Oleg Pieńkowski: Rakietowy zdrajca

Oleg Pieńkowski zapewniał Amerykanów, że wbrew przechwałkom Chruszczowa ZSRR nie jest gotowy do globalnej jądrowej konfrontacji /East News
Reklama

W skrytości ducha nienawidził komunizmu, który uważał za zgubny dla Rosji. Oleg Pieńkowski, pułkownik GRU, zdradził swój rodzinny kraj w imię światowego pokoju. Zapłacił za to najwyższą cenę.

Nikita Chruszczow, sowiecki gensek (sekretarz generalny partii komunistycznej), uważał Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, nowego prezydenta USA, za mięczaka. Rzeczywiście, w chwili obejmowania urzędu JFK miał niespełna 44 lata, więc dla doświadczonego dobiegającego siedemdziesiątki władcy czerwonego imperium mógł być młokosem niezdolnym do wielkiej, geopolitycznej rozgrywki. Tu się jednak Chruszczow mylił...

Obu wrogim mocarstwom poszło o Kubę. A dokładniej o to, co sfotografował szpiegowski samolot U-2, który 14 października 1962 roku przeleciał nad karaibską wyspą, od dwóch lat rządzoną przez przyjaznego Moskwie Fidela Castro. Na zdjęciach było widać pociski rakietowe średniego zasięgu, zdolne do przenoszenia broni jądrowej. I mogące dosięgnąć terytorium USA.

Rakiety rozmieszczono na Kubie na rozkaz Chruszczowa, który sądził, że tym posunięciem skutecznie zaszachował Kennedy’ego. Sowiecki przywódca chwalił się, że jego kraj produkuje rakiety międzykontynentalne jak parówki i ma w tej dziedzinie przewagę nad Stanami Zjednoczonymi.

Kennedy się nie przestraszył. Głównie dlatego, że na jego biurko spływały raporty od agenta o pseudonimie "Hero" (Bohater), w rzeczywistości Olega Pieńkowskiego (1919-1963), pułkownika GRU mającego dostęp do strategicznych tajemnic ZSRR. I dzięki informacjom od niego amerykański prezydent wiedział, że zapewnienia Chruszczowa o rakietowej przewadze to blef. W rzeczywistości Związek Sowiecki i jego siły zbrojne - a zwłaszcza jądrowe - nie były w tym momencie zdolne do globalnej konfrontacji.

Pieńkowski przyszedł na świat w rodzinie białogwardyjskiego o cera, który poległ w czasie wojny domowej. Oleg w skrytości ducha nienawidził komunizmu. Karierę wojskową zaczął w 1939 roku, uczestnicząc w agresji na Polskę, potem walczył w Finlandii, w czasie wojny z Niemcami dowodził jednostką przeciwpancerną, został czterokrotnie ranny.

Po zakończeniu walk ożenił się z córką wysoko postawionego generała, co mu z pewnością pomogło w dalszym awansie. W 1953 roku skończył Wojskową Akademię Dyplomatyczną. Po uzyskaniu dyplomu rozpoczął pracę w wywiadzie wojskowym, czyli GRU. W 1958 roku został skierowany na kurs broni rakietowej w Akademii im. Dzierżyńskiego. I zaczął rozmyślać o przejściu na drugą stronę. Niczego bowiem tak nie pragnął, jak zaszkodzić komunizmowi, który uważał za zgubny dla Rosji.

Reklama

W 1960 roku nawiązał kontakt z CIA. Amerykanie postanowili go prowadzić za pośrednictwem wywiadu brytyjskiego - zajął się nim szef komórki MI6 w Moskwie, Ruari Chisholm, który zorganizował system przekazywania informacji, np. jego żona, Janet, spotykała się z Pieńkowskim w jednym z parków i przejmowała dokumenty w czasie zabawy z dziećmi. Stosowano też tzw. martwe skrzynki kontaktowe, schowki w rodzaju sztucznych kamieni czy wydrążonych cegieł. A pułkownik GRU miał naprawdę wiele informacji do przekazania, zwłaszcza na temat sowieckiego potencjału rakietowego.

Posiadał dostęp do odpowiednich ludzi z dowództwa wojsk strategicznych i kluczowych dokumentów, np. planów rakiet SS-4 i SS-5, które samolot U-2 sfotografował na Kubie. Pieńkowski wiedział, ile naprawdę pocisków międzykontynentalnych posiadają Sowieci. I że jest ich znacznie mniej, niż sądzi CIA. Zakłady zbrojeniowe ZSRR nie były w stanie wyprodukować setek rakiet, o których rozpowiadał Chruszczow, np. w 1962 roku wojska USA posiadały 294 pociski balistyczne, a Związek Sowiecki zaledwie 75. W rzeczywistości od początku lat 60. to Amerykanie zdobywali na tym polu przewagę.

Kennedy wiedział to dzięki zdradzie Pieńkowskiego. I mógł w grze z Chruszczowem pozwolić sobie na ostrą zagrywkę, ogłaszając blokadę Kuby. Marynarka i lotnictwo USA otrzymały rozkaz kontrolowania płynących na wyspę statków w celu zatrzymania dalszych transportów rakiet i innej broni. Do genseka dotarło, że amerykański prezydent się nie cofnie. I przystał na kompromis - wycofał rakiety z Kuby w zamian za podobny gest prezydenta Kennedy’ego (chodziło o pociski rozlokowane w Turcji).

Pokój został uratowany, ale zapłacił za to Pieńkowski. Wsypali go działający w Waszyngtonie podwójni agenci, Jack Dunlap i William Whalen. W mieszkaniu Rosjanina szpicle KGB znaleźli szpiegowski aparat fotograficzny. W maju 1963 roku Pieńkowski został skazany na śmierć przez rozstrzelanie - choć potem pojawiły się pogłoski, że żywcem wrzucono go do hutniczego pieca.

Jacek Inglot

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy