Listy, które przeszły do historii

CV wojownika

Najjaśniejszy Panie,

oceniwszy osiągnięcia tych, którzy zwą się mistrzami i wytwórcami machin wojennych, jak również ujrzawszy, że przyrządy ich nie różnią się od rzeczy używanych na co dzień, chciałbym, nie urażając przy tym nikogo, ujawnić Panu swoje tajemnice, zaproponować ich wykorzystanie i we właściwym czasie uczynić przydatnymi umiejętności wymienione poniżej:

1. Posiadam projekty bardzo lekkich, silnych i przenośnych mostów, przy użyciu których da się ścigać nieprzyjaciela, a w wyjątkowych przypadkach również uciekać przed nim podczas walki. Dzięki ich użyciu można niszczyć i palić mosty wroga.

Reklama

2. Wiem, jak podczas oblężenia osuszać fosy i w jaki sposób wykonywać niezliczoną liczbę mostów, tarcz, drabin oblężniczych oraz innych przyrządów niezbędnych podczas takich działań.

3. Na wypadek, kiedy podczas oblężenia nie można byłoby prowadzić ostrzału, zważywszy na wysokość murów lub ich wyjątkowe położenie, znam metody zniszczenia każdej fortecy, pod warunkiem że nie została ona wzniesiona na skałach.

4. Posiadam także projekty wygodnych i łatwych do przenoszenia dział, które potrafią miotać małe kamienie niczym grad, zaś dobywający się z nich dym każdego wroga wprawi w przerażenie.

5. Potrafię również docierać w oznaczone miejsce za pomocą podziemnych korytarzy i sekretnych przejść wykonanych bez żadnego hałasu, nawet jeśli musiałyby wieść pod fosą lub rzeką.

6. Stworzę także pancerne pojazdy, bezpieczne i nie do zdobycia, które zdolne będą penetrować siły wroga oraz jego artylerię. Nie istnieje taki tłum uzbrojonych wojowników, którego nie przebiłaby ta maszyna. Za wynalazkiem tym bezpiecznie i bez przeszkód maszerować może piechota.

7. Jeśli powstanie taka konieczność, zaprojektuję piękne działa, moździerze i artylerię o niespotykanych kształtach.

8. Tam, gdzie działa nie znajdują wykorzystania, zastosuję katapulty, mangonele, trebusze i inne wspaniale skuteczne machiny, których dziś się nie używa. Krótko mówiąc, niezależnie od warunków zdolny jestem stworzyć nieskończoną liczbę machin oblężniczych i obronnych.

9. Na wypadek wojny morskiej posiadam przykłady przyrządów wielce przydatnych tak podczas ataku, jak i obrony, jak również materiałów odpornych na ogień najcięższych nawet dział.

10. W czasach pokoju mogę z powodzeniem zajmować się architekturą oraz budową budynków prywatnych i publicznych, jak również przeprowadzaniem wody z jednego miejsca w drugie. Potrafię także rzeźbić w marmurze, brązie i glinie. Jeśli zaś chodzi o malarstwo, mogę się równać z każdym mistrzem.

Co więcej, mógłbym podjąć pracę nad koniem z brązu jako pomnikiem ku nieśmiertelnej chwale Ojca Jego Wysokości oraz całego znamienitego rodu Sforzów.

Jeśli którakolwiek z wyżej wymienionych rzeczy komukolwiek wydaje się niemożliwa lub niepraktyczna, jestem gotów zaprezentować ją w parku Sforzów lub jakimkolwiek innym miejscu, jakie wybierze Jego Ekscelencja, której kłaniam się niniejszym jak najpokorniej.

Kto jest autorem tego listu? Czytaj na następnej stronie >>

LEONARDO DA VINCI DO LUDWIKA SFORZY, około 1483

Na początku lat 80. XV wieku, czyli długo przed namalowaniem obrazów, dzięki którym jest dziś słynny na całym świecie - między innymi Mona Lisy - włoski erudyta w wielu dziedzinach Leonardo da Vinci ubiegał się o pracę na dworze ówczesnego księcia Mediolanu Ludwika Sforzy. Wiedząc, że Sforza poszukuje budowniczych wojennych, da Vinci przygotował list motywacyjny, w którym swoje niezliczone talenty konstruktorskie przedstawił w dziesięciu punktach; co ciekawe, o swoich artystycznych zdolnościach wspomniał dopiero na końcu. Podejrzewa się, że zamieszczona poniżej ostateczna wersja dokumentu sporządzona została nie przez da Vinci, ale przez zawodowego kronikarza. Tak czy inaczej wysiłek opłacił się i ostatecznie artysta został zatrudniony. Dekadę później to właśnie Sforza zlecił mu namalowanie Ostatniej wieczerzy.

Mówcie głośniej!



Do moich braci (...)

Och, Wy, którzy sądzicie bądź rozpowiadacie, że jestem nieżyczliwy, uparty i mizantropijny, jakże bardzo się mylicie. Nie znacie przyczyn, które sprawiają, że takim Wam się wydaję. Od dzieciństwa me serce i duszę wypełniała dobra wola, byłem nawet skłonny robić wielkie rzeczy. Wiedzcie jednak, że od sześciu lat cierpię na nieuleczalną chorobę, a mój stan zdrowia pogarszają dodatkowo bezrozumni lekarze, przez co z roku na rok maleją me nadzieje na poprawę; musiałem wreszcie pogodzić się z trwałą dolegliwością (której wyleczenie zajmie lata lub będzie zupełnie niemożliwe).

Choć urodziłem się z gwałtownym, żywym temperamentem i lubiłem przebywać wśród ludzi, wkrótce zostałem zmuszony do życia w samotności i odosobnieniu. Jeśli czasami próbowałem o tym zapomnieć, to smutne poczucie postępującej głuchoty okrutnie sprowadzało mnie z powrotem na ziemię. A przecież nie mogłem powtarzać ludziom: "Mówcie głośniej, bo jestem głuchy". Jakże miałbym przyznać się do ułomności zmysłu, który winien być u mnie doskonalszy niż u innych; zmysłu tak niegdyś doskonałego, że chyba tylko niewielu przedstawicieli mojej profesji mogło się kiedykolwiek cieszyć podobnym? - Och, nie mogę tego zrobić, dlatego wybaczcie mi, jeśli zobaczycie, że wycofuję się w chwili, kiedy najchętniej bym z wami przebywał.

(...)

Jakże wielkim upokorzeniem były jednak te chwile, kiedy ktoś stojący tuż obok mnie słyszał płynący z oddali dźwięk fletu, a ja nic nie słyszałem, albo kiedy ktoś stojący przy mnie słyszał śpiew pasterza, a ja znowu nie słyszałem nic! Takie chwile doprowadzały mnie do rozpaczy i gdybym doświadczył ich więcej, skończyłbym ze sobą. Przy życiu utrzymywała mnie tylko moja sztuka.

(...)

Och, drodzy moi, jeśli kiedyś przeczytacie te słowa, wiedzcie, jak wielką wyrządziliście mi niesprawiedliwość. Ten, kto doświadcza nieszczęścia, być może znajdzie pocieszenie, wiedząc, że ktoś inny cierpiał podobnie i pomimo ograniczeń Natury robił wszystko, co w jego mocy, by być akceptowanym pośród wartościowych ludzi i artystów.

(...)

Jednocześnie ustanawiam Was dwóch spadkobiercami mojego niewielkiego majątku (jeśli w ogóle można go tak nazwać); podzielcie się nim sprawiedliwie i pomagajcie sobie nawzajem. Wiedzcie, że cierpienie, jakiego mi przysporzyliście, zapomniane zostało już dawno temu. Tobie, Karlu, składam szczególne podziękowania za przywiązanie, jakie mi niedawno okazałeś. Chciałbym, aby Twoje życie było lepszym i bardziej wolnym niż moje. Wpajajcie swym dzieciom cnoty - to one, a nie pieniądze, mogą je uszczęśliwić.

Kto jest autorem tego listu? Czytaj na następnej stronie >>

LUDWIG VAN BEETHOVEN DO BRACI, 6 października 1802

Ludwig van Beethoven był jednym z największych kompozytorów i prawdziwym muzycznym geniuszem, którego dokonania do dziś inspirują nas i zachwycają. Jego twórczość nabiera jeszcze większej wagi, kiedy uzmysławiamy sobie, że jeszcze przed trzydziestką zaczął tracić słuch - postępująca głuchota stała się źródłem nawracającej depresji i myśli samobójczych, które z kolei odsunęły kompozytora od rodziny i przyjaciół. W wieku 32 lat Beethoven napisał poniższy wzruszający "testament heiligenstadzki", zaadresowany do braci i zawierający wytłumaczenie jego cierpień i zachowań aspołecznych. Pomimo głuchoty Beethoven komponował do końca życia; odszedł w 1827 roku, 25 lat po napisaniu tego listu.

Jękniesz, jak zobaczysz ten list

Mój Drogi,
piszę, aby Ci podziękować za list i zapewnić Cię, że bardzo zaciekawiły mnie zawarte w nim fakty i poglądy - pragnę jednak we własnym zakresie zinterpretować to, co piszesz o "byciu niezbyt dobrym odbiorcą rozwlekłych poglądów" - co oznacza, że nie zaspokajają Cię luźne spekulacje, tak chętnie formułowane przez co sprytniejszych wędrownych zbieraczy.

(...)

Chciałbym, abyś zaobserwował dla mnie jedną rzecz, mianowicie: czy jakikolwiek gatunek roślin szczególnych dla określonej wyspy, na przykład Galapagos, Św. Heleny czy Nowej Zelandii, gdzie nie ma dużych czworonogów, wykształcił haczykowate nasiona - podobne do tych, które obserwujemy tutaj i które są świetnie dostosowane do wczepiania się w sierść zwierząt.

(...)

- Przeczytałem masę książek o tematyce rolniczej oraz ogrodniczej i nie ustaję w zbieraniu materiałów - W końcu pojawiły się pierwsze promienie światła i jestem niemal przekonany (w przeciwieństwie do tego, co napisałem na początku), że gatunki nie są (to niczym przyznanie się do morderstwa) niezmienne. Broń Boże przed zgadzaniem się z nonsensami Lamarcka na temat "tendencji ku postępowi" wykazywanej przez mniej rozwinięte zwierzęta itd. - jednak wnioski, do których doszedłem, nie różnią się zbytnio od tych, które sformułował - choć powody zachodzących zmian jak najbardziej - sądzę zatem, iż odkryłem (to przypuszczenie!) sposób, który doprowadził do tego, że gatunki są tak dobrze dostosowane do różnych rodzajów otoczenia.

- Jękniesz teraz i pomyślisz: "Na jakiegoż to człowieka marnowałem swój czas w tej korespondencji". - Jeszcze pięć lat temu sam bym tak pomyślał. - Obawiam się, że jękniesz również w chwili, kiedy zobaczysz, jak długi jest ten list - wybacz, nie zrobiłem tego ze złośliwości.

Uwierz mi, mój drogi
Szczerze oddany
(...)

Kto jest autorem tego listu? Czytaj na następnej stronie >>

KAROL DARWIN DO JOSEPHA D. HOOKERA, 11 stycznia 1844

W listopadzie 1859 roku ukazała się książka Karola Darwina O powstawaniu gatunków. To przełomowe dzieło, które miało na zawsze zmienić postrzeganie świata przez człowieka, wzbudziło liczne dyskusje i zadziwiło ludzi opisaną w nim teorią ewolucji - głosiła ona, że gatunki nie trwają niezmiennie, ale stopniowo przekształcają się, dostosowując się do otoczenia w sposób najbardziej dla nich pożyteczny, a jednocześnie efektowny. 15 lat wcześniej, po raz pierwszy rozważając ideę, którą znamy dziś pod nazwą "doboru naturalnego", Darwin napisał list do swojego znajomego, botanika Josepha D. Hookera, w którym opisując różne rodzaje roślin, muszli i skamielin, wspomniał o  swojej rewolucyjnej teorii i porównał ją do "przyznawania się do morderstwa".

Depesze z katastrofy

C/O SOS SOS cqd cqd - MGY

Toniemy szybko pasażerowie umieszczani w łodziach MGY

SEKRETARZ GENERALNEGO URZĘDU POCZTOWEGO LONDYN NIŻEJ PODPISANI OTRZYMALI INFORMACJĘ, ŻE VIRGINIAN DOPŁYNĄŁ DO TITANICA I NIE MA NIEBEZPIECZEŃSTWA UTRATY ŻYCIA = ISMAY. +

Kto jest autorem tych depesz? Czytaj na następnej stronie >>

"TITANIC" DO "SS BIRMA", 15 kwietnia 1912

Krótko przed północą w nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku, cztery dni po rozpoczęciu swojego dziewiczego rejsu, "RMS Titanic", wówczas największy statek pasażerski na świecie, uderzył w górę lodową i zaczął się napełniać wodą, a kilka godzin później znajdował się już na dnie Oceanu Atlantyckiego. W trakcie katastrofy wysłano wiele telegramów - poniżej znajdują się dwa z nich. Pierwszy, otrzymany przez okręt "SS Birma" około godziny 1.40, to ostatnia wiadomość nadana przez załogę przed opuszczeniem kajuty radiowej, natomiast w drugim - wysłanym kilka godzin później przez statek "White Star Line" do Generalnego Urzędu Pocztowego w Londynie (na pokładzie "Titanica" znajdowali się jego pracownicy) - błędnie informowano o braku ofiar śmiertelnych. W rzeczywistości w katastrofie zginęło 1517 osób.

Największa życiowa pomyłka



(...)

Panie Prezydencie,

ostatnie badania E. Fermiego i L. Szilarda, których wyniki otrzymałem, pozwalają mi przypuszczać, iż w najbliższej przyszłości pierwiastek uran może się stać nowym i ważnym źródłem energii. Szczególne aspekty naszego obecnego położenia wydają się skłaniać do wyjątkowej ostrożności oraz, jeśli to konieczne, szybkiego działania ze strony Administracji. Uważam zatem, że moim obowiązkiem jest zwrócić uwagę na następujące fakty i rekomendacje:

W ciągu ostatnich czterech miesięcy uczyniono prawdopodobnym - dzięki pracom Joliota we Francji oraz Fermiego i Szilarda w Ameryce - wytworzenie nuklearnej reakcji łańcuchowej w istotnej masie uranu, podczas której uwolniona zostałaby olbrzymia energia i duże ilości pierwiastka przypominającego rad. Dziś wydaje się niemal pewne, że w najbliższej przyszłości będzie to możliwe.

To nowe zjawisko umożliwiłoby konstrukcję bomb i możliwe nawet - choć znacznie mniej prawdopodobne - że udałoby się stworzyć nowy rodzaj materiałów wybuchowych o ogromnej sile. Pojedyncza bomba tego typu, zdetonowana na pokładzie łodzi wpływającej do portu, mogłaby zniszczyć cały port i otaczające go tereny. Tego rodzaju materiały mogłyby się jednak okazać zbyt ciężkie, by dało się je transportować drogą powietrzną.

Stany Zjednoczone posiadają bardzo niewielkie złoża średniej jakości uranu. Pewne ilości występują w Kanadzie i na terenie byłej Czechosłowacji, natomiast najwięcej uranu znajduje się w Kongu Belgijskim. W związku z powyższym być może uzna Pan za niezbędne utrzymywanie stałego kontaktu pomiędzy Administracją a zespołem fizyków prowadzących w Ameryce badania nad reakcjami łańcuchowymi. Jednym z możliwych rozwiązań jest powierzenie tego obowiązku osobie, której Pan ufa i która mogłaby rozpocząć pracę w nieoficjalnym ośrodku.

(...)

Kto jest autorem tego listu? Czytaj na następnej stronie >>

ALBERT EINSTEIN DO PREZYDENTA USA FRANKLINA D. ROOSEVELTA, 2 sierpnia 1939

2 sierpnia 1939 roku, po konsultacji ze znajomymi fizykami, Leó Szilárdem i Eugenem Wignerem, Albert Einstein podpisał się pod poniższym listem skierowanym do ówczesnego prezydenta USA Franklina Roosevelta. W liście znalazła się informacja o możliwości stworzenia bomby atomowej z uranu, a także sugestia, by rząd Stanów Zjednoczonych przeznaczył czas i pieniądze na rozwój tego projektu, oraz ostrzeżenie, że fizycy z nazistowskich Niemiec rozpoczęli już podobne badania. W rezultacie prezydent Roosevelt utworzył Doradczy Komitet Briggsa do spraw Uranu, przekształcony następnie w olbrzymi projekt badawczy Manhattan, w ramach którego stworzono bomby Mały Chłopiec i Grubas. To właśnie je zrzucono na Hiroszimę i Nagasaki w 1945 roku, zabijając ponad 200 tysięcy ludzi. Podpisanie tego listu Einstein nazywał później największą pomyłką swojego życia.

Powstrzymać wojnę

(...)

Drogi przyjacielu,
przyjaciele nakłaniali mnie, bym napisał do Ciebie dla dobra ludzkości. Opierałem się tym prośbom, ponieważ czułem, że taki list byłby przejawem zuchwałości. Coś mówi mi jednak, że nie mogę dłużej się wahać i powinienem wysłać do Pana ten apel, niezależnie od tego, ile miałby być wart.

Z całą pewnością jest Pan dzisiaj jedyną osobą na świecie mogącą zapobiec wojnie, która prawdopodobnie przemieni ludzkość w grupę zdziczałych barbarzyńców. Czy naprawdę chce Pan zapłacić taką cenę za osiągnięcie celu, niezależnie jak bardzo dla Pana istotnego? Czy posłucha Pan prośby człowieka, który rozmyślnie i nie bez sukcesu stronił od konfliktów zbrojnych? Jeśli popełniłem błąd, pisząc do Pana, liczę na Pańskie wybaczenie.

Z przyjaźnią
(...)

Kto jest autorem tego listu? Czytaj na następnej stronie >>

MOHANDAS GANDHI DO ADOLFA HITLERA, 23 lipca 1939

23 lipca 1939 roku, kiedy po zajęciu Czechosłowacji przez Niemcy sytuacja w Europie stawała się coraz bardziej napięta, Mohandas Gandhi, słynny pokojowy przywódca indyjskiego ruchu niepodległościowego, napisał list do człowieka odpowiedzialnego za wybuch II wojny światowej: Adolfa Hitlera. Jak to czasem się zdarza, list Gandhiego - zawierający prośbę o zaprzestanie przez Hitlera działań wojennych "dla dobra ludzkości" - nigdy nie dotarł do adresata, a stało się tak w  wyniku interwencji brytyjskiego rządu. Zaledwie miesiąc później świat z przerażeniem obserwował najazd Niemców na Polskę, rozpoczynający największy i najbardziej krwawy konflikt w historii ludzkości.

Chcę przyłączyć się do walki

(...)

Drogi Panie Prezydencie:
czy mogę zabrać Panu i Pańskim pracownikom z Białego Domu odrobinę cennego czasu? W pełni świadomy trudnego okresu, jaki przechodzi obecnie ten kraj, ośmielam się pisać do Pana tylko dlatego, że wyłącznie majestat Pańskiego stanowiska może pomóc w rozwiązaniu mojej trudnej i wyjątkowej sytuacji.

(...)

Wszyscy moi krewni i przyjaciele już wkrótce maszerować będą po wolność i sprawiedliwość pod Gwiazdami i Pasami. Dlatego też, Panie Prezydencie, składam na Pańskie ręce ten wniosek i proszę, aby ocenił Pan, czy wolno mi przyłączyć się do nich w walce przeciwko tyranii i przemocy.

Na razie zabrania mi się tego, ponieważ kiedy uciekałem z Niemiec w 1939 roku, byłem obywatelem Wielkiej Brytanii. Przybyłem do Ameryki z moją matką, Irlandką, przede wszystkim po to, aby połączyć się z mieszkającymi tu krewnymi. W tym samym czasie zaproponowano mi w Stanach Zjednoczonych pracę dziennikarza i organizatora przemówień, a presja związana z zawodem nie pozwoliła mi dopełnić wszystkich odpowiednich formalności. Przyjechałem tu zatem jako gość.

(...)

W obliczu braku jakichkolwiek wytycznych rozumiem, że próba zaciągnięcia się do wojska osoby będącej bratankiem Hitlera to akt wymagający olbrzymiej odwagi, której człowiek nie może w sobie odnaleźć, jeśli pozbawia się go wszelkiego wsparcia.

Jeżeli natomiast chodzi o moją uczciwość, Panie Prezydencie, mogę jedynie Pana zapewnić, że jest ona udokumentowana i pod wieloma względami wpisuje się w dalekowzroczne podejście, za pomocą którego Pan - tak doskonale znający sposoby zarządzania państwem - wydobył od Kongresu zgodę na produkcję broni, będącej dziś ważnym gwarantem bezpieczeństwa naszego kraju. Chciałbym również nadmienić, że w czasach wielkiego dobrobytu i ignorancji próbowałem podejmować działania, które jako prawdziwy chrześcijanin uważałem za słuszne.

(...)

Czy mogę zatem mieć nadzieję, Panie Prezydencie, że w gorączce związanej z potężnym konfliktem zbrojnym nie odrzuci Pan mojego wniosku z powodów, na które nie miałem żadnego wpływu? Nie wyobrażam sobie dziś większego zaszczytu, Panie Prezydencie, niż móc żyć i służyć Panu, który spełnia marzenia Amerykanów, oraz większego przywileju, niż przyczynić się, choćby w niewielkim stopniu, do nadania Panu tytułu, którym zapewne będą nazywać Pana przyszłe pokolenia, mianowicie: największego w historii ludzkości Wyzwoliciela cierpiących.

(...)

Kto jest autorem tego listu? Czytaj na następnej stronie >>

PATRICK HITLER DO PREZYDENTA USA FRANKLINA D. ROOSEVELTA, 3 marca 1942

W 1940 roku, 12 miesięcy po ucieczce z nazistowskich Niemiec i zamieszkaniu w Nowym Jorku, autor tego listu próbował się zaciągnąć do armii Stanów Zjednoczonych, jednak jego kandydatura została odrzucona z bardzo nietypowego powodu: mężczyzna był bowiem bratankiem Adolfa Hitlera. Dwa lata później, po tym jak jego wuj wypowiedział wojnę Stanom Zjednoczonym, niezrażony poprzednią odmową William Patrick Hitler ponownie spróbował wstąpić w szeregi armii, tym razem z pomocą pisemnego podania, które wysłał bezpośrednio do prezydenta. List został natychmiast przekazany ówczesnemu dyrektorowi FBI J. Edgarowi Hooverowi, który przeprowadził odpowiednie śledztwo i ostatecznie wyraził zgodę na przyjęcie mężczyzny do wojska. William Patrick Hitler wstąpił do armii Stanów Zjednoczonych w 1944 roku, a w 1947 został zwolniony ze służby z powodu odniesionej rany. Zmarł 40 lat później w Nowym Jorku.

Terenowy Agent Federalny

Drogi Panie Prezydencie:
po pierwsze, chciałbym się przedstawić. Nazywam się (...) i żywię głęboki szacunek dla Pańskiego stanowiska. Trzy tygodnie temu rozmawiałem w Palm Springs z wiceprezydentem Agnewem i wyraziłem obawy związane z naszym krajem.

Środowiska, w których popularne są narkotyki, hipisi, SDS, Czarne Pantery i tym podobne, nie uważają mnie za swojego wroga czy też, jak zwykli to nazywać, członka panującej grupy społecznej. Ja z kolei zwykłem nazywać to Ameryką, którą kocham.

Panie Prezydencie, jestem gotów pomóc temu krajowi w każdy możliwy sposób. Moim jedynym motywem jest chęć niesienia pomocy ojczyźnie. Nie ubiegam się zatem o żaden tytuł ani żadne stanowisko. Więcej dobrego mógłbym zdziałać jako Terenowy Agent Federalny - w ten sposób mógłbym pracować, komunikując się z ludźmi ze wszystkich grup wiekowych. Jestem przede wszystkim artystą, ale potrzebuję również federalnych listów uwierzytelniających.

Znajduję się w samolocie razem z senatorem George’em Murphym i rozmawiam z nim na temat problemów, z którymi zmierzyć się musi nasz kraj.

Panie Prezydencie, zatrzymuję się w hotelu Washington, w pokoju 505-506-507. Towarzyszą mi dwaj moi współpracownicy: Jerry Schilling i Sonny West. Zamelduję się pod nazwiskiem Jon Burrows. Zostanę w hotelu tak długo, jak tylko będzie trzeba, aby otrzymać uprawnienia Terenowego Agenta Federalnego. Przeprowadziłem szeroko zakrojone badania dotyczące komunistycznych technik prania mózgu oraz uzależnienia od narkotyków i siedzę w tym temacie dość głęboko, dlatego będę mógł bardzo się przydać.

Z radością będę pomagał Panu tak długo, jak tylko moja rola utrzymywana będzie w tajemnicy. W ciągu najbliższych dwóch dni przez cały czas pozostaję do dyspozycji Pana i Pańskich pracowników.

(...)

P.S. Domyślam się, że Pan również znalazł się w pierwszej dziesiątce Najwybitniejszych Amerykanów Młodego Pokolenia. Mam dla Pana osobisty prezent, który chciałbym Panu podarować; może Pan go przyjąć albo przechowam go dla Pana do momentu, kiedy będzie Pan chciał go odebrać.

 Kto jest autorem tego listu? Czytaj na następnej stronie >>

ELVIS PRESLEY DO PREZYDENTA USA RICHARDA NIXONA, 21 grudnia 1970

Elvis Presley był zapalonym kolekcjonerem odznak policyjnych i posiadał kilkadziesiąt różnych egzemplarzy z wielu amerykańskich wydziałów i agencji. Istniała jednak odznaka, której szczególnie poszukiwał i której od dłuższego czasu nie mógł zdobyć: odznaka Biura do spraw Narkotyków i Niebezpiecznych Środków Odurzających. Królowi Rock And Rolla tak bardzo na niej zależało, że w grudniu 1970 roku poleciał do Białego Domu, aby osobiście przekazać ten napisany w samolocie list, w którym sprytnie zaoferował swoją pomoc w walce z narkotykami jako "Terenowy Agent Federalny". Jego wyprawa okazała się skuteczna. Kilka godzin po dotarciu na miejsce Presley spotkał się z Nixonem, wziął z nim udział w krótkiej sesji zdjęciowej i wręczył mu pistolet colt kaliber .45, a następnie poprosił o swoją wymarzoną odznakę. Nixon przychylił się do jego prośby, po czym zrobił sobie z nim zdjęcie i następnego dnia Elvis wrócił do Graceland. Od tamtej pory zdjęcia z tego niewiarygodnego i dziwacznego spotkania stały się najbardziej pożądanymi fotografiami w historii amerykańskich Archiwów Narodowych.

Ile to jest warte?

Drogi [usunięto]

Przede wszystkim chciałbym, żeby treść tego listu pozostała tylko między nami. Dziękuję. Słyszałem pana dzisiaj w programie BUFFALO TALKS Andy’ego Thomasa (na WWKB) i doszedłem do wniosku, że mógłbym napisać do pana w bardzo osobistej sprawie. Mam też do pana kilka innych pytań, które poniżej zamieszczę.

8 grudnia 1980 roku zastrzeliłem Johna Lennona. Wcześniej tego samego wieczoru poprosiłem go o podpisanie płyty Double Fantasy. Podpisał ją, zamieszczając również datę: 1980. Umieściłem następnie tę płytę za budką ochroniarza, gdzie znaleziono ją po moim aresztowaniu. Przez lata bezskutecznie próbowałem ją odzyskać (pomagało mi w tym 2 prawników), w nadziei, że będę mógł wystawić ją na aukcję i zdobyte w ten sposób pieniądze przeznaczyć na cel charytatywny związany z dziećmi. Pomyślałem, że mogę zrobić chociaż tyle. Czy można w jakiś sposób oszacować wartość takiego przedmiotu?

Kilka razy chciałem napisać w tej sprawie do jakiegoś handlarza (do głowy przychodził mi na przykład Charles Hamilton), ale nie zrobiłem tego. Wydaje mi się, że słuchając pana w radiu, zrozumiałem, że mogę panu ufać - bo tak w ogóle jestem raczej odludkiem. Czy można ocenić wartość takiej rzeczy? Czy może da się to zrobić tylko podczas aukcji? Proszę napisać mi, jak pan uważa.

Mam podpisaną autobiografię Sophie Tucker (z dedykacją) i zastanawiałem się, czy jest ona cokolwiek warta. Książka NIE MA obwoluty i jest w niezbyt idealnym stanie.

Czy ma pan jakiś manuskrypt Stephena Kinga? Ile warte są takie rzeczy? A listy J.D. Salingera? Chciałbym zdobyć jakieś ręcznie pisane listy. Czy mógłby pan wysłać mi adresy handlarzy, którzy mogliby mieć wyżej wymienione przedmioty?

(...)

Kto jest autorem tego listu? Czytaj na następnej stronie >>

MARK CHAPMAN DO EKSPERTA OD MEMORABILIÓW, 10 kwietnia 1986

Wieczorem 8 grudnia 1980 roku do Johna Lennona, jednego najsłynniejszych i najbardziej rozpoznawalnych ludzi na świecie, podszedł łowca autografów, czekający pod jego nowojorskim mieszkaniem, i bez słowa podał mu do podpisu płytę Double Fantasy. Lennon złożył na niej autograf. Kilka godzin później ten sam mężczyzna, Mark Chapman, zabił Lennona, strzelając mu cztery razy w plecy, a potem poczekał na przyjazd policji. Sześć lat później, przebywając w więzieniu Attica Correctional Facility w Nowym Jorku, zabójca Lennona napisał list do eksperta od memorabiliów i zapytał, ile warta mogłaby być jego podpisana płyta.

 
Korespondencja pochodzi z książki "Listy niezapomniane", w której została zebrana i opisana przez Shauna Ushera. Wydawnictwo: Sine Qua Non.

Skróty oznaczone (...) pochodzą od redakcji.



INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy