Pełen tajemnic Dom nad Bobrem

Najtragiczniejsze dla mieszkańców "Bobrzańskiego Domu" dni nadeszły na początku 1945 roku: "Jeszcze zanim Lwówek został zajęty w lutym przez oddziały rosyjskie, Boberhaus spalił się doszczętnie w wyniku wysadzenia w powietrze sąsiedniej fabryki chemicznej Dr Wartha". Tyle podaje najpopularniejsza opinia, w której nie ma znaczenia, że budynek znajdujący się pomiędzy schroniskiem a fabryką nie został uszkodzony nawet w najmniejszym stopniu!

Przy wyjeździe z Lwówka Śląskiego, w kierunku na Jelenią Górę, zauważyłem po prawej stronie drogi nietypowe ruiny. Wyglądały na pozostałości wielkiego budynku. Po otrzymaniu zgody właścicieli posesji na obejrzenie ruin, postanowiłem poszukać nieco więcej informacji o nieznanym obiekcie. Z każdym kolejnym dniem temat zaczynał być coraz bardziej intrygujący. Zwłaszcza, że okoliczni mieszkańcy opowiedzieli mi kilka rozbieżnych wersji o dziejach budynku. Najciekawsze były historie o spotykających się tu spiskowcach planujących zamach na Hitlera, czy tajnych szkoleniach członków kilku nazistowskich organizacji. Czy tak było naprawdę?

Reklama

Dom marzeń

W niewielkim miasteczku Löwenberg (Lwówek Śląski) położonym w malowniczej Dolinie Bobru, w 1902 roku pojawił się znany architekt, pozostający wówczas na stanowisku budowniczego rządowego, Hans Poelzig. Jego zadaniem było przygotowanie projektu przebudowy gotycko-renesansowego ratusza, którego stan pozostawiał wiele do życzenia.

25 IX 1905 roku prace zostały ukończone. Uroczyste otwarcie ratusza odbyło się w obecności przedstawicieli władz prowincji, okręgu lwóweckiego, miasta oraz innych gości. Efekt zrobił wielkie wrażenie nie tylko na przedstawicielach władz i zaproszonych gościach. Wśród podziwiających odnowiony ratusz znalazło się małżeństwo miejscowych aptekarzy Zwirnerów.

Oboje postanowili przeznaczyć oszczędności swego życia na przygotowanie przez Hansa Poelziga domu ich marzeń, który miał stanąć na niewielkim wzniesieniu. Miejsce nie było przypadkowe: z jednej strony rozciągała się panorama na Lwówek, z drugiej, na jedną z najpopularniejszych przyrodniczych atrakcji Dolnego Śląska. Największe i w wielu przewodnikach uważane za najpiękniejsze zgrupowanie form skalnych na Pogórzu Izerskim nie bez przyczyny nazwano Szwajcarią Lwówecką (niem. Löwenberger Schweitz).

Oryginalne wrażenie

Hans Poelzig, który jesienią 1909 roku wykonał już wstępny projekt wielkiego domu, 14 października pisał do zaprzyjaźnionej z nim pary Maxa i Elisabeth Zwirner: "Przesyłam zredukowany rzut poziomy (...) wszystkie rysunki budowlane wraz z oszacowaniem kosztów. Jak powiedziałem, z największą radością powitam wiadomość, że tutejszy, najbardziej mi znany i godny zaufania mistrz budowlany przejmie to zadanie".

Lwóweccy aptekarze musieli mieć pewne obiekcje, skoro 18 listopada Poelzig wysłał list, w którym zaznaczył naniesione poprawki: "Wysyłam wam najnowszy zarys planów. Są one według mnie doskonalsze, wszystko zostało ulepszone. Mogą się podobać małe przesklepione podwórka obok kuchni i pokoju dziecinnego, przez co oba pomieszczenia są znacznie lepsze, tak samo pokój dla dziewczynki. Górne pomieszczenia są również wspaniałe, tak jak i piętro sypialne. Podobnież na zewnątrz będzie moim zdaniem zupełnie dobrze, także bez muru pruskiego".

I tym razem Zwirnerowie nie byli do końca zadowoleni. Cierpliwy architekt po raz wtóry naniósł wszelkie uwagi, po czym wysłał list do Lwówka: "Ostatni zarys rzutu pokazuje (...) propozycje stosowne do waszych zastrzeżeń. Cały dom jest zamknięty, pod szerokim dachem i sądzę, że jest niezwykle wygodny i stwarza oryginalne wrażenie".

Siedem kondygnacji nakrytych wielkim dachem

Wielokrotnie poprawiany plan budowniczy ogromnej willi nie mógł być tani: "Przygotowany przeze mnie kosztorys zamyka się obecnie w kwocie 43.000 marek. Obawiam się jednak, że na koniec nie da się zejść poniżej sumy 45.000 marek" - pisał Poelzig w liście z 23 II 1910 roku. Po dokonaniu zapłaty rozpoczęto prace budowlane zakończone jeszcze tego samego roku. Reprezentacyjny dom, określany przez okolicznych mieszkańców Domem Zwirnera (niem. Haus Zwirner), składał się z siedmiu kondygnacji nakrytych wielkim dachem. W jego pobliżu przygotowano ozdobne tarasy ogrodowe z parkiem. Theodor Heuss w monografii poświęconej Poelzigowi opisuje to miejsce słowami: "Szeroka podmurówka podtrzymuje taras, na którym stoi górna część, (...) nakryta dachem siodłowym (...). Silnie rzucają się w oczy (...) te fragmenty architektoniczne w wystającej części budynku, które podwyższają front budynku stwarzając miłe wrażenie; mocne farby nadają domowi, mimo swej ciężkości, pogodny ton".

Najprawdopodobniej wielka willa od początku swego istnienia miała pełnić nie tylko funkcję domu mieszkalnego. Świadczy o tym zarówno wybór miejsca, wielka kubatura budynku oraz przygotowane zaplecze rekreacyjne. Początkowo goszczono tu zapewne dorosłych Niemców, albowiem na schronisko dla młodzieży szkolnej przekształcono w 1911 roku część renesansowej kamienicy położonej w środkowej części Rynku, a następnie Basztę Lubańską.

Miała być szkoła z internatem

Tymczasem w Domu Zwirnera, zwanym co najmniej od roku 1914 Knaben-Alumnat Fichteneck, powstał zakład, w którym zapewniano ubogim chłopcom bezpłatnie dach nad głową, opiekę i wyżywienie. Po upływie dekady utworzono tu słynny na cały Śląsk ośrodek: "Boberhaus powstał w 1926 roku w wyniku zapału młodzieży ze Schlesischen Jungmannschaft, powiązanej z Jugendbewegung (...). Na Śląsku ruch ten związany był z profesorem uniwersyteckim Eugenem Rosenstock.

Pierwotnie miała powstać tu szkoła z internatem, ale ostatecznie powstał plan utworzenia Heimvolkshochschule. We Wrocławiu studenci ze Schlesischen Jungmannschaft, określani mianem "Hufca akademickiego", werbując na terenie całego kraju, zebrali w semestrze zimowym 1925/26 wymaganą kwotę kapitału założycielskiego wysokości dziesięciu tysięcy marek (...). Następnie oczekiwali od władz państwowych wniesienia dalszych środków na kupno budynku zaprojektowanego przez znanego architekta Hansa Poelziga".

Po nabyciu lwóweckiego "Domu nad Bobrem" nastąpił cykl intensywnych spotkań w głównej mierze poświęconych sprawom socjalnym: "Pierwsze rozmowy na temat założenia Lwóweckiego Związku Pracy toczyły się 14 września 1927 roku na zamku w Krzyżowej, a potem 15-18 września w Boberhaus i kolejnego dnia ponownie w Krzyżowej" - pisze w swej pracy Günter Brakelmann. Do jeszcze większej pracy umysłowej przystąpiono w kolejnym miesiącu.

Problemy socjalne

Walter Greiff dodaje: "W październiku 1927 roku nastał świt w Boberhaus. Początek temu przedsięwzięciu dał kandydat prawa Helmut James hrabia Moltke z Krzyżowej, przy współpracy prof. Eugena Rosenstocka z Uniwersytetu Wrocławskiego i H. Dehmela, jako prowadzącego Boberhaus. Postanowiono, że centralnym tematem obozu pracy będą różne problemy socjalne okręgu wałbrzyskiego. Zjazd ten odbył się w dniach 14 marca - 2 kwietnia 1928 roku, przy współudziale czterdziestu sześciu pracowników, w większości należących do Sozialistischen Arbeitenjugend, trzydziestu dziewięciu studentów z Freischar-Jungmannschaft, 8 chłopów, 6 stałych pracowników i 6 zawodowych pedagogów. Wykłady prowadzili E. Rosenstock (...) i A. Reichwein".

Co ciekawe, celem przygotowanych tu spotkań było zarówno prowadzenie typowych wykładów, jak i realizowanie ćwiczeń mających na celu wielostronny rozwój młodego człowieka: "Spotkało się w pierwszym śląskim obozie pracy w Boberhaus około stu osób należących do socjalistycznej i chrześcijańskiej grupy młodych robotników, młodych chłopów i studentów. Był jasno określony plan dnia i porządek obozowy. (...) Były to: własna, fizyczna praca i ćwiczenia duchowe, a także śpiewanie, muzyka, przedstawienia teatralne i spontaniczne dyskusje prowadzone w grupach. Tematem przewodnim było szukanie odpowiedzi na pytanie: >Warunki prowadzenia zdrowego trybu życia w Niemczech w rozwiniętej gospodarce przemysłowej<".

"Przeciwdziałać biurokratyzacji"

Ogromne znaczenie miało również zaproszenie na wiosenny obóz pracy kolejnych gości: "Na zaproszenie młodzieży przybyli górnicy, przedstawiciele przemysłu tekstylnego i ceramicznego, członkowie izby rzemieślniczej, radcy krajowi, posiadacze majątków, sekretarze wszystkich związków zawodowych, nauczyciele wyższych uczelni, pedagodzy, przedstawiciele organizacji młodzieżowych oraz katoliccy i protestanccy duchowni. Nigdy dotąd nie odbyło się na Dolnym Śląsku takie wspólne spotkanie. Temat: >Obóz pracy, jako miejsce rozwoju młodych ludzi ze świata akademickiego, świata pracowników przemysłu i rolnictwa<.

W dniach 18 - 19 kwietnia w spotkaniu wzięli też udział: wrocławski profesor E. Rosenstock, Gerhart von Schuetze-Gavernitz, v. Moltke, v. Trotha i Einsiedel. Wtedy zostały zakończone przygotowania założycielskie. W lecie studenci jeździli po całym kraju i robili rozeznanie co do możliwości założenia takiego związku w Lwówku". Nie da się ukryć, że w ciągu kolejnych miesięcy największe zasługi dla tworzenia Lwóweckich Obozów Pracy (niem. Löwenberger Arbeitslager) miał Eugen Rosenstock. Prawdopodobnie to właśnie za jego inicjatywą latem 1928 roku grupa trzydziestu studentów i dyplomantów młodzieżowych udała się na dwa miesiące do Bułgarii w celach badawczych: "Ich relacja (...) brzmiała podobnie jak idee obozów pracy: należy przeciwdziałać grożącej w Niemczech biurokratyzacji i militaryzacji".

Koszty rosną...

Pod koniec lat 20. miał miejsce schyłkowy okres działalności lwóweckich "obozów wychowujących poprzez pracę". O ile wcześniej nie było problemu z zapraszaniem do Boberhaus osób zamieszkujących dalsze regiony oraz cudzoziemców, z czasem sytuacja uległa całkowitej zmianie: "Od 1928 roku rokrocznie powtarzane były 6-tygodniowe obozy w czasie ferii dla ok. czterdziestu młodych Niemców pochodzących (...) z Górnego Śląska i były one kontynuowane aż do likwidacji Boberhaus". Z czasem, z powodu sytuacji politycznej "młodzi z Czechosłowacji i Rumunii nie mogli już w nich uczestniczyć" - twierdzi Walter Greiff.

Próbowano ratować się zmianą profilu nauczania. Przez kolejne dwa lata "Dom nad Bobrem" szukał ratunku poprzez organizowanie rozmaitych kursów. Otworzył nawet "Obóz pracy dla robotników, chłopów i żołnierzy", a ochotników akademickich zastąpili przedstawiciele ruchu mającego na celu "rozwój ponadpartyjnych form społecznych". Nie pomogło. W 1930 roku z powodu ogromnych trudności z utrzymaniem finansowym i organizacyjnym obiektu, na zarządcę został powołany dr prawa H. Raupach. Próbowano ratować się kolejnym przeorganizowaniem ośrodka.

Szczegółowe zalecenia

Celem nowopowstałego "Boberhaus Grenzschulheim der Schlesischen Jungmannschaft e. V", było m.in. organizowanie obozów integracyjnych dla młodzieży. Według zachowanego dokumentu udało się szczegółowo odtworzyć zalecenia wydawane gościom przez Zarząd Domu: "Bielizna pościelowa: kołdra do spania, koszula nocna, na krótki pobyt lniany śpiwór (...). Strój dzienny: bielizna osobista w ilości dopasowanej do czasu pobytu. Jeżeli tylko będzie on trwał dłużej niż 4 tygodnie, bielizna będzie prana i wtedy będzie to refundowane. Wierzchnia odzież musi pasować do pory roku i czasu pobytu. Strój roboczy: jedno ubranie dostosowane do każdej pracy, niebieski fartuch i mocne buty. Dziewczęta - fartuch gospodarski. Wyposażenie sportowe: spodenki sportowe i kąpielowe, sportowe buty albo sandały oraz jeśli to możliwe - ubranie treningowe. Poza tym zaleca się, aby zabrano sprzęt sportowy i pozostałe wyposażenie, tj. plecak, buty wycieczkowe, płaszcz na pogodę albo wiatrówkę.

Przybory do mycia: mydło, grzebień, szczotka do zębów, kubek, szczotka do ubrania, przybory do butów i do szycia, dwa ręczniki do twarzy i ręczniki do rąk. Torba do potrzebnych przyborów. Instrumenty i książki: instrumenty muzyczne wszystkich rodzajów, nuty. Każdy uczeń powinien zabrać ze sobą najbardziej potrzebne mu książki. Można zabrać ze sobą po upodobaniu przybory do rysowania i malowania. Pozostałe przedmioty: aparat fotograficzny, ołówki, obsadka, papier do pisania. Wydatki: za znaczki na listy, rachunki za lekarza itp. uczestnik płaci sam. Większe kwoty powinny być oddane na przechowanie osobie upoważnionej w Boberhaus. (...) Meldowanie: powinno nastąpić według zasad 4 tygodnie przed rozpoczęciem kursu i zawierać: krótki życiorys z uwzględnieniem wieku, adresu zamieszkania, zawodu i przynależności do związku lub organizacji. Świadectwo lekarskie: wszyscy uczestnicy muszą dołączyć przed ostatecznym meldunkiem dowód, że nie są chorzy na chorobę zakaźną. Paszport: załatwiają jak najwcześniej obcokrajowcy".

Zdecydowany sprzeciw

W 1931 roku próbowano zachęcić do przyjazdu przez wydrukowanie specjalnych zaproszeń w formie czterostronicowej instrukcji. Niewiele to dało, co wynikało z braku stałych źródeł dochodu: "Doszło nawet do tego, że w dużej części >zaopatrywano< się w... ogrodzie i korzystano z pracy własnej. Dzienne wyżywienie mieściło się trochę poniżej jednej reichsmarki. Zarządzający zostali zredukowani albo zwolnieni, większość biorących udział w długich teraz kursach zimowych przetrzymywano (pod warunkiem, iż opłacili swój pobyt własną pracą - przyp. Sz.W.). Pomimo prowadzenia spartańskiego życia lwówecki obóz pracy został w końcu jesieni 1932 roku zamknięty (...) przez Komisariat Rzeszy przeznaczony dla Freiwillige Arbeitsdienst (FAD)".

Członkowie Ochotniczej Służby Pracy (FAD) uczestniczyli głównie w pracach rolnych, leśnych i przy budowie dróg. Organizacja ta w 1933 roku, w przeddzień wielkich robót publicznych w hitlerowskich Niemczech, została przekształcona w Służbę Pracy Rzeszy (niem. Reichsarbeitsdienst - RAD).

Po objęciu w Niemczech władzy przez nazistów i wzroście znaczenia Hitler-Jugend, podjęto działania zmierzające do przejęcia "Domu nad Bobrem". Ponieważ te działania spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem, który "zaowocował" licznymi skargami do miejscowych i okręgowych urzędów, zdecydowano o przeprowadzeniu procesu administracyjnego.

Na ławie oskarżonych

Śląski Hitler-Jugend mając wystarczające zaplecze polityczne, bez większego problemu przygotował odpowiednie "dowody", "świadków" i "niezależnych urzędników", których zadaniem było ułatwić wygranie procesu. W październiku 1933 roku odbyły się we Wrocławiu dwa posiedzenia komisji, która miała rozstrzygnąć oskarżenia wniesione przeciwko dawnym zarządcom Boberhaus. Miejscem posiedzenia był Dom Młodzieży we Wrocławiu, będący w posiadaniu HJ. Dla zachowania niezależności, skarg wysłuchali urzędnicy z Okręgu Legnicy (niem. Regierung Liegnitz).

Przewodniczącym komisji został Regierungsdirektor Paschasius, sprawozdawcą dr Kleinod, zaś sekretarzem referendarz sądowy Schütte. Wśród osób świadczących na niekorzyść "oskarżonych" znaleźli się: Fink z kierownictwa Reichsjugendführung 16, dwaj członkowie śląskiej Hitler-Jugend i Scheerschmidt - przewodniczący śląskiego Jugendherbergsverbandes.17 Z kolei na ławie "oskarżonych" siedziały osoby związane z Boberhaus: Bargel, Dehmel, Greiff, dr Jaenisch, Kapuste, Keil, Keil-Jacobsen, Raupach i Wacke: "Metody prowadzenia procesu były podobne do współczesnej komedii sądowej; wyliczano kuriozalne donosy wnoszone począwszy od osób należących do śląskiej Hitler-Jugend, aż do dalekiej Besarabii. Jednak dla >oskarżonych< te dowolne nadużycia nowej nazistowskiej władzy nie były w tym trudnym czasie czymś, co rozweselało".18 Ostatecznie zawarto kompromisowe i zarazem tymczasowe rozwiązanie: "Przedłożona wrocławskiej komisji ocena, uwolniła (...) oskarżonych i odparła polityczne zarzuty ze strony Hitler-Jugend. Zewnętrzny urząd z Legnicy i służba Reichswehry nie miały żadnych wątpliwości co do >narodowej pewności Grupy Boberhaus<".

Tragiczne wydarzenia

Wspomniany proces nie zatrzymał zaborczych planów "młodzieży Hitlera". Dalsze umocnienie znaczenia Hitler-Jugend w Rzeszy doprowadziło w 1936 roku do przejęcia "Domu nad Bobrem". Zainteresowanie tym właśnie obiektem miało wiele przyczyn. Jedną z najważniejszych był fakt, że zaledwie 4 km dalej we wsi Brunów znajdowała się Szkoła Sportu Rzeszy należąca do HJ (por. "Odkrywca", nr 2/2011, s. 19-23). Nie powinno zatem dziwić, że Boberhaus postanowiono przeznaczyć na schronisko tej samej organizacji.

Przez pewien czas w "Domu nad Bobrem" zatrudniano dawnych pracowników, ale skutecznie utrudniano im pracę przez np. wstrzymywanie pensji. Według Waltera Greiffa w 1942 roku Boberhaus przestał być schroniskiem, a jego wnętrza przeznaczono do zupełnie odmiennych celów: "Dom służył w tym czasie jako prowizoryczne zakwaterowanie dla francuskich przymusowych robotników i ich rodzin".20 Z kolei latem 1944 roku urządzono tu lazaret, w którym umieszczano rannych i chorych żołnierzy walczących na froncie wschodnim.

Najtragiczniejsze dla mieszkańców "Bobrzańskiego Domu" dni nadeszły na początku 1945 roku: "Jeszcze zanim Lwówek został zajęty w lutym przez oddziały rosyjskie, Boberhaus spalił się doszczętnie w wyniku wysadzenia w powietrze sąsiedniej fabryki chemicznej Dr Wartha". Tyle podaje najpopularniejsza opinia, w której nie ma znaczenia, że budynek znajdujący się pomiędzy schroniskiem a fabryką nie został uszkodzony nawet w najmniejszym stopniu!

Cegły pojechały do stolicy

Istnieje również fantastyczna teoria o zbombardowaniu Boberhaus na rozkaz samego Hitlera celem uśmiercenia ukrywających się tu spiskowców. Widać wystarczyło niektórym, by w pamięci skojarzyć budynek z postacią hrabiego Helmuta Jamesa von Moltke. Był on założycielem organizacji "Krąg z Krzyżowej" (niem. Kreisauer Kris), tajnego stowarzyszenia mającego na celu wypracowywać plan porządku powojennego po upadku dyktatury hitlerowskiej. Ponieważ część członków grupy uczestniczyła w przygotowaniach do zamachu na Hitlera z 20 VII 1944 r., kilka miesięcy później Gestapo zatrzymało hrabiego von Moltke.

Stanął on wraz z innymi członkami "Kręgu z Krzyżowej" przed tzw. trybunałem ludowym, po czym w styczniu 1945 r. został skazany na śmierć przez powieszenie. Warto jednak wiedzieć, że von Moltke nie był zwolennikiem zamachu na Hitlera, a ponadto uczestniczył w spotkaniach w Boberhaus na kilka lat przed dojściem Führera do władzy i zarazem kilkanaście lat przed stworzeniem niemieckiej opozycji antyhitlerowskiej w Krzyżowej! Dlatego warto zastanowić się nad nieznaną szerzej wersją.

Według nieżyjącego już świadka, polskiej pracownicy przymusowej, górna część domu została uszkodzona w wyniku trafienia w połowie lutego 1945 roku sowieckim pociskiem artyleryjskim. Uszkodzony i opuszczony budynek szybko ulegał dalszej destrukcji. Z tej przyczyny tuż po zakończeniu wojny zapadła decyzja o rozbiórce i wywiezieniu materiału budowlanego na odbudowę stolicy.

Obecnie w miejscu dawnych ogrodów i parku znajdują się prywatne posesje, a o wielkości "Domu nad Bobrem" przypomina, z każdym rokiem w gorszym stanie, murowana część dolnej kondygnacji. Niewykluczone, iż znajdują się tam nieznane dotąd wnętrza. Świadczyć o tym może przypadkowe odnalezienie niewielkiej sali przez właściciela posesji, nietypowy fragment ciągu komunikacyjnego, zamurowany z zewnątrz dawny otwór oraz niedawne zapadnięcie się ziemi do jeszcze innego pomieszczenia. Kolejne tajemnice czekają na odkrycie...

Szymon Wrzesiński

Autor dziękuje za pomoc w przygotowaniu artykułu pani Małgorzacie Stankiewicz, autorce książki: "Gościszów. Dzieje zamku" (2009).

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Odkrywca
Dowiedz się więcej na temat: tajemnice | dom | II wojna światowa | Śląsk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy