Jan Henryk Dąbrowski. Zdrajca i saski przybłęda?

Generał Jan Henryk Dąbrowski na obrazie Januarego Suchodolskiego /domena publiczna
Reklama

Do wojska polskiego przeszedł z armii saskiej, ale na dobre łatka kolaboranta przylgnęła do niego, gdy przystąpił do Targowicy. Dla powstańców ery insurekcji kościuszkowskiej był zdrajcą, godnym kary śmierci. Co sprawiło, że opinia o nim diametralnie się zmieniła?

Jan Henryk Dąbrowski zaczynał wojskową karierę w armii saskiej, w której już od wielu lat służył jego ojciec, Jan Michał Dąbrowski. W 1771 roku, w wieku 16 lat, jako chorąży wstąpił do złożonego z Polaków pułku szwoleżerów im. księcia Alberta. Stopień otrzymał na wyrost, dzięki pozycji rodzica; tak naprawdę dopiero w służbie poznawał wojskowe i wojenne arkana.

Po raz pierwszy wziął udział w konflikcie zbrojnym w 1778 roku - walczył w wojnie o sukcesję bawarską, nazywanej też "wojną kartoflaną". "Miałem chęć odznaczenia się, lecz ani wiadomości, ani dostatecznej okazji do tego" - napisał potem.

Reklama

Dwa lata później został przeniesiony do gwardii przybocznej króla saskiego i rozpoczął służbę w stolicy państwa, Dreźnie. To otworzyło przed nim drogę do awansu. Z czasem mianowano go adiutantem dowódcy gwardii, pułkownika Moritza von Bellegarde’a, reformatora saskiej kawalerii, który uczynił z niej najlepiej zorganizowaną jazdę w ówczesnej Europie.

W gwardii dał się poznać jako oficer pracowity, sumienny i zdolny, a życzliwą uwagę zwrócił na niego sam Bellegarde. Wiele wskazywało, że młody Polak zrobi w armii saskiej karierę. Znalazł się w tym czasie blisko dworu. Wydawało się, że czuje się dobrze w niemieckiej kulturze - ożenił się z Niemką, a po niemiecku mówił lepiej niż po polsku.

W wojsku polskim

Los chciał jednak inaczej. Na fali reform Sejmu Wielkiego w 1788 roku podjęto w Polsce uchwałę o zwiększeniu stanu wojska do 100 tysięcy żołnierzy. Zdecydowano też, że jedna trzecia stanowisk oficerskich obsadzona zostanie przez doświadczonych Polaków z obcych armii. Jedno z nich chciano powierzyć właśnie Dąbrowskiemu.

Starania o pozyskanie go zajęły trochę czasu. Związany całym swym dotychczasowym życiem z Saksonią, wahał się ją porzucić. Wreszcie jednak 28 czerwca 1792 roku przeszedł do wojska polskiego w stopniu podpułkownika, z gażą 8 tysięcy złotych rocznie. Przydzielono go do 1. Wielkopolskiej Brygady Kawalerii na stanowisko wicebrygadiera - szefa szkolenia.

O największych wodzach w naszej historii przeczytacie w książce "Polscy bogowie wojny". Możecie ją zamówić z rabatem w księgarni wydawcy.

Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o największym sukcesie XVII-wiecznej Rzeczpospolitej w walce z Tatarami. 

Po rozpoczęciu służby nowy oficer przystąpił energicznie do podnoszenia poziomu dyscypliny i wyszkolenia w jednostce. Brygada Wielkopolska przedstawiała bowiem pożałowania godny stan rozprężenia, a jej wartość bojowa była naprawdę niewielka. Dąbrowski rozpoczął uzupełnianie stanów, gromadzenie koni i ekwipunku, ćwiczenie musztry i taktyki.

U oficerów zwalczał absencję, przywłaszczanie pieniędzy, pijaństwo, karty i handel końmi. Swoimi działaniami zdobył uznanie zarówno części przełożonych, świadomych fatalnego poziomu polskiej armii, jak i młodych oficerów, zadowolonych, że oto buduje się wreszcie prawdziwe siły zbrojne. Wysiłek się opłacił - już po kilku miesiącach jednostka zaczęła przypominać wojsko z prawdziwego zdarzenia. To właśnie tu przyszły twórca Legionów po raz pierwszy wykazał swoje talenty organizacyjne. Wykorzystał je później jeszcze wiele razy.

Targowica

W przegranej wojnie polsko-rosyjskiej jazda wielkopolska nie wzięła czynnego udziału. Po klęsce 1792 roku rządy w kraju objęli targowiczanie, wspierani przez rosyjskie bagnety. Dąbrowski długo opierał się przez przystąpieniem do konfederacji targowickiej, lecz zdając sobie sprawę ze swojej trudnej sytuacji materialnej (miał czworo dzieci i był mocno zadłużony) pod koniec roku podpisał akces. Traktował go wyłącznie jako formalność, ale niechętni mu ludzie zapamiętali to na długo. Tym bardziej, że podjął następnie pracę w Komisji Wojskowej, która dokonywała redukcji armii według postanowień sejmu grodzieńskiego.

Dąbrowski był legalistą i nie w głowie były mu bunty. Podczas pracy starał się jednak minimalizować straty i pozostawiać w służbie jak najlepszych oficerów. Z racji udziału w Komisji bywał w Warszawie, gdzie stykał się z rządzącym faktycznie w Polsce rosyjskim posłem Osipem Igelströmem. Wszystko to, w połączeniu z jego surowością, pracowitością i przywiązaniem do zasad, sprawiało, że nie cieszył się w kraju popularnością. Zarzucano mu zdradę i zaprzaństwo, nazywano Niemcem i "saskim przybłędą".

Niechęci wobec zdolnego oficera nie zmieniło nawet jego zachowanie podczas drugiego rozbioru. W lutym 1793 roku przez dwa dni szczupłymi siłami bronił Gniezna przed wkraczającymi Prusakami, potem zaś gorąco apelował, by stawić zaborcom zdecydowany opór. Wystąpił też z interesującym pomysłem, by połączyć dywizję wielkopolską z oddziałami warszawskimi, a następnie wspólnie uderzyć na wchodzące do Wielkopolski siły pruskie.

Gdyby próba powstrzymania wroga się nie powiodła, proponował marsz do Gdańska, gdzie polskie jednostki mogłyby czekać na pomoc Francji. Inna jego propozycja przewidywała połączenie dywizji wielkopolskiej, małopolskiej oraz ukraińskiej i wspólne przebijanie się przez Galicję nad Ren - do rewolucyjnej Francji. Wszystkie te koncepcje zostały odrzucone przez dowództwo armii koronnej.

Skazany na śmierć

Przyklejona Dąbrowskiemu łatka kolaboranta sprawiła, że gdy w marcu 1794 roku brygada kawalerii Madalińskiego rozpoczęła swój słynny marsz na południe, który stał się iskrą do wybuchu powstania kościuszkowskiego, wicebrygadier nie został wtajemniczony w spisek. Mało tego, to właśnie jego Komisja Wojskowa wysłała, by zatrzymał pozostałe szwadrony jednostki i zaprowadził porządek. Tak też zrobił, a następnie obserwował rozwój sytuacji, nie opowiadając się po żadnej ze stron.

Do powstania przystał dopiero w kwietniu, gdy insurgenci opanowali Warszawę. Najpierw musiał jednak postarać się o oczyszczenie swojego imienia. Wcześniej bowiem generał Madaliński zwołał w brygadzie sąd polowy, który zaocznie skazał na śmierć kilku oficerów mocno zaangażowanych w redukcję armii, a wśród nich także Dąbrowskiego...

Do rehabilitacji wicebrygadiera doprowadził dopiero młody działacz patriotyczny z Wielkopolski, Józef Wybicki. Poparł ją sam Tadeusz Kościuszko, który wierzył w wojskowe umiejętności i patriotyczne zalety Dąbrowskiego. I to właśnie Naczelnik awansował go 20 czerwca 1794 roku na generała. I chyba nigdy nie pożałował tej decyzji.

W czasie insurekcji słabo wcześniej znany i oskarżany o zdradę Dąbrowski awansował do grona największych patriotów. Ten nowy status ugruntowało jeszcze jego zachowanie po upadku powstania. Odrzucił atrakcyjne propozycje wstąpienia na służbę pruską lub rosyjską i wyjechał do Francji z myślą o tworzeniu tam polskich oddziałów wojskowych. Tak zaczął się nowy rozdział w życiu generała, rozdział, który przyniósł mu największą sławę i trwałe miejsce w polskiej historii.

O największych wodzach w naszej historii przeczytacie w książce "Polscy bogowie wojny". Możecie ją zamówić z rabatem w księgarni wydawcy.

Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o największym sukcesie XVII-wiecznej Rzeczpospolitej w walce z Tatarami. 

Paweł Stachnik - Dziennikarz i redaktor, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów historycznych zamieszczanych na łamach krakowskiego "Dziennika Polskiego", miesięczników "Kraków", "Sowiniec", "MMS Komandos" i innych. Napisał również książkę "Ludzie 4 czerwca" poświęconą wydarzeniom 1989 roku.


Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy