Let 200 Morava: Najpiękniejszy samolot sanitarny

Samolot sanitarny L-200D Morava lata 70 /Wacław Hołyś /Muzeum Ratownictwa w Krakowie
Reklama

W latach 60. na polskim niebie pojawił się samolot, który musiał przyciągać uwagę zarówno na ziemi jak i w powietrzu - let 200 "morava". Choć był niewielkich rozmiarów zachwycał zarówno latające nim załogi, jak również pasjonatów. W lotnictwie sanitarnym wniósł nową jakość, szczególnie na dalszych trasach, a jeden z nich próbowano nawet porwać!

Ten dwusilnikowy samolot wielozadaniowy powstał w legendarnych czechosłowackich zakładach Let w Kunovicach, pod kierunkiem inż. Letislava Smrecka. Fabryka ta znana była z udanych konstrukcji, chociażby let aero i super aero, a kolejny z nich był jeszcze doskonalszy. Choć wspomniane starsze konstrukcje również miały wyjątkowe piękne kształty, to "morava" stała się legendą.

Maszyna miała 8,6 m długości, 12,3 m rozpiętości i mogła zabrać na pokład do 5 osób - w wersji sanitarnej oczywiście chorego na noszach. Dwa rzędowe silniki Walter o mocy 210 km zapewniały 310 km/h maksymalnej prędkości, przy zasięgu 1900 km. Pozwalało to w przypadku transportów sanitarnych na zaplanowanie trasy nawet przez kilka miast w Polsce. Oprócz dużej prędkości i zasięgu miała jeszcze jedną niebagatelną zaletę - mogła wylądować praktycznie wszędzie, bez konieczności lotniskowej infrastruktury.

Reklama

Polskie lotnictwo sanitarne używało "morav" od 1960 roku, a pierwszym był egzemplarz zarejestrowany ze znakami SP-NXA. Przez kilka dziesięcioleci eksploatacji maszyny te zyskały dużo sympatii. Choć zdarzyło się kilka poważnych wypadków, ostatnie egzemplarze wycofano na początku XXI wieku. Łącznie do Polski sprowadzono ich ok 50 sztuk w obu wersjach l-200a i l-200d.

Ta ostatnia była efektem wymogów jednego z największych użytkowników tej maszyny - radzieckiego Aerofłotu. Różniła się min. trójłopatowymi metalowymi śmigłami (wersja l-200a miała dwułopatowe) i awioniką. W latach 70. jednak postanowiono pozbyć się z floty samolotów "nieradzieckich", co dało szansę na kolejne egzemplarze dla polskiego lotnictwa sanitarnego, a tym samym na wycofanie najstarszych maszyn.

Oprócz Polski "moravy" użytkowane były we wspomnianym ZSRR, lotnictwie Czechosłowacji, USA, Australii, Kuby, Argentyny, Jugosławii, RFN, Wielkiej Brytanii, Węgier, Indii, Włoch, Bułgarii, Egiptu, Indonezji i Francji. Kilka z nich można jeszcze spotkać na pokazach lotniczych w stanie lotnym, jak również w zbiorach muzealnych.

Wspomniane wcześniej egzemplarze poradzieckie trafiły do Polski mocno wyeksploatowane i zaniedbane techniczne. Tylko dzięki zaangażowaniu personelu naziemnego i mechaników udało się je doprowadzić do latania. Kilka "morav" niestety utracono w wyniku wypadków i katastrof. Jedną z nich był pożar maszyny z ZLS Zielona Góra 29 maja 1973 roku w rejonie wsi Skąpin. Pilot cudem posadził maszynę w szczerym polu, ale w wyniku odniesionych obrażeń nie udało się niestety uratować pielęgniarki.

Zielonogórski ZLS przeżył też wyjątkowo niespodziewany incydent ze swoją "moravą" - próbę porwania! Z lotniska Przylep w 1982 roku usiłowano uprowadzić egzemplarz zarejestrowany ze znakami SP-EXA. Co ciekawe czterech sprawców swoją lotniczą wiedzę oparło na lekturze znanego periodyku i książce o Dywizjonie 303! Za cel ucieczki wybrali ciepłą Hiszpanię z powodu dobrego klimatu, ale brak ich umiejętności obsługi samolotu doprowadził do wjechania "moravy" prosto w hangar!

O autorze

Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Jego artykuły o historii ratownictwa pojawiają się regularnie w serwisie Menway.interia.pl.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy