Igo Sym. Najprzystojniejszy polski zdrajca

Igo Sym - jeden z najprzystojniejszych polskich aktorów międzywojnia /Narodowe Archiwum Cyfrowe /domena publiczna
Reklama

Karol Sym (bo tak miał naprawdę na imię) urodził się 3 lipca 1896 roku w Innsbrucku. Był drugim z trzech synów małżeństwa Polaka Antoniego Syma i Austriaczki Julii Sep. Od dziecka marzył o scenie - i miał do tego warunki. Przystojny amant, karierę zaczął jednak jako... księgowy w banku. Później, już w Warszawie, dostał pracę urzędnika.

Choć posada była niezła, nie przynosiła kokosów - co miało się położyć cieniem na dalszym życiu Syma. Z powodu pieniędzy (a w zasadzie ich braku) rozpadło się bowiem jego małżeństwo z Heleną Fałat, córką Juliana Fałata, znanego malarza i rektora krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Kobieta, przyzwyczajona do luksusów, nie zamierzała żyć z urzędniczej pensji.

Reklama

W pewnym momencie zabrała dziecko i związała się z bogatym warszawskim doktorem - Marianem Niemczyckim. Niedługo później los jeszcze raz połączył rozwodników. Spotkali się na pogrzebie. Ich 9 letni syn zmarł na zapalenie opon mózgowych. Helena nie wytrzymała tej straty i popełniła samobójstwo. Tymczasem Sym wstąpił do prywatnej szkoły aktorstwa filmowego Wiktora Biegańskiego.

Zbyt miękki w "r"

W artystyczny świat wchodził jako życiowy rozbitek. Według niektórych biografów rodzinna tragedia spowodowała, że nigdy się powtórnie nie ożenił. Skupił się na karierze, którą zaczął w 1925 roku od występu w filmie kryminalnym "Wampiry Warszawy".

Debiut nie przysporzył Symowi, posługującemu się już wtedy imieniem Igo, fanów ani pieniędzy. Dorabiał więc, tłumacząc rozmowy filmowców z Polski, Niemiec i Austrii. W czasie jednego ze spotkań wpadł w oko producentom z Wiednia. Dostał angaż w wytwórni Sascha-Filmindustrie AG.

W austriackich produkcjach grywał raczej poboczne role. Mimo to dbał o podtrzymywanie opinii międzynarodowej gwiazdy, między innymi podsycając plotki na swój temat. Jedna z nich głosiła, że jego urokowi nie oparła się sama Marlena Dietrich. Czy tak rzeczywiście było? Tego nie wiadomo, w każdym razie Sym lubił pokazywać znajomym zdjęcie aktorki z dedykacją. On podarował jej w zamian znacznie bardziej oryginalny prezent... Piłę, na której grywał, do dziś można oglądać w muzeum Dietrich. Na "instrumencie" wygrawerowano napis "Igo Sym 1927".

Po Austrii Sym zaliczył jeszcze epizod filmowy w Berlinie, jednak i tu nie przebił się na szczyt. Grywał w mało ambitnych komedyjkach. Jak zauważa Iwona Kienzler, autorka książki "Wojenne losy przedwojennych gwiazd": "Kariera w niemieckim kinie, o ile oczywiście można tu mówić o karierze, skończyła się dla niego wraz z wkroczeniem do kin filmów dźwiękowych - podobno aktor miał poważne problemy z wymawianiem twardego, niemieckiego "r". Mimo tych niepowodzeń Igo wrócił do Warszawy jako triumfator opromieniony rzekomą zagraniczną sławą.

***Zobacz także***

Damski hipnotyzer

Po powrocie z Zachodu występował na deskach kabaretów. Choć nie miał talentu dramatycznego, to bezbłędnie potrafił zniewalać płeć piękną. Zawsze na koniec spektaklu wybierał jedną z wielbicielek, zapraszał ją na scenę i adorował na oczach widowni.

To właśnie za sprawą kobiet, które waliły na jego występy drzwiami i oknami, Syma stawiano na równi z największymi aktorami tamtych czasów - Adolfem Dymszą, Mirą Zimińską czy Hanką Ordonówną. Zresztą również Ordonka nie zdołała się oprzeć jego urokowi.

Poznali się na planie filmu "Szpieg w masce", w którym zaśpiewała swój słynny przebój "Miłość ci wszystko wybaczy". Dla Ordonówny nie był to pierwszy "skok w bok". Miała romans między innymi z aktorską gwiazdą tamtych czasów, Juliuszem Osterwą. Kiedy na horyzoncie pojawił się Igo Sym, rzuciła się w jego ramiona. Słusznie zakładała, że mąż - arystokrata Michał Tyszkiewicz - i na to przymknie oko.

"Związek Syma i Ordonki był krótki, ale namiętny i burzliwy. Ponoć zakończyła go Ordonówna, która skruszona wróciła do męża, a hrabia Tyszkiewicz nie po raz pierwszy i nie ostatni wybaczył swojej niewiernej żonie" - pisze w swojej najnowszej książce Iwona Kienzler.

Ze swastyką w klapie

W drugiej połowie lat 30. Sym zaliczył kolejny niemiecki epizod w swej karierze. Pracował dla tamtejszej wytwórni UFA. Podobno podczas odwiedzin w Polsce często narzekał, że ma dość tamtego kraju oraz wzmagającej się nazistowskiej obsesji. Ale czy faktycznie tak uważał? Wkrótce prawda miała wyjść na jaw. W końcu bowiem los powiedział "sprawdzam".

Jeszcze we wrześniu 1939 roku Sym zaangażował się w budowę umocnień Warszawy. Później jednak odsłonił karty. Najpierw zdobył posadę tłumacza, potem pracę w magistracie. Często bywał w domu gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera. W ten sposób "wychodził" sobie stanowisko doradcy gubernatora do spraw artystycznych. Był odpowiedzialny za prowadzenie polskiej i niemieckiej sceny w Theater der Stadt Warschau, funkcjonującym w gmachu przedwojennego Teatru Polskiego.

Widywano go nie tylko z nazistowską opaską na ramieniu, ale także w hitlerowskim mundurze. Jego koleżanka po fachu, aktorka Lidia Wysocka wspominała później ze zgrozą:

Był początek okupacji i jeszcze nie rozpoznawałam niemieckich formacji po mundurach, więc nie wiem, co to był za uniform. Sym wyszedł tak ubrany z jakiegoś urzędu przy placu Piłsudskiego. Nie mogłam się mylić. To był on. Nim mnie zauważył, odwróciłam się i ruszyłam na drugą stronę ulicy.

Bolesna prawda o Symie szybko zaczęła docierać do ludzi w jego otoczeniu. Był hitlerowskim szpiclem - i to na długo przed wojną. Już w latach poprzedzających konflikt wielu dziwił fakt, że amant opływał w luksusy (drogie futra, perfumy, samochody i bibeloty, które z zapałem kolekcjonował). Skąd brał na to pieniądze?

Kiedy Polska została opanowana przez Niemców, Sym przestał się krygować. Pewnego razu na ulicy spotkał Genę Galewską, córkę znanego przedwojennego scenografa. Gdy zobaczył jej wzrok utkwiony w nazistowskiej opasce na rękawie jego marynarki, rzekł nonszalancko: "A pani sobie wyobrażała, że dawniej żyłem tylko z teatru? Nic podobnego".

***Zobacz także***

Kochanek ci nie wybaczy

Jako człowiek od nazistowskiej "kultury", Sym zajmował się organizowaniem niewyszukanej masowej rozrywki - bo tylko taką przewidział okupant dla Polaków. Chodziło o dostarczanie komedyjek i rewii, często serwujących prostacki, podszyty seksem humor. Przedwojenni aktorzy byli wręcz przymuszani do pracy w takich przybytkach. W razie odmowy groziły im szykany.

Taki los spotkał między innymi Hankę Ordonównę. Ponieważ sprzeciwiała się graniu w nazistowskich produkcjach, została zatrzymana przez Gestapo. Trafiła na Pawiak. "Jej mąż, hrabia Tyszkiewicz, dołożył wszelkich starań, by odzyskała wolność. Odrzucając dumę i zraniony męski honor, zwrócił się o pomoc do jej byłego kochanka. Igo Sym odmówił, chociaż ze względu na swoją ówczesną pozycję mógł z łatwością pociągnąć za odpowiednie sznurki, aby Ordonka wyszła z więzienia" - pisze Iwona Kienzler.

Dlaczego nie pomógł dawnej miłości? Być może chciał się na niej odegrać za to, że go rzuciła. Niewykluczone jednak, że odmowa ze strony Syma miała być sygnałem dla całego środowiska. W międzyczasie zdrajca, o którym w broszurach podziemnych wypowiadano się per "kanalia", zaczął bowiem... szantażować dawnych kolegów po fachu.

Igo groził więzieniem tym aktorom, którzy odważyli się odrzucić angaż w nazistowskim, propagandowym, antypolskim paszkwilu "Powrót do Ojczyzny". Film opowiadał o złych Polakach, którzy znęcali się nad mniejszością niemiecką - do czasu przybycia ich szlachetnych wybawicieli, armii hitlerowskiej. Sym wprawdzie sam nie zagrał w kontrowersyjnej produkcji, ale jego udział w werbowaniu obsady był powszechnie znany. Za tę i inne zbrodnie podziemie wydało na niego wyrok śmierci.

"Masz łotrze, za Polskę"

7 marca 1941 roku w godzinach przedpołudniowych ktoś zapukał do drzwi jego mieszkania przy ul. Mazowieckiej. Otworzyła bratowa. Na klatce stało dwóch mężczyzn, którzy grzecznie poprosili o widzenie z Symem. Gdy tylko kobieta się odwróciła, zamachowcy wtargnęli do środka. Igo, w szlafroku, wyszedł na korytarz. "Masz łotrze, za Polskę" - usłyszał, po czym poczuł piekący ból w klatce piersiowej. Osunął się na podłogę postrzelony w samo serce.

Według Andrzeja Kunerta zgodę na usunięcie tak znanej postaci mógł wydać jedynie sam generał Stefan "Grot" Rowecki, komendant główny Związku Walki Zbrojnej, a później Armii Krajowej. Historyk podkreśla, że sprawa miała również swój wymiar propagandowy:

Sym był zbyt znany, a podziemie potrzebowało akcji, która przypomni całej okupowanej Polsce, że istnieje armia podziemna, że walka trwa. Więc po pierwsze zrezygnowano z otrucia go, choć padła taka propozycja. A po drugie, gdy dotarła informacja, że zdrajca zamierza uciec, zdecydowano o przyśpieszeniu akcji. Spektakularne zabójstwo Syma było potrzebne podziemiu.

Niemcy, na których zamach zrobił spodziewane wrażenie, zorganizowali Symowi pogrzeb. Ogłoszono też żałobę i na jej czas zamknięto kina i teatry. W ramach akcji odwetowej zastrzelono też dwudziestu zakładników. To była cena za likwidację zdrajcy.

Co ciekawe, starszy brat Igo, Ernest, nigdy nie poszedł na współpracę z Niemcami. Był ważnym człowiekiem polskiego podziemia. Jako pracownik fabryki farmaceutycznej Nasierowskiego i Wydziału Chemii Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie miał dostęp do środków potrzebnych w produkcji materiałów wybuchowych i wytwarzał bomby dla AK. Po wojnie kontynuował karierę naukową i nie opuścił Polski.

Najmłodszy z braci Symów, Alfred, wyjechał do Austrii. Reszta rodziny, która została w naszym kraju, podobno nie przyznaje się do pokrewieństwa z Igo, twierdząc, że zbieżność nazwisk jest przypadkowa...

Spodobał ci się artykuł? Zobacz również: Bez tych kobiet nie byłoby Internetu. Kim były pionierki przemysłu cyfrowego?

Marcin Moneta - Absolwent filologii polskiej i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarz, publicysta, redaktor TVP3 Wrocław. Od lat współpracuje z czasopismami popularnonaukowymi, historycznymi i kryminalnymi. Publikował teksty m.in. w magazynach "Świat Wiedzy", "Focus Historia", "Wiedza i Życie", "Detektyw" i "Śledztwo".

***Zobacz także***

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy