Gdzie właściwie urodził się Chrystus?

Mizerna, cicha i licha? Nic z tych rzeczy... /Getty Images
Reklama

Czy tradycyjna szopka przedstawiająca małego Jezusa złożonego w stajennym żłobie w otoczeniu wołu, osła i baranka ma cokolwiek wspólnego z domniemanym miejscem przyjścia na świat Zbawiciela? Spróbujmy oddzielić fakty od wzruszającej legendy...

Bóle nasilały się z każdą chwilą. Na twarzy młodej dziewczyny, która już za kilka godzin miała stać się matką, malował się niepokój: słońce chyliło się już ku zachodowi, a do Betlejem pozostawał jeszcze szmat drogi. Dlaczego ma to się stać właśnie teraz? Przecież do terminu porodu jest jeszcze kilkanaście dni - to dlatego zdecydowała się wyruszyć w pełną trudów podróż. Musi wytrzymać jeszcze trochę. Na horyzoncie już widać mury miasta...

Gdy Józef i jego ciężarna żona dotarli w końcu do Betlejem, było już ciemno. Maria jęczała cicho na osiołku, który wytrwale dźwigał na sobie brzemię jej cierpienia. Szczęśliwie w karawanseraju położonym o rzut kamieniem od murów paliło się jeszcze światło i dobiegały stamtąd nawoływania poganiaczy wielbłądów.

Reklama

Gdy do niego dotarli, Józef wbiegł po kamiennych schodach na piętro, gdzie znajdowały się izby gościnne. Niestety! Ich drzwi były - z obawy przed złodziejami - zamknięte na głucho i docierały zza nich tylko donośne pochrapywania. Nie pomogło też stukanie i głośne prośby przyszłego ojca: kilka przekleństw i gróźb dało mu szybko do zrozumienia, że kto pierwszy, ten lepszy. Wtedy jego wzrok padł na stajnię w głębi dziedzińca, w której nie zamknięto jeszcze jucznych zwierząt z ostatniej karawany...

Czy tak wyglądały ostatnie chwile przed przyjściem na świat małego Jezusa? To całkiem możliwe. Załóżmy, że spodziewająca się w każdej chwili rozwiązania Maria i jej mąż nie znaleźli schronienia w którejś z licznych wapiennych jaskiń wykorzystywanych przez pasterzy na wzgórzach wokół Betlejem (tak chce tradycja chrześcijańska i wskazuje na tzw. Grotę Narodzenia, nad którą już w IV wieku wzniesiono bazylikę upamiętniającą narodziny Mesjasza).

W takiej sytuacji najbardziej prawdopodobnym miejscem jednego z najważniejszych wydarzeń w dziejach świata wydaje się właśnie karawanseraj. Cóż to było takiego? To odpowiednik europejskiej gospody podróżnej, oberży czy przydrożnego zajazdu. Sama nazwa pochodzi z języka perskiego i oznacza ogrodzony plac lub dziedziniec dla karawan. 


Te niezwykłe kamienne lub ceglane budowle rozsiane były po wszystkich szlakach handlowych Bliskiego Wschodu i zapewniały podróżnym bezpieczny popas, zaopatrzenie w wodę oraz nocleg. Budowano je z dala od ludzkich domostw, ale też bezpośrednio pod murami miast, aby mogły dać schronienie spóźnionym wędrowcom i kupcom, którzy nie zdążyli przekroczyć bramy przed zachodem słońca. 

Schronienie to w tym przypadku bardzo ważne słowo. Karawanseraje, opatrzone solidnym murem i bramą, pełniły w razie potrzeby funkcję obronną, pozwalając w bezpiecznym miejscu umieścić zwierzęta i towary czy nawet odeprzeć atak pustynnych rabusiów.

Zajazd tego typu był ze wszech miar funkcjonalny i składał się z części przeznaczonej dla odpoczywających ludzi (w pomieszczeniach ulokowanych na piętrze lub w środkowej hali budynku) oraz stajni dla osłów, mułów czy wielbłądów. Te pomieszczenia znajdowały się na parterze - wewnątrz i wokół centralnego dziedzińca - lub w bocznych skrzydłach budynku o konstrukcji jednokondygnacyjnej.

Przy zwierzętach układali się do snu także poganiacze i służba, a w sytuacji, gdy brakowało miejsca w pokojach "hotelowych" - również spóźnieni podróżni. Lepsze to niż błąkanie się w nocy po niebezpiecznym gościńcu! I z takiej właśnie opcji mógł skorzystać szukający nerwowo jakiegoś miejsca pod dachem Józef, gdy krzyk rodzącej Marii rozległ się pod murami Betlejem.

Jeśli przyjmiemy taką wersję wydarzeń sprzed dwóch tysięcy lat, to paradoksalnie przywrócimy do życia mit, który wielu biblistów chętnie przywoływało jako przykład ludowej konfabulacji. Uważają oni, że zwierzęta hodowlane, tak chętnie umieszczane obok jasełek z Dzieciątkiem w bożonarodzeniowych szopkach i na kartkach ze świątecznymi życzeniami, to wymysł późniejszych wieków.

"Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie" - tym jednym zdaniem św. Łukasz kwituje dramatyczne okoliczności porodu. O zwierzętach ani słowa.

Ale w karawanseraju nie mogło się bez nich obejść, zwłaszcza jeśli był przepełniony, a Maria rodziła w stajni, o czym świadczy obecność żłobu. Tyle że nie były to krowy, woły (trzymano je przy domach), owce czy kozy (te przebywały na dalej położonych od miasta pastwiskach), ale zwierzęta juczne i pociągowe, wykorzystywane do transportu ludzi oraz towarów w karawanach: wielbłądy, muły lub osły. I to one właśnie mogły być zapewne nieco zaskoczonymi, pierwszymi świadkami obecności na tym świecie małego Jezusa.

Świat Wiedzy Biblia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy