Incydent pod Dogger Bank. Pomyłka, która ośmieszyła Rosję

Pancernik "Orioł" na szczęście miał tak źle wyszkoloną załogę, że nie trafili żadnego trawlera /domena publiczna
Reklama

Tuż po wybuchu wojny pomiędzy Rosją a Japonią, Rosjanie ponieśli serię porażek na morzu. 9 lutego 1904 roku pod Port Artur stracili uszkodzone pancerniki "Cesariewicz" i "Retwizan", który osiadł na dnie, oraz krążownik pancernopokładowy "Pałłada". Lekkie uszkodzenia odniosły krążowniki "Nowik", "Askold" i "Bajan".

Tego samego dnia Japończycy zmusili pod Czemulpo do samozatopienia krążownik "Wariag" i kanonierkę "Korojec". Niedługo później na własnych minach wyleciał w powietrze stawiacz min "Jenisej" i lekki krążownik "Bojarin". W kwietniu na japońskiej minie wyleciał pancernik "Pietropawłowsk", który zatonął wraz z całą załogą i admirałem Stiepanem Makarowem, dowódcą Floty Pacyfiku.

Reklama

W kolejnych tygodniach japońska flota zablokowała Port Artur, a próby jej przerwania zakończyły się śmiercią nowego dowódcy, kontradmirała Wilgelma Witgefta, podczas bitwy na Morzu Żółtym i internowaniem uszkodzonych okrętów w portach niemieckich i francuskich kolonii. Po nieudanej próbie przedarcia się Eskadry Syberyjskiej i kolejnej przegranej bitwie, car Mikołaj II i rząd podjęli decyzję o wysłaniu na ratunek okrętów Floty Bałtyckiej.  

Na wschód!

Przygotowania do rejsu trwały prawie pół roku. Rosjanie musieli przygotować zapasy węgla, amunicji i prowiantu. Opracować szczegółową marszrutę i zaplanować każde bunkrowanie, tym bardziej, że Brytyjczycy rzucali Rosjanom kłody pod nogi. Jako sojusznik Japonii odmówili eskadrze przejścia przez Kanał Sueski i aprowizacji w ich portach.

Rosyjska dyplomacja zwróciła się do Francji, która, jako bliski sojusznik Rosji i przeciwnik Zjednoczonego Królestwa, nie omieszkała zrobić na złość królestwu. Obie strony opracowały harmono­gram bunkrowania i aprowizacji okrętów, szyfr dla telegramów, instrukcje dla przedstawicieli władz kolonialnych oraz zasady współpracy wywiadów.

Węgiel miała dostarczyć firma handlowa Mojsieja Ginsburga, która zawarła umowę na dostawy paliwa z niemieckim Towarzystwem Żeglugowym "Ham­burg — Amerika Linie". Wszystko było organizowane w najgłębszej tajemnicy. Zarówno Francja, jak i Niemcy były krajami neutralnymi. Pomoc, jaką udzieliły Rosji, łamała całą masę międzynarodowych umów.

15 października 1904 roku z portu w Libawie wyszła eskadra licząca 42 okręty i około 12 tys. ludzi. Zespołem nazwanym Drugą Eskadrą Pacyfiku, dowodził admirał Zinowij Rożestwienski. W ciągu następnych pięciu miesięcy okręty miały pokonać 18 tysięcy mil morskich.

Plotki wywiadu

Od samego wyjścia w morze na pokładach okrętów panowała paranoja, dotycząca możliwego ataku przez japońskie okręty już na wodach Bałtyku lub Morza Północnego. Wynikała ona z doniesień wywiadu, który za wszelką cenę chciał udowodnić swoją wartość. Prokurując nawet fałszywe informacje.

Jak pisał prof. Józef W. Dyskant: "[Wywiad] zasypywał [...] meldunkami o pojawieniu się zamaskowanych tor­pedowców japońskich czy okrętów podwodnych, ukry­wających się w fiordach norweskich i szwedzkich, o minowaniu nocą tras przejścia z balonów obserwa­cyjnych, o budowanych w stoczniach brytyjskich tor­pedowcach japońskich i kutrach rybackich z wyrzut­niami torpedowymi.

Meldunki te, ugruntowane przez różnorodne nierzetelne dywagacje prasowe i wyolbrzy­mione przez plotkę okrętową, wywołały wśród dowódz­twa i załóg Eskadry poczucie nieustannego zagrożenia przed atakiem wszechobecnego tajemniczego przeciw­nika. Toteż artylerię utrzymywano w gotowości do natychmiastowego otwarcia ognia".

Strach przed wszędobylskim wrogiem doprowadził do wydania niszczycielom eskorty rozkazu, który brzmiał:

- "podczas nocnego rejsu nie wolno dopuścić, aby jakikolwiek statek przecinał drogę eskadry i zbliżał się do niej na odległość mniejszą niż 4 kable;
- zatrzymać zbliżający się statek strzałem przed dziób, wskazać kurs wyjścia z obszaru ograniczonego lub poczekać, aż eskadra go minie;
- w przypadku niespełnienia przez statek wymagań, należy używać przeciwko niemu broni wszelkiego rodzaju;
- statki, które przechodzą w pobliżu eskadry oświetlać za pomocą reflektora".

W dodatku, jeśli oficer wachtowy uznałby, że okręt jest zagrożony, mógł otworzyć ogień wedle swojej oceny. Doprowadziło to do krwawej pomyłki.

Kaskada błędów

Plan zaczął się sypać, kiedy 20 października eskadra krążowników kontradmirała Oskara A. Enquista weszła w gęstą mgłę, która zmusiła go do ograniczenia prędkości do 6 węzłów. Ponadto na warsztatowcu "Kamczatka" doszło do uszkodzenia mechanizmów w maszynowni, ograniczając jego prędkość do zaledwie 5 węzłów. Dobę później okręt znalazł się 54 kilometry za głównymi siłami.

21 października o 20.55 na okręcie flagowym odebrano alarmistyczną depeszę radiotelegraficzną. Dowódca "Kamczatki" informował, że jest atakowany przez osiem japońskich torpedowców i wzywa natychmiastową pomoc. O 22.00 adm. Rożestwienski rozkazał ogłosić alarm bojowy.

"Kamczatka" walczyła z okrętami ledwie widocznymi we mgle. Tuż przed północą na flagowego "Kniazia Suworowa" dotarła depesza, w której warsztatowiec prosił o podanie pozycji okrętu flagowego i zes­połu oraz o wystrzelenie rakiet, które pomogłyby zorientować się w położeniu.

Faktycznie "Kamczatka" zgubiła się manewrując przed "torpedami" i odpowiadając ogniem dział. W rzeczywistości nie było w pobliżu żadnych okrętów, a Rosjanie ostrzelali dwa frachtowce, które w nocy i we mgle wzięli jakimś cudem za torpedowce.

Kolejne pomyłki jedynie eskalowały problem. Nadający depesze radiotelegrafista użył błędnego sygnału wywoławczego, w dodatku zakłócenia meteorologiczne zniekształciły wiadomość. Na pancerniku uznano, że nie nadała ich "Kamczatka", ale torpedowce, które zajęły lub zatopiły okręt. Na okrętach eskadry oczekiwano ataku japońskich okrętów z prawej tylnej ćwiartki zgrupowania.

"Atakują torpedowce!"

Według obliczeń adm. Rożestwienskiego "atakujące torpedowce, o których obecności został słusznie lub niesłusznie poinformowany, musiały znajdować się 50 mil za dowodzonym przez niego oddziałem, a zatem mogły go wyprzedzić około godziny po północy".

Około północy wydał kolejny rozkaz: "Zwiększyć czujność i czekać na atak torpedowców". Zespół pancerników 55 minut po północy, 22 października znalazł się niemal w środku flotylli brytyjskich rybaków.

Naoczni świadkowie zeznali później, że "wszystkie te statki nosiły obowiązkowe światła i pływały zgodnie ze zwykłymi zasadami, pod kierunkiem szypra, który przekazywał instrukcje za pomocą rac sygnałowych".

Oficerowie na mostku nawigacyjnym "Księcia Suworowa" najpierw zauważyli podejrzany statek po prawej burcie w odległości 18-20 kabli. Według nich nie było żadnych świateł pozycyjnych, a jednostka skierowała się prosto na pancernik. We mgle zauważono opadającą racę sygnalizacyjną. Rosjanie wzięli to za sygnał do ataku torpedowego.

Kiedy podejrzany statek został oświetlony reflektorem, obserwatorom wydawało się, że zauważyli trzykominowy torpedowiec zmierzający w kierunku "Księcia Suworowa" z pełną prędkością. Za nim zbliżały się inne małe jednostki, z numerami na bur­tach, które "uparcie płynęły pod dzioby pancerników". Na podstawie tych obserwacji admirał rozkazał otworzyć ogień.

Nocna strzelanina

Nagle na kursie "Księcia Suworowa" pojawił się statek zidentyfikowany jako rybacki trawler. Dowódca wysłał sygnał "nie strzelajcie do rybaków", jednak w zamieszaniu na nic to się zdało. Sam Rożestwienski chwilę później zauważył podejrzane okręty, które wkrótce rozpoznano jako japońskie krążowniki.

Eskadra siedmiu pancerników natychmiast skoncentrowała na nich ogień. W rzeczywistości były to rosyjskie krążowniki "Dmitrij Donskoj" i "Aurora", które osłaniały lewe skrzydło formacji. Po kilku trafieniach oba okręty zostały uszkodzone i zginęło na nich dwóch marynarzy, w tym kapelan dywizjonu krążowników.

W ogniu walki kilka rosyjskich okrętów sygnalizowało, że zostały trafione torpedami. Na pokładzie pancernika "Borodino" rozeszły się pogłoski, że na pokład weszli Japończycy. Niektóre załogi włożyły kamizelki ratunkowe i przygotowywały się do opuszczenia pokładów. W tym momencie torpedowce i krążowniki zniknęły we mgle.

Rożestwienski nakazał przerwanie ognia. Wokół były wyłącznie jednostki cywilne. W wyniku ostrzału zatopiony został trawler "Crane", a uszkodzone cztery dalsze: "Mina", "Moulimein", "Snipe" i "Swift". Wszystkie należały do brytyjskiej spółki rybackiej "Kersal Brothers and Heating" z Hull. Zginęło dwóch rybaków, a sześciu zostało ran­nych.

Poważniejszych strat po obu stronach udało się uniknąć jedynie dzięki wyjątkowo niskiej jakości wyszkolenia rosyjskich artylerzystów i słabej jakości systemów kierowania ogniem. Na przykład pancernik "Orioł", wystrzelił ponad 50 pocisków nie trafiając w nic.

Ucieczka

Prof. Dyskant pisze, że "rozgorączkowanych artylerzystów trzeba było siłą odrywać od dział, a koń­cowy 'Anadyr" strzelał jeszcze na chybił-trafił ze swoich czterdziestek siódemek przez kilka minut. Oba zespoły rosyjskie uporządkowały wkrótce swoje szyki i gdy dołączyła "Kamczatka", która znów meldowała o dostrzeżeniu dwóch torpedowców, odpłynęły, nie udzielając poszkodowanym rybakom pomocy".

Kiedy rybacka flotylla wróciła do portu w Hull, na wyspach wybuchł skandal. Incydent doprowadził do poważnego konfliktu dyplomatycznego między Rosją, a Wielką Brytanią, który był szczególnie niebezpieczny ze względu na układ sojuszy.

W następstwie tego niektóre brytyjskie gazety nazwały rosyjską eskadrę "piracką" i "flotą wariatów", a admirał Rożestwienski był krytykowany za nieudzielenie pomocy. Artykuł wstępny "Timesa" był szczególnie zjadliwy:



 "Jest prawie nie do pomyślenia, aby ktokolwiek nazywający siebie marynarzem, bez względu na to, jak bardzo by się bał, mógł spędzić dwadzieścia minut na bombardowaniu floty łodzi rybackich, nie odkrywając natury celu".

W szczególności żądano niezwłocznego powrotu eskadry do Kronsztadu i postawienia admirała Rożestwienskiego przed trybunałem wojskowym.

Royal Navy rozpoczęła przygotowania do wojny, a 28 pancerników Home Fleet otrzymało rozkaz podniesienia pary w kotłach i przygotowania się do akcji. W tym czasie brytyjskie eskadry krążowników śledziły rosyjską flotę, która przepływała już przez Zatokę Biskajską.

23 października na posiedzeniu rządu brytyjskiego zażądano od władz rosyjskich natychmiastowych szczegółowych wyjaśnień, ogłoszono mobilizację jednostek z Gibraltaru i Channel Fleet. Pod naciskiem dyplomatycznym rząd rosyjski zgodził się zbadać incydent.

Śledztwo

Rożestwienski zostawił w hiszpańskim Vigo oficera, który miał odpowiadać w jego imieniu przed międzynarodową komisją. Ten przedstawił pięciu admirałom-komisarzom, którzy mieli zbadać sprawę w zgodzie z konwencją haską.

Rosyjskie stanowisko było dość jasne. Uważali oni, że "incydent wywołany został przez dwa nieznane torpedowce, idące w ciemnościach, bez świateł, do ataku na pancernik 'Suworow’.

Po oświet­leniu ich reflektorami i otwarciu ognia zauważono obecność kilku jednostek rybackich. Starano się je oszczędzać w czasie ostrzału, który przerwano, gdy torpedowce stracono z oczu.

Ponieważ przy zespole nie było żadnego kontrtorpedowca rosyjskiego, pozo­stającym do rana na miejscu incydentu mógł być tylko jeden z atakujących torpedowców, uszkodzony lub poszukujący swego zaginionego towarzysza, który mógł zostać zatopiony. Nie udzielił rybakom pomocy, aby nie zdradzić swojej przynależności państwowej.

Nato­miast Eskadra nie mogła jej udzielić, podejrzewając o współudział w tym napadzie jednostki rybackie. Jeśli zaś trawlery zostały przypadkiem wciągnięte w star­cie — dowództwo Eskadry wyraża głębokie współ­czucie ofiarom zajścia, jednakże w okolicznościach po­wyższych musiało postąpić zgodnie z zasadami przy­jętymi w czasie wojny".

Raport międzynarodowej komisji nie był dla Rosjan łaskawy. Admirałowie napisali w podsumowaniu wyroku:

"1. większość komisarzy [...] uważa, że wśród rybaków ani w ogóle w tym miejscu nie było torpedowca; w związku z tym otwarcie ognia przez admirała Rożestwienskiego było nieuzasadnione;

2. czas trwania ognia od prawej burty [...] wydawał się większości komisarzy dłuższy niż to konieczne;

3. większość komisarzy żałuje, że admirał Rożestwienski, przechodząc przez Pas-de-Calais, nie zawracał sobie głowy powiadomieniem władz sąsiednich mocarstw morskich, że był zmuszony strzelać do statków rybackich nieznanej narodowości i że te ostatnie potrzebują pomocy.

4. wyroki sformułowane w tym raporcie nie rzucają żadnego cienia na zdolności wojskowe ani na uczucia człowieczeństwa admirała Rożestwienskiego i personelu jego eskadry".

Międzynarodowa komisja zarządziła odszkodowanie na rzecz poszkodowanych w wysokości 65 tysięcy funtów szterlingów. Kryzys został zażegnany.

Druga Eskadra Pacyfiku dotarła na Daleki Wschód w połowie maja 1905 roku. 27 maja pod Cuszimą rozpoczęła się bitwa, w której okręty Rożestwienskiego zostały całkowicie rozbite. Była to klęska niespotykana w historii wojen. Z całej floty ocalały jedynie trzy krążkowniki pancernopokładowe, które zostały internowane w Manili oraz lekki krążownik "Ałmaz" i dwa kontrtorpedowce, które przedarły się do Władywostoku.

Rożestwienski trafił do niewoli. Po podpisaniu porozumienia pokojowego wrócił do Rosji, gdzie został zdymisjonowany z zajmowanych stanowisk i postawiony przed sądem. Ze względu na odniesione rany sąd oddalił zarzuty. Pogromca flotylli rybackiej zmarł w 1909 roku na zapalenie płuc.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama