Pięć dni, które wstrząsnęły światem: Heinrich Himmler

Heinrich Himmler pocił się, trząsł się cały pod wpływem ledwie skrywanych emocji, i z trudem powstrzymywał łzy. Wiadomości podane przez Agencję Reutera o jego zdradzie, czyli próbie porozumienia się z aliantami, poważnie nim wstrząsnęły. Wiedział, że mogło to mieć dla niego katastrofalne skutki, jeżeli Hitler jeszcze żył i dowiedział się o tym...

Prezentujemy drugi fragment książki "Pięć dni, które wstrząsnęły światem", której autorem jest Nicholas Best.

Tymczasem w Niemczech Heinrich Himmler miał się zapoznać z wróżbą dotyczącą jego przyszłości. Zjawił się tuż po północy w słabo oświetlonych koszarach policyjnych w Lubece na zaplanowane spotkanie w SS-Brigadeführerem Schellenbergiem i astrologiem Wilhelmem Wulffem.

Obydwaj zerwali się na równe nogi, kiedy drzwi otwarły się raptownie i wszedł Himmler. Od razu się zorientowali, że pił. Odór alkoholu snuł się za nim w pokoju; polecił oczekującym nań, aby usiedli, a sam zajął miejsce u szczytu stołu.

Reklama

Jeśli nawet Himmlera zaskoczył fakt, że Schellenberg sprowadził astrologa, to prawie nie dał tego po sobie poznać. Spotkanie zaczęło się od raportu Schellenberga o fiasku podejmowanych przez hrabiego Bernardotte prób wynegocjowania rozejmu z zachodnimi aliantami.

Wcześniej tego wieczoru Schellenberg był przerażony, przypuszczając, że czeka go natychmiastowa egzekucja, ale Wulff odniósł wrażenie, iż odzyskał pewność siebie, kiedy zaczął wyjaśniać szczegółowo powód, dla którego alianci odmawiali negocjacji. Himmler wsłuchiwał się uważnie w każde słowo, przygryzając cygaro, które co chwila podnosił i odkładał, nie mogąc opanować drżenia dłoni.

Poza tym Himmler pocił się, trząsł się cały pod wpływem ledwie skrywanych emocji, i z trudem powstrzymywał łzy. Wiadomości podane przez Agencję Reutera o jego zdradzie, czyli próbie porozumienia się z aliantami, poważnie nim wstrząsnęły. Wiedział, że mogło to mieć dla niego katastrofalne skutki, jeżeli Hitler jeszcze żył i dowiedział się o tym.

Himmler był przekonany, że musi się liczyć co najmniej z aresztowaniem, a nawet z natychmiastowym rozstrzelaniem. Kiedy tylko Schellenberg umilkł, Himmler zwrócił się do Wulffa i zapytał, co gwiazdy mówią o jego przyszłości.

Wulff przywiózł ze sobą tablice astrologiczne i wykresy układu gwiazd i planet na niebie. Rozłożywszy je na blacie stołu, wyczytał z nich, że Himmlerowi może udać się przetrwać, jeżeli od razu wyśle Schellenberga do Szwecji na nową rundę rozmów z hrabią Bernardottem i szwedzkim ministrem spraw zagranicznych. Wulff dobrze wiedział, że Schellenberg chciał możliwie najszybciej wyjechać do Szwecji, skąd nie miał zamiaru wracać.

Na bezpiecznym, neutralnym terytorium mógł zorganizować Himmlerowi przejazd do tego kraju, wymknięcie się przez Bałtyk do Sztokholmu, zanim ktokolwiek w Niemczech połapie się, że Himmler zniknął. Był to lepszy pomysł od tego, aby Himmler w przebraniu robotnika rolnego ukrył się w majątku koło Oldenburga, jak zaproponował jeden z jego podwładnych.

Ale na szefie SS nie wywarł odpowiedniego wrażenia.

- Czy to już wszystko? - zapytał ostrym tonem. Liczył na jakąś zachętę ze strony gwiazd, nie tylko na stwierdzenie, że wszystko stracone i pora uciekać.

Jednak niebiosa nie przepowiadały mu nic dobrego. Himmler był skazany na porażkę, jeśli wierzyć gwiazdom. Najwyraźniej stracił panowanie i wrzasnął do Wulffa:

- Co się wydarzy? To już koniec, teraz niczego nie da się już ocalić. Będę musiał się zabić! Odebrać sobie życie! Niby co jeszcze mógłbym zrobić?

Wulff nie odpowiedział. Po odsiadce w nazistowskim więzieniu, na łasce Gestapo, nie darzył Himmlera sympatią, także teraz, gdy sytuacja radykalnie się zmieniła.

- Czemu nie chce mi pan powiedzieć? - dopraszał się Himmler. - Niech mi pan powie. Co ja mam zrobić?

- Uciec z kraju - poradził mu Wulff, wzruszając ramionami. - Domyślam się, że ma pan odpowiednie dokumenty?

Himmler miał je. Ale stanowiło to dlań niewielką pociechę, z czego Wulff rychło zdał sobie sprawę:

"Niech mi pan powie, co robić, proszę mi powiedzieć, co mam zrobić!" - powtarzał Himmler, kiedy stał przede mną jak wystraszony uczniak, którego czeka chłosta. Na przemian obgryzał paznokcie i drżącymi rękami podnosił do ust cygaro. "Co ja mam począć, co robić?" - ciągnął. A potem sam sobie odpowiedział: "Będę musiał się zabić, nic innego mi nie pozostało!".

Patrząc na tego przerażającego człowieczka, Wulff zrozumiał, że zwierzchnik SS naprawdę nie ma pojęcia, co robić. Choć miał wystarczająco dużo czasu na zorganizowanie ucieczki, Himmler popadł w rodzaj paraliżu, nie czyniąc niczego, by się ratować w sytuacji, gdy ktoś z odrobiną rozsądku już dawno by zbiegł:

Himmler w rzeczywistości niczego nie zaplanował. Po prostu wpadł w rozpacz. A w tym rozpaczliwym położeniu, z którego nie było wyjścia, astrolog, który był prześladowany przez nazistów i musiał gnić w ich więzieniach i ciemnych celach jako aresztant, miał doradzać swojemu ciemiężycielowi.

Rozmowa ciągnęła się przez kolejną godzinę: Himmler pochylał się nad wykresami, a Wulff objaśniał mu konfigurację Jowisza i Saturna. Himmler przede wszystkim chciał się dowiedzieć, co układ gwiazd i planet wróży jego dzieciom oraz jego kochance Liesel Potthas. Wydał się Wulffowi żałosnym, drobnym urzędnikiem, wyniesionym, mimo braku kwalifikacji, na szczyty, gorliwie prześladującym Żydów i przeciwników politycznych, gdy sprawy układały się dlań pomyślnie, ale trzęsącym się o własną skórę, kiedy zrobiło się źle.

Postanowił wreszcie, że Schellenberg uda się do Danii, a nie, jak chciał, do Sztokholmu, żeby wynegocjować warunki kapitulacji niemieckich sił okupacyjnych w Norwegii i Danii. Schellenberg od razu wrócił do swojego hotelu i zaczął się pakować. Sam Himmler nadal nie zdecydował, co robić. Myślał o przelocie do Czech, gdzie wojska niemieckie nadal się trzymały, ale Wulff odwiódł go od tego zamiaru, mówiąc, że układ ciał niebieskich nie przedstawia się dla Czechosłowacji korzystnie. Himmler nie miał innych pomysłów.

Wszystko zależało od Hitlera. Jeżeli Führer już nie żył, gdyby na pewno zginął, Himmler mógł zdecydować się na radykalny krok i zastąpić go w roli przywódcy Niemiec, zostać tym, z kim alianci będą musieli się układać, jeśli zależy im na zawarciu pokoju. Miałby o wiele mocniejszą pozycję przetargową podczas rokowań, gdyby był całkowicie pewny, że Hitler nie żyje. Ale wierząc temu, co wiedzieli wszyscy w Lubece, Führer jeszcze żył. Nadal żył, nadal rządził, a czas na podjęcie negocjacji z przeciwnikiem szybko uciekał.


INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy