PZL W3 Sokół: Windą do nieba

Kasprowy Wierch: Śmigłowiec Sokół z TOPR podczas przelotu nad Tatrami /Fot. Michał Adamowski/Reporter /East News
Reklama

W drugiej połowie lat 70. w polskich zakładach lotniczych WSK PZL Świdnik opracowano nowy wielozadaniowy śmigłowiec - w3 sokół. Była to kolejna udana maszyna tej fabryki, tym razem jeszcze bardziej rozwojowa, przydatna szczególnie w ratownictwie. Sokół związany jest także z czarną kartą w historii ratownictwa. 25 lat temu doszło do katastrofy w Dolinie Olczyskiej, podczas której zginęła cała załoga, znajdująca się na pokładzie śmigłowca.

Sokół miał być z założenia śmigłowcem, który wypełni lukę między mi-2 a cięższym mi-8, a w praktyce zastąpi na wielu polach starzejące się "czajniki" i mocno już wtedy archaiczne tłokowe mi-4. Został zaprojektowany przez inżynierów ze Świdnika, przy wsparciu radzieckich konstruktorów - w końcu głównym odbiorcą miał być właśnie ZSRR i jego kraje satelickie. Wyposażono go w dwa silniki, każdy o mocy 662 kW, które rozpędzają go do prędkości 260 km/h. A na pokład może zabrać 12 ludzi albo 2000 kg ładunku. Produkcja seryjna rozpoczęła się w 1985 roku i do tej pory wyprodukowano blisko 150 egzemplarzy dla klientów z całego świata.

Reklama

Cała rodzina w3 zdobyła szereg odbiorców, zarówno wojskowych, jak i cywilnych. Śmigłowiec o dużych możliwościach transportowych i operacyjnych idealnie nadawał się do wielu zadań, będąc lepszym od poprzedników na wielu polach. Pierwszym klientem wojskowym była polska marynarka wojenna, która otrzymała dwa sokoły w wersji transportowej w3t w 1989 roku.

W tym czasie marynarze operowali głównie na śmigłowcach mi-2, również w wersji RM, czyli ratownictwa morskiego! Było to zdecydowanie niedostateczne rozwiązanie i kiedy pojawił się sokół szybko stał się on platformą do opracowania morskiej wersji - anakondy. Z kolei na lądzie wojskowe sokoły trafiły na wyposażenie nowo powstałej formacji - kawalerii powietrznej, a obecnie służą też do przewozu VIP-ów, czy działań ratownictwa lotniczego - SAR, oraz ewakuacji medycznej. Trafiły też na wyposażenie innych armii, m.in. Czech, Birmy, Algierii i  Filipin.

Sokół ratownik

Zalety sokoła dość szybko dostrzegły załogi lotnictwa sanitarnego, szczególnie że mi-2 stał się konstrukcją przestarzałą, a w górach z szeregiem ograniczeń eksploatacyjnych. Pierwszym egzemplarzem, który trafił do lotnictwa sanitarnego był sokół w wersji reanimacyjnej zamówiony przez klinikę kardiochirurgii w Zabrzu, potocznie nazywany "Religa". Tak naprawdę powstał tylko jeden taki egzemplarz wzorcowy i bardziej pokazowy. Powód był prosty - brak funduszy w wojewódzkich kolumnach transportu sanitarnego na zakup takiego śmigłowca. Ale pod koniec lat 80. sokół trafił pod Tatry najpierw na testy, później już na stałe. Jak wspomina pilot lotnictwa sanitarnego Andrzej Brzeziński - w3 to śmigłowiec bardzo dobry.

- Sokół to najlepszy śmigłowiec, jakim miałem okazję latać, a właściwie przyjemność. W porównaniu z mi-2 to tak jakby porównać fiata 125p z mercedesem, zdecydowanie kilka klas wyżej! Jego możliwości i zastosowanie w ratownictwie były ogromne. Szczególnie w Tatrach nie było stresu, mógł podjąć akcję nawet przy silniejszym wietrze, do dyspozycji winda albo mocna długa lina dla technik alpinistycznych. Lataliśmy nim praktycznie w każdych warunkach w dzień i nocy, potrafił bez problemu zrobić trasę Kraków - Białystok - Katowice - Rabka, po serce. W 1997 roku cały tydzień latałem nim w Raciborzu podczas powodzi stulecia. Woziłem sokołem wodę i prowiant w odcięte rejony, ewakuowałem też dzieci uwięzione na dachach. Sokół zapewniał fajne, pewne i spokojne latanie.

Sokół sprawdził się też jako śmigłowiec pożarniczy, szczególnie przy gaszeniu wielkich pożarów lasów. Jego zalety docenili strażacy z Hiszpanii, Włoch, Korei Południowej czy Chile. Choć polscy strażacy używali sokołów głównie do szkoleń, na początku lat 90. pojawił się egzemplarz w barwach straży. Był na stanie 103 Pułku Lotniczego MSW w Warszawie do dyspozycji warszawskiej grupy ratownictwa wysokościowego. W3 trafił też do kilku formacji policyjnych. Oprócz polskiej policji i straży granicznej był używany przez policjantów z Niemiec czy Ugandy.

"Rozleciał się helikopter!"

W tym roku mięło 25 lat od najtragiczniejszej katastrofy w historii lotnictwa sanitarnego. 11 sierpnia 1994 roku w Dolinie Olczyskiej w Tatrach rozbił się Sokół Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Zakopanem. Został zakupiony w 1993 roku dzięki środkom przekazanym przez kancelarię ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy, a nazwany "Pinio". Nosił znaki rejestracyjne SP-SXT, a jego obsługą zajmowały się załogi Zespołu Lotnictwa Sanitarnego w Krakowie.

W katastrofie zginęli piloci ZLS Kraków: Bogusław Arendarczyk i Janusz Rybicki, oraz ratownicy TOPR: Janusz Kubica i Stanisław Mateja Torbiarz. Moment ten został zarejestrowany przez turystę amatorską kamerą, co pomogło wyjaśnić przebieg zdarzeń. Ale do dzisiaj okoliczności katastrofy budzą kontrowersje czy łopata wirnika głównego zaczęła rozpadać się na długo przed wypadkiem, czy też był to efekt nieszczęśliwego zdarzenia.

"Pinio" był pierwszym egzemplarzem dostarczonym do Zakopanego, używanym w ratownictwie górskim. Wcześniej ratownicy testowali lub wykorzystywali do szkoleń inne sokoły. Były to wersje transportowe, ale pojawił się też sokół przeznaczony do testowania... uzbrojenia. To na nim wspólnie z pilotem fabrycznym szkolili się piloci ZLS-u. Kolejnym etatowym ratownikiem był egzemplarz noszący znaki SP-SXZ, uszkodzony w wyniku awaryjnego lądowania na początku 2003 roku, a obecnie TOPR używa maszyny odbudowanej po tym zdarzeniu o znakach SP-SXW.

Muzealny sokół

W zbiorach Muzeum Ratownictwa znajduje się kadłub sokoła w wersji w3a (nr ser. 370507) o znakach rej. SP-SXZ przekazany przez Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe w Zakopanem. Został uszkodzony podczas awaryjnego lądowania 29 stycznia 2003 roku w Murzasichlu.

O autorze

Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Artykułem o historii reanimacyjnej Nysy rozpoczął serię swoich tekstów, które co tydzień pojawiają się w serwisie Menway.interia.pl.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama