Pierwsza walka polskiego mistrza boksu w obozie Auschwitz

Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski stał się bohaterem książek i filmów /R. Pałka /materiały prasowe
Reklama

Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski znalazł się wśród pierwszych polskich więźniów, którzy w czerwcu 1940 roku trafili do Auschwitz. Przed wojną trenował boks, dlatego gdy na początku marca 1941 roku Niemcy zaproponowali mu walkę z sadystycznym kapo Walterem Dunningiem od razu się zgodził. Mimo że był dobre 30 kilogramów lżejszy od przeciwnika pokazał na co go było stać. Tak zaczęła się kariera obozowego mistrza wszechwag.

Prowizoryczny ring znajdował się w rogu obozowej kuchni. Gdy Teddy znalazł się w środku, zobaczył wbite w siebie oczy kilkunastu kapo. Byli wśród nich najwięksi bandyci ze starszym obozu Bruno Brodniewitschem na czele, który, jak się okazało, miał być sędzią w walce. Idąc przez szpaler ludzi, z których każdy nie raz dołożył mu pałką, pięścią lub kopniakiem, Pietrzykowski widział na twarzach wielu z nich drwiące uśmieszki pomieszane jednak z czymś w rodzaju podziwu.

Twardziej albo kompletny szaleniec

"A więc znalazł się jeszcze niski numer, który nie ma dość?". Inni pukali się w głowę, pytając, czy nie zwariował i czy aby na pewno chce walczyć. Polak potwierdził. W bandyckiej hierarchii kapo Teddy, niedoszły artysta z Warszawy, mógł mieć tylko dwie opinie - twardziela lub kompletnego szaleńca. Niezależnie jednak od tego, kto jak o nim myślał, w kuchni nie było nikogo, kto by postawił na niego w walce przeciwko Dunningowi.

Reklama

Niemiec stał pośrodku ringu z obnażonym torsem, spocony i rozgrzany, z roboczymi rękawicami na dłoniach. Takie same dostał Teddy. Był boso, drewniane obozowe chodaki zostawił przed wejściem na ring. Gdy znalazł się na nim, zauważył, że za plecami kapo zaczynają zbierać się pracujący w kuchni polscy więźniowie. Było ich coraz więcej. Patrzyli na niego w milczeniu, jakby nie wierząc w to, co dzieje się przed ich oczami.

Lagerältester Brodniewitsch wszedł pomiędzy zawodników.

- Ring frei! Kampf! - zawołał.

Teddy podszedł do Dunninga i zgodnie ze sportowymi zasadami, których uczono go w warszawskim klubie, wyciągnął do niego ręce. Zdziwiony kapo odpowiedział tym samym gestem. Przyjęli bokserską postawę. W tym momencie w głowie Tadeusza jak film wyświetliła się jego walka na ringu oraz sylwetka trenera, "Papy" Stamma.

"Pamiętaj, czego cię uczyłem" - mówił Stamm. "Nie ma rzeczy niemożliwych. Trzeba zawsze walczyć do końca. Możesz wygrać, jeśli tylko uwierzysz w zwycięstwo".


Niemcowi aż odskoczyła głowa

Obraz zniknął, a przed Teddym pojawił się Dunning z opuszczonymi rękami. Wyraźnie go lekceważył. Teddy uderzył lewym prostym, lekko i jakby nieśmiało, trafiając w korpus. Kapo nawet nie drgnął, ale po chwili dosięgły go dwa kolejne ciosy, już mocniejsze. Podniósł gardę i zaczął się bronić, jednak ciosy padały co chwila z szybkością, której się nie spodziewał. Dunning oganiał się od polskiego więźnia jak od muchy, atakował, ale wyraźnie tracił koncentrację. Na to właśnie liczył Teddy.

W pewnym momencie jego prawa kontra trafiła czysto w szczękę Niemca. Dunningowi aż odskoczyła głowa. Gdyby nie to, że więzień ważył ze 30 kilogramów mniej niż on, pewnie by upadł. Zdziwiony stanął, Teddy odskoczył na dystans. W jego głowie kłębiły się myśli: "co teraz?". Czy Dunning będzie walczył dalej, czy obrzuci go wyzwiskami, a wtedy jego koledzy rzucą się na Polaka i zakatują go na śmierć?

Pietrzykowski spojrzał ponad głowami Niemców. Polscy więźniowie stali w milczeniu. Byli w szoku, po raz pierwszy w Auschwitz ktoś ośmielił się uderzyć niemieckiego kapo i nic się nie stało. Oni też czekali w napięciu na rozwój wydarzeń.

Dunning otrząsnął się i ruszył do przodu. Teddy zrobił unik w lewo i przepuścił go obok siebie, podnosząc gardę. Kiedy Niemiec znów zaatakował, odpowiedział silnym prawym sierpowym, który jednak nie powstrzymał przeciwnika. Kapo odpowiedział potężnym ciosem - Teddy odchylił się do tyłu: pięść Dunninga minęła jego twarz o centymetry. Na kolejny cios odpowiedział podobnym unikiem, trzeci zbił i zblokował. Niemiec nie trafił go ani razu.

"Bij go! Bij Niemca!"

W przerwie Teddy zauważył, że kapo zaczynają przyglądać mu się z wyraźnym zaciekawieniem. Takiego widowiska najwyraźniej się nie spodziewali. Za to polscy więźniowie za ich plecami zaczynali szaleć.

- Bij Niemca! - krzyknął któryś z nich. Inni natychmiast podjęli hasło. Teddy ze złością spojrzał w ich stronę i podniósł rękę, dając sygnał, żeby się uciszyli. Wiedział, że niektórzy kapo znają polski i za chwilę mogą rzucić się z pałkami na haflingów, żeby brutalnie przywołać ich do porządku. Nie chciał takiego końca walki. Po pierwszej rundzie uwierzył, że mimo wielkiej wagowej przewagi przeciwnika jest w stanie dotrwać do końca.

Polacy niechętnie ucichli. Rozpoczęła się druga runda, w której Dunning energicznie ruszył do ataku. Teddy robił uniki, zwroty, kontry, wszystko, czego nauczył go "Papa" Stamm. W pewnym momencie zauważył lukę w gardzie Niemca i w ułamku sekundy wpakował w nią lewy sierpowy. Trafił w nos, po twarzy kapo pociekła krew.

Teddy stanął, wstrzymując kolejny cios. Dunning zrobił to samo. Stali tak naprzeciwko siebie przez dłuższą chwilę, w bokserskiej postawie, mierząc się wzrokiem, ale żaden nie ruszył do ataku. Przez nagłą ciszę przedarł się w pewnym momencie krzyk jednego z polskich więźniów: "Bij go! Bij Niemca!". Tego już było za wiele, Dunning, Brodniewitsch i inni kapo rzucili się na hafilingów, bijąc ich i kopiąc. Po chwili jednak Dunning podszedł do Polaka i uśmiechnął się.

"Trzeba będzie częściej organizować takie walki"

- Dobrze, młody! Widzę, że jesteś prawdziwym bokserem. Starczy na dziś. Wreszcie spotkałem godnego przeciwnika. Chodź za mną! - powiedział.

Teddy zdjął rękawice. Wyszli na zewnątrz i ruszyli do stojącego obok budynku kuchni bloku numer 24. Polscy więźniowie odprowadzali Pietrzykowskiego wzrokiem, nie wiedząc, co się wydarzy.

W środku byli już inni kapo. Dunning wziął bochenek chleba oraz kostkę margaryny i wręczył je Polakowi.

- Dobry jesteś! Trzeba będzie częściej organizować takie walki, tylko musisz nabrać trochę ciała - pochwalił swojego przeciwnika.

- Gdzie chcesz pracować? - odezwał się jeden z kapo. To był Otto Küssel, obozowy numer 2. Kryminalista, ale nie bandyta. Urodził się w Berlinie i był złodziejem samochodów, za co został zesłany do Sachsenhausen a potem do Auschwitz.

Inteligentny i energiczny 32-latek objął tu funkcję arbeitsdienst, odpowiedzialnego za przydzielanie więźniom pracy.

- Chcę pracować jako Tierpfieger, opiekun zwierząt - odpowiedział bez namysłu Teddy. Z opowieści kolegów wiedział, że praca w oborze lub stajni oznacza stały dostęp do pożywienia. Nawet jeśli miałoby to być tylko mleko i otręby, byłby uratowany.

- Dobra, jutro zgłoś się do komanda Tierpfiegerów - odpowiedział Küssel.

Gdy wyszedł z bloku 24, zobaczył grupę więźniów. Patrzyli na niego z niedowierzaniem i podziwem. Kolegów, z którymi wygrzewał się na kupie cegieł już nie było, więc Teddy z bochenkiem chleba pod pachą i kostką margaryny w dłoni biegiem ruszył do bloku numer 2 po przeciwnej stronie obozu.


____________________________________________

Przeczytaj również na łamach portalu WielkaHistoria.pl o jednej z najokrutniejszych kar jakie stosowali Niemcy w Auschwitz-Birkenau. "Była to męczarnia nie do opisania".

Andrzej Fedorowicz - dziennikarz-freelancer. Pasjonat historii techniki, wyjątkowych biografii i podróży. Publikował w czasopismach takich jak m.in. "Super Express", "Focus", "Polityka", "Newsweek Historia", "Uważam Rze Historia", "Wsieci Historii". Autor oraz współautor kilkunastu książek. Zmarł w grudniu 2020 roku.

Wielka Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy