Oszustwo z Iruña-Veleia: "Antyczny" przekręt wart miliony

Wchodzimy w lata 20. XXI wieku, ale niektórym chyba nadal wydaje się, że mamy wiek XIX. Trzech pracowników naukowych z północy Hiszpanii wpadło na genialny plan w stylu oszustów z dawnych lat. Nie wzięli tylko pod uwagę tego, że obecnie, przy pomocy nowych technologii, łatwo można zweryfikować większość kantów, szczególnie, jeśli są wykonane ze średnią starannością.

Jak pisze brytyjski "The Telegraph" w latach 2006 - 2007 baskijski archeolog Eliseo Gil wydał kilka publikacji, w których ogłaszał sensacyjne odkrycie. Twierdził, że pośród rzymskich ruin w rejonie Iruña-Veleia, około 10 kilometrów na zachód od Vitorii, znalazł kilkaset ostrakonów - fragmentów ceramiki pokrytych inskrypcjami, stanowiącymi dowód na związki pomiędzy kulturą starożytnych Rzymian i Basków. 

Reklama

Ostrakony pokryte były egipskimi hieroglifami oraz tekstami w łacinie, grece i języku baskijskim. Świadczyły rzekomo o tym, iż w dawnych latach ludzie zamieszkujący basen Morza Śródziemnego komunikowali się również za pomocą tego ostatniego.

Na naczyniach znalazły się także wydrapane ilustracje - według Gila pierwsze przedstawienia sceny ukrzyżowania Jezusa z Nazaretu. Rewelacje te potwierdziło dwóch innych naukowców: Óscar Escribano i Rubén Cerdán. Jednak oprócz tych trzech panów, nikt nie uwierzył w autentyczność znaleziska. Niektórzy archeologowie stwierdzili niemal od razu, że napisy i rysunki zostały spreparowane. No i mieli rację - tabliczki pochodzą z czasów antycznych, napisy już nie.

Na jednym z ostrakonów pojawia się imię egipskiej królowej Nefretete. Problem w tym, że jej kryptę odkryto dopiero w XX wieku i raczej niemożliwym jest, aby mieszkańcy północnych rejonów Półwyspu Iberyjskiego o niej słyszeli. 

Inny fragment ceramiki pokryty był łacińską sentencją, która powstała... w 1913 roku jako motto Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze.

To nie koniec nieścisłości. Specjaliści wytknęli Gilowi i jego kolegom, że napisy na ostrakonach zawierają słowa i sposób zapisu, które pojawiły się dopiero kilkaset lat po czasie ich rzekomego powstania. Najwyraźniej panowie nie sprawdzili, że współcześnie znane przecinki oraz zastosowanie wielkich i małych liter zaczęto praktykować dużo później niż w starożytności. To samo tyczy się przedstawienia Chrystusa na krzyżu.

Już w 2008 roku wykopaliska zostały wstrzymane. Gil stwierdził wtedy (i podtrzymuje to stanowisko do dzisiaj), iż "nie ma żadnych dowodów na to, że znalezisko zostało spreparowane". 

Skala oszustwa była jednak tak duża, że przez 12 lat zbierano materiały, które jednoznacznie potwierdziłyby jego winę. Ignacio Rodríguez Temiño, historyk, którego poproszono o zgromadzenie materiału dowodowego, powiedział w wywiadzie z portalem LiveScience.com: "w środowisku naukowym nie ma żadnej dyskusji na ten temat, wszyscy zgadzamy się, że to fałszywki".

Zarzuty i ewentualna kara są dość poważne. Za zniszczenie ważnych obiektów dziedzictwa historycznego (dokładnie 476 ostrakonów) Gil i Escribano mogą pójść za kratki na ponad pięć lat. 

Cerdán za poświadczenie nieprawdy może dostać dwa i pół roku. Prokuratura chce także, aby główny sprawca całego zamieszania otrzymał dożywotni zakaz prowadzenia badań. 

Wielu podejrzewa Gila (który kilka razy publicznie poparł tezę, jakoby Adolf Hitler nie miał nic wspólnego z Holokaustem) o próbę wzmocnienia nastrojów nacjonalistycznych wśród Basków, poprzez preparowanie dowodów na to, że język baskijski i chrześcijaństwo były o wiele popularniejsze, niż dotychczas sądzono.

Ale afera rozbija się przede wszystkim o naprawdę duże pieniądze. Po ogłoszeniu swoich przełomowych "odkryć" Gil otrzymał od państwa i kilku baskijskich instytucji łącznie kilka milionów euro na dalsze badania. Ci, którzy przekazali mu te pieniądze, zapewne upomną się o nie w wypadku potwierdzenia zarzutów. Panowie będą musieli także oddać równowartość starożytnych tabliczek, które wyceniono na około 300 tys. euro. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy