Najgorszy rok w historii ludzkości? Naukowcy znają odpowiedź

Który rok na Ziemi był tym najgorszym? Tę odpowiedź ujawnili naukowcy z Harvardu /East News
Reklama

Czy był to rok 1348 i wybuch epidemii czarnej śmierci w Europie? Rok 1793 i terror jakobiński we Francji? Rok 1815 i wybuch indonezyjskiego wulkanu Tambora? Rok 1918 i globalna pandemia "hiszpanki"? Rok 1943, kiedy obóz zagłady w Oświęcimiu zaczął działać na szeroką skalę? Rok 1978 i szczyt nieopisanej tragedii w Kambodży?

A może rok 1994 i ludobójstwo w Rwandzie? Wspomnienia tych wydarzeń napawają lękiem, szczególnie osoby, które były ich świadkami. Jednak naukowcy z Uniwersytetu Harvarda ogłosili, że dla ludzkości najgorszy był inny rok - 536.

Nie był to najlepszy rok...

Źródła z tego okresu i znaleziska archeologiczne pokazują, że rzeczywiście nie był dobry rok. Mrozy, nieurodzaj, choroby i wojny - to wszystko zbiegło się w jednym momencie, a ponadto objęło niemalże całą planetę. Starożytne cywilizacje upadały, a w ich miejscu nie powstawały żadne nowe. Mroki średniowiecza stały się jeszcze bardziej mroczne, a ten, kto przeżył, miał prawdziwe szczęście i mógł wierzyć, że gwiazdy mu sprzyjają.

Wielu uczonych próbowało wskazać w dziejach ludzkości "Annus horribilis“, rok przynoszący najwięcej szkód i trwogi. Zespół prowadzony przez Michaela McCormicka, najwyraźniej rzeczywiście znalazł odpowiedź.

Reklama

Był to początek jednego z najgorszych okresów, w których człowiek mógł się znaleźć. A może najgorszy rok w ogóle - przyznaje kierownik zespołu badawczego.

Co ujawnił lodowiec?

Naukowcy mieli do dyspozycji interesujący instrument badawczy. Sześć lat temu w jednym z lodowców alpejskich wywiercono otwór, który przyniósł świadectwo ostatnich dwóch tysięcy lat. Słup o długości 72 metrów, który pozyskali badacze, pokazuje, co wydarzyło się w owym okresie pod względem zmian klimatycznych.

Oczywiście nie obyłoby się bez pomocy nowoczesnej techniki, w tym przypadku w postaci lasera, który pociął uzyskany lód na warstwy o grubości ludzkiego włosa. Następnie już nic nie stało na przeszkodzie w analizie otrzymanych próbek pod kątem ich składu chemicznego.

Testy potwierdziły hipotezę, że na początku roku 536 gdzieś na Ziemi nastąpiła erupcja wulkanu. Na liście podejrzanych znalazły się: Rabaul na wyspie Nowej Britanii, który jest częścią Archipelagu Bismarcka, leżącą niedaleko Krakatau oraz wulkan Ilopango na terenie obecnego Salwadoru. Najbardziej prawdopodobnym winowajcą ówczesnej katastrofy był jednak któryś w wulkanów islandzkich.

Wybuch musiał być bardzo potężny, emitował do atmosfery duże ilości pyłów i gazów. To, co nastąpiło później, dla życia na Ziemi nie było niczym przyjemnym. Światło słoneczne z trudnością przenikało do powierzchni Ziemi przez obłoki pyłu, planeta uległa globalnemu ochłodzeniu, czego efektem był nieurodzaj, a w konsekwencji głód.


Upadek wielkich cywilizacji

Dowodzą tego również kroniki bizantyjskiego historyka Prokopa. Według niego w roku 536 słońce było rzadkością, mróz panował nawet latem, kiedy to powierzchnię Morza Śródziemnego pokrywał śnieg. Mrozy dosięgły jednak nie tylko Europy. Ludzie marzli również w Chinach, Mezopotamii czy w Ameryce.

Głód, który w efekcie zapanował, stał się powodem zamieszek, epidemii i wielkich ruchów ludności. Słowiańskie plemiona zresztą również przybyły do kotliny między Rudawami, Karkonoszami a Szumawą właśnie w VI wieku.

Zgodnie z aktualnym stanem wiedzy, rok 536 rzeczywiście inaugurował naprawdę mroczny okres w dziejach ludzkości. Na Bliskim Wschodzie runęło niegdyś potężne imperium Sasanidów, obejmujące obszar od Kaukazu, przez Iran, aż po Afganistan. Jego osłabienie wykorzystały plemiona arabskie, które później opanowały ten obszar. Natomiast po drugiej stronie planety zanikła kultura Nazca, słynąca przede wszystkim swoimi geoglifami.

Początek mroku

Rok 536 był jednak dopiero początkiem! Cztery lata później doszło do kolejnej ogromnej erupcji wulkanicznej. W tym czasie aktywność wulkaniczna na Ziemi była spora, a w roku 547 doszło do ogromnego wybuchu o globalnych skutkach.

Jakby tego było mało, osłabioną ludzką populację w roku 541 przetrzebiła epidemia tzw. dżumy Justyniana. Ze swoich pierwotnych ognisk dostała się najpierw do Egiptu, skąd - wraz z konfliktem persko-bizantyjskim rozprzestrzeniła się po rejonach Morza Śródziemnego, a dalej do Europy i Azji. Już w samym Konstantynopolu (dzisiejszy Istambuł), metropolii najsilniejszej wówczas formacji państwowej w Europie - Cesarstwa bizantyjskiego - epidemia zabiła ponad jedną trzecią mieszkańców. Ofiarą zarazy, która otrzymała swoją nazwę po ówczesnym cesarzu bizantyjskim Justynianie, padło aż 50 000 000 ludzi.

Epidemia dżumy miała drastyczny wpływ na gospodarkę, kulturę i społeczeństwo Cesarstwa bizantyjskiego oraz pozostałych rejonów Europy i Azji. Wielu osad nie udało się po tej katastrofie odbudować, w związku z czym pozostały one niezamieszkane. Po miastach, które usłane były trupami, błąkały się grupki gotowych na wszystko ocalałych. Nawet jeśli niektórzy mieli szczęście i udało im się umknąć zarazie, nie mogli być pewni, czy dożyją kolejnego dnia.

Analiza próbek z lodowca pokazała, że ta mroczna epoka trwała całe stulecie. Dopiero warstwy powstałe około roku 640 niosą ślady ołowiu. To sugeruje, że srebro ponownie rozprzestrzeniło się w Europie, a gospodarka trochę się ożywiła. W każdym razie określenie "mroki średniowiecza" dzięki temu badaniu zyskuje nowe znaczenie.

Jarosław Piotrowski

 

21 wiek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy