Gran Chaco. Wojna o ropę, której nie było

O wojnach w Ameryce Południowej niewiele mówi się w Europie. Są daleko i wydaje się, że one nas nie dotyczą. Jednak w większości z nich walczyli Europejczycy. A prawie wszystkie były przez Europejczyków finansowane. Tak jak wojna między Boliwią a Paragwajem. Wojna o ropę, której nie było.

Dla Boliwii opanowanie Gran Chaco, wielkiej równiny o powierzchni ponad 650 tysięcy km kwadratowych, znaczyło bardzo wiele. Było to być, albo nie być dla boliwijskiej gospodarki. Po przegranej wojnie z Chile w 1884 roku Boliwia utraciła dostęp do Pacyfiku, co było ogromnym ciosem dla handlu zagranicznego. Jedyną drogą, jaką Boliwijczycy mogli prowadzić handel pozostała rzeka Paragwaj. Niestety dla nich, jedyny żeglowny fragment rzeki leżał głównie na terenie Paragwaju, który nie był skory do dzielenia się wpływami z użytkowania tego szlaku. Sami byli w ciężkiej sytuacji gospodarczej i społecznej.

Reklama

Paragwajczycy po przegranej wojnie z koalicją Brazylii, Argentyny (wówczas jeszcze jako Zjednoczone Prowincje La Plata) i Urugwaju, która toczyła się w latach 1864-1870, utracili około 70 procent swego terytorium, a życie straciło 75 procent populacji państwa, w tym 98 procent mężczyzn. Kraj w trudach podnosił się z kolan. Gospodarka była słabo rozwinięta, armia słaba, a populacja państwa wciąż drastycznie niska. Z tego powodu Boliwia zaczęła sobie pozwalać na coraz więcej.

Pierwsze starcia w Chaco pomiędzy wojskami obu stron miały miejsce już na początku lat 20. Wówczas chciano jedynie zaznaczyć swoją obecność w Chaco. Do konfliktu starała się nie dopuścić Liga Południowoamerykańska, jednak Boliwijczycy uparcie dążyli do konfrontacji. Pierwsze starcie miało miejsce w lutym 1927 roku, kiedy Paragwajski patrol został otoczony przez Boliwijczyków.

Paragwajczycy złożyli broń i wydawało się, że spotkanie obędzie się bez rozlewu krwi. Jednak po dość ostrej wymianie zdań Boliwijski żołnierz zastrzelił porucznika Rojasa Silvę. Oba państwa zdecydowały się na arbitraż w Buenos Aires, w czasie którego Paragwaj zaproponował zawarcie paktu o nieagresji, wyznaczenie wspólnej komisji, która miałaby wyznaczyć przebieg granicy w Chaco oraz tymczasowy powrót do granicy z 1907 roku, ustalonej w tzw. Protokole Piniola - Soler.

Te, dość rozsądne, propozycje zostały odrzucone przez boliwijską delegację, która obrała kurs na starcie. Zwłaszcza, że prezydentem został wybrany prawicowy Daniel Salamanca, który pogardzał Paragwajczykami i otwarcie dążył do konfliktu zbrojnego.

Mimo to obie strony były jeszcze zbyt słabe, aby rozpocząć regularną wojnę. Sytuacja zmieniła się w 1929 roku.

Ropa

W początkach 1928 roku amerykańska firma Standard Oil w Gran Chaco odkryła złoża ropy, które miały być jednymi z największych w Ameryce Południowej. Podobne badania prowadziło brytyjsko-holenderskie konsorcjum Shell, które otrzymało koncesję na wydobycie od rządu Paragwaju. Niestety dla Standard Oil, jak i dla rządu Boliwii złoża znajdowały się na terenie, który formalnie znajdował się pod kontrolą Paragwaju. Ówczesny szef opozycji, a później prezydent Boliwii, Daniel Salamanca się tym nie przejął i ogłosili publicznie w połowie 1929 roku, że tereny roponośne należą do Boliwii, a jedynie tymczasowo są okupowane przez rząd w Asunción.

Spór, na razie dyplomatyczny, próbowała rozwiązać Liga Narodów. Jednakże kolejny raz jej przedstawiciele wykazali się nieudolnością. Do arbitrażu stanęła również Liga Południowoamerykańska, która zdecydowała, że siły boliwijskie mają opuścić fort Boqueron, a Paragwajczycy odbudują umocnienia, które zniszczyli w grudniu 1928 roku. Gdy politycy dyskutowali, armia Boliwii prowadziła zakrojone na szeroką skalę zbrojenia. Rząd w La Paz zaczął łożyć na zbrojenia znaczne kwoty. Skąd państwo, które było na granicy bankructwa wzięło pieniądze na wyścig zbrojeń? Z otrzymanego od firmy Standard Oli bezzwrotnego kredytu w wysokości ponad 100 milionów dolarów... Do dziś w amerykańskich źródłach trudno znaleźć informację o rzeczywistej pomocy ze strony rządu w Waszyngtonie i prywatnych firm z sektora paliwowego dla Boliwijczyków.

Zbrojenia

Za pożyczone pieniądze rząd w La Paz kupił czechosłowackie karabiny vz. 24 i 26, a także lekkie karabiny maszynowe ZB-26. W Wielkiej Brytanii dokonano zakupu 3 wcześniej zamówionych czołgów Vickers E i 2 tankietek Vickers-Carden-Loyd Mk VIb, a także samolotów Vickers Typ 143. W sumie, wraz z posiadanymi wcześniej samolotami, siły powietrzne w chwili wybuchu wojny liczyły 28 maszyn, w tym nowoczesne Curtissy i Junkersy. Na stanie armii pojawiły się również brytyjskie działa, haubice i ciężkie karabiny maszynowe (ponownie produkcji Vickersa).

W ślad za uzbrojeniem pojawili się doradcy wojskowi i europejscy najemnicy. Wkrótce po rozpoczęciu wojny do Boliwii dotarli niemieccy oficerowie piechoty i broni pancernej, którzy w Republice Weimarskiej pozostawali bezrobotni. Zostali oni zaproszeni przez wykładających w boliwijskich szkołach oficerskich mjra. Friedricha Muthera, czy kpt. Ernsta Röhma, który wrócił do Niemiec w 1930 roku aby ponownie zostać szefem SA. Na czele nowocześnie uzbrojonej armii stanął niemiecki generał Hans von Kundt, który dysponował w Gran Chaco 9573 żołnierzami. Dosyłanie większych sił było utrudnione ze względu na brak środków transportowych i znaczne odległości. Koszt wysłania jednego żołnierza do oddalonego od La Paz o 2460 km Gran Chaco wynosił 54 dolary, zaś tony zaopatrzenia aż 228 dolarów.

Po drugiej stronie granicy sytuacja wyglądała podobnie. Armia Paragwaju była w zapaści. Dopiero wydarzenia z 1928 roku zmusiły prezydenta Eligio Ayalę do wyłożenia pieniędzy na rozwój wojska. Zdając sobie sprawę ze znaczenia rzeki Paragwaj, jako jedynej pewnej drogi przerzutu wojsk na terenie Chaco, zamówiono dwie nowoczesne kanonierki rzeczne.

Pierwotnie dwie jednostki za kwotę 1,5 miliona dolarów zamówiono w Danii, jednak w czasie prób odbiorczych okazało się, że nie spełniają wymagań określonych w kontrakcie. Paragwajczycy zdecydowali się nie odbierać jednostek. Rozpisano nowy przetarg, do którego stanęły stocznie z USA, Francji i Włoch. Ostatecznie zamówienie trafiło do Włochów. Kanonierki "Paraguay" i "Humaitá" przybyły do Paragwaju tuż przed rozpoczęciem działań wojennych. Ledwie skończono szkolenie i zgrywanie załóg, gdy padły pierwsze strzały.

Kanonierki okazały się niezwykle ważnym wzmocnieniem. Choć ich zakup pochłonął 15 procent PKB kraju. W sumie na zbrojenia przed wybuchem wojny wydano 4 730 733 dolary, co stanowiło 60 procent PKB państwa! Jednak mimo tak wielkiego obciążenia dla budżetu zakupiono jedynie dwie kanonierki uzbrojone w 4 działa 120 mm i 3 działa 76 mm oraz przeciwlotnicze 40 mm Boforsy. W Hiszpanii kupiono 10363 karabiny Mauser, które miały tendencję do wybuchania podczas strzelania. Dodatkowo w zakładach FN w Liege kupiono 7 tysięcy sztuk karabinu Mauser wz. 24/30, a w zakładach Madsen 438 karabinów maszynowych wz. 26. Artylerię wzmocniono kupując we francuskiej fabryce Schneider 24 armaty górskie 75 mm wz. 27 oraz 8 haubic górskich 105 mm wz. 27. Jak widać nie były to oszałamiające zakupy.

Jednak największą siłą Paragwajczyków było dowództwo. Naczelnym dowódcą był uzdolniony generał José Félix Estigarribia (w chwili wybuchu wojny jeszcze podpułkownik). Ponadto pod jego dowództwem znajdowało się dwóch białych rosyjskich generałów posiadających ogromne doświadczenie liniowe, które zdobyli podczas Wielkiej Wojny i wojny domowej. Byli to gen. Iwan Bielajew (poprzednio członek sztabu gen. Wrangla) oraz gen. Mikołaj Ern, będący przewodniczącym Komisji Fortyfikacji. Po powszechnej mobilizacji, zakończonej 28 sierpnia 1932 roku, pod ich dowództwem znajdowało się 17300 żołnierzy i 700 marynarzy.

W przeciwieństwie do ich niemieckiego odpowiednika, Rosjanie i Estigarribia mieli dużo większe doświadczenie w prowadzeniu wojny manewrowej w trudnym terenie, a przede wszystkim wierzyli w rolę wywiadu. Kundl uważał, że nie należy wierzyć doniesieniom pilotów, ponieważ ci są skorzy do przesady, a tym samym widzą wroga tam, gdzie go nie ma. Takie myślenie wkrótce miało się zemścić.

A więc wojna

W kwietniu 1932 roku w Chaco zaginął boliwijski oddział. Na jego poszukiwania wysłano samolot Vickers "Vespa", który odkrył nieznane Boliwijczykom jezioro i opuszczoną, jak się wydawało osadę. Dowództwo wysłało oddziały lądowe, aby zbadały ten obszar. Jednak dopiero trzecia z wypraw po 20 dniach poszukiwań znalazła zabudowania, które okazały się paragwajskim fortem "Carlos Antonio Lopez". Dowodzący wyprawą, major Moscoso, wbrew otrzymanym rozkazom zaatakował pięcioosobową załogę fortu. W wyniku ataku zginął dowodzący załogą kapral Oliverio Talavera. Pozostałym żołnierzom udało się uciec z okrążenia i po 4 dniach marszu przez dżunglę dotrzeć do swoich oddziałów. Nikt jeszcze wówczas nie przypuszczał, że to starcie da początek 3-letniej wojnie.

Aby odzyskać fort Estigarribia rozkazał wysłać oddziały 1. Dywizji Piechoty. Do pierwszych starć doszło 21 czerwca. 415 żołnierzy miało odbić stracony rejon wokół jeziora Pitiantuta. 15 lipca oddział dowodzony przez porucznika Scarone zaatakował fort przy wsparciu ognia moździerzowego. Wkrótce w panice uciekł "bohaterski" major Moscoso, który powiedział żołnierzom, że "udaje się do wyższego dowództwa po rozkazy". Faktycznie znalazł się w Camacho, 157 kilometrów od miejsca walki, gdzie "pił i uganiał się za kobietami". Po dwóch dniach walk Boliwijczycy w popłochu uciekli do dżungli tracąc w tej walce 40 żołnierzy. Moscoso nie tylko uniknął sądu wojennego, ale za skutecznie przeprowadzoną operację dostał awans na pułkownika.

Wówczas jeszcze część boliwijskich oficerów chciała uniknąć wojny, uważając, że wojsko nie jest do niej przygotowane. Jednak prezydent Salamanca "w imię obrony honoru Boliwii" rozkazał zaatakować pozycje obronne wojsk paragwajskich na południu Chaco. Początkowo zajmowanie kolejnych, słabo obsadzonych pozycji szło im bardzo dobrze. Jednak wkrótce trafili na zacięty opór zreorganizowanych wojsk Estigarribii. Zacięte walki toczono zwłaszcza o fort "Boqueron", który przechodził we wrześniu 1932 roku z rąk do rąk.

Podczas tej bitwy Boliwijczycy stracili do 1300 żołnierzy. Z czego prawie połowę z powodu chorób i odwodnienia. Boliwijski dziennikarz o starciu pisał: "W niektórych miejscach wrogowie, którzy byli w odległości 10 metrów, wdzierają się do okopów, ale zamiast dobić naszych żołnierzy bagnetami, obejmują ich, dają im wody i szybko oferują swoje pakiety pierwszej pomocy".

Forty

Mając świadomość, że nieliczna i słabo uzbrojona (jak podaje jedno ze źródeł, jeszcze w połowie 1932 roku jeden karabin przypadał na siedmiu żołnierzy, a większość szeregowych była uzbrojona jedynie w maczety!) armia nie ma szans na powstrzymanie natarcia na szerokim froncie, stworzyli sieć punktów oporu składającą się z kilku odseparowanych umocnień ziemno-drewnianych osłaniających się wzajemnie ogniem. Dzięki temu nielicznej armii udało się opóźnić marsz, a w niektórych miejscach całkowicie zatrzymać prawie czterokrotnie silniejszego przeciwnika posiadającego czołgi i wsparcie lotnictwa.

Boliwijczycy mieli szansę zniszczyć punkty oporu, lub zwyczajnie je obejść, jednak generał von Kundt nie ufał rozpoznaniu lotniczemu, lekceważył siły przeciwnika, a przede wszystkim stosował taktykę rodem z pierwszej wojny światowej. Polegała ona na wysyłaniu kolejnych fal żołnierzy na silnie umocnione punkty oporu, bez względu na ponoszone straty. Frontalne ataki kończyły się dla Boliwijczyków tragicznie. W ten sposób tylko w dniach od 9 do 22 września zginęło ponad 2000 boliwijskich żołnierzy.

Tymczasem Paragwajczycy, doceniając rolę lotnictwa, cały czas trzymał w powietrzu jednego z siedmiu posiadanych Potezów XXV, który meldował o ruchach wojsk przeciwnika. Dzięki temu udawało im się przerzucać za pomocą kanonierek i zarekwirowanego cywilnego taboru rzecznego znaczne ilości wojska. Okręty pływały głównie na trasie z Asunción do Puerto Casado lub Bahía Negra. W drogę powrotną zabierano rannych i jeńców boliwijskich.

Kanonierka "Paraguay", wyruszyła w swój  pierwszy bojowy rejs już 5 sierpnia 1932 roku. W ciągu 4 miesięcy i 17 dni wykonała dziesięć kursów przewożąc w stronę frontu 10301 żołnierzy i 160 ton innego ładunku. Łącznie, według oficjalnych danych, kanonierka odbyła 81 rejsów transportując do Puerto Casado 51867 żołnierzy. Bliźniacza kanonierka, "Humaitá", w pierwszy rejs transportowy wyszła 1 października 1932 roku, przewożąc na pokładzie pododdział pułku "Tres Corrales". Łącznie, według oficjalnych statystyk, odbyła 84 rejsy, przewożąc do Puerto Casado 62546 żołnierzy. W sumie oba okręty w czasie wojny miały przerzucić w obie strony niewiarygodną liczbę 267000 ludzi.

Powietrzno-rzeczna bitwa

Jedyne poważne starcie, nie licząc sporadycznych ostrzałów pozycji Boliwijskich, jakie miały na swoim koncie kanonierki, miało miejsce 22 grudnia 1932 roku, kiedy  to starsza kanonierka "Tacuari" (według niektórych wersji w tym starciu miała zostać zaatakowana "Humaitá", jednak wydaje się to mało prawdopodobne - ona stoczyła walkę w innym rejonie) została zaatakowana przez dwa boliwijskie CW-14 Osprey i jednego Curtissa Hawka, które wystartowały z Fortin Vitriones. Niektóre paragwajskie i brazylijskie źródła twierdzą, że nad kotwicowisko w Bahia Negra miały nadlecieć trzy Vickersy Vespa, jednak i ta informacja wydaje się być nieprawdziwą. Co do samego przebiegu walki wątpliwości już nie ma.

W pierwszym nalocie o godzinie 11:00 samoloty zrzuciły 3 bomby, które nie wyrządziły żadnych szkód, wybuchając około 20 metrów od na stojącej na kotwicy kanonierki. Po przegrupowaniu się nad terytorium Brazylii Boliwijczycy zaatakowali jeszcze raz. Tym razem marynarze nie dali się zaskoczyć i otworzyli dość silny ogień przeciwlotniczy z działek kalibru 37 mm i ciężkich karabinów maszynowych. Na okręt zrzucono tym razem sześć bomb, z których żadna nie była celna.

Najbardziej tragiczny w skutkach okazał się trzeci nalot. I to dla obu stron. Boliwijczycy ponownie nadlecieli znad terytorium Brazylii, jednak tym razem na niższym pułapie. Osprey’e zrzuciły sześć bomb, które obramowały okręt. Na pokładzie okrętu zginął trafiony odłamkiem dowódca Sektora Północnego Chaco płk Jose Julian Sanches, a kilku marynarzy zostało rannych.

Paragwajczycy nie zostali jednak dłużni - jeden z pocisków kalibru 37 mm trafił w wznoszącego się Osprey’a. Samolot ciągnąc za sobą czarną smugę dymu skierował się nad terytorium Brazylii, gdzie rozbił się w dżungli. W sumie na okręt spadło 15 bomb, z czego 11 w pobliżu burt.

Tego samego dnia została zaatakowana kanonierka "Humaitá". Dwa samoloty przeprowadziły bezskuteczny atak w okolicy Puerto Leda.

Do kolejnego starcia doszło dwa dni później, kiedy w godzinach od 8:00 rano do 17:00 boliwijskie samoloty przeprowadziły na płynącą "Tacuari" kilka ataków z użyciem bomb i karabinów maszynowych. To prawdopodobnie w tych atakach brały udział samoloty Vickers Vespa. Na szczęście dla okrętu żaden z ataków nie był skuteczny. Jednak naloty z 22 i 24 grudnia pozostawiły po sobie ślad w postaci 29 wyrw po odłamkach i 45 przestrzelinach. Mimo to jednostka nie przerwała wykonywania zadań na rzecz wojsk lądowych.

Krwawa ofensywa

W grudniu 1932 roku generał von Kundt rozpoczął ofensywę, która miała prowadzić przez Nanawę najkrótszą drogą do rzeki Paragwaj. Wybór kierunku ataku nie był najszczęśliwszy. Znów Boliwijczyków zawiódł wywiad, który nie potrafił rozpoznać bardzo silnych umocnień zbudowanych przez generała Erna. Okazało się, że boliwijska piechota będzie atakować jeden z najsilniej umocnionych rejonów w Gran Chaco.

Pierwsza bitwa o Nanawę przeszła do historii jako "Verdun Ameryki Południowej". Rzucani falami żołnierze Boliwijscy byli dosłownie szatkowani ogniem dobrze zamaskowanych karabinów maszynowych i moździerzy. Tylko 20 stycznie piechota atakowała umocnione pozycje 3 razy. Nim przerwano tę rzeź Boliwijczycy stracili zabitych i rannych ponad 2000 żołnierzy i 3 uszkodzone samoloty. O zaciętości walk świadczy szarża paragwajskiego szwadronu z 5. pułku kawalerii, którego kawalerzyści rozpędzili piechotę przy pomocy maczet...

Mimo tak ogromnej klęski Kundt nie zrezygnował z kolejnych ataków. Do końca maja w bezskutecznych atakach na Arce i Herrerę stracił około 4 tysięcy zabitych żołnierzy. Do armii zaczęto powoływać coraz młodszych i coraz starszych poborowych. Kundt potrzebował spektakularnego sukcesu, aby utrzymać swoje stanowisko. W lipcu wydał rozkaz kolejnego ataku na Nanawę, gdzie nie spodziewał się większych sił przeciwnika.

Twierdził, że umocnienia są silne, ale broni ich zaledwie 4000 zdemoralizowanych, słabo uzbrojonych i źle wyposażonych żołnierzy. Znów nie docenił roli wywiadu, który informował o znacznych siłach paragwajskich. W rzeczywistości fortu Nanawa bronił 3. Korpus Armijny liczący 9000 żołnierzy posiadający bardzo silne uzbrojenie artyleryjskie i niezwykle nasycony bronią maszynową. W lipcu 1933 roku nie brakowało nie tylko karabinów samopowtarzalnych, ale również maszynowych. Na 10 żołnierzy przypadał jeden karabin, bądź pistolet maszynowy.

Rzeź

Największe starcie wojny rozpoczęło się 4 lipca 1933 roku w rejonie Ayala. 20000 ludzi wspartych przez 3 czołgi i 2 tankietki, artylerię oraz lotnictwo pod osobistym dowództwem gen. von Kundta miało zaatakować polowe umocnienia Paragwajczyków. Głównych ozycji broniło 2500 żołnierzy posiadających 12 dział kalibru 75 mm, zdobytych wcześniej na Boliwijczykach.

Von Kundt zastosował swoją ulubioną taktykę: posłał żołnierzy do boju falami. W prowadzeniu natarcia nie pomogło jeszcze to, że podzielił swoje nieliczne czołgi i tankietki na dwie grupy. Mimo silnego przygotowania artyleryjskiego pierwsza fala atakujących została przywitana ogniem moździerzy i dział. Słabo opancerzone tankietki musiały się wycofać przyciśnięte ogniem. Czołgi pozostały bez wsparcia lekkich pojazdów, a po chwili również piechoty. Wkrótce jednowieżowy Vickers został dosłownie rozniesiony bezpośrednim trafieniem z działa 75 mm.

4 lipca ponowiono atak. 2700 żołnierzy wspartych Vickersem uzbrojonym w działo 47 mm i dwiema tankietkami ponownie zaatakowały frontalnie główne umocnienia paragwajskie, zwane "Wyspą". Wkrótce po rozpoczęciu ataku obie tankietki zostały uszkodzone, a piechota wycięta ogniem karabinów maszynowych. Dzień później ponownie uderzono frontalnie na "Wyspę". Z podobnym skutkiem, jak dzień i dwa dni wcześniej.

5 lipca wieczorem Boliwijczycy rozpoczęli paniczny odwrót. W bitwie stracili ponad 2000 zabitych i nieznaną liczbę rannych. 8000 żołnierzy zostało wziętych do niewoli. W dodatku stracili 2 czołgi, 20 armat i 25 moździerzy, a także bliżej nieznaną ilość samochodów ciężarowych. Paragwajczycy stracili 149 zabitych i ponad 200 rannych. Szala zwycięstwa przechylała się na stronę Paragwaju.

Przegrana bitwa o Nanawę rozpoczęła pasmo spektakularnych porażek wojsk boliwijskich. Ich morale było bardzo niskie. Indianie, którzy stanowili większość żołnierzy liniowych, nie widzieli sensu w prowadzeniu wojny, którą uważali za wojnę białych bogaczy. Oddawali Paragwajczykom pole bez żalu. Zdobyta została Gondra, następnie 2. KA zajął z marszu Campo Via, gdzie Boliwijczycy stracili w zasadzce urządzonej przez argentyńskich kawalerzystów służących w Paragwaju ostatni z posiadanych czołgów. Wydawało się, że wojska paragwajskie bez problemu dotrą do terytorium Boliwii właściwiej. Jednak Boliwię było stać na jeszcze jeden zryw.

Wycieńczenie

Po klęsce pod Campo Via zdymisjonowany został gen. von Kundt, który wrócił do Niemiec. Jego miejsce zajął generał Enrique Penaranda del Castillo. Wówczas też prezydent Ayala zaproponował rozejm, który miał trwać do 6 stycznia 1934 roku. Następnego dnia Paragwajczycy uderzyli szukając słabego punktu w boliwijskich liniach obrony. W połowie maja napotkali jednak silnie umocnione pozycje na drodze na 90 kilometrze na północny zachód od Bollivian, na których gen. Castillo oparł główną linię obrony. W ciągu tygodnia walk w punkcie zwanym "Canada Strongest" Paragwajczycy stracili 500 zabitych, a około 1400 żołnierzy trafiło do niewoli.

Mimo tej porażki już w czerwcu paragwajska ofensywa została wznowiona. Mimo oporu wojsk pułkownika Moscoso i kilkukrotnych prób kontratakowania Paragwajczycy zostali zatrzymani dopiero pod Villa Montes w połowie lutego 1935 roku. W ciągu tych ośmiu miesięcy wojska Estigarribii rozbiły w pył Korpus Rezerwowy Muscoso, który ponownie porzucił swoich żołnierzy na pewną śmierć. W bitwie pod El Carmen w dniach 13-15 listopada 1934 roku stracił 2669 żołnierzy, a ponad 4000 dostało się do niewoli. Jedynie niecałym 2 tysiącom udało się wycofać.

Sami Paragwajczycy nie spodziewali się takiego zwycięstwa, co niestety odbiło się na jeńcach, z których wielu zmarło z pragnienia. Bynajmniej nie było to winą Paragwajczyków. Oni sami cierpieli pragnienie i dzielili się wyśrubowanymi racjami z Boliwijczykami. Niewiarygodnie suchy klimat i rozciągnięte linie zaopatrzeniowe powodowały ogromne braki w zaopatrzeniu. Doszło do tego, że odciętym oddziałom lotnictwo zrzucało zamarznięte bryły lodu, aby w ten sposób dostarczyć wodę.

W kwietniu 1935 roku Boliwijczycy próbowali zaskoczyć jeszcze przeciwnika kontratakiem z Wzgórz Aquraque, znajdujących się na północ od Villa Montes. Jednak zostali skutecznie odparci. Z kolei wyczerpane wojska Paragwajskie nie były w stanie zdobyć miasta. Sytuacja była patowa poniważ Boliwijczycy byli zbyt słabi, aby przeprowadzić udaną kontrofensywę. Dopiero wówczas, przy międzynarodowym arbitrażu, obie strony zasiadły do rozmów. Zawieszenie broni zostało zawarte 14 czerwca 1935, a 21 lipca 1938 został zawarty w Buenos Aires ostateczny traktat pokojowy.

W czasie rozmów międzynarodowi arbitrzy przyznali 75 procent spornego terenu Paragwajowi. Boliwia otrzymała jedynie bagnisty i rolniczo nieprzydatny korytarz prowadzący do rzeki Paragwaj. Zwycięzcy dobrowolnie zaproponowali Boliwijczykom przywileje kolejowe i tranzytowe na terenie Paragwaju.

Podczas wojny Boliwia straciła około 80 tysięcy żołnierzy z 210-250 tysięcy zmobilizowanych mężczyzn. 50 tysięcy zginęło po stronie Paragwaju, który powołał 140 tysięcy żołnierzy. Te ogromne ofiary poniesione w imię petrodolarów, jak się okazało, poszły na marne. Kolejne odwierty wykazały, że na terenie Chaco ropy praktycznie nie ma. Ponad 100 tysięcy ludzi oddało życie za bagna, nieużytki i dżunglę.

Paragwajczycy oddali Boliwii zdobytego 4 lipca 1933 roku Vickersa E w 1994 roku. Obecnie można go podziwiać stojącego jako pomnik w La Paz. Kanonierka "Humaitá" od 6 września 2000 służy jako okręt-muzeum, a "Paraguay" pełni role reprezentacyjne i szkoleniowe będąc nadal w służbie.

Tutaj możesz się dowiedzieć więcej o flotyllach rzecznych.

Źródła:

Jarosław Dobrzelewski; "Wojna o Gran Chaco 1932-1935"; Zabrze 2012

Hartmut Ehlers; "Kanonierki Paraguay i Humaitá"; "Okręty Wojenne" 2/2004

Tomasz Wojciechowski; "Wojna o Gran Chaco"; "Poligon" 3/2010

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy