​Polscy piraci: korsarze znad Wisły postrachem Karaibów

/domena publiczna
Reklama

Nie tak dawno zelektryzowała nas wieść o tym, ze piraci porwali kilku Polaków u wybrzeży Nigerii. Codziennie morscy bandyci terroryzują wody w pobliżu Afryki robiąc się coraz zuchwalsi. Każdy wie, że to spadkobiercy niegdysiejszych korsarzy pływających pod czarną banderą. Mało kto słyszał jednak, że kilku sławnych piratów siejących postrach na morzach pochodziło z Polski.

Do pojawienia się Polaków na pirackich okrętach znacząco przyczynił się Napoleon Bonaparte. Kiedy na Saint-Domingue, francuskiej kolonii na Karaibach, wybuchło powstanie, wysłano tam 30 tys. żołnierzy armii napoleońskiej. W tym aż 5,5 tys. Polaków z Legionów Henryka Dąbrowskiego. Po stłumieniu rebelii szukali jakiegoś zajęcia. Część z nich znalazła je pod flagą z czaszką i dwoma piszczelami.

Sinior Isidoro - Bohater Persów

Latynosi nazywali go "Sinior Isidoro", Persowie "ایزیدر بروسکی" (czyt. Ayzdr Brvsky). Historia Izydora Borowskiego spokojnie wystarczyłaby na scenariusz filmu. Niezwykłe przygody Polaka zaczęły się, gdy po klęsce powstania kościuszkowskiego i tułaczce w Indiach oraz Południowej Afryce wziął udział razem z Legionami Polskimi w interwencji napoleońskiej na Karaibach. Zwątpił jednak w sens operacji i rację francuskiej strony, więc zdezerterował.

Reklama

Dołączył do Bractwa Wybrzeża. Była to organizacja, której członkami byli korsarze łupiący hiszpańskie statki przy cichym wsparciu Francuzów. Po kilku latach wstąpił w szeregi oddziałów Francisco de Mirandy - dowódcy w armii wyzwoleńczej Ameryki Południowej.

W 1810 usłyszał o nim sam sławny Simon Bolivar i uczynił z Borowskiego swego asystenta i generała. Polak odpłacił mu się z nawiązką przyczyniając się do zwycięstw armii Bolivara w Ameryce Południowej. Po utworzeniu Kolumbii mieszkał przez chwilę w Bogocie, jednak musiał opuścić kraj.

Przedostał się do Egiptu, skąd do służby przyjął go książę perski. W armii perskiej Polak również pokazał swój wojskowy talent. Zyskał nawet tytuł emira, a później wezyra perskiego. Pomógł władcom irańskim w usprawnieniu wojska, czym zyskał sobie sławę i po dziś dzień jest traktowany w Persji jak bohater narodowy.

Major Kazimierz - Szlachetny kobieciarz

Ze swojej pirackiej działalności zasłynął również późniejszy oficer Wojska Polskiego, Kazimierz Lux. Jako nastolatek przekradł się do Legionów Dąbrowskiego, z którymi został wysłany do stłumienia buntu w egzotycznej kolonii. Walki dobiegły końca, ale jego kariera dopiero się zaczęła.

Kazimierz Lux już na początku swojej korsarskiej przygody został schwytany i uwięziony przez Anglików, których znienawidził. Po wyjściu na wolność objął dowództwo nad statkiem "Mosquito". Łupił każdą angielską łódź, którą napotkał. Próbowano go schwytać, ale uciekł w brawurowy sposób przed blokującym go w porcie Veracruz okrętem.

Raz udało mu się nawet dokonać abordażu, dzięki któremu zdobył amerykański statek przewożący broń dla powstańców z Haiti. Lux spuścił załogę zdobytej łajby razem z jej kapitanem w szalupach, a sam okręt sprzedał w Hawanie za 20 tys. Franków.

Zawarł umowę z Francuzami, według której odprowadzał 10 proc. zrabowanego majątku na rzecz francuskich żołnierzy znajdujących się w niewoli. Z własnej woli przekazywał także duże sumy na pomoc polskim legionistom.

Zyskał opinię kobieciarza. Był ponoć takim koneserem piękna mieszkanek Karaibów, iż stworzył klasyfikację. Wyróżnił według niej 8 kategorii czarnoskórych kobiet.

Wrócił do Europy, kiedy tylko dowiedział się, że Napoleon wkroczył do Polski. Służył potem w szeregach Wojsk Królestwa Kongresowego jako oficer w stopniu majora.

Generał Blumer - Irlandzki siłacz

Rodzina Ignacego Blumera pochodziła z Irlandii (nazywali się wcześniej O’Bloomer). Sam Ignacy po walkach na ziemiach polskich trafił do Legionów i został wysłany na San Domingo. Już podczas walk z powstańcami haitańskimi wsławił się udaną akcją ewakuacyjną. Uratował 112 swoich towarzyszy atakowanych przez 5 tys. przeciwników.

Blumer miał prawie 2 metry wzrostu i był potężnej budowy. To zapewne pomogło mu przetrwać epidemię żółtej febry, która strawiła większość jego oddziału. Zaciągnął się na francuski statek płynący do Europy, który został jednak zatrzymany przez Anglików.

Francuzów wzięto do niewoli, Polaków zostawiono w spokoju. Blumer przejął więc rolę dowódcy jednostki i rozpoczął pirackie życie. Pewnego dnia uciekając przed Anglikami trafił do Indian mieszkających na Florydzie. Jego załoga rozważała założenie kolonii, której miał zostać królem. Blumer nie zgodził się i wrócił na morze.

Zawinął z powrotem do Polski, aby walczyć u boku armii napoleońskiej. Zginął dopiero w powstaniu listopadowym.


"Yousyu" - ostatni polski pirat

Nieco później, bo w połowie XIX wieku działał ostatni polski pirat - Józef Olszewski. Szukając zarobku zaciągnął się na holenderski statek "Najade", na którym dopłynął aż do Hawany. Spóźnił się na rejs powrotny, więc został na Karaibach i po jakimś czasie został piratem.

Łupił łodzie na okolicznych wodach wraz z poznaną czarnoskórą załogą. Jednak jego jednostka została przejęta przez handlarzy niewolników ze statku "Salamandra". Kompani Olszewskiego dostali się do niewoli, a on dołączył do "Salamandry". Zajął się przemytem żywego towaru. Otrzymał przydomek "Yousyu" od polskiego "Józiu"

Biznes szedł nieźle przez długi czas, pomimo że już wtedy przemyt niewolników był zakazany. W końcu łódź została zatopiona przez Anglików. Z życiem uszli tylko kapitan jednostki i Olszewski. Kapitan ów zapisał Polakowi ogromny spadek, dzięki czemu Olszewski osiadł w Stanach i żył na niezłym poziomie, ale... zamordował po kilku miesiącach Klotyldę MacGregor. Kobieta zawiniła tym, że nie chciała ulec jego amorom. Musiał uciekać ze Stanów.

Zbiegł na południe, zebrał ekipę wyjętych spod prawa zbirów i powrócił do korsarskiego fachu. Zginął prawdopodobnie na morzu. "Yousyu" nie ufał bankom, a swoje zdobycze wolał trzymać w domu. Po śmierci zostawił ponoć gdzieś w okolicy Veracruz ogromny skarb. 

Pierwszy o tej historii napisał po koniec XIX w. warszawski tygodnik "Wędrowiec". Redakcja miała dostać informacje o ukrytej w Meksyku fortunie w liście od jego siostrzeńca. Niewinny artykuł przerodził się w legendę. Do dziś nie ma informacji o tym, czy ktoś kiedykolwiek odnalazł skarb Józia.

/rk


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy