mogą stać się na powrót potężne tylko za sprawą przywrócenia czystości rasowej.

Co ciekawe, prominentni członkowie NSDAP nieszczególnie uważnie oddawali się lekturze Mitu. Joseph Goebbels określił rozprawę mianem "ideologicznej czkawki", a Hermann Göring za plecami Rosenberga powiedział, iż już pierwszy rozdział książki go... uśpił. Sam Hitler nie ukrywał, że przejrzał ją tylko pobieżnie. Nie podobał mu się nawet tytuł, bo - jak mówił - naziści nie rozpowszechniają mitów, lecz propagują nową wiedzę.


Nie zmienia to faktu, iż zawarte w niej twierdzenia w ciągu następnych 15 lat na dobre przeniknęły do zbrodniczej doktryny III Rzeszy, a kanclerz bezkrytycznie przyjmował kolejne rewelacje swojego "nadwornego filozofa". Oczywiście Führer nigdy nie przyznałby się do tego, iż w rzeczywistości był marionetką w rękach Rosenberga, ale bez niego z pewnością nie wpadłby na połączenie światowego spisku Żydów z komunizmem oraz inne rasistowskie pomysły.

Trudno się zatem dziwić, że główny oskarżyciel ze strony USA w procesie norymberskim, prokurator Robert Jackson, nazwał Alfreda Rosenberga "intelektualnym arcykapłanem rasy panów".

***Zobacz także***

Po siódme: nie kradnij?

Równolegle z karierą pisarza i redaktora propagandowej tuby nazistów "Völkischer Beobachter" Rosenberg rozwijał skrzydła w polityce. W 1930 roku został posłem w Reichstagu (naturalnie z ramienia NSDAP), a trzy lata później Hitler mianował go szefem wydziału zagranicznego partii oraz swoim zastępcą w kwestiach ideologicznych. Odtąd domorosły filozof miał się trudnić praniem mózgów członków ugrupowania.

Swoje prawdziwe powołanie odkrył jednak dopiero po wybuchu wojny. Zajął się wtedy... grabieżą dzieł sztuki na masową skalę. Wszystko to pod przykrywką działań w ramach Narodowosocjalistycznego Centrum Badań Ideologicznych i Oświatowych. Utworzony przez niego Sonderstab Musik gromadził unikatowe instrumenty oraz partytury, a Einsatzstab Rosenberg rabował obrazy i inne zabytki muzealne.

Głośnym echem odbiła się też osławiona Aktion M, czyli operacja meblowa, którą Rosenberg zorganizował w grudniu 1941 roku. Jego ludzie wynieśli wówczas meble z niemal 70 tysięcy żydowskich domów!

Przepis na zagładę

- Rosenberg, teraz nadeszła pańska wielka godzina - oznajmił Führer w lipcu 1941 roku, desygnując go na stanowisko Ministra Rzeszy ds. Okupowanych Terytoriów Wschodnich. Dla ambitnego "myśliciela" było to jak spełnienie marzeń - wreszcie mógł zastosować swoje rasistowskie teorie w praktyce. W dzienniku, który prowadził od maja 1934 roku, zanotował wtedy: "Dwadzieścia lat antybolszewickiej pracy ma doczekać się rezultatu politycznego, ba, wpłynąć na dzieje świata".


Cóż, nie można odmówić mu racji. Jego obłąkańcze elaboraty stanowiły ważne źródło nazistowskich zbrodni. Rosenberg wzywał wszak do "oczyszczającej, biologicznej rewolucji światowej" i dołożył wszelkich starań, by wzięło w niej udział jego ministerstwo. W inauguracyjnej mowie stwierdził: - Na wschodzie nadal żyje około sześciu milionów Żydów, a problem ten można rozwiązać wyłącznie poprzez biologiczne unicestwienie całego żydostwa w Europie. I dodał: - Los powierzył nam taką misję.

Gorliwie realizował ludobójczą politykę względem radzieckich Żydów (opierał się za to przed eksterminacją Słowian, gdyż uważał ich za Aryjczyków, choć "niższej jakości" niż Niemcy). Z dużym zaangażowaniem plądrował okupowane tereny, wcielając w życie ideę Lebensraumu i nadzorował deportacje robotników przymusowych do III Rzeszy. Podsuwał też Hitlerowi nowe pomysły - a to na podbój Europy Wschodniej, innym razem na likwidację inteligencji na podbitych obszarach czy włączenie do Niemiec państw bałtyckich.

"Wielka idea wypaczona przez małych ludzi"

Gdy wojna dobiegła końca, Rosenberg musiał zapłacić za swoje czyny. Schwytany przez aliantów, stanął przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Oskarżono go o popełnienie zbrodni wojennych i przeciw ludzkości oraz pokojowi.

Prokurator Jackson zarzucał Rosenbergowi, iż to on "sformułował doktrynę nienawiści, która stanowiła bodziec do unicestwienia żydostwa, i sam wprowadził swoje niecne teorie w czyn na okupowanych obszarach wschodnich. Jego mętna filozofia dodała nudę do długiej listy nazistowskich przestępstw". Tymczasem oskarżony do samego końca szedł w zaparte, zaprzeczając, jakoby współuczestniczył w mordowaniu ludzi: - Wiem, że sumienie mam całkowicie wolne od takiej winy.

Również po ogłoszeniu wyroku nie wyraził skruchy. Z ostatnich zapisków w jego dzienniku wynika, iż nawet w celi śmierci wierzył w słuszność hitlerowskiej sprawy oraz geniusz Führera. Uważał, że narodowy socjalizm to "wielka idea wypaczona przez małych ludzi". Żałował też swego wodza, który "padł ofiarą losu i który wielbił Niemcy tak gorąco, jak my wszyscy".


Alfred Rosenberg zawisł na szubienicy 16 października 1946 roku. Paradoksalnie, ten najbardziej płodny spośród autorów nazistowskich rozpraw ideologicznych jako jedyny ze skazańców przed egzekucją nie miał już nic do powiedzenia...

Maria Rojewska

***Zobacz także***

Świat Wiedzy Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy