"Gwiaździsta eskadra". Film, którego sowieci nienawidzili

Fragment plakatu reklamującego "Gwiaździstą eskadrę" /domena publiczna
Reklama

"Gwiaździstą eskadrę" reżyserował Leonard Buczkowski. Scenariusz napisał pilot, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, początkujący wówczas literat, a później znany pisarz, Janusz Meissner. Na początku nie był przekonany, co do koncepcji i samego pomysłu uczestnictwa w projekcie. Wiele lat później wspominał:

"(...) Wytwórnia "Klio-Film" (Marszałkowska, róg Hożej) w niczym nie przypomina gigantów z Hollywood, ale wyprodukowała już parę filmów, posiada stały lokal biurowy i podobno zaczyna się liczyć w polskiej kinematografii. Jednym z reżyserów pracujących dla tego przedsiębiorstwa jest Leonard Buczkowski, twórca filmu "Szaleńcy" (o legionistach I Brygady). Ukończył niedawno swój następny film "Rapsodia Bałtyku", a teraz szuka autora, który napisałby scenariusz o lotnikach.

Reklama

Ponieważ jestem jedynym autorem, który zna ten temat od strony fachowej, nie mając innego wyboru zwraca się do mnie. Nie bardzo mam czas i ochotę na coś takiego. Po pierwsze, za dwa dni zaczynam urlop: jedziemy z chłopcami do Gdyni. Po wtóre, nie mam pojęcia, jak się pisze scenariusze. Po trzecie, nie wiem, jakiego zażądać honorarium.

Ponieważ jednak reżyser nie daje się łatwo spławić, obiecuję, że postaram się w ciągu miesiąca wakacji napisać szkic, który potem wraz z nim opracuję. Honorarium? Tysiąc pięćset złotych. Pewnie powiedziałem za mało, bo nawet okiem nie mrugnął, więc prędko dodaję, że przed rozpoczęciem pracy chciałbym otrzymać pięćset złotych zaliczki".

Krytycy się nie znają?

W końcu się zgodził. Napisał scenariusz, który nie zachwycił krytyków. Zarzucano mu zbyt wielką prostotę i brak napięcia. Nie miał to być jednak melodramat, a prawdziwe męskie kino akcji. Dlatego przypadł do gustu odbiorcom - młodym chłopakom, którzy chłonęli spektakularne sceny walk. Jan Karski, słynny później kurier, prawnik i dyplomata w chwili premiery filmu miał 16 lat. W książce "Jan Karski. Jedno życie" wspominał:

"W 1930 roku cała Polska świętowała dziesięciolecie 'wiktorii warszawskiej', jak patetycznie określano powstrzymanie u bram miasta bolszewickiej nawałnicy. Z tej okazji powstała najbardziej kosztowna i z rozmachem zrealizowana produkcja filmowa okresu międzywojennego - 'Gwiaździsta eskadra'. Film, często porównywany ze słynnym melodramatem wojennym 'Przeminęło z wiatrem', opiewał nie tylko udział bohaterskich amerykańskich lotników w obronie Polski przed Sowietami w 1920 roku, lecz także dzieje amerykańsko-polskiej miłości.

Bohaterem filmu był amerykański pilot kapitan Bond, który przejęty losem Polski napadniętej przez Sowietów, rusza wraz z kolegami na pomoc. Nie dochodzi przez to do zaręczyn z wybranką serca Lili. Ta rusza za nim na front. Amerykanie latają w eskadrze Kościuszki, walcząc na polskim niebie z sowieckimi przeciwnikami. Przyjacielem Bonda jest inny pilot, kapitan Woyda, który z kolei ma polską narzeczoną Zosię. Oczarowuje ona Bonda, podczas gdy Woyda najwyraźniej skłania się ku Lili. Kiedy wpadnie ona w ręce Sowietów, to Woyda, a nie Bond, ruszy na ratunek i uwolni dziewczynę. Bond zginie podczas lotu na teren wroga. Wojna połączy dzielnych przyjaciół lotników, ale rozdzieli ich uczucie do kobiet. Cala Polska wylewała łzy w kinach... Zdecydowanym pocieszeniem był fakt, że napastnik, pokazany jako tępa azjatycka dzicz, ponosi sromotną klęskę.

Byłem z kolegami filmem oczarowany i przekonany, że Ameryka jest jedynym przeznaczeniem Polski. Był to hymn o polsko-amerykańskiej przyjaźni. Wielu ludzi uważało, że w znacznej mierze dedykowany zasiadającemu w Białym Domu Herbertowi Hooverowi, honorowemu obywatelowi Rzeczypospolitej".


Wielki rozmach

Nie można się dziwić młodemu chłopakowi, że był tak bardzo zachwycony produkcją. Film, nie tylko jak na polskie warunki, można uznać za prawdziwą superprodukcję. Zaangażowano potężne siły - w scenach walk jednorazowo wzięły udział dziesiątki samolotów. Na lotnisku w Ławicy zgromadzono 32 maszyny, choć ówczesna prasa pisała o ponad 200! W scenach walk i ataków na radzieckie pozycje, polskich i sowieckich żołnierzy grali piechurzy 57. i 58. pułku piechoty, kawalerzyści z 15. pułku ułanów oraz 7. dywizjonu artylerii konnej. Scenografia i rozmach kręconych scen były oszałamiające.

Wszystko dzięki talentom Buczkowskiego. Meissner wspominał, że reżyser miał powiedzieć: "Niech pan się nie liczy z trudnościami technicznymi. Jak będzie potrzebna dywizja wojska, to już moja sprawa, żebyśmy ją mieli. Jak panu wypadnie przeprawa przez rzekę, bombardowanie miasta albo wysadzenie w powietrze mostu z pociągiem - zrobi się!".

I faktycznie tak się stało. "Szef Departamentu Aeronautyki przyrzekł udział i pomoc lotnictwa przy realizacji filmu, a dowódca 3. pułku lotniczego w Poznaniu otrzymał w tej mierze odpowiednie rozkazy, (...) szef Sztabu - Generalnego polecił dowódcy korpusu uwzględnić życzenia i potrzeby realizatorów przy manewrach mających się odbyć jesienią na poligonie w Biedrusku".

Po początkowych problemach i braku koordynacji pomiędzy potrzebami filmowców, a zadaniami wojska, postanowiono, że Meissner, prócz dbania o jakość scen lotniczych, zostanie również oficerem łącznikowym. Był z tego powodu niezwykle zadowolony: "(...) otrzymuję do wyłącznej dyspozycji samolot Breguet XIX ze Sztabowej Eskadry Treningowej, wszelkie moje wydatki pokrywa wytwórnia, a prócz tego zapewnia mi bardzo przyzwoite diety na okres zdjęć plenerowych. (...)

Idziemy ze zwycięskim reżyserem coś wypić pod ten sukces (i na ty), a nazajutrz odbieram Bregueta, mechanicy ubierają Leonarda w kombinezon, wkładają go do kabiny i lecimy do Poznania". Zdjęcia ruszyły. Kręcono je nad lotniskiem w Ławicy, w wynajętych halach Targów Poznańskich i na poligonie w Biedrusku.

Spektakularne ujęcia

Walki w powietrzu kręcili trzej operatorzy, którzy zajmowali miejsca w kabinach obserwatorów. Byli to Albert Wywerka, Mieczysław Bilażewski i Antoni Wawrzyniak, jedni z najbardziej znanych i cenionych operatorów w Polsce tamtych lat. Breguety prowadzili piloci poznańskiego pułku. Również Meissner uczestniczył w kręceniu scen w powietrzu:

"Zbliżenia nakręca się w kabinie samolotu stojącego na ziemi (Franek czai się, zacina zęby, celuje, naciska spust karabinów maszynowych, zwycięża w śmiertelnym pojedynku pod obłokami!), a ja lecę na Spadzie z zamocowaną na kadłubie za plecami małą automatyczną kamerą, która filmuje ścigającego mnie dowódcę eskadry treningowej na starym, poczciwym Bristolu ucharakteryzowanym na samolot przeciwnika. (Błyski ognia serii z karabinów maszynowych wtopi-je się później.) Zwroty bojowe, walka kołowa, młyńce horyzontu, wir korkociągu, niebo i ziemia na przemian zostają utrwalone na taśmie filmowej. Teraz tylko odpowiednio ją pociąć, zmontować i każdy widz w kinie będzie mógł za swoje złotówki przeżyć emocje 'powietrznego rycerza'."

Był to całkowicie nowatorski sposób kręcenia scen walk powietrznych. Bardzo dynamiczny, z szybko zmieniającymi się kadrami, pełen akrobacji, zbliżeń i szerokich kadrów. Prawdziwe kino akcji! Merian Cooper zastosował podobny sposób kręcenia podczas prac nad "King Kongiem" dopiero w 1933 roku. Co ciekawe, polskie Potezy, ucharakteryzowane na bolszewickie bombowce, z wymalowanymi czerwonymi gwiazdami na skrzydłach i kadłubach, wywołały kilka razy popłoch w Poznaniu, przelatując nisko nad zabudowaniami.

Wypadki

Podczas kręcenia jednej z ostatnich scen walk w powietrzu doszło do zderzenia dwóch samolotów. 12 listopada 1929 roku lecący myśliwcem SPAD 61C1 por. pil. Eugeniusz Wyrwicki na wysokości około 800 metrów, schodząc zbyt szybko uderzył podwoziem swego samolotu w prawe górne skrzydło samolotu Potez XV. W wyniku uderzenia odpadł górny płat, a samolot wpadł w korkociąg, rozbijając się na płycie lotniska. Pilot, por. Jan Bilski i obserwator, ppor. Feliks Szczęsny Lipiński nie mieli spadochronów. Zginęli w szczątkach rozbitego samolotu.

Por. pil Wyrwicki na poważnie uszkodzonym samolocie awaryjnie lądował w Krzyżownikach, gdzie rozbił się w grząskim gruncie. Wyrwicki przeżył. Później zrobił karierę w armii. Był jednym z najlepszych sztabowców polskiego lotnictwa. Zmarł 7 czerwca 1940 roku w szpitalu we francuskim Rouen z ran, jakie odniósł w walce z niemieckimi myśliwcami.

Meissner wspominał, że "cały wypadek został utrwalony na taśmie przez operatora kamery, ale Buczkowski nie wmontował tego odcinka do filmu. Przypuszczam, że żaden z reżyserów wielkich wytwórni Hollywood nie zrezygnowałby z tak sensacyjnej okazji..."

Nie był to jedyny wypadek na planie. Kilka dni wcześniej kręcono z powietrza sceny walk wojsk lądowych:

"Na poligonie od rana szaleje zacięta 'bitwa'. Latam w kółko na małej wysokości z odważnym operatorem, który używając ręcznej kamery i walcząc z pędem nakręca podrywający się atak na bagnety, szarżę kawalerii, huraganowy ogień artylerii. Zawracam tuż nad okopami, wyciągam w górę na pełnym gazie, znów zawracam, nurkuję ostro - niżej, jeszcze niżej! - a pode mną i na wprost ziemia tryska od tych wybuchających 'fugasów', cwałuje szwadron ułanów, naciera "królowa broni", grzeją baterie dział polowych! W ciągu całej kampanii roku 1920 nie widziałem tyle naraz i tak blisko...

Wtem, gdy już kończę kolejną pikę - dwa metry nad dymiącymi lejami - pod maszyną wybucha spóźniona petarda: wstrząs, gruchot, gejzer piachu i żwiru smagnął po sterach i po kadłubie! O, do diabła...

Wychylam się, wykręcam szyję. Połowę statecznika poziomego obdarło z płótna, a z pokrycia ogona pozostała postrzępiona firanka. Jak się to wszystko zaraz rozsypie... Ale jakoś się nie rozsypuje. Próbuję ostrożnie, czy ster działa? Działa! Tylko samolot zrobił się ciężki w ogonie. Wytrzyma do lotniska, czy lepiej tu gdzie wylądować?". Meissnerowi udało się doprowadzić samolot na ziemię. Zerwanych zostało parę metrów poszycia i połamanych żeber usterzenia.

Debiutanci

Produkcja miała premierę 10 kwietnia 1930 roku. Choć młodzież była zachwycona filmem i waliła do kin drzwiami i oknami, to krytycy nadal uważali go gniota, na którego wydano ogromne fundusze. Prasa przede wszystkim zarzucała słabą grę aktorską.

W recenzji opublikowanej w "Gazecie Polskiej" napisano: "Wina leży w tem, że żaden z tych artystów nie wykazuje wielkich zdolności: wszyscy grają dobrze, ale przeciętnie". Główne role zagrali Janusz Halny, a właściwie mjr pil. Franciszek Haberek, który uzyskał zgodę dowództwa na zagranie w filmie, i Jana Krysta. Dla obojga był to debiut przed kamerą. Później Haberek wrócił do służby w lotnictwie, a Krysta na deski poznańskiego teatru.

Z kolei dla następnej debiutantki, Barbary Orwid, "Gwiaździsta eskadra" okazała się trampoliną do kariery w kinie. Zagrała główne role w jeszcze kilku międzywojennych filmach. Jedynie grający Bonda, Jerzy Kobusz, miał już doświadczenie na wielkim

ekranie. Zagrał między innymi Filipka w dramacie wojennym "Szaleńcy".

Sam Meissner również nie był zadowolony: "Szczerze mówiąc był melodramatycznym sensacyjnym kiczem i tylko lotniczy temat fabuły sprawił, że miał duże powodzenie, a nawet w końcu został udźwiękowiony i jeszcze przez długi czas wyświetlały go prowincjonalne kina".

Film początkowo faktycznie był niemy. Jednak po spektakularnym sukcesie postanowiono go udźwiękowić, dodając w 1933 roku muzykę Tadeusza Górzyńskiego i nagrywając dialogi. W takiej formie trafił do kin w Stanach Zjednoczonych.

 Zakazany film

Film był solą w oku dla Sowietów. W końcu opowiadał o ich sromotnej klęsce w 1920 roku i bohaterstwie polskich oraz amerykańskich lotników. Kiedy Armia Czerwona wkroczyła we wrześniu 1939 roku na ziemie polskie, zarekwirowano większość kopii. Czystka została dokończona w 1945 roku, kiedy Sowieci wkroczyli na tereny okupowane dotychczas przez Niemców. Do dziś nie jest znana żadna zachowana kopia tego filmu. Pozostały nieliczne fotosy i wspomnienia pracujących przy nim ludzi.

Od wielu lat polscy naukowcy starają się odnaleźć jakiekolwiek ślady po taśmach z "Gwiaździstą eskadrą". O ile te zabrane przez czerwonoarmistów prawdopodobnie zostały zniszczone, tak istnieje spora szansa, że w Stanach Zjednoczonych, w jednej z wielu prywatnych kolekcji znajduje się kopia taśmy najdroższej i najbardziej spektakularnej polskiej produkcji okresu międzywojennego. Poszukiwania nadal trwają.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy