Dokument prowadzi do skarbu. Od 150 lat nikt nie może go rozgryźć!

Nie wiadomo nawet, jak wygląda ukryty skarb, ale od 150 lat rozpala on wyobraźnię wielu poszukiwaczy /123RF/PICSEL
Reklama

Do dziś poszukiwacze skarbów próbują rozwikłać jedną z największych zagadek w historii. Wyjątkowości dodaje jej to, że jej rozwiązanie znajduje się ponoć w dostępnym dla wszystkich tekście. Chociaż równie dobrze wszystko może być bajką zmyśloną przez słynnego pisarza...

Tajemnica, przygoda i wizja wygodnego życia w bogactwie. Nic dziwnego, że ukryte skarby nęcą od tysięcy lat. Bo co może być lepszego od rozwikłania zagadki sprzed lat, znalezienia fortuny zakopanej gdzieś w starej skrzyni i pławienia się w luksusach do końca dni?

Złoto Hiszpanów

Historia tego skarbu to jedna z tych, które do dziś kuszą żądnych przygód i bogactwa śmiałków niczym syreni śpiew. Pomimo upływu prawie 150 lat łowcy skarbów głowią się nad sekretem pozostawionym przez niejakiego Thomasa J. Beale’a. Atmosferę wokół tej tajemnicy podkręca fakt, że kluczem do jej rozwiązania są zaszyfrowane wiadomości stworzone przez właściciela majątku.

Reklama

Około 200 lat temu, prawdopodobnie w 1819 roku, Thomas J. Beale odnalazł skarb o ogromnej wartości w kopalni na terenie należącej wtedy do Hiszpanów prowincji Santa Fe de Nuevo México (dzisiejsze pogranicze stanu Nowy Meksyk i Colorado). Razem ze swoją świtą przetransportował skrzynie pełne srebra, złota i drogocennych kamieni do swoich rodzinnych stron w stanie Wirginia i ukrył przed potencjalnymi złodziejami.

Kod da Vinci w wersji amerykańskiej

W 1821 legendarny poszukiwacz po raz kolejny udał się na zachód aby szukać jeszcze większego bogactwa. Po drodze zatrzymał się w Washington Hotel, w Lynchburgu i zostawił tajemniczy pakunek właścicielowi przybytku, Robertowi Morrissowi.

Znajdowały się tam trzy dokumenty. Każdy z nich zaszyfrowany w bardzo skomplikowany sposób. Pierwszy miał opisywać dokładną lokację skarbu Beale’a. Drugi - szczegółowy opis jego fortuny. Trzeci dokument wskazywał, do kogo należy majątek i jak powinien zostać podzielony.

Całe sedno historii tkwi w tym, że do dzisiaj odszyfrowano tylko drugi z trzech tekstów. Zaczyna się on od słów: "Zostawiłem w hrabstwie Bedford, około cztery mile od Buford, zakopane sześć stóp pod ziemią następujące przedmioty".

Według tych informacji Beale ukrył 1320 kg złota, 2313 kg srebra - jak podaje Wikipedia, obecnie dostalibyście za to 43 miliony dolarów. Do tego dochodzą jeszcze kamienie szlachetne o wartości około 220 tys. w amerykańskiej walucie. Jest więc czego szukać.

Thomas J. Beale nigdy nie powrócił z drugiej wyprawy.

Kod niepodległy

Wróćmy do Roberta Morrissa, który był w posiadaniu szyfrów. Sam nie był zbyt dobry w łamaniu kodu, więc poprosił o pomoc przyjaciela. Ten z kolei do spółki z niejakim Jamesem B. Wardem opublikował tajemnicze dokumenty w roku 1885 w broszurze "Papiery Beale’a". Właściwie dopiero wtedy sprawa ujrzała światło dzienne. Broszura sprzedawała się jak szalona, a legenda o fortunie rosła. I żyje do dzisiaj.

Kolejnym smaczkiem jest fakt, że Beale do zakodowania drugiego miał posłużyć się Deklaracją Niepodległości Stanów Zjednoczonych. Nikt nie wie, co jest kluczem do pozostałych dwóch. Próbowano użyć Wielkiej Karty Swobód, Biblii czy Konstytucji USA. Z marnym skutkiem.

Zaszyfrowana bujda?

Po tylu latach niepowodzeń w odczytaniu tekstów i znalezieniu skarbu musiały pojawić się głosy podważające prawdziwość historii. Eksperci z dziedziny kryptografii korzystając z mocy obliczeniowej komputerów doszli do wniosku, że pierwszy i drugi dokument to tylko losowe ciągi znaków bez ładu i składu. Inną sprawą jest to, że w odszyfrowanym tekście jest wzmianka o Wojnie Secesyjnej, która wybuchła ponad 40 lat od domniemanego stworzenia dokumentów.


Pojawiło się także sporo argumentów wytykających brak logiki w zachowaniu Beale’a. Dlaczego miałby w tak skomplikowany sposób szyfrować dokument mówiący o tym, kto powinien odziedziczyć jego fortunę i dlaczego zostawiłby go w jakimś hotelu?

W końcu są i tacy, którzy twierdzą, że Thomas J. Beale w ogóle nigdy nie istniał.

Kolejne dzieło wielkiego pisarza?

Tajemnica skarbu Beale’a wzbudza sporo kontrowersji. Złośliwi słusznie zauważają, że jedynym, który póki co zarobił na rzekomo ukrytych bogactwach był James B. Ward, który wydał słynną broszurę. Najprawdopodobniej to on jest autorem całej historii. Chociaż istnieje całkiem ciekawa hipoteza, że Ward tylko dorobił się na sprzedaży pamfletów, ale napisał je... Edgar Allan Poe.

Słynny pisarz, który żył w nędzy, podejmował się różnych zleceń. Przy okazji był wielkim fanem kryptografii, swoje szyfry publikował regularnie. Studiował nawet w Wirginii, ale z powodu ogromnych długów musiał porzucić edukację. Wiele osób wskazuje podobieństwa pomiędzy tekstem w broszurze, a językiem Poego. Jednak tym rewelacjom także zaprzeczyło już kilku liczących się ekspertów. 

Niezależnie od tego, jak wielu próbowało już podważyć historię o fortunie Thomasa J. Beale'a, równie wielu nadal w nią wierzy. Skarb z Wirginii podsyca entuzjazmy łowców skarbów już od 150 lat i tak będzie pewnie jeszcze przez długi czas.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy