Kaukaskie dolmeny: Tajemniczy świadkowie zamierzchłej przeszłości ukryci w rosyjskich lasach

Północno-wschodnie wybrzeże Morza Czarnego skrywa tajemnicę, której wiek niektórzy oceniają nawet na... 25 tys. lat. W okolicach miasta Gelendżyk, w malowniczym Kraju Krasnodarskim, napotkać można milczących świadków historii ludzkiej działalności z czasów neolitu. Dolmeny, bo tak nazywają się kamienne konstrukcje, znajdowane są na całym świecie, ale te znad Morza Czarnego są na pewno najbardziej zagadkowe. Nieznane jest ich pochodzenie i przeznaczenie. Co więcej, poszukiwacze wciąż odnajdują nowe obiekty w tym rejonie.

Po obu stronach łańcucha kaukaskiego, w pobliżu Soczi, Tuapse, Noworosyjska i Gelendżyka, na obszarze ponad 12 tys. kilometrów kwadratowych w leśnych ostępach znajdują się tysiące kamiennych konstrukcji. 

Niektórzy uważają, że postawiono jej tutaj około czwartego tysiąclecia p.n.e., choć są i tacy specjaliści, którzy utrzymują, że neolityczne "budowle" mogą pochodzić nawet sprzed 25 tysięcy lat. Jeszcze inni, do tej grupy zaliczają się głównie okoliczni mieszkańcy, wolą ogólne stwierdzenie, iż dolmeny kaukaskie są po prostu "bardzo stare" - i ci mają chyba najwięcej racji.

Reklama

Słowo dolmen zaczerpnięte zostało z języka celtyckiego, pomimo tego, że Celtowie nie są autorami zagadkowych konstrukcji. To zlepek dwóch określeń: "daul" oznaczającego płaską powierzchnię i "maen", czyli kamień. Takie płaskokamienne obiekty znajdowano już na Wyspach Brytyjskich, w Japonii, Indiach czy północnej Afryce. 

Postawiono je w bardzo prymitywny sposób, kładąc ogromne, cyklopowe głazy jeden na drugim albo obok siebie, dopasowując je w miarę możliwości. Luki zapełniono ziemią. Kamienie noszą ślady obróbki - część z nich jest uformowana tak, aby tworzyła ostre krawędzie, a część to okrągłe, gładsze bloki. 

Choć zostały one bardzo dokładnie przebadane, nadal rodzą więcej pytań niż odpowiedzi. Co można powiedzieć o nich na pewno to to, że chociażby w Anglii czy na Dalekim Wschodzie zadbano o ich odpowiednie zabezpieczenie jako cennych zabytków.

W przeciwieństwie do dolmenów krasnodarskich, które można określić jako "dzikie". Mało kto w Moskwie przejmuje się losem ukrytych w lasach konstrukcji. Niewiele wiadomo o ich pochodzeniu i o tym, do czego właściwie służyły. Szacuje się, że dotychczas znaleziono ich około trzech tysięcy, ale znaczna część została zdewastowana albo zwyczajnie zniszczona przez naturalne procesy.

Na pierwszy rzut oka wyglądają bardzo podobnie, choć po bliższej inspekcji można zauważyć pewne różnice w ich budowie. Część została skonstruowana na planie kwadratu, inne mają bazę trapezoidalną lub okrągłą. Zależało to zapewne od kształtu kamieni. Charakterystyczną cechą jest niewielki otwór w jednej z pionowych ścian.

Zdaniem ekspertów dolmeny pełniły ważną rolę przy obrządkach religijnych, szczególnie podczas pochówków. Na froncie, czyli pod ścianą z otworem, najprawdopodobniej odprawiano rytuały, o czym mogą świadczyć pozostałości naczyń i narzędzi. Same ściany pokryte są niezbyt wyrafinowanymi zdobieniami w postaci wyrytych wzorów o nieokreślonym znaczeniu.

To w zasadzie wszystko, co można powiedzieć o dolmenach pod Gelendżykiem. Nie wiadomo, skąd ówcześni ludzie mieli wiedzę i technikę potrzebną do formowania kamiennych głazów. Wszelka wiedza na temat roli dolmenów pozostaje w sferze domysłów. Nad neolitycznymi konstrukcjami przeprowadzono sporo badań, lecz nie poskutkowało to specjalnym zainteresowaniem władz. 

Nie przekonuje nie tylko ich wiek, ale także pokaźna liczba. Co prawda cieszą się popularnością wśród turystów, ale ci docierają do zabytków na własną rękę. W ten sam sposób także dbają o nie okoliczni mieszkańcy i miłośnicy historii. Jednak bez odpowiedniej pomocy nadal będą padać ofiarą wandali i niszczeć wraz z upływem czasu.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama