Marvin Heemeyer: Szaleniec, który zrównał z ziemią pół miasta

Marvin Heemeyer swoim buldożerem spowodował olbrzymie straty /Craig F. Walker/The Denver Post /Getty Images
Reklama

W 1992 roku Marvin kupił za 42 tysiące dolarów działkę w mieście Granby (stan Kolorado) i postawił na niej warsztat specjalizujący się naprawą i wymianą tłumików. Mechanik przez kilka dobrych lat utrzymywał się z niego bezproblemowo. Wśród miejscowych miał opinię fachowca, który nie wykonuje nawet jednego zbędnego ruchu podczas swojej pracy.

Pod koniec lat 90. zaczęły się problemy Heemeyera. Miasto zmieniło plany zagospodarowania przestrzeni miejskiej. Na sąsiedniej działce miała powstać cementownia, która odcięłaby jedyną drogę dojazdową do warsztatu Marvina - czyniąc go bezużytecznym. Mimo wielu protestów, apelacji i odwołań planów nie zmieniono, a wytwórnia cementu powstała.

Reklama

Działka Heemeyera została również odcięta od kanalizacji, ponieważ ta przebiegała przez teren fabryki. Sąsiedzi zaproponowali mechanikowi 250 tysięcy dolarów za kupno ziemi, jednak ten odmówił. Później zaczął ubiegać się o zbudowanie nowej drogi na terenie fabryki - niestety bezskutecznie.

Równie bezskutecznie skończyły się zabiegania Marvina o budowę linii kanalizacyjnej pod gruntem cementowni. W końcu Heemeyer postanowił, że zbuduje drogę na własny koszt. Zakupił buldożer Komatsu D355A i... nie dostał pozwolenia na budowę.

Mechanik próbował wszystkiego. Za każdym razem był represjonowany i wyśmiewany przez lokalne władze. W dodatku zaczął dostawać kary za m.in. brak podłączenia do kanalizacji. Marvin przesłał miastu czek w wysokości 2,5 tysiąca dolarów na pokrycie grzywien z dopiskiem "tchórze". Następnie sprzedał działkę firmie śmieciarskiej.

Heemeyer miał pół roku na wyprowadzkę. Czas ten poświęcił na wzmocnienie i zmodyfikowanie swojego buldożera, które rozpoczął już rok wcześniej. Pancerz maszyny wykonał z 30 cm betonu wylanego między arkuszami stali narzędziowej, był on niemalże niezniszczalny i odporny na różnego rodzaju materiały wybuchowe.

Maszyna posiadała również kilka kamer zapewniających doskonałą widoczność. Każda z nich była zabezpieczona trzycalową osłoną z kuloodpornego plastiku, a obok nich znajdowały się dysze ze sprężonym powietrzem, które wydmuchiwały ewentualny pył ograniczający widoczność. Kamery były połączone z dwoma monitorami znajdującymi się we wnętrzu pojazdu.

W buldożerze znajdowały się także trzy otwory strzelnicze, w których umieszczone były karabiny Barrett M82 i Ruger AC556 oraz pistolet Kel-Tec P11. Do tego wszystkiego klimatyzacja, zapasy żywności, opatrunki, rewolwer, jak również brak możliwości samodzielnego wyjścia z pojazdu po zamknięciu niemal tonowego włazu.

Przez cały okres tuningowania maszyny Marvin dokumentował swoje postępy za pomocą notatek i kaset magnetofonowych. Napisał m.in. "Zawsze byłem skłonny do rozsądku, dopóki nie musiałem być nierozsądny" oraz "Czasami rozsądni ludzie muszą robić nierozsądne rzeczy".

W międzyczasie w marcu 2004 roku zmarł mu ojciec, a on sam zerwał zaręczyny po przyłapaniu swojej dziewczyny na zdradzie. Skomentował to słowami "Bóg zbudował mnie do tego zadania". Uważał, że brak żony i rodziny to część planu bożego, aby był wstanie przeprowadzić atak.

Czwartego czerwca 2004 roku 53-letni Marvin John Heemeyer wysłał kasety swojemu bratu, a potem udał się na teren swojego sklepu, gdzie trzymał swój cud inżynieryjny. Przed wejściem do pojazdu oblał go jeszcze mieszaniną olejów i smarów, aby zapobiec ewentualnym próbom wspięcia się na maszynę.

Rozpoczął się atak. 61-tonowe monstrum ruszyło przez ścianę budynku, w którym się znajdowało. Pierwszym celem była oczywiście sąsiadująca cementownia. Właściciele fabryki próbowali chronić swój dobytek za pomocą ładowarki, lecz bezskutecznie. Cała wytwórnia cementu i dom właścicieli zostały zrównane z ziemią. Marvin ruszył dalej.

W międzyczasie na miejscu pojawiły się oddziały policji i jednostki SWAT, które próbowały powstrzymać maszynę Heemeyera. Amunicja przeciwpancerna i granaty okazały się bezskuteczne, a funkcjonariusze mogli jedynie bezradnie przyglądać się poczynaniom mechanika. Następnie legły w gruzach ratusz, domy burmistrza oraz sędziego, lokalne biuro prasowe, departament policji, biblioteka miejska, bank, pobliski sklep z narzędziami i niezliczona liczba samochodów. Wszystkie budynki należały do osób uwikłanych w spór.

Władze próbowały jeszcze zatrzymać pojazd za pomocą zgarniarki, jednak jej moc okazała się niewystarczająca i została bezproblemowo zepchnięta na bok. W końcu podczas taranowanie kolejnego budynku uległa awarii chłodnica, a gąsienica buldożera zapadła się w płytką piwnicę, z której maszyna nie mogła się wydostać. Usłyszano jeden strzał.

Marvin Heemeyer popełnił samobójstwo. Przed śmiercią zniszczył łącznie 13 budynków, powodując szkody w wysokości siedmiu milionów dolarów. Podczas ataku, który trwał przez dwie godziny i siedem minut, nikt nie zginął. Wiadomo, że Marvin mógł z łatwością zabić wielu policjantów próbujących go powstrzymać, lecz celowo strzelał nad nimi.

Po całym zajściu buldożer, w obawia przed możliwym zaminowaniem, został wywieziony z dala od miasta. Ciało zostało z niego wydobyte i pochowane. Zgodnie z wolą rodziny miejsca pochówku nie podano do wiadomości publicznej. Killdozer, jak później została okrzyknięta maszyna, został rozebrany i zezłomowany, a jego resztki rozwieziono na wiele wysypisk, aby zniechęcić wszystkich do zbierania pamiątek po nim.

Do dzisiaj toczy się dyskusja między zwolennikami a przeciwnikami Marvina Heemeyera. Dla jednych jest zwykłym terrorystą, dla drugim symbolem walki z obojętnym i skorumpowanym rządem.

Mateusz Zajega

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kolorado
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy