Dla armii gorsze od strat bojowych były te niebojowe – wypadki na tyłach i wszelkiego rodzaju choroby. Zwłaszcza weneryczne, które mogły trwale wyłączyć żołnierza z walki. Jak z nimi walczono podczas wojny z bolszewikami?
Na wojnie nie umierało się czy nie zostawało kalekami jedynie od ran poniesionych na linii frontu. Wielu żołnierzy zmarło lub stało się inwalidami w skutek chorób wenerycznych. Dlatego od najdawniejszych czasów armie starały się sformalizować działania prostytutek, które podążały za frontem.
Niemal wszystkie armie zorganizowały własne lupanary, w których prostytutki były regularnie badane. We Francji i w Rzeszy zorganizowano obwoźne burdele. To od nich wzięło się powiedzenie "burdel na kółkach". Pojawiły się one także w Polsce w 1919 roku. Żołnierzom wydawano prezerwatywy wraz z przepustką, a w Austro-Węgrzech za nieużywanie prezerwatyw groziły surowe kary.
Mimo to po zakończeniu Wielkiej Wojny problem chorób wenerycznych był ogromny. Jedną z przyczyn była ogromna popularność chorych prostytutek, które specjalnie zarażały żołnierzy, którym marzyło się wycofanie na tyły. Jak pisał Peter Englund:
"Były takie okresy, kiedy zakażone kur** zarabiały więcej niż zdrowe, ponieważ miały wielkie powodzenie u żołnierzy, którzy chcieli złapać jakąś dolegliwość weneryczną i dostać zwolnienie ze służby na froncie. Najbardziej groteskowym wyrazem tej sytuacji był handel ropą od chorych na rzeżączkę; żołnierze ją kupowali, a następnie wcierali w genitalia, w nadziei, że wylądują w szpitalu".
Epidemia szalała zwłaszcza w biednych rejonach Europy, gdzie prostytucja często była jedynym źródłem utrzymania. Tak było w Polsce, gdzie epidemia chorób wenerycznych była wręcz ogromna.
***Zobacz także***